Tytuł tej wystawy to nie tyle zręczny kalambur, ile podkreślenie pewnego paradoksu wpisanego w rzeczywistość społeczną.
Zorganizowaliśmy w Opolu wystawę zatytułowaną Czego nie widać. Była otwarta od 20 listopada do 6 grudnia. Chcieliśmy pokazać sztukę społecznie zaangażowaną. My, czyli Klub Krytyki Politycznej w Opolu i przyjaciele, w tym Galeria Sztuki Współczesnej w Opolu. Patronką przedsięwzięcia było również Stowarzyszenie Kobiet Filmowców.
Czego nie widać
Tytuł wystawy to nie tyle zręczny kalambur, który może wskazywać na problemy zazwyczaj pomijane w dyskursie publicznym, ile podkreślenie pewnego fundamentalnego paradoksu, jaki wpisany jest w rzeczywistość społeczną i wyraża nieusuwalne z niej napięcia. Kadr fotografii, rama obrazu, płaszczyzna ekranu, forma rzeźby wyznaczają granice przestrzeni wizualnej i na tej podstawie domyślnie zakładamy, że „widzę” znaczy „rozumiem”; tak jest, ponieważ tak widzę. Nie dostrzegamy tym samym, że w każdą ujawnioną widzialność wpisane są poprzez owe kadry, ramy, płaszczyzny czy formy – granice, poza którymi jest to, co wykluczone z widzenia, a co często kształtuje to, co widzialne, oraz mechanizmy tej aranżacji. Dlatego wydobywanie tego, co niewidzialnie, jest aktem nie tylko społecznie, ale wręcz politycznie zaangażowanym. To strategia wyważania ideologicznych drzwi dominującej widzialności, żeby zobaczyć, co jest po drugiej stronie lustra, gdzie zagląda się niechętnie, a czasami ze strachu w ogóle się z tego rezygnuje.
W tym przekraczaniu chodzi nie tylko o wpisanie pewnych elementów, tematów, postaw w przestrzeń debaty publicznej albo o dodanie do dyskusji takich problemów społecznych, jak bieda, bezrobocie, przemoc, ale o sposób zdefiniowania tych problemów. Debata publiczna to swoista walka o znaczenie. Walka ta toczy się również na polu sztuki. Ów proces poszerzania przestrzeni debaty publicznej o to, co dotąd niewidoczne, dokonuje się nie tyle poprzez pokazywanie tego, co zwyczajowo poza kadrem czy ramą, ile poprzez ciągłe i konsekwentne zaburzenie pola tego, co widziane.
Prace z cyklu „Profilowanie”, Joanna Wowrzeczka, fot. Klub KP w Opolu
Jaka wystawa
Do współpracy przy wystawie Czego nie widać zaprosiliśmy siedmioro artystek i artystów z całej Polski. Prace, które zaprezentowały/li w Opolu operowały rozmaitymi formami. Mogliśmy obejrzeć grafiki Marty Frej. Barbara Białowąs pokazała cykl fotografii Proces-ja Gabrieli. Pięć obrazów Profilowanie zaprezentowała Joanna Wowrzeczka. Rafał Jakubowicz na wystawie pokazał dokumentację miejskiego projektu Bezrobotny. Pojawiło się także video Arka Pasożyta – Pasożyt na BMW/ART/TRANSFORMY/2012. Elżbieta Jabłońska zaprezentowała dziewięć obrazów cyklu Zamaż mnie. Aleksandra Winnicka zaś zrealizowała instalację Witajcie w naszej bajce.
„Zamaż mnie”, Elżbieta Jabłońska, fot. Klub KP w Opole
Wernisaż wystawy miał dwie odsłony. W Studenckim Centrum Kultury, gdzie zobaczyć można było większość prac, publiczność mogła poznać koncepcję całego przedsięwzięcia i usłyszeć artystki, które podzieliły się swoimi uwagami na temat wystawy. Marta Frej podkreślała, że cieszy ją, iż poszczególne prace są prezentowane w budynku, który nie jest instytucją galeryjna, dzięki czemu kontakt ze sztuką będą miały przypadkowe osoby, niekoniecznie przybywające do tej przestrzeni po to, żeby obcować ze sztuką. Aleksandra Winnicka stwierdziła, że jej praca wyrasta z bezpośrednich doświadczeń, jakie mają ludzie w kontaktach z instytucjami, które nie odzwierciedlają interesów społecznych. Joanna Wowrzeczka uznała, że sztuka społecznie zaangażowana wymaga nie tylko podejmowania określonych tematów, ale też realnego aktywizowania się artystów w bezpośrednie rozwiązywanie problemów społecznych. W tym duchu utrzymana była praca Barbary Białowąs. Zaproszona przez nią bohaterka podkreślała terapeutyczny charakter obcowania ze sztuką podczas procesu tworzenia zdjęć obrazujących rekonstrukcję jej piersi po amputacji, a sama autorka wskazywała, że w ten sposób można uświadamiać ludzi na temat społecznych, a nie tylko medycznych aspektów choroby nowotworowej. Druga odsłona wernisażu miała miejsce chwilę później w jednej z części opolskiej Galerii Sztuki Współczesnej, gdzie zaprezentowana została instalacja Aleksandry Winnickiej.
Po co robimy wystawę
Dyskusja, do której chcieliśmy zaprosić poprzez ten projekt, dotyczy kwestii autonomii (czy raczej jej mitu) różnych obszarów działalności społecznej, w tym przypadku przede wszystkim sztuki. Okazuje się, że nie sposób stworzyć jasnego podziału pomiędzy sferą polityczną, a tym, co tworzą ludzie, budujący większą zbiorowość. Podkreślił to Stanisław Ruksza podczas towarzyszącego wystawie spotkania zatytułowanego Sztuka jako przeciwny biegun społeczeństwa. Co więcej, praktyki artystyczne mogą stać się jednym z czynników procesów demokratyzacji. Jeśli będą to praktyki oddolne i wspierane przez struktury instytucjonalne, mogą przyczyniać się do demokratyzacji tych struktur (przykładem jest tu chociażby uregulowanie kwestii wynagrodzeń twórców), o czym z kolei mówił Igor Stokfiszewski na drugim zorganizowanym przy okazji wystawy spotkaniu pt. Sztuka na rzecz demokracji.
Sztuka, nawet ta abstrakcyjna i ostentacyjnie unikająca zaangażowania, zawsze wyrasta z aktualnej rzeczywistości. Zaprezentowane podczas wystawy prace nie unikają ujawniania tych powiązań. Reprezentują sztukę autorefleksyjną, odsłaniając sposoby swojej kreacji. Niektóre/rzy artystki/ści posługiwali/ły się w tym celu jednoznacznymi środkami i bezpośrednią dosłownością (np. Joanna Wowrzeczka uwolniła sformalizowane pisma urzędowe z ich instytucjonalnego obiegu wpisując w realne cierpienia ludzi, którzy za tą oficjalną korespondencją stoją). Inni posługiwali się ironicznym dystansem i stylizowaną naiwnością, rozsadzając od środka dominującą strukturę widzialności (np. prace Marty Frej) lub odsłaniali przypadkowy niemal efekt końcowy (np. Elżbieta Jabłońska pokazała prace będące przede wszystkim skutkiem interakcji między nią a jej dzieckiem, polegającej na dowolnym zamazywaniu jej dzieł). Barbara Białowąs zaprezentowała celowo pracę niedokończoną, nadając jej rangę dzieła niedomkniętego. Wyraziła to poprzez przecięcie ostatniej fotografii cyklu, pokazującego proces rekonstrukcji piersi, dopytując niejako o kulturową istotę kobiecości.
Rafał Jakubowicz, dokumentacja projektu „Bezrobotny”, fot. Klub KP w Opolu
Strategią ujawniania relacji sztuka – rzeczywistość był też swego rodzaju naddatek, eksces, które pozwoliły ujawnić niesprawiedliwość wpisaną w porządek społeczny. W pracy Aleksandry Winnickiej NFZ jawi się niczym kafkowska kraina bajek wystylizowana na słynne wzgórze w Hollywood. Przed wzgórzem stoją zrezygnowani i uprzedmiotowieni ludzie, którzy nie mają wstępu do Instytucji, do której oficjalnie „stoi się” po zdrowie. Rafał Jakubowicz z kolei przedstawił pracę radykalnie ingerującą w materialną przestrzeń miasta. Dokumentacja sadzenia żywopłotu przez bytomskich bezrobotnych przed miejscowym Urzędem Pracy obrazowała proces powstawania, jak mówi autor, „antyrzeźby”, o którą osoby te miały dbać w zamian za wynagrodzenie, wypłacane przez tenże urząd. Autotematyczną refleksją na temat możliwości zarabiania na życie poprzez uprawianie sztuki było video Arka Pasożyta. Twórca, biorąc udział w konkursie na najciekawiej wykonaną maskę samochodu BMW, pieniądze na materiały wydaje na swoje prywatne potrzeby (np. blender, słuchawki). Pasożyt filmuje cały proces i jeszcze otrzymuje nagrodę specjalną w tymże konkursie.
Krytycy twierdzą niekiedy, że podobne wystawy mają zbyt publicystyczny, w domyśle: nieartystyczny charakter. W ich ocenach to zarzut oznaczający dosłowność czy zbytnie uwikłanie w debatę społeczną. Może jednak nie należy obawiać się tego typu epitetu i przewrotnie uznawać go za walor? Może to cena, jaką płaci się za realne osadzenie sztuki w rzeczywistości. A może to nie sztuka jest publicystyczna, tylko publicystyka stała się kolejnym obszarem kolonizacji dla sztuki, która w ten sposób chce być blisko ludzi i ich problemów? Sztuka naprawdę nie zna granic.
Czego się nauczyliśmy, robiąc wystawę
To, co najważniejsze, a ujawnione w czasie przygotowania i trwania wystawy oraz spotkań jej towarzyszących, to obszary współpracy, interakcji ludzi z różnych środowisk, zawiązania się kanałów komunikacji, poruszenie świadomości politycznej i społecznej. Zależało nam na tym, żeby nie zwracać się (a przynajmniej nie tylko) do koneserów sztuki, znawców. Odbiorcami wystawy Czego nie widać były po prostu osoby, które tematy przewodnie poszczególnych prac bezpośrednio dotykają. Kwestia bezpieczeństwa socjalnego nie jest wyabstrahowanym problemem, lecz stałym elementem życia wielu grup społecznych, podobnie – dyskryminacja czy wykluczenie. Naszym celem było pokazanie, że walka o te sprawy może toczyć się także w przestrzeni praktyk artystycznych.
Działalność artystyczna nie jest i nie może być zarezerwowana dla wąskich czy uprzywilejowanych grup społecznych. Takie podziały może czasem stwarzać sterylność przestrzeni, w których sztuka jest umieszczana czy wręcz zamykana. W związku z tym ekspozycja prac podczas Czego nie widać była zlokalizowana głównie w budynku użytkowym oraz w pomieszczeniu znajdującym się przy galerii, gdzie każdy przechodzień ma nieskrępowany dostęp. Przyznajemy, że byliśmy dalecy od przesadnej dbałości o symetrię wieszanych prac. Ważniejsze było niestwarzanie u odbiorcy poczucia wyalienowania.
Prace Marty Frej, fot. Klub KP w Opolu
Z całą mocą należy podkreślić zaangażowanie wielu osób, dzięki którym wystawa i spotkania mogły dojść do skutku. To w tym wymiarze urzeczywistniała się także specyfika całego przedsięwzięcia. Wspólna praca z instytucją miejską, jaką jest Galeria Sztuki Współczesnej, i kilkoma osobami, którym nie jest obojętna idea budowania wspólnej przestrzeni publicznej miasta jako otwartego forum debaty społecznej, pozwoliły na wykrzesanie ogromnej energii. Zasililiśmy nią procesy budowania więzi lokalnych, tworzenia przestrzeni wymiany poglądów oraz budowania mechanizmów, które wpływają na widoczność problemów społecznych. W końcu to, co nieoczywiste, to, „czego nie widać”, postawiliśmy w centrum całego wydarzenia.