Świat

Gwałt jako narzędzie polityki #JusticeForAsifa

Jedną z ofiar gwałtu jest 8-latka. Przed sądem stanie polityk partii rządzącej i lokalni urzędnicy. Czy ta sprawa pogrąży nacjonalistyczny rząd w Indiach?

O sprawie gwałtu zbiorowego i zabójstwa 8-letniej Asify z pogrążonego w konflikcie stanu Dźammu-Kaszmir całe Indie usłyszały w zeszłym tygodniu, kiedy prawnicy sympatyzujący z partią rządzącą próbowali uniemożliwić rejestrowanie rozprawy sądowej, w której oskarżonymi są były urzędnik administracji oraz czterech policjantów. W ich obronie protestowało potem dwóch ministrów rządu stanowego reprezentujących nacjonalistyczną BJP, co jeszcze wzmocniło przekonanie wielu, że rządzący próbują po prostu zamieść całą sprawę pod dywan i trywializują problem przemocy seksualnej w kraju. Wszystko wskazuje na to, że dziewczynka padła ofiarą politycznej gry: należała do ubogiej, nomadycznej społeczności muzułmańskiej, którą lokalne władze, reprezentujące głównie hinduską większość, próbowały wysiedlić.

Równolegle szokujące i kompromitujące dla BJP wiadomości zaczęły płynąć ze stanu Uttar Pradeś, gdzie 17-letnia ofiara gwałtu uciekła się do próby samospalenia, by zaprotestować przeciwko bierności władz w ściganiu oskarżonego o gwałt członka parlamentu stanowego z ramienia BJP. Mimo wielokrotnych prób policja odmówiła zarejestrowania sprawy, a po paru miesiącach aresztowała ojca dziewczyny bez jasnej przyczyny. Po czterech dniach mężczyzna trafił do szpitala, gdzie zmarł. Dziewczyna na miejsce samospalenia wybrała siedzibę szefa rządu stanowego, prominentnego polityka nacjonalistycznego.

Modi. Jak szowinista został technokratą

czytaj także

Oba wydarzenia zaczęły funkcjonować w debacie publicznej jako sprawy Kathua-Unnao, od nazw miejscowości, w których doszło do gwałtów.

Z tej okazji media zaczęły wspominać historię brutalnego gwałtu na delhijskiej studentce, zakończonej skazaniem sprawców oraz dogłębnymi zmianami w prawie. Przypomnijmy, że dziś za gwałt można w Indiach zostać skazanym na karę śmierci.

Dlaczego setki kobiet w Indiach protestowały, spędzając noc w parkach miejskich?

Od śmierci Nirbhayi, delhijskiej studentki zgwałconej w grudniu 2012 roku, minęło niedawno 5 lat. Dlaczego nowe prawo zawiodło? Czy sprawa Asify będzie równie znacząca? I wreszcie – czy pogrąży partię rządzącą wszechmocnego Narendry Modiego? To pierwsza tak bardzo polityczna sprawa dotycząca przemocy seksualnej w Indiach.

Gwałt jako narzędzie polityki

Nirbhaya była jedną z nas – mówiły zgodnie kobiety wyrażające swój gniew w mediach społecznościowych. Młoda kobieta, z niższej klasy średniej, walcząca o możliwość awansu społecznego i niezależność poprzez wyższą edukację – Nirbhaya utożsamiała marzenia i dramaty milionów mieszkanek indyjskich miast.

Chutnik: Popiół

czytaj także

Chutnik: Popiół

Sylwia Chutnik

W toku dyskusji nad nowym, przygotowywanym po jej śmierci prawem, często powracały lekceważone przez rządzących pytania: jak pomóc nie tylko takim kobietom i ich rodzinom, ale i kobietom najuboższym, kobietom na wsiach czy ofiarom przemocy policji i armii? Ówczesnym rządzącym łatwiej było podwyższyć kary za gwałt czy zmienić definicję (co skądinąd również było potrzebne), zdobywając w ten sposób szybkie punkty polityczne, niż zmierzyć się z tymi pytaniami.

Badania przeprowadzone niedawno przez Human Right Watch pokazują, że kobiety w Indiach wciąż mierzą się z wieloma barierami w dostępie do sprawiedliwości i wsparcia państwa w przypadkach przemocy seksualnej. Niestety – sprawy z Kathuy i Unnao wydają się wręcz podręcznikowo ilustrować główne problemy: mimo formalnego obowiązku przyjęcia zawiadomienia o popełnienie przestępstwa przez policję, nie zawsze się to udaje. Najtrudniej jest kobietom, które doświadczyły przemocy ze strony wpływowego członka społeczności lokalnej: polityka, urzędnika, lichwiarza, właściciela znaczącej lokalnej firmy czy przedsiębiorstwa rolnego zatrudniającego dużo ludzi. Im kobieta i jej rodzina jest uboższa, tym trudniej.

Do tego dochodzi kwestia dyskryminacji ze względu na kastę, religię czy pochodzenie etniczne. Kobiety ze społeczności mniejszościowych częściej doświadczają przemocy. Szczególnie przemoc seksualna jest traktowana jako sposób na poniżenie całej społeczności, do której należy kobieta. A potem trudniej jest zgłosić przestępstwo – właśnie dlatego, że policja czuje większą lojalność ze sprawcą niż z ofiarą gwałtu. Samo zgłoszenie też nie załatwia sprawy: raport Human Rights Watch wskazuje, że ogromnym problemem jest również samo bezpieczeństwo ofiar po zgłoszeniu przestępstwa. Kobiety boją się zemsty, a czym silniejszy, bardziej wpływowy sprawca, tym o bezpieczeństwo ofiar trudniej.

W świetle tych badań oczywistym jest, że sprawy z Kathuy i Unnao ujrzały światło dzienne głównie dlatego, że w jednej zginęło brutalnie zamordowane dziecko, a w drugiej w budynku ważnego urzędu podpaliła się młoda kobieta. W przeciwnym razie dopisane zostałyby prawdopodobnie do długiej listy spraw nierozwiązanych czy niezgłoszonych, a więc formalnie dla systemu nieistniejących.

Razem tworzą przerażającą całość. Sprawa delhijskiej studentki była stosunkowo prosta. Grupa zwyrodniałych, ubogich młodych mężczyzn zgwałciła kobietę. W sprawie z Unnao też mamy młodą kobietę, ale ubogą i szukającą pomocy u polityka, który perfidnie wykorzystuje swoją pozycję. Sprawa 8-latki z Kathuy ma zaś jeszcze jeden niezwykle ważny aspekt, który czyni ją wyjątkowo koszmarną: wszystko wskazuje na to, że była celowym atakiem wymierzonym w całą społeczność, tak, żeby można było sprawę zamieść pod dywan. Gwałt był w niej więc narzędziem polityki. I dlatego to sprawa Asify najsilniej obnaża kulturę gwałtu: państwo indyjskie nie tylko potrafi być bierne wobec przemocy, ale niekiedy jego przedstawiciele również sami tę przemoc stosują, żeby osiągać swoje cele.

Czy rząd nacjonalistów obalą kobiety?

Politycy BJP już wcześniej mieli na swoim koncie różne mniej lub bardziej szkodliwe wypowiedzi o przemocy seksualnej. Za jej rozpowszechnienie obwiniali już coraz popularniejsze w Indiach zachodnie ubrania dla kobiet czy zepsutą kulturę popularną. To jednak nic w porównaniu z obecnym skandalem.

Choć partia Modiego doszła do władzy z hasłem odnowy Indii, zwalczenia korupcji i przywrócenia praworządności, to najdłużej ze skomentowaniem sprawy wstrzymywał się… sam premier, najsilniejszy indyjski przywódca od lat. W 2014 roku wygrał wybory przeważającą większością i z impetem ruszył do realizacji swoich obietnic wyborczych. Modi niesamowicie dba o swój wizerunek i być może to tłumaczy, dlaczego wstrzymywał się z komentarzem. Ale sprawa nie ucichła.

Gdy wreszcie przemówił, zapewnił, że sprawcy zostaną ukarani. Nie obyło się jednak bez wpadki: powiedział, że do gwałtów doszło w ostatnich dniach. W rzeczywistości doszło do nich kilka miesięcy temu, a to oburzające zaniechania i działania władz sprawiły, że usłyszeliśmy o nich dopiero teraz.

Podobnie jak pięć lat temu, Induski znów wychodzą dziś na ulice, domagając się sprawiedliwości dla ofiar i zmian systemowych. Tym razem wtórują im politycy opozycji, którzy liczą zapewne, że zaangażowanie w temat pomoże im w przyszłorocznych wyborach. Dobrze pamiętają, że sprawa Nirbhayi mocno uderzyła w ich własne notowania, kiedy byli u władzy.

Nacjonaliści jednak nie dają za wygraną. Stosując dewizę, że najlepszą obroną jest atak, próbują przekonywać, że liberalne media, a szczególnie media zagraniczne, urządzają nagonkę, podczas gdy winnych jest zaledwie kilku zwyrodnialców. Kto jest więc tutaj ofiarą? Z retoryki nacjonalistów wynika, że oni sami.

Sprawiedliwość dla kogo?

W ostatnim tydzień hasztag #JusticeForAsifa był najpopularniejszym w Indiach. Zwykli obywatele i obywatelki, bollywoodzkie gwiazdy i politycy wszelkich afiliacji domagali się sprawiedliwości dla ofiar. I ta sprawiedliwość bez wątpienia nadejdzie – zadba o to zapewne sam premier Modi. Tylko czy on i jego przeciwnicy polityczni będą mieli odwagę, żeby zapewnić sprawiedliwość również dla milionów anonimowych, ubogich, zmarginalizowanych kobiet, które nie dostały się na pierwsze strony gazet? Czy nawet jeśli miałoby to oznaczać czystki w partiach politycznych i publicznych instytucjach, zrobią cokolwiek, żeby dalszej przemocy zapobiec?

Wreszcie pytanie zasadnicze dotyczy ludzi, który dziś wyrażają na ulicach i w mediach społecznościowych swoje oburzenie. Wielu z nich żyje bardzo daleko od problemów dziewczyn takich jak te z Kathuy i Unnao.  Czy starczy im zapału, żeby walczyć o ich prawa, kiedy światła reflektorów zgasną?

To ogólnoindyjskie oburzenie ma sens tylko, jeśli jest to kolejny kamień milowy w walce z przemocą wobec kobiet. W przeciwnym razie będzie to po prostu jeszcze jeden orientalizujący news z dalekiego kraju.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Weronika Rokicka
Weronika Rokicka
Indolożka, politolożka
Doktor nauk humanistycznych, absolwentka indologii i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim, obecnie adiunktka na Wydziale Orientalistycznym UW; jako stypendystka rządu indyjskiego i programu Erasmus Mundus razem dwa lata studiowała w Indiach i Nepalu. W latach 2011-18 pracowniczka polskiej sekcji Amnesty International, gdzie zajmowała się obszarem praw kobiet i dyskryminacji. Ze względu na zainteresowania naukowe i pracę zawodową blisko śledzi stan przestrzegania praw człowieka i sytuację polityczną w Indiach, Nepalu i Bangladeszu, w tym szczególnie problematykę praw kobiet i przemocy wobec kobiet.
Zamknij