Źle pomyślana unia polityczna może przynieść jeszcze gorsze skutki niż wadliwa unia monetarna.
Wydaje się, że dziś to bardzo powszechna opinia. Pogląd, że strefa euro będzie musiała zmierzać w stronę unii fiskalnej, co oznacza również jakąś formę unii politycznej, pochodzi z dwóch źródeł.
Po pierwsze, ludzie działający w warunkach unii politycznych, takich jak Stany Zjednoczone czy Zjednoczone Królestwo wiedzą, że działać mogą połączone ze sobą unie – monetarna i fiskalna. Jeśli spojrzeć z tej perspektywy, wyłącznie monetarna unia strefy euro była próbą w dużej mierze bezprecedensową i wydaje się zmierzać ku upadkowi (przykład takiego podejścia znaleźć można w tekście Darona Acemoglu i Jamesa Robinsona). Ujmując rzecz nieco inaczej: po prostu upada. Permanentny kryzys rynków może się skończyć dzięki programowi skupu rządowych obligacji przez Europejski Bank Centralny (tzw. OMT), ale kryzys bezrobocia na peryferiach wciąż się pogłębia (bez ogródek, acz precyzyjnie pisze o tym Kevin O’Rourke).
Po drugie, wewnątrz samej strefy euro od zawsze istniało potężne lobby na rzecz dalszej integracji. Nic zatem dziwnego, że aktorzy w rodzaju Komisji Europejskiej traktują ją jako długoterminowe rozwiązanie dla problemów strefy.
Powinniśmy być jednak bardzo ostrożni, wyprowadzając uogólnienia z pojedynczych obserwacji. Być może warto sobie przypomnieć, dlaczego strefa euro nie stanowi uczciwego przykładu unii monetarnej bez unii fiskalnej:
Po pierwsze, kryzys konkurencyjności był po części efektem błędnego przekonania rynków, że ryzyko niespłacalności każdego z długów jest zbliżone do ryzyka długu niemieckiego – taka pomyłka nie ma raczej szans się zdarzyć w najbliższych dziesięcioleciach. W latach poprzedzających recesję nie podjęto żadnej próby zastosowania polityki fiskalnej do przeciwdziałania przegrzaniu gospodarki krajów peryferyjnych (więcej o tym, dlaczego polityka antycykliczna jest tak ważna, zob. tekst Antonio Fatasa).
Po drugie, w chyba jedynym przypadku Grecji mieliśmy do czynienia z ewidentnymi nadużyciami fiskalnymi. Jednak zamiast uznać konieczność bankructwa odpowiednio wcześnie, cała unia monetarna podejmowała jałowe próby uniknięcia go przez zastąpienie długu prywatnego pożyczkami międzyrządowymi, co przyniosło katastrofalne skutki. Ten zasadniczy – i możliwy do uniknięcia – błąd doprowadził do najgorszego momentu kryzysu, kiedy to Grecji groziło opuszczenie strefy euro. Unia wciąż narzuca Grecji katastrofalny poziom cięć.
Po trzecie, sytuacja fiskalna innych gospodarek strefy euro stała się krytyczna dlatego, że Europejski Bank Centralny odmówił wejścia w rolę pożyczkodawcy ostatniej szansy. Gdyby swój program skupu obligacji EBC wprowadził dwa lata wcześniej, niż zrobił to w rzeczywistości, kryzys mógłby się skończyć bardzo szybko. I nie jest to żadne mądrzenie się po fakcie, o czym wie każdy, kto czytał choćby Paula De Grauwe (a konkretnie jego bloga). Reakcje rynków zawsze mają więcej wspólnego z postępowaniem EBC niż z fiskalnym położeniem konkretnych krajów, które to spostrzeżenie zainspirowało mój pierwszy wpis blogowy, a które potwierdzają badania.
Po czwarte, obecna dwucyfrowa recesja w strefie euro wiąże się ze zbiorową porażką polityki fiskalnej i monetarnej. Położenie strefy euro wyglądałoby znacząco lepiej, gdyby EBC działał bardziej w stylu amerykańskiej Rezerwy Federalnej, a Niemcy i inne kraje w dobrej sytuacji fiskalnej nie miały takiej obsesji na punkcie cięć. Ani jedno, ani drugie nie ma wiele wspólnego z unią fiskalną.
Potępienie całej koncepcji unii monetarnej bez unii fiskalnej wyłącznie na podstawie jednego, wyjątkowo źle zaprojektowanego przypadku, jest nazbyt pochopne. A potencjalnie także bardzo niebezpieczne. Nie powinniśmy również zapominać, że zachętą do stworzenia samej unii monetarnej było przekonanie, że reżim sztywnych kursów walutowych, który ją poprzedzał, był nie do utrzymania z powodu presji rynkowej (więcej na temat źródeł euro pisze Harold James). Główna lekcja płynąca z porażki strefy euro jak na razie dotyczy raczej złego projektu niż obalenia całej koncepcji. Jeśli jednak ta porażka ma doprowadzić do narzucenia ponad głowami niechętnych wyborców unii fiskalnej i monetarnej przez tę samą elitę, która się do porażki strefy euro przyczyniła – może się okazać, że źle pomyślana unia polityczna przyniesie jeszcze bardziej katastrofalne skutki niż źle zaprojektowana unia monetarna.
przełożył Michał Sutowski
Simon Wren-Lewis – wykładowca w Merton College na Uniwersytecie w Oksfordzie, zajmuje się przede wszystkim makroekonomią, w tym polityką fiskalną jako narzędziem stabilizacji ekonomicznej.
Projekt finansowany ze środków Parlamentu Europejskiego.