Potomkowie żołnierzy wyklętych mogą jechać do Londynu za chlebem, ale do Warszawy ani za pracą, ani w poszukiwaniu pokoju nie może przyjechać uchodźca z Syrii.
„Dobrze, że wyjdą z tej Unii” – mówiła blondynka do brunetki, smarując się kremem na wąskiej plaży w Mielnie. „Wreszcie obronią się przed tymi brudasami” – odpowiadała brunetka, prażąc nagie piersi za parawanem. Filozofowały tak jeszcze w czerwcu, kiedy ogłoszono wyniki referendum w Wielkiej Brytanii. Brexit został przegłosowany, choć do dziś nie nastąpił, a ja dziwiłem się, że plażowiczki nie myślą o swoim kuzynie Zbyszku, o sąsiedzie Arku, o synu koleżanki Władku, ani nawet o Paulinie, która już nie pracuje u fryzjera w miasteczku, bo lepiej strzyc włosy w Londynie. Blondynka i brunetka, zamiast wysnuć logiczny wniosek, że około 800 tysięcy naszych emigrantów na wyspach znajdzie się w trudnej sytuacji, narzekały na „ciapatych”. A przecież już wtedy pojawiały się ulotki nawołujące do przegnania z Albionu polskiej zarazy, która podobno roznosi „pasożyty”, dosłownie i w przenośni (czyżby tamtejsi nacjonaliści słuchali wcześniej Kaczyńskiego, czy może odwrotnie, prezes doskonale znał historyczne, rasistowskie schematy myślenia używane także podczas Holocaustu?). W „brexitowej” kampanii nagłaśniano przestępstwa z udziałem potomków lotników Dywizjonu 303, a nie fakt, że nasi przodkowie ratowali Anglię przed hitlerowcami. Dokładnie tak samo jak prawica w Polsce manipuluje informacjami o przybywających do Europy uchodźcach.
Dla plażowiczek z Mielna zapewne także śmierć Arkadiusza J. w Harlow jest wynikiem „multi-kulti” oraz „lewackiej poprawności politycznej”. Wykreowany w mediach obraz bestialskiego mordu na tle narodowościowym, dokonanego przez grupę nastolatków (w domniemaniu konserwatystów o ciemnym kolorze skóry) na spokojnym białym ojcu rodziny burzą jednak najnowsze doniesienia z Wielkiej Brytanii. Policja z hrabstwa Essex po przeanalizowaniu nagrań z kamer przemysłowych poinformowała, że między Arkadiuszem a chuliganami odbyła się dwudziestominutowa dyskusja, która w pewnym momencie nagle zmieniła się w bijatykę. Polak otrzymał jeden cios, po którym upadł, i prawdopodobnie to uderzenie głową o ziemię spowodowało jego śmierć (bez wątpienia straszną, smutną i niepotrzebną). Zdradziecki TVN nadaje z Essex, że zabity siedział przedtem długo pod pizzerią, pijąc piwo. Referendum w sprawie Brexitu zwiększyło liczbę antyemigrackich napaści na Polaków (od czerwca było ich już około 20), ale ustalone dotychczas szczegóły zajścia w Harlow każą powstrzymać się przed pochopną oceną sytuacji. Nie musiała to być wcale tzw. hate crime, na gang nastolatków (na zdjęciach mają jasny kolor skóry) już od dawna narzekała cała okolica. Przed patriotyczną zapalczywością nie potrafiła się uchronić redakcja wpolityce.pl, sumując niechcący w jednym obszernym komentarzu cały nasz stosunek wobec obcości. Komentatorka od razu wie, że policji na Wyspach „polityczna poprawność każe ukrywać hate crimes”, więc trzeba „chronić Polaków przez brytyjskimi bandytami i ksenofobami”.
Natomiast u nas najwyraźniej nie trzeba nikogo bronić przed rasizmem i o każdej „zbrodni z nienawiści” mówi się głośno i wysyła do jej zbadania pułk detektywów?
„Tradycyjna agresja tutejszych tabloidów wobec imigrantów, nakręcająca spiralę agresji” też jest grzechem wyłącznie Albionu, ale już nie Słowiańszczyzny, podobnie jak „rodzaj przyzwolenia na okazywanie niechęci, «egzekwowanie społecznej sprawiedliwości»” oraz „populistyczne hasła o «pustoszeniu państwowej kiesy przez imigrantów»”. Poza tym we wpolityce.pl czytam, że angielska prasa „wypominała, że imigranci zabierają Brytyjczykom pracę – co nie było prawdą, i że drenują budżet państwa, pobierając benefity i nie płacąc podatków”, a przecież, jak pisze dziennikarka, Polacy „często płacą podatki”.
Polakom znów jest najlepiej czują się w skórze ofiar, i – choć ostatnio prezydent z prezydentową zainaugurowali powszechne czytanie tekstu Henryka Sienkiewicza – nie znają dokładnie książek „wieszcza”. Przypomnę więc, że oprócz Quo vadis napisał też W pustyni i w puszczy, gdzie jeden z bohaterów, Kali, mawiał mniej więcej tak: „Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy – to jest zły uczynek. Dobry – jak Kali zabrać komuś krowy”.
To właśnie jest „moralność Kalego”, której hołdują Polacy, uważający, że mają prawo (nie tylko ze względu na dokonania Dywizjonu 303, ale też z powodu bitwy pod Wiedniem) emigrować w świat, podczas gdy wszyscy inni powinni zostać w domu.
Potomkowie żołnierzy wyklętych mogą jechać do Londynu za chlebem, ale do Warszawy ani za pracą, ani w poszukiwaniu pokoju nie może przyjechać uchodźca z Syrii. Nam się należy i nikomu nie zabieramy pracy – a Syryjczykom, Irakijczykom i Afgańczykom już się nie należy, ponieważ są „obcy”, „inni” i zrujnują nasz budżet, „żyjąc na socjalu”. Prawicowi publicyści uważają, że pijany biały katolik w koszulce z husarią nie niszczy europejskiej kultury (choć ta jest przecież zła, więc właściwie powinniśmy ją chyba unicestwić?), ale już przybysz spoza Unii (to „Bruksela” jest zła czy dobra?) stanowi zagrożenie. Przypadki muzułmańskiego terroryzmu oznaczają, że wszyscy „ciapaci” są prymitywnymi barbarzyńcami, ale fakt, że w maju w Londynie niejaki Damian Pankiewicz (skazany za gwałt w ojczyźnie) pobił do nieprzytomności inwalidę, po czym usiłował wrzucić go pod autobus, nie świadczy o potomkach pilotów broniących Anglii przed hitlerowcami. Nic wspólnego nie mają również z Polską i opinią o naszych emigrantach dziesiątki wyroków (wydanych w niesprawiedliwych, lewackich sądach Wielkiej Brytanii) w sprawach zabójców, handlarzy narkotyków, złodziejów czy pijanych kierowców spod skrzydeł orła białego. Arkadiusz Tomczyk skazany właśnie w Birmingham za włamanie i gwałt oraz filmowanie ofiary jest wyjątkiem od reguły, zaś mułła nawołujący do dżihadu już nie. Nie doczytaliśmy Sienkiewicza: „Staś był zbyt młody, by zmiarkować, że podobne poglądy na złe i dobre uczynki wygłaszają i w Europie — nie tylko politycy, ale i całe narody.”
Ani casus Pankiewicza, ani przypadek Tomczyka nie zmienia faktu, że Arkadiusz J. był zapewne naprawdę ciężko pracującym emigrantem. Nawet jeśli przed śmiercią wypił parę piw, nie znaczy to, że „wszyscy Polacy to jedna rodzina” katolickich alkoholików. Tak samo jak to, że wielu młodych muzułmanów w Anglii zostaje radykałami, nie oznacza, że islam jest „religią kozojebców”. Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie lub kto sieje wiatr, ten zbiera burzę – jak mówią nasze piękne przysłowia i jak już napisano po wydarzeniach w Harlow.
Innymi słowy, kto raz zacznie stosować narodowe, rasowe i kulturowe kryteria oceny poszczególnych ludzi, ten nie powinien się dziwić, że sam padnie ofiarą uogólnień.
Innymi słowy, kto raz zacznie stosować narodowe, rasowe i kulturowe kryteria oceny poszczególnych ludzi, ten nie powinien się dziwić, że sam padnie ofiarą uogólnień. Dlatego panujący aktualnie „naszyzm” (o którym pisała między innymi Magdalena Środa), czyli „moralność Kalego” w wersji „moralność Polaczka”, zawsze spowoduje, że kat i ofiara łatwo zamienią się rolami. Nasi emigranci z wysp mają rację, że „faszystami” bywają też „czarni” i „muslimy”, ponieważ rasistą może być każdy, niezależnie od koloru skóry i wyznania.
Jeden z pomysłów emigracyjnych kaznodziejów, aby w najbliższych dniach wszyscy Polacy w Anglii wyszli do pracy w biało-czerwonych koszulkach z orłem w koronie, pokazuje, jak nakręca się spirala walki o symbole, na które można zareagować nienawiścią. Łatwo oskarżyć muzułmańskie kobiety, że nie integrują się, nosząc chusty, ale zapominamy, że dla wielu z nich zakrycie włosów jest sposobem na zachowanie własnej kultury w obcym społeczeństwie. Teraz my będziemy obnosić się z historycznymi emblematami, chroniąc Polską tożsamość, do czego każdy ma prawo, szczególnie kiedy czuje się zagrożony. Dlaczego więc odmawiamy innym tego prawa? Czy na kolejnym etapie przytroczymy sobie skrzydła husarii?
Jako ateista czułbym się niezręcznie, przypominając plażowiczkom z Mielna o słowach Jezusa: „Co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy”, czyli w prostszej wersji: „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Podobną uniwersalną „złotą regułę etyczną” głosili też Budda, Konfucjusz i filozofowie starożytnej Grecji – dotyczy ona każdego, niezależnie od tego, czy nosi hidżab, bluzę ze znakiem Polski walczącej, czy opala się topless nad Bałtykiem.
**Dziennik Opinii nr 252/2016 (1452)