Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Jak strach przed lewicą torował drogę Trumpowi

Odkąd ruch MAGA przejął rząd konserwatywnych dusz, wierchuszka Partii Demokratycznej zaciekle walczy z antysystemowym wrogiem, który zagraża interesom elit finansowych i ma szerokie poparcie w społeczeństwie. Nie, nie chodzi o Donalda Trumpa.

Hillary Clinton

Dziesięć lat temu Donald Trump pierwszy raz stanął do wyścigu o prezydenturę, dziś trzyma stery amerykańskiego Titanica. Jak do tego doszło?

Żaden czynnik nie odegrał takiej roli jak podejście i metody przywódców Partii Demokratycznej. Warto je dziś przeanalizować nie tylko po to, żeby zrozumieć, jak Ameryka znalazła się w obecnej sytuacji, ale też jak można jeszcze zapobiec kolejnym katastrofom.

Oto prawdziwa historia, której zblatowani z biznesem przywódcy Partii Demokratycznej próbują nie przyjmować do wiadomości:

Czytaj także AOC: To nie lewica jest problemem demokratów red., Paulina Januszewska

2016: Hillary Clinton obiecuje przedłużenie status quo, w tym pomaganie bankom, nie ludziom. Jej sojusznicy uruchamiają wszelkie możliwe środki, by zapewnić jej nominację partii w wyborach prezydenckich. Z wydatną pomocą Komitetu Krajowego Partii Demokratycznej udaje jej się pokonać w prawyborach mocną kandydaturę Berniego Sandersa, jednak od tego momentu jej kampania przyjmuje coraz gorszy obrót. Wielu młodych ludzi, dla których magnesem był autentyczny, progresywny populizm Sandersa, nie ufa w platformie wyborczej Clinton. Kandydatka robi wszystko, żeby zniechęcić do siebie millenialsów – i przegrywa wybory.

2017: Liderzy Partii Demokratycznej nie mogą uwierzyć w zwycięstwo Trumpa, więc też nie mają nic do zarzucenia sobie ani swojej kandydatce. Nie ma co przyglądać się krytycznie spoufaleniu się Clinton z Wall Street. Nie warto bić się w piersi za to, że kandydatka nie próbowała nawet ukrywać pogardy dla progresywnego skrzydła swojej partii. Pozostaje trwać przy ulubionej obsesji i winę za zwycięstwo Trumpa zrzucać na Rosję.

2018: Liderzy Partii Demokratycznej szykują plan bitwy przed listopadowymi wyborami połówkowymi. Jednocześnie najwyższym priorytetem partii staje się zduszenie wewnętrznego zagrożenia, jakie stanowią siły progresywne. Partyjny establishment obserwuje postępy Berniego Sandersa z odbezpieczoną bronią polityczną.

2019: Demokraci przejmują kontrolę w Izbie Reprezentantów. Cała gromada postaci ze sceny politycznej rusza do wyścigu o partyjną nominację w wyborach prezydenckich. Na lewym skraju znajdują się Sanders i senatorka Elizabeth Warren, ale o uwagę mediów ściera się ponad dziesięcioro innych kandydatów. Dla elit, które obawiają się utraty swojej niedemokratycznej władzy, Sanders lub Warren w Gabinecie Owalnym to najgorszy możliwy scenariusz.

Czytaj także Bernie i korpodemokraci Agata Popęda

2020: Już na początku roku ekonomiczny populizm kampanii Sandersa rozpala elektorat, więc wiele środowisk łączy siły, by ten pożar gasić. Partia Demokratyczna wkracza do akcji, dusząc płomienie na dołach struktury. Po tym, jak Joe Biden kończy prawybory w stanie New Hampshire na miejscu piątym, jego kampania dogorywa. Ratunek przychodzi 18 dni później z Karoliny Południowej, gdzie Biden wygrywa w cuglach. Kilkoro kandydatów mających dobre kontakty z biznesem wycofuje się nagle z wyścigu i udziela Bidenowi gorącego poparcia. Gdy ten zdobywa nominację, politycy obozu progresywnego w większości stają za nim murem, żeby pokonać Trumpa. Biden zwycięża o włos.

2021: W pierwszym roku prezydentury Biden popiera i podpisuje ustawy, które przynoszą realne korzyści milionom Amerykanów. Wkrótce jednak traci impet. Przed końcem roku porzuca projekt ustawy Build Back Better, która zmieniałaby oblicze kraju. Pod koniec lata Biden wycofuje wszystkie amerykańskie oddziały z Afganistanu – a mimo to wzmacnia amerykański militaryzm, bo ponownie zwiększa budżet Pentagonu. Pełną parą realizuje plan „modernizacji” śmiertelnie niebezpiecznego arsenału nuklearnego, którego koszt już dawno przekroczył 1,7 biliona dolarów.

2022: Nawrót „umiarkowanej” polityki, w jakiej Biden czuje się najlepiej. Jednocześnie coraz jego wystąpienia publiczne stają się coraz bardziej nieskładne. Dyscyplina partyjna, głęboko uwewnętrzniona przez demokratów w Kongresie, tłumi każdy przejaw niezależnie myślącego przywództwa. Politycy zasiadający w obu izbach Kongresu zaczynają głosić, że Biden powinien stanąć do wyścigu o drugą kadencję. Presja myślenia stadnego oraz strach przed odwetem Białego Domu sprawiają, że wszyscy siedzą jak myszy pod miotłą.

Czytaj także Dlaczego transhumaniści nie rządzą Ameryką Magdalena Bazylewicz

2023: Na naszych oczach rozgrywa się iście szekspirowska tragedia: Biden podejmuje wyzwanie walki o reelekcję, mimo że utratę sprawności umysłowej widać u niego już jak na dłoni. Potakiwacze lekceważą bazę wyborczą, chociaż sondaże pokazują konsekwentnie, że większość demokratów nie chce jego nominacji w kolejnych wyborach (przy czym wśród demokratów w wieku poniżej 30 lat odsetek niechętnych kandydaturze Bidena wynosi aż 94 proc.).

Jedna z często powtarzanych bredni lansowanych przez bidenowską koterię głosi, że skoro raz już pokonał Trumpa, to ma największe szanse zrobić to ponownie. Zwolennicy tej tezy zapominają, że w 2020 roku Trump reprezentował niepopularne status quo, a w 2024 to Biden będzie świecił oczami za jeszcze ostrzej krytykowany stan państwa. Dowodzą tego sondaże, w których respondenci oceniają, czy kraj zmierza w dobrym, czy w złym kierunku. Wkrótce po tym, jak 7 października Hamas atakuje Izrael, a wojska izraelskie rozpoczynają oblężenie Gazy, Biden zraża do siebie jeszcze większą część wyborców swojej partii, zatwierdzając mimo eskalacji rzezi palestyńskich cywilów gigantyczny wzrost pomocy wojskowej dla Izraela.

2024: Im bardziej postępuje utrata sprawności umysłowej Bidena, tym bardziej liderzy demokratów są na ten fakt ślepi. Nawet po katastrofalnym występie na debacie pod koniec czerwca polityczny refleks podtrzymywania gry pozorów nie pozwala prezydentowi wycofać się z wyścigu przez kolejne 28 dni. Gdy wreszcie zastępuje go Kamala Harris, do wyborów zostało 107 dni i tylko tyle czasu ma nowa kandydatka na sklecenie jakiegoś własnego programu.

Początkowo wydaje się, że Harris zdoła przekonać elektorat, że nie jest tylko potakiwaczką Bidena, ale nie odcina się od niepopularnych decyzji prezydenta. Nic tak nie ilustruje moralnej zapaści kampanii Harris jak upór, z jakim trzyma się linii Bidena w kwestii Strefy Gazy i nieustającego zbrojenia wojsk izraelskich, które metodycznie mordują palestyńskich cywili. Harris ignoruje zatem względy ludzkiej przyzwoitości, jak i sondaże, które wskazują, że znacznie więcej wyborców może ją poprzeć, jeśli wystąpi przeciwko wysyłaniu kolejnych dostaw broni do Izraela. Kończy się to katastrofą przy urnach.

Czytaj także Jak przegrać z żenującym populistą? Trzaskowski, Harris i cena unikania konfliktu Karolina Wiśniowska

Miesiąc temu dwa wydarzenia pokazały gigantyczny rozziew między potencjałem prawdziwej progresywnej zmiany w kraju oraz ponurą rzeczywistością słabych, apatycznych liderów Partii Demokratycznej. Gdy wybory na burmistrza Nowego Jorku wygrał z ramienia Partii Demokratycznej socjalista Zohran Mamdani, oświadczył: „Despotę najbardziej przerazić może tylko jedno: likwidacja tych warunków, które pozwoliły mu zgromadzić władzę. W ten sposób powstrzymamy nie tylko Trumpa, ale też tego, kto przyjdzie po nim”.

Tydzień później ośmiu demokratycznych senatorów skapitulowało przed Trumpem, niwecząc wysiłek obrony Obamacare i podtrzymując status quo w systemie opieki zdrowotnej, gdzie dziesiątki milionów ludzi wciąż nie mają ubezpieczenia lub ich ubezpieczenie nie pokrywa kosztów leczenia w wystarczającym stopniu. Ta kapitulacja oznacza, że kryzys w tej sferze państwa jeszcze bardziej się pogłębi.

Tchórzostwo i konformizm liderów Partii Demokratycznej (którzy grają według zasad narzuconych przez korporacje i są uwikłani w interesy z bogatymi sponsorami) nie jest bynajmniej przekonującym sposobem na pokonanie sił Trumpa, a tym bardziej na wprowadzenie w życie jakiegoś ludzkiego programu politycznego. Żeby uratować kraj przed autokracją, trzeba dostrzec – i rozerwać – żelazny uścisk, w którym liderzy Partii Demokratycznej trzymają swoje ugrupowanie.

*
Powyższa chronologia pochodzi z mojej nowej książki, która jest kroniką dziesięciu lat pogrążania się w politycznym piekle, które doprowadziło Amerykę do obecnej sytuacji. Książka nosi tytuł The Blue Road to Trump Hell i jest dostępna za darmo w formie ebooka lub liku PDF na stronie BlueRoad.info.

**
Norman Solomon jest dyrektorem organizacji RootsAction.org oraz założonego przez siebie ośrodka Institute for Public Accuracy. Należy do grupy Fairness & Accuracy In Reporting (FAIR), która zajmuje się monitoringiem mediów. Jest autorem kilkunastu książek, z których ostatnia nosi tytuł War Made Invisible: How America Hides the Human Toll of Its Military Machine (2023).

Artykuł opublikowany w magazynie Common Dreams na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie