Reakcyjny sojusz chciał ocenzurować spektakl teatralny, ale skutek ich działań był przeciwny do zamierzonego: dzieło, które miało zostać zakazane, zostało spopularyzowane.
W piątek 20 czerwca 2014 roku, ulegając groźbom Arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, że rozpęta zamieszki w całej Polsce, co potwierdziły niektóre organizacje kibicowskie i narodowe, po deklaracji policji poznańskiej, że nie będzie w stanie zapewnić bezpieczeństwa na spektaklu, dyrektor Malta Festivalu podjął decyzję o odwołaniu pokazu spektaklu Golgota Picnic autorstwa Rodrigo Garcii.
Ten akt cenzury wywołał bardzo silną reakcje w całym kraju: teatry, domy kultury, prywatne kluby oraz galerie sztuki, nie godząc się na takie pogwałcenia konstytucyjnego prawa do uczestnictwa w kulturze, same organizowały pokazy rejestracji wideo tej sztuki albo czytania tekstu dramatu. Akcja nazwała się GOLGOTA PIKNIK – ZRÓB TO SAM. Jej sukces był olbrzymi i zasadniczy – odpowiedzią na próbę cenzury była popularyzacja dzieła, które inaczej pozostałoby właściwie nieznane. Reakcyjny sojusz Kościoła i organizacji młodych mężczyzn chciał ocenzurować dzieło, ale skutek ich działań był przeciwny do zamierzonego: dzieło, które miało zostać zakazane, zostało spopularyzowane.
Wydarzeń w ciągu tygodnia było tak wiele, że można by o nich napisać pięć albo sześć tekstów. Zaczynaliśmy działania tydzień temu w nastrojach zupełnej rozpaczy, że Konstytucja RP staje się powoli martwą literą. Po włączeniu się w jej obronę niezliczonej liczby ludzi tydzień później mamy poczucie, że razem udało nam się odpowiedzieć godnie, solidarnie, konstruktywnie na szantaż przeciwników wolności. Za wcześnie na podsumowanie i wnioski – dlatego zamiast jednego, spójnego tekstu, siedem zalążkowych akapitów:
1. Jakie cele są realizowane przez miejską instytucję kultury? Case study z Lublina.
W Lublinie miejskie Centrum Kultury, którego dyrektorami są Janusz Opryński i Aleksander Szpecht, odwołało projekcje spektaklu po telefonie z kurii. W oficjalnym oświadczeniu dyrekcja centrum oznajmiła, że nie jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwo widzom i dlatego pokaz odwołuje. Kurator Grzegorz Reske zorganizował projekcję w prywatnym klubie. Przyszło sto widzów, a protestować nie przyszedł nikt. Nikt. Słownie: zero osób. Czy to znaczy, że zagrożenie, na które powoływała się dyrekcja Centrum Kultury, było wątpliwe, a może całkowicie fikcyjne? Może lubelscy naziści i kibice uznali, że mają ważniejszych wrogów niż ultrawyrafinowana i wieloznaczna sztuka?
Ale przede wszystkim zostaje pytanie: dlaczego instytucja finansowana z moich, naszych, lubelskich i krajowych, a także europejskich pieniędzy gra tylko to, na co jej Kościół pozwoli?
Przecież to nie kościół finansuje Centrum, tylko państwo, a w tym państwie żyją ludzie o różnych przekonaniach. Czy dyrekcja centrum służy Rzeczypospolitej Polskiej, której Konstytucję ma urzeczywistniać (paragraf 6, równy dostęp do dóbr kultury), czy Kościołowi katolickiemu, którego cele statutowe nie są zbieżne, a w kilku kluczowych momentach sprzeczne, z konstytucją RP? Rozumiem, że zwykle Kościół się nie wtrąca, ponieważ większość dzieł pokazywanych w lubelskim CK nie budzi kontrowersji. Rozumiem, że najczęściej Kościół nie ingeruje w działalność CK. Chodzi jednak o to, by nie ulegać wtedy, kiedy się wtrąca.
2. Brak jednoznacznego sojuszu między kibicami a Kościołem
W Poznaniu tłum ludzi odczytał wspólnie tekst sztuki Rodrigo Garcii. Nie było ataku ze strony kibiców. Może sojusz, którego wszyscy się bali, jest fikcją? Wygląda na to, że organizacje kibicowskie prowadzą własną politykę. Każda partia i każde ugrupowanie szuka od lat sojuszu z kibicami – i żadnej to się nie udało. Pewnie dlatego, że kibiców interesuje przede wszystkim… piłka nożna. I na wydarzenia, które z piłką nożną nie mają związku, przychodzą mniej chętnie. To jest pocieszające – aczkolwiek nie wiadomo, czy którejś partii nie uda się w końcu przekonać do siebie jednej ekipy kibiców. Nie znam przykładu z ostatnich kilkudziesięciu lat, żeby kibicowskie bojówki, nawet te najbardziej dzikie angielskie czy holenderskie, godziły się służyć celom politycznym czy religijnym. Nie twierdzę, że jest to niemożliwe – ale bardzo bardzo trudne.
3. Pierwsze przykazanie Kuronia
Z akcji protestu, w których uczestniczyłem, jest to pierwsza, która realizowała przykazanie Kuronia: nie palcie komitetów, zakładajcie własne.
Skuteczność tego podejścia polega przede wszystkim na uniezależnienia protestujących od instytucji, które zawiodły.
Skoro Malta Festival nie pokazał tego spektaklu, to sami zorganizowaliśmy pokazy w innych miejscach, albo wręcz (jak w przypadku czytań scenicznych) sami go sobie zainscenizowaliśmy. Udało nam się wyjść poza przeklęty krąg narzekania i domagania się czegoś od skompromitowanych instytucji albo władz państwa. To wydaje się też najbardziej obiecującym podejściem na przyszłość.
4. Świat sztuki jako siła reakcyjna
Świat sztuki i teatru lubi o sobie myśleć, że zakłóca normalny porządek świata, i że organizacja elitarnego festiwalu jest wyzwaniem rzuconym konserwatywnym siłom. Ale gdy trzeba było naprawdę o coś zawalczyć, gdy pojawiło się zagrożenie, że się naprawdę dostanie w pysk, to najbardziej elitarny, najbardziej eksperymentalny, najbardziej światowy festiwal grzecznie uległ centrom władzy – policji, Kościołowi, prezydentowi miasta. W obliczu zagrożenia realnym zniewoleniem dyrekcja festiwalu przede wszystkim zadbała o możliwość przetrwania i zorganizowania tego samego festiwalu za rok. Nie mam o to pretensji, chcąc przetrwać jako festiwal, nie mieli innego wyjścia. Tylko że może czas, żeby te najbardziej prestiżowe festiwale i teatry zrozumiały, że są częścią systemu władzy, a nie centrami oporu. W ten sposób relacje miedzy nimi a artystami i widownią byłyby bardziej szczere. A że łatwo mi gadać, bo sam nigdy nie stałem przed taką decyzją? Tak, łatwo.
5. Magia i przemoc
I jeszcze chciałbym opisać to dziwne uczucie, kiedy siedzieliśmy w grupie trzystu osób w hali Teatru Nowego w Warszawie, słuchając czytania bardzo poetyckiego tekstu i koncertu fortepianowego – a na zewnątrz stała banda fundamentalistów, wyjących, skandujących, modlących się, wyobrażających sobie, że u nas, wewnątrz, dzieje się nie wiadomo jakie porno.
Przepaść miedzy tym porno odgrywającym się w ich głowach a nami, grzecznymi mieszczanami, którzy chcieli po prostu wysłuchać tekstu dramatu, była kosmiczna, nie do przebycia.
Byłem przekonany, że gdyby kazać tym protestującym wysiedzieć na tym czytaniu, toby nie wytrzymali – z nudów! My wewnątrz, słuchaliśmy poezji i muzyki, a oni, na zewnątrz, sprowadzali swoją religię do prostej magii (próba wpływu na doraźne wydarzenie modlitwą) i swoją ewangelię do przemocy (fizycznie blokowali dostęp do teatru, fizycznie zagłuszali czytanie sztuki).
6. Bezczynność policji w Łodzi
Na scenę łódzkiego teatru, w którym odbywało się czytanie dramatu, wtargnęła grupa fanatyków, którzy przemocą fizyczną i dźwiękową zakłócali wydarzenie kulturalne. Policja odmówiła usunięcia wandali siłą. Dlaczego policja pozwala na takie działanie? Efekt był taki, że fanatycy się pomodlili (mogli to robić w Kościelę, dlaczego akurat scena teatru była tak świetnym miejscem na modlitwę?), a widzowie nie zobaczyli spektaklu, na który przyszli (który mogli zobaczyć tylko w teatrze). Co takiego jest w tych fanatykach, ze policja nie zabrała ich stamtąd siłą? Wprawdzie zostali spisani, ale szkody pozostały – wydarzenie kulturalne nie doszło do skutku. Co takiego jest w tych wandalach, że policja ich nie traktowała tak, jak potraktowałaby każdą inną osobę, która zakłóca wydarzenie kulturalne?
7. Koniec z cynizmem
Absolutną fikcją jest teza o bierności politycznej Polaków, o tym, że wszyscy są zadowoleni i uśpieni i że się nie da tu żadnego konstruktywnego ruchu społecznego zbudować. Jak pokazał ostatni tydzień – da się. Da się w ciągu tygodnia pozytywnie uruchomić kilkaset osób, które z kolei przygotowały wydarzenia, które dotknęły tysięcy. Udało się to pewnie dlatego, że nikt nie chciał tego ruchu instrumentalizować ani stawać na jego czele. Jego cel był bardzo jasno określony, a jego ideologia bardzo przejrzysta: chodzi o wolność słowa. Przy tak jasno zdefiniowanych celach dowództwo jest niepotrzebne, ponieważ i tak wszyscy pracują nad tym samym projektem. Grupa mejlowa, zawiązana na potrzeby tej akcji chciała się w tym tygodniu umówić na spotkanie podsumowujące. Napisałem, że możemy się spotkać dowolnego dnia, bo nikt w tym ruchu nie jest niezbędny – co jest naprawdę wspaniałe.
8. O co chodzi?
Chodzi o to, by nikt nie mógł narzucić, co wolno a czego nie wolno w Polsce słuchać, czytać i oglądać (wyjątki są jasno określone przez prawo, np treści pedofilskie czy gloryfikujące ustroje totalitarne).
[fot. Maciej Komorowski]