Czytaj dalej

Prawda, której nie udźwignie reportaż – według Justyny Kopińskiej

obłęd kopińska recenzja

Nie będę budowała niepotrzebnego napięcia: „Obłęd” Justyny Kopińskiej to książka bardzo zła, szwankująca na poziomie języka, narracji i sensów. Nie da się jej obronić. Ostrzeżenie: tekst zawiera spojlery, zdradzę też zakończenie.

Trudno powiedzieć, dlaczego Justyna Kopińska, nagradzana i doceniana reporterka interwencyjna, poczuła potrzebę napisania powieści. Ma przecież na swoim koncie prawdziwe papierowe książki zbierające teksty prasowe, więc nie jest tak, że zapragnęła zobaczyć swoje nazwisko wydrukowane na grzbiecie, a nie w szpalcie. Temat Obłędu w zasadzie pokrywa się z zakresem reporterskich zainteresowań Kopińskiej – nie można więc także przypuszczać, że znana dziennikarka chce pokazać inne oblicze i zaskoczyć czytelników i czytelniczki subtelną opowieścią psychologiczną osadzoną w dziewiętnastowiecznym dworku na Kresach (wymyślam na poczekaniu).

Wskazówka znajduje się na skrzydełku: „Nie każdą prawdę można opowiedzieć w reportażu. Ale nawet wtedy nie wolno milczeć. Dlatego Justyna Kopińska musiała, w zbeletryzowanej formie, powrócić do najbardziej potwornych miejsc, jakie poznała na swojej drodze”. To brzmi rozsądnie – dostaniemy pogłębiony obraz zamkniętych oddziałów psychiatrycznych w Polsce, który z pewnych powodów nie mógł objawić się we właściwej autorce formie. Jest jednak drobny szkopuł: Obłęd w ogóle nie przystaje do tego opisu.

Bohaterem jest dziennikarz śledczy Adam – popularny, nagradzany, bez reszty oddany pracy. W poszukiwaniu tematu potrafi przejechać pół kraju, spać w samochodzie, żywić się czymkolwiek, nie prowadzi życia towarzyskiego ani uczuciowego, bo liczy się dla niego wyłącznie Sprawa. Opublikował właśnie głośny reportaż o pedofilii w najwyższych kręgach armii polskiej, teraz wertuje mejle i trafia na wiadomość od zdesperowanego ojca: syn został zamknięty w szpitalu psychiatrycznym, zarządzająca tajemniczym oddziałem XX doktor Alicja Wasny faszeruje go lekami psychotropowymi. Adam zna to nazwisko: lekarka była znajomą jego zmarłego ojca. Czy na oddziale naprawdę dzieją się takie rzeczy? Reporter postanawia zbadać sprawę, więc z fałszywym dowodem osobistym i opowieścią o intensywnych myślach samobójczych zgłasza się do szpitala i zostaje przyjęty na oddział doktor Wasny. A tam – koszmar, proszę państwa.

Niestety, nie chodzi tutaj o koszmar, z którym od lat boryka się polska psychiatria, czyli brak funduszy, owocujący niedoborami w personelu, przemęczoną załogą i dramatycznym stanem techniczno-sanitarno-lokalowym szpitali. A szkoda. Zamiast tego Kopińska serwuje nam opowieść o psychopatycznej ordynatorce, dręczonej w dzieciństwie przez matkę, a więc teraz niezdolnej do okazywania komukolwiek uczucia.

Alicja Wasny jest zimna, sterylna i zaburzona. Wykorzystuje ludzi, za grube pieniądze fałszuje orzeczenia lekarskie w procesach sądowych, poniża i torturuje pacjentów swojego autorskiego oddziału XX. Podaje im bez powodu leki psychotropowe, krępuje pasami, zamyka w izolatkach, pozbawia kontaktu z bliskimi, na porannych odprawach cytuje podręczniki „czarnej pedagogiki” z okresu Trzeciej Rzeszy.

Adam jest oczywiście wstrząśnięty – ale to nie koniec odkryć. W finale okazuje się bowiem, że Alicja Wasny stoi na czele tajnego stowarzyszenia, które ma za zadanie wychować nowego człowieka, pozbawionego słabości, nieskłonnego do płaczliwego marzycielstwa. Słabsze jednostki należy wyeliminować ze społeczeństwa, które w ten sposób będzie się stopniowo ulepszało. A jak wyeliminować? Zabić? Niekoniecznie. Można im podać specjalny preparat wymazujący pamięć, a potem uformować na nowo, w pożądany sposób.

Ciężka depresja polskiej psychiatrii

To jest właśnie obietnica ze skrzydełka: dowiadujemy się prawdy, której nie udźwignie reportaż. Na oddziałach szpitali psychiatrycznych szykuje się eugeniczna rewolucja, wspierana przez wpływowych polityków i zamożnych obywateli. Szczęka opadła mi do samej ziemi – bo o ile można o polskiej służbie zdrowia powiedzieć wiele złego, to naprawdę nie ma powodów, żeby dodawać jeszcze mroczne spiski i stowarzyszenia. Ale tak jest zapewne łatwiej – nie trzeba zagłębiać się w faktyczne przyczyny katastrofy, wystarczy stworzyć dziwaczną kukłę i na niej skupić uwagę odbiorców i odbiorczyń.

O ile można o polskiej służbie zdrowia powiedzieć wiele złego, to naprawdę nie ma powodów, żeby dodawać jeszcze mroczne spiski i stowarzyszenia. Ale tak jest zapewne łatwiej.

Nieprzypadkowo piszę o kukle – kiedy na Facebooku relacjonowałam postępy w lekturze, dziwiąc się kuriozalnym zdaniom kleconym przez Kopińską, pojawiły się głosy, że przecież chodzi o Sprawę, przecież Kopińska jest reporterką, więc nie powinnam wyśmiewać jej stylu i składniowych kiksów.

No właśnie – wydawca i autorka dość sprawnie podtrzymują iluzję, że mamy do czynienia z książką na pograniczu faktu i fikcji. Okładka Obłędu opatrzona jest lakoniczną informacją: „Nagroda PAP im. Ryszarda Kapuścińskiego. Wyróżnienie im. Andrzeja Woyciechowskiego. Nagroda im. Teresy Torańskiej. Grand Press. European Press Prize”. Czego lub kogo dotyczą te nagrody? Nie wiadomo, z rozpędu pomyślałabym, że zostały przyznane właśnie Obłędowi. Oczywiście tak nie jest, to kolekcja wyróżnień Kopińskiej-reporterki. Z tyłu książki – obszerny biogram z uwzględnieniem reporterskich dokonań autorki. Streszczenie dostajemy dopiero na skrzydełku, cytowałam je powyżej. Także wskazuje na pokrewieństwo tekstu z rzeczywistymi wydarzeniami.

A jednak jest to powieść. Nie jestem skłonna przychylić się do tezy, że w reportażu styl nie jest ważny i należy przymykać oko na niezgrabności. Ale z całą pewnością pisanie powieści wymaga od autora czy autorki sprawnego posługiwania się językiem polskim. Kopińska pisze natomiast jak ambitna gimnazjalistka, która dostała akcję naszkicowaną w punktach i stara się je rozwinąć (dodam, że rozwija oszczędnie, bo Obłęd to niespełna 170 stron, duży font i wykreślone z rozmachem marginesy).

Kopińska: Prawdziwej skruchy nie sposób odkryć

Reporter Adam, lodowata Alicja, udręczeni współpacjenci, znajomi ordynatorki. Wszyscy wycięci z kartonu i wygłaszający kartonowe zdania, mające chyba w zamierzeniu autorki oddawać bieżące nastroje społeczne. Tak rozmawia Alicja z Elżbietą, która wychowuje trójkę dzieci w Kenii (?!), ponieważ stać ją tam na służące i sprzątaczki:

– W Polsce wszystko się ze sobą miesza – mówiła Alicja. – Od kiedy są te dodatkowe świadczenia, kurorty nad morzem wypełniły się ludźmi bez wykształcenia i jakichkolwiek ambicji. Rok temu byliśmy z Honarem w Kołobrzegu. Patrzyłam na te ogromne brzuchy, spływający po twarzy pot, fikuśne kolorowe stroje bez gustu. Chciałabym, by tych wszystkich ludzi zabrano w jakieś miejsce i zamknięto za ogromnym murem.
– Chyba odrobinę przesadzasz – Elżbieta bała się do końca nie zgodzić w czymś z Alicją.
– Czy życie człowieka ma jakąkolwiek wartość, jeśli przeżywa się je bezmyślnie? – Alicja rzuciła bardziej do siebie niż do przyjaciółki.

Dla odmiany obok sztywnych dialogów mamy też sztywne opisy miejsc i ludzi:

Był piątek rano. Ustaliła, że po porannym zebraniu jej obowiązki przejmie lekarz dyżurujący. Musiała jeszcze dopilnować obsługi przyjęcia. Zaprosiła kilkanaście osób. Powinien pojawić się prezydent miasta, kilku adwokatów i polityków. Chciała, by wnętrze wyglądało perfekcyjnie. Zaprosiła wszystkich pierwszy raz od czasu remontu. Mieszkanie miało blisko dwieście metrów. Jego zaletą były olbrzymie okna od strony rzeki. Alicja zawsze marzyła o takim miejscu dla siebie. Jako dziecko mieszkała z matką w małej kawalerce. Po remoncie przestrzeń wydawała się idealna. Pobielone drewno na podłodze. Białe kanapy i krzesła.

To nie jest telegraficzny skrót, odpowiadający żelaznej dyscyplinie myśli Alicji. Tak prezentuje się każdy opis w powieści, nieważne, czyimi oczami mamy akurat patrzeć. Jeżeli autorka nie wie, jak wprowadzić do narracji istotnie informacje, posługuje się specyficznym deus ex machina. „Dopiero później Adam dowiedział się, że…”. Nie bardzo wiem, jak Adam może się czegokolwiek dowiadywać później, biorąc pod uwagę zakończenie, ale nawet gdyby mógł, to nie jest zbyt wdzięczny zabieg literacki.

Traktuję pisanie o literaturze jak dziennikarstwo śledcze

Do kompletu mamy sporo potknięć stylistycznych i zdań, które są po prostu nieporadne: „Dwie godziny później wszyscy rozmawiali z kieliszkami wina w rękach”. „Kilka ścian miało kolor czarny”. „Mama nie dbała o siebie. W rysach twarzy nadal tkwiło piękno, które miała od zawsze, ale bywało, że nosiła ubranie trzeci dzień z rzędu”. Nie jest tak, że ze szczególną złośliwością wyszukuję te zdania z potoczystej prozy Kopińskiej. Obłęd jest od początku do końca fatalnie napisany.

Nie ma co się porywać na analizę przedstawionych przez autorkę problemów, bo trudno w sztucznej fabule zapełnionej sztucznymi postaciami jakiekolwiek problemy wychwycić, nie wspominając już nawet o przyłożeniu ich do realnego świata. Rodzice nieakceptujący swoich dzieci, bezwarunkowa wiara w potęgę autorytetu, brak nadzoru nad tym, co się dzieje w szpitalach psychiatrycznych – to mogły być tematy Obłędu, ale rozmywają się w źle prowadzonej narracji, fatalnych dialogach i kuriozalnym finale.

Żeby dzieci mogły być dziećmi

obłęd kopińska recenzjaZłych książek jest na rynku bardzo dużo, dlaczego więc z taką zajadłością rzucam się na mało znaczący w gruncie rzeczy Obłęd? Ponieważ stało się tutaj coś złego na linii autorka – wydawca – czytelnicy/czytelniczki. Kopińska napisała złą książkę, a wydawca (Świat Książki) uznał najwyraźniej, że nie ma to większego znaczenia, ponieważ ludzie i tak ją kupią, opierając się na reporterskiej sławie autorki. Recenzenci nazywają Obłęd polskim Lotem nad kukułczym gniazdem, autorka mówi w wywiadach, że jej książka opowiada o odradzających się totalitaryzmach. Poszkodowani są natomiast czytelnicy, którym po raz kolejny serwuje się opowieść o rządzących nami spiskach i psychopatach, zamiast mocno i bez osłonek uderzyć w to, co rujnuje więzi społeczne i służbę zdrowia: pazerny kapitalizm, podporządkowujący wszystko logice zysku i przetrwaniu najsilniejszych.

*
Justyna Kopińska, Obłęd, Świat Książki 2019

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Olga Wróbel
Olga Wróbel
Kulturoznawczyni, autorka komiksów
Kulturoznawczyni, autorka komiksów, pracownica muzeum. Prowadzi bloga książkowego Kurzojady.
Zamknij