Unia Europejska

To nie jest Europa dla młodych ludzi

Europejskie demokracje zawodzą młodzież, a krótkowzroczne programy polityczne odpowiadają przede wszystkim na potrzeby starszych pokoleń. Młodych pozostawiają bez głosu i bez przyszłości.

W słynnym kryminalnym neowesternie z 2007 roku nie pierwszej już młodości szeryf, wspaniale zagrany przez Tommy’ego Lee Jonesa, słyszy z ust swojego kuzyna ostrzeżenie: „Ten kraj daje ludziom popalić. Nie powstrzymasz tego, co ma nadejść. A czekać na ciebie też nic nie będzie”.

Chodzi oczywiście o film braci Coenów To nie jest kraj dla starych ludzi – dlaczego zatem pozwoliłem sobie sparafrazować ten tytuł, by pisać o sytuacji młodych pokoleń w europejskich demokracjach? Przecież współczesna Europa ani trochę nie przypomina dzikich pustyń zachodniego Teksasu, gdzie rozgrywa się fabuła obrazu Coenów. Owszem, w Europie również znajdą się starsi ludzie, którym trudno zapewnić sobie godne życie, uważam jednak, że sytuacja młodych jest znacznie gorsza od sytuacji seniorów. Wynika to z głównej wady demokracji, czy raczej z jej krótkowzroczności.

Do kogo należy polityka? Nie do ludzi młodych

czytaj także

Do kogo należy polityka? Nie do ludzi młodych

Aksel Sundström i Daniel Stockemer

Demokracja jest zakładniczką elektoratu, a w Europie nie oznacza to ludzi młodych. W ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego odsetek osób oddających głos po raz pierwszy w życiu (wyborców, którzy osiągnęli wiek uprawniający do głosowania w czasie, który upłynął od ostatnich europejskich wyborów w 2019 roku) wyniósł sporo poniżej 10 proc. Trudno się zatem dziwić ich utyskiwaniu na to, że oddawane przez nich głosy nie przekładają się na zmiany w sprawach publicznych. Zbyt mało jest bowiem młodych wyborców, by byli w stanie wpłynąć na jakąkolwiek władzę.

Pokolenia jeszcze młodsze od tych, którzy już mogą głosować, i pokolenia tych, którzy jeszcze się nie urodzili, mogą liczyć na znacznie gorsze traktowanie ze strony demokracji, pomimo że liczebność tych pokoleń jest w zasadzie nieograniczona. Obniżenie wieku, w którym uzyskuje się czynne prawo wyborcze, przyniesie korzyści jedynie niewielkiemu ułamkowi przyszłych pokoleń. Stąd mamy problem.

Czego nie mają dzieci i ryby? Nadziei na przetrwanie katastrofy klimatycznej

Politycy, trzeba to przyznać, interesują się przyszłymi pokoleniami niebywale. Ileż to zdjęć naszych liderów z niemowlakami i dziećmi dane nam było oglądać podczas kolejnych kampanii wyborczych? Ileż obietnic dotyczących ochrony środowiska rzucano z myślą o tym, by życie przyszłych pokoleń na tym padole było choćby znośne? Ile razy słyszeliśmy o tym, jak ważna dla budowania trwałego dobrobytu jest edukacja? Nie wspomnę już nawet o zapewnieniach, że finanse publiczne w końcu zostaną okiełznane, by przyszłe pokolenia nie musiały spłacać rachunku po swoich poprzednikach.

Niestety nawet na pozór odpowiedzialni liderzy notorycznie łamią większość tych obietnic. A to dlatego, że politycy nie mogą pozwolić sobie na przymykanie oka na wyborczą arytmetykę. Gdy trzeba podjąć trudne polityczne decyzje, wygrywają ci, którzy mają za sobą więcej głosów. Tak właśnie działa demokracja. Tym, którzy akurat mają większość, daje to, czego chcą – a ci, którzy tę większość mają, to zazwyczaj osoby niemłode. Możemy to nazywać racjonalnym wyborem, egoizmem lub krótkowzrocznością, ale to bez znaczenia. Ważne są praktyczne efekty politycznych programów i rozwiązań, które działają na szkodę młodych.

Dużo wody upłynęło w Wiśle, odkąd przyjęło się hasło „żadnych podatków bez reprezentacji”. Co z niego zostało? Przyszłe pokolenia są dziś nieustannie „opodatkowywane”, choć nie są reprezentowane w polityce i nie mają żadnego głosu. Nic dziwnego zatem, że w stosunkowo dobrze prosperującym państwie, jakim są Niemcy, jedynie 21 proc. pokolenia Z i milenialsów twierdzi, że konsekwentnie popiera demokrację, przy czym w grupie od 70 lat wzwyż odsetek ten wynosi 66 proc. Poparcie młodych dla demokracji we Francji było jeszcze niższe i wyniosło tylko 14 proc. Obawy budzi również globalny stan demokracji. Jak pokazuje Indeks Fundacji Bertelsmanna z 2022 roku, po raz pierwszy od lat na świecie jest więcej krajów z ustrojem autokratycznym niż demokratycznym.

Szesnastolatki chcą głosować w wyborach. Dlaczego warto im na to pozwolić?

Lubimy obwiniać za ten smutny stan rzeczy populistów, jednak nie powinniśmy pomijać wpływu także innych czynników. Płaski, ucyfrowiony świat kręci się w niespotykanym dotąd tempie, co pociąga za sobą głębokie skutki dla demokracji i dla młodych ludzi. Zmiana klimatu znacząco przyspiesza, niosąc dla młodych pokoleń zagrożenie, o jakim nie śniło się ich rodzicom. Tempo transakcji gospodarczych też odciska piętno głównie na młodych, którzy dosłownie śpią w biurze (ze smartfonem w dłoni) i pracują non stop. Albo weźmy „gig economy”, czyli gospodarkę fuch i jednorazowych zleceń, w której zanikają emerytury i prawa pracownicze. Krótkowzroczność demokracji można było tolerować w czasach przedinternetowych, jednak teraz uderza ona z pełną mocą w młodych i przyszłe pokolenia na różnych frontach.

Reakcja demokracji na to epokowe przyspieszenie pod każdym względem rozczarowuje. Europejski Zielony Ład legł w gruzach, tak samo zresztą jak globalne postępy, które udało się osiągnąć dzięki paryskiemu porozumieniu klimatycznemu z 2016 roku. „Z Zielonego Ładu w zasadzie już nic nie zostało” – przyznała Julia Christian z organizacji na rzecz ochrony lasów Fern w rozmowie z „Guardianem”. Czy ci, którzy z takim zapałem demontowali Zielony Ład z pobudek finansowych lub ideologicznych, wyjaśnili młodym, jak będą prosperować w świecie, w którym nastanie przewidywane ocieplenie o 2,7 st. Celsjusza – czyli praktycznie dwukrotnie wyższe niż cel zawarty w porozumieniu paryskim? Ostatnie porozumienie zawarte na szczycie COP28 w sprawie ograniczenia produkcji paliw kopalnych okazało się „rażąco niewystarczające” i „niespójne”.

Czy rządy mają zatem prawo dziwić się, że młodzi się buntują, bo nie mogą się pogodzić się z tak rozczarowującym rozwojem wydarzeń? W odpowiedzi władze nie proponują dialogu, tylko uciekają się do tłumienia demonstracji proklimatycznych. Brytyjska policja stołeczna w odpowiedzi na wniosek złożony w ramach procedury wolnego dostępu do informacji ujawniła, że w latach 2021–2022 aresztowano członków następujących grup klimatycznych i oświatowych: Extinction Rebellion, Ocean Rebellion, Coal Action Network, Right to Roam, Earth First, Youth Strike 4 Climate, Rising Tide, Friends of the Earth, Greenpeace, Campaign for Nuclear Disarmament, Burning Pink, Tree Defenders, Fossil Free, Just Stop Oil, Insulate Britain oraz HS2 Rebellion (to ruch sprzeciwiający się budowie kolei dużych prędkości HS2).

Wielka Brytania: Protest we własnych myślach, strajk po godzinach pracy

Równie wymowne są cięcia budżetowe w UE dotykające nauki i szkolnictwa wyższego. Jak przyszłe pokolenia poradzą sobie z pandemiami, powodziami i cyberwojnami bez właściwej edukacji? Jak uporają się z międzynarodową konkurencją we współczesnym wyścigu zbrojeń? Czy naszym przywódcom wydaje się, że szczepionki rosną na drzewach? Czy ich zdaniem sądy będą w stanie wywiązywać się ze swoich zadań bez prawników? A mikrochipy będą wyrastać jak grzyby po deszczu bez udziału inżynierów znających się na półprzewodnikach? Jeśli nie, to dlaczego Rada Europejska, reprezentująca 27 krajów unijnych, zaproponowała obcięcie o 1,52 mld euro budżetu dla flagowych projektów, w tym programu badawczo-innowacyjnego Horyzont Europa i wspierającej mobilność wśród studentów inicjatywy Erasmus+?

W projekcie polskiego budżetu nowy (proeuropejski) rząd przewidział najniższe fundusze dla nauki i szkolnictwa wyższego w tym stuleciu. Nowy holenderski rząd (eurosceptyczny) zaproponował cięcia w budżecie przeznaczonym na badania i naukę sięgające 1,1 mld euro oraz zniesienie Narodowego Funduszu Rozwoju, z którego finansowane są badania i rozwój. Budżet na szkolnictwo wyższe w Holandii zostanie obcięty rocznie o 215 mln euro. Wygląda więc na to, że proeuropejscy i antyeuropejscy politycy znaleźli w końcu coś, co ich łączy w sprawie interesów młodszych pokoleń.

Zamiast zaspokajać podstawowe oczekiwania młodych, politycy tworzą fikcyjne instytucje, które jedynie imitują programy na rzecz młodzieży. Finlandia powołała specjalny urząd, w którego kompetencji leży nadzór nad długofalowym stosowaniem przyjętych rozwiązań politycznych i rozwijanie ekologicznego, długofalowego myślenia wśród decydentów politycznych. Węgry od pewnego czasu mają Rzecznika Przyszłych Pokoleń. Zostanie też powołany nowy unijny komisarz ds. sprawiedliwości międzypokoleniowej, młodzieży, kultury i sportu. Nie należy z góry umniejszać potencjalnej wartości tych inicjatyw, jednak instytucjonalne machinacje raczej nie przełamią żelaznych reguł demokracji.

Jeżeli rządy zaproponują podniesienie podatków w celu obniżenia zadłużenia publicznego, wyborcy odsuną je od władzy. Politycy, którzy próbują zakazać używania pojazdów z silnikami Diesla, boją się kierowców ciężarówek, taksówkarzy i traktorzystów – a nie dzieci, które jeszcze się nie narodziły. Inwestycje w długofalowe projekty, mające poprawić mieszkalnictwo publiczne i edukację, sugerują konieczność cięć w innych obszarach, takich jak pensje czy emerytury, służących współczesnemu elektoratowi. Alternatywą zaś jest pęczniejące zadłużenie – i dlatego kręcimy się w kółko. Czy ktoś wierzy w to, że nowy unijny komisarz ds. sprawiedliwości międzypokoleniowej, młodzieży, kultury i sportu zmieni te zasady gry? Założę się, że lepiej mu pójdzie promowanie wydarzeń sportowych niż działania na rzecz sprawiedliwości międzypokoleniowej.

Dlatego spodziewam się w najbliższych latach nasilenia konfliktów między młodszym i starszym pokoleniem, co będzie widoczne nie tylko w parlamentach, ale również na europejskich ulicach. To jednak niekoniecznie coś złego – w końcu realne zmiany polityczne wymagają znacznego stopnia mobilizacji publicznej. Protesty studenckie z 1968 roku nie osiągnęły swoich rewolucyjnych założeń, jednak na pewno wstrząsnęły całym systemem. Trudno sobie wyobrazić, by wiele z reform wprowadzonych w latach 70. XX wieku (od prawa rodzinnego po oświatę) udało się przepchnąć, gdyby młodzi ludzie nie wyszli na ulice.

Oto dlaczego rzuciłyśmy zupą pomidorową w van Gogha

Gdy jednak takie protesty są destrukcyjne i nie proponują konstruktywnych rozwiązań, może pojawić się chaos, który pociągnie za sobą wiele ofiar, a jedną z nich może się stać demokracja. Tam, gdzie napotykamy demokratyczną próżnię, być może rzeczywiście sprawdzi się tytuł słynnego filmu braci Coenów, dlatego apeluję do pokoleń już nie pierwszej młodości, by przestały myśleć tylko o sobie.

Tekst jest wspólną publikacją magazynów Social Europe i IPS-Journal. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij