Oleksij Radynski

Kto tu jest separatystą?

Różnorodność Ukrainy ratowała ją przed ustaleniem jedynej słusznej doktryny ukraińskości – czy tej wschodniej, czy zachodniej.

„Uważam, że Donbas i Krym powinny dostać szansę, by się oddzielić. Politycznie te regiony są częścią rosyjskiej nacji”. To nie cytat z samozwańczych przywódców Donieckiej Republiki Ludowej. To cytat z Jurija Andruchowycza, zachodnioukraińskiego pisarza i ulubieńca polskich ukrainofilów, pochodzący z 2010 roku. Andruchowycz stwierdził wówczas, że gdyby do władzy kiedykolwiek znów doszli „pomarańczowi”, musieliby dać tym regionom, rzekomo należącym „do rosyjskiej nacji”, szansę na samostanowienie. Według Andruchowycza „ukraińskiej mniejszości” łatwiej byłoby stamtąd po prostu wyemigrować, bo „jakikolwiek ukraiński ruch w tych regionach jest a priori zablokowany, ponieważ nie chce tego „tamtejsza ludność”.

„Pomarańczowi” wrócili do władzy i Jurij Andruchowycz natychmiast dołączył do grupy pisarzy o reputacji wieszcza. Chociaż nie sądzę, żeby przyjmował teraz u siebie w Iwano-Frankiwsku uchodźców z Doniecka czy Ługańska, którzy uciekają przed samostanowieniem Donbasu.

Po co wytykać pisarzowi frazę wypowiedzianą dosyć dawno temu, ewidentnie z chęci przypomnienia o sobie mediom? Tym bardziej, że wypowiedział ją Jurij Andruchowycz – pisarz, który przy innej okazji zaproponował ukraińskim mężczyznom, żeby przestali uprawiać seks z rosyjskojęzycznymi Ukrainkami, żeby te „się nie rozmnażały”. Nie, Andruchowycz nie jest jakimś koszmarnym ukraińskim nacjonalistą, którym rosyjskie media mogłyby straszyć europejskie rządy. Andruchowycz jest jak najbardziej umiarkowanym, słusznym, proeuropejskim liberałem, który czasem lubi epatować publiczność, no bo w Europie tak się robi, że pisarz powinien czasem kogoś epatować.

I właśnie dlatego warto jemu (i wszystkim ukraińskim liberałom) wytykać dawne bzdury o samostanowieniu Donbasu. Mieli swój udział w sprawie zniszczenia jednej, różnorodnej Ukrainy – mały, ale znaczący.

Jedna, różnorodna Ukraina wielu się nie podobała. Można powiedzieć, że nie podobała się wszystkim.

Nie podobała się ukraińskojęzycznym, bo czuli, że ich język i kultura są zaniedbane i represjonowane, a przecież są większością. Nie podobała się rosyjskojęzycznym, bo czuli, że ich język i kultura są zaniedbane i represjonowane, a przecież są wielkie i wspaniałe. Wszyscy myśleli, że są poddawani opresji. I mieli rację – mylili się tylko co do jej źródeł. Przecież to niemożliwe, żeby w tym samym państwie ten sam rząd (a właściwie wszystkie poszczególne rządy) celowo poddawali językowej i kulturowej opresji Ukraińców i Rosjan jednocześnie. Jeśli ktoś jest ofiarą opresji, ktoś musi być jej beneficjentem, prawda?

I był beneficjent tej opresji – dzikie oligarchiczne państwo o prawie zerowych wydatkach na kulturę, ale o fajnym sposobie na przekierowanie społecznego gniewu na gniew językowy.

Teraz, nawet jeśli Ukraina przestanie być jedna, nie przestanie być różnorodna. To też nie będzie się wielu podobać i znajdzie się kolejny Andruchowycz, który powie, że Odessa i Zaporoże nie należą do jedynie słusznej Ukrainy, bo nie mówią po ukraińsku i nie głosują na kogo trzeba. Jedynie słuszna Ukraina, swoją drogą, też mało komu by się podobała, bo byłaby czymś w rodzaju żałosnej parodii współczesnej Polski: monoetniczna, monojęzyczna, ze stolicą we Lwowie, kontrolująca parę zachodnich obwodów. Sporo Polaków męczy się w swoim monoetnicznym, monojęzycznym społeczeństwie; na Ukrainie ich marzenie o wielokulturowym współistnieniu jest spełnione. I prawie nikt nie potrafi tego docenić, bo każda z tych kultur jest fatalnie zubożała i zaniedbana.

Uratowanie Ukrainy polega przede wszystkim na uratowaniu jej różnorodności. Nie dlatego, że rozmaitość jest fajna i wszyscy mamy być multi-kulti, bo w Europie tak się robi.

Różnorodność Ukrainy ratowała ją przed ustaleniem jedynej słusznej doktryny ukraińskości – czy tej wschodniej, czy zachodniej. Ustalenie jakiejkolwiek z wersji tych doktryn byłoby katastrofą. Teraz wiemy, jak wygląda ta doktryna w wersji Donbasu: w świeżo uchwalonej pseudokonstytucji Donieckiej Republiki Ludowej mamy zapisane, że jedyna słuszna wiara pochodzi z Patriarchatu Moskiewskiego, a małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny. Jakoś wątpię, żeby konstytucja jedynej słusznej Ukrainy ze stolicą we Lwowie zasadniczo się różniła – chyba że nazwą patriarchatu. I to jest najważniejszy powód, żeby Donbas pozostał Ukrainą.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij