Always Active

Necessary cookies are required to enable the basic features of this site, such as providing secure log-in or adjusting your consent preferences. These cookies do not store any personally identifiable data.

Functional cookies help perform certain functionalities like sharing the content of the website on social media platforms, collecting feedback, and other third-party features.

Analytical cookies are used to understand how visitors interact with the website. These cookies help provide information on metrics such as the number of visitors, bounce rate, traffic source, etc.

Performance cookies are used to understand and analyze the key performance indexes of the website which helps in delivering a better user experience for the visitors.

Advertisement cookies are used to provide visitors with customized advertisements based on the pages you visited previously and to analyze the effectiveness of the ad campaigns.

Kraj

Trzy listy wyborcze to najlepsze, co może przydarzyć się opozycji

Trzy listy pozwalają też każdej z nich kierować własny przekaz do określonej grupy wyborców. Trudniej będzie PiS-owi zespalać wszystkich przeciwników w jedno, upupiać ich winami Tuska. Partie nareszcie przestaną bać się mówić o tym, jak chcą zmienić Polskę.

Nie nazwałbym pomysłu trzech opozycyjnych list wyborczych przypadkiem, ale już wypadkową jak najbardziej: uporu, ambicji, chłodnej kalkulacji i szczęścia liderów, którzy nagle mogą ułożyć się tak, że akurat PiS będzie miał jak najbardziej pod górkę.

O zaletach jednej wspólnej listy dla zwycięstwa nad PiS napisano już biblioteki analiz. Wszyscy znamy argumenty za, zwykle autorstwa frakcji, dla której ważne jest wyłącznie odsunięcie PiS od władzy. Większość zna również argumenty przeciwko wspólnej liście: od przyjmowania przez wszystkich odium niechęci do Tuska, przez wygładzenie, a właściwie wykastrowanie jakiegokolwiek pozytywnego programu, aż po uczynienie z Polski kraju de facto dwupartyjnego.

Budyń z groszkiem – razem czy osobno?

Wielu jednak uważa, że mimo histerycznego nacisku libkowych mediów wspólnej listy nie będzie. Pytanie więc: co w zamian? Tu dochodzimy do pomysłu trzech list wyborczych. Pomysłu, który na dziś wydaje się lepszym rozwiązaniem niż wspólna lista demokratycznej opozycji, wedle którego na jednej liście startuje KO z przystawkami, na kolejnej Hołownia z PSL, a na trzeciej – zjednoczona Lewica. To rozwiązanie, które łagodzi wszelkie wady i uwypukla zalety.

Przede wszystkim trzy listy niwelują ryzyko wpadnięcia PSL pod próg. Tak, wiem, że PSL zawsze balansuje na progu, by ostatecznie wejść do Sejmu, bo jest niedoszacowane, a sondażownie do ich wyborców tak łatwo nie docierają. Ale teraz do wyborów stanie AgroUnia, która trochę tych głosów może PSL-owi zabrać, zwłaszcza że w sojuszu z Porozumieniem Gowina celować będą w ten sam konserwatywny elektorat. Pewnie to właśnie skłoniło Kosiniaka do sojuszu z Hołownią. Hołownią, który w tym związku nie musi już udawać kogoś, kim nie jest (czyli niekatolickiego niekonserwatysty), i który w relacji z Kosiniakiem ma porównywalną siłę. W relacji z Tuskiem jest dwa–trzy razy słabszy.

Wobec zniwelowania ryzyka wypadnięcia PSL pod próg trzy listy pozwalają też zniwelować ryzyko straconego głosu. Część wyborców głosuje na partie silniejsze tylko dlatego, że boi się, że partie balansujące na progu nie wejdą do Sejmu. Teraz takiego strachu mieć nie powinni.

Trzy listy dają też Lewicy oddech od mediów. Gdyby Hołownia z PSL weszli do koalicji z Tuskiem, Lewica zostałaby sama. A to oznaczałoby gigantyczną presję, by iść do wyborów jedną wspólną listą. Teraz presja będzie o wiele mniejsza, zwłaszcza że przez ostatnie tygodnie to Hołownia wyjmował kasztany z ognia za tych, którzy podobnie jak on wspólnej listy nie chcą.

Trzy listy pozwalają też każdej z nich kierować własny przekaz do określonej grupy wyborców. Trudniej będzie PiS-owi zespalać wszystkich przeciwników w jedno, upupiać ich winami Tuska. Partie nareszcie przestaną bać się mówić o tym, jak chcą zmienić Polskę.

Przekaz o fałszerstwie podkopuje demokrację. Nitras nie pomoże, ale Duda mógłby

Gdyby bowiem była tylko jedna wspólna lista, to debaty nie byłoby w ogóle, poza debatą o tym, jak odsunąć PiS od władzy. Sęk w tym, że istnieje całkiem pokaźna grupa wyborców, która nadal waha się, czy zagłosować i na kogo. Do tej pory nie przekonała ich żadna strona. Być może przekona ich demokratyczna opozycja, a być może nie. Być może jakaś konkretna obietnica spowoduje, że jednak wybiorą tych, a nie innych. Ale najpierw trzeba im cokolwiek zaproponować, poza rytualnym: „odsunąć PiS i jakoś to będzie”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij