To nie jest felieton o Trynkiewiczu, który ostatniego dnia odsiadki zamienił się nagle i dla niepoznaki w Mariusza T. albo w Mariusza piiiiiiiii.
To nie jest felieton o Trynkiewiczu, który ostatniego dnia odsiadki zamienił się nagle i dla niepoznaki w Mariusza T. albo w Mariusza piiiiiiiii, albo nawet w samo piiiiiiii.
Wśród wypowiedzi na jego temat szczególną grupę stanowiły utyskiwania, że to histeria medialna i że za dużo się o nim mówi. Ale to nie jest felieton o tym, że mówienie, że się za dużo mówi, też jest mówieniem o piiiiiiii. Ani nawet nie jest to felieton o tym, że mówienie o tym, co powyżej, nadal jest dokładaniem się do medialnej ekscytacji.
I już zapewne nie da się na ten temat więcej powiedzieć. We wczorajszych wydarzeniach zainteresował mnie tylko jeden szczegół, którego w gruncie rzeczy nie było – dlatego też zaraz porzucimy piiiii. Otóż rzutem na taśmę władze więzienne, zapewne nie z własnej inicjatywy, znalazły w jego celi pornografię dziecięcą, która szybko okazała się zdjęciami z dzieciństwa i szkicami niespełniającymi kryteriów pornografii. (A także szczątki ludzkie, żeby brzmiało tak złowieszczo, że przekraczało to już granice absurdu, gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości.)
Zastanawia mnie jednak, co by było, gdyby rysunki te rzeczywiście były dziecięcą pornografią?
Jak wiadomo, można grzeszyć myślą, mową i uczynkiem. Prawo pozytywne, w przeciwieństwie do boskiego, tak głęboko nie sięga. Nasze fantazje erotyczne, nawet te najbardziej paskudne i nienormatywne, są naszą sprawą i nie podlegają kontroli. Ewentualnie może to być kwestia wymagająca leczenia, jeśli ktoś zechce o nie poprosić. Uczynki natomiast podlegają karze. A między nimi jest to niedookreślone miejsce – mowa. Albo obraz. Mowa i inne symbole podlegają już ocenie, również restrykcjom, ale to dość śliski obszar. I zazwyczaj chodzi tu już o sferę komunikacji społecznej, oddziaływania, a nie samego faktu wypowiedzenia czy narysowania.
Czy jeśli mam niewłaściwe a nawet zbrodnicze fantazje seksualne albo inne, np. dotyczące przemocy, i lubię sobie je także narysować, to mogę oczekiwać wizyty odpowiednich służb i wyroku?
Nie wykorzystałam nikogo, nie zamierzam rozpowszechniać, po prostu właśnie to lubię rysować. Aż szkoda, że na rysunkach piiiiiiii nie było nic zdrożnego w świetle litery prawa, bo chciałabym zobaczyć, co zrobi z tym sąd. Jak zdefiniuje pornografię?
Czy są to prywatne fantazje, rysunki, pisane na prywatny użytek teksty, czy jednak dziedzina kultury, a więc coś, co musi wyrażać się też w społecznej komunikacji?
Zacznijmy od tego, że jest to sztuka użytkowa i mniej więcej wiadomo, jakiemu użytkowi służy. Ma podniecać, a empirycznym sprawdzianem jej skuteczności może być masturbacja. Czy jeśli nie podnieca, przestaje być pornografią? Rysunki piiiiiiiii były podejrzane, bo towarzyszyły im przypuszczenia co do funkcji, jakie miały spełniać. Ale w końcu to tylko przypuszczenia.
Poza tym, a może przede wszystkim, pornografia to pewne konwencje i przemysł. Funkcjonowanie tego przemysłu warto poddać kontroli, a konwencje można badać tak jak inne artefakty kultury. Większość pornografii jest nieskomplikowana fabularnie, szmirowata i seksistowska, ale to nie znaczy, że nic innego nie istnieje.
Splatając jedno z drugim – użyteczność z konwencją – może zastanawiać się, co jest ważniejsze: jajko czy kura. Ja bym mimo wszystko, jako konstrukcjonistka, stawiała na kurę. Pornografia formatuje pożądanie, ale często w niepożądany sposób. Może więc najlepszym wyjściem jest, aby każdy sam sobie namalował swoje fantazje. piiiiiiiiiiiiiiiiii
Czytaj także:
Jakub Majmurek, Dajcie potwora na pierwszą stronę
Jakub Dymek, Straszenie pedofilem
Jakub Janiszewski, Księżniczka, palec i świński zad