Wszystkie procesy Hannibala Trumpa

Publicznie bredzi o fikcyjnym psychopacie. Prywatnie domaga się od koncernów naftowych miliarda dolarów na kampanię wyborczą.
Fot. Gage Skidmore, ed. KP

Donald Trump, choć w publicznych wystąpieniach plecie zupełnie już niezrozumiałe androny, wciąż ma duże szanse ponownie zostać prezydentem. I choć wytoczono mu pięć procesów sądowych, cywilnych i karnych, jest niemal pewne, że najważniejszy sąd USA nie pozwoli wyrządzić mu krzywdy.

Milczenie owiec. Czy ktoś widział Milczenie owiec? Wspaniały, już nieżyjący Hannibal Lecter. Był cudownym człowiekiem, miewał przyjaciół na kolację”.

Tak przemawiał Donald Trump na spotkaniu z wyborcami w Wildwood w stanie New Jersey 11 maja. Poza USA o byłym prezydencie słychać dziś może nieco mniej, ale Trump z 2016 roku to było małe piwo w porównaniu z Trumpem w wydaniu z roku 2024. Wiele się nauczył w trakcie swojej pierwszej kampanii i prezydentury. Jeśli dziś eskalacja bezkarności i absurdu nie jest już tak wyraźna, to znaczy, że media i zwykli Amerykanie przyzwyczaili się do Trumpa i znieczulili. Tymczasem Donald – wielbiciel, jak się okazuje, Hannibala Lectera – pożera amerykańskie mózgi.

Hannibal Lecter był geniuszem i potworem skupionym na własnych, i tylko własnych, perwersyjnych potrzebach. Trump geniuszem nie jest, choć sam się za takiego uważa; natomiast pod względem egotyzmu z pewnością Lecterowi dorównuje. Ciekawe też jest to, że Trump mówi o bohaterze Milczenia owiec, jakby nie odróżniał żywych ludzi od fikcyjnych bohaterów – podobnie jak wydaje się nie odróżniać Trumpa człowieka od Trumpa, swojej wieloletniej kreacji. Stąd często mówi o sobie w trzeciej osobie i nieprzypadkowo jest postacią jak z komiksu: blond grzywa, pomarańczowa twarz, czerwony krawat.

Trump wygra, bo uosabia amerykańskie wartości

Do niedawna Trump miał aż pięć ważnych procesów sądowych. W lutym 2024 roku sędzia zdecydował, że były prezydent Trump musi zapłacić 454 miliony dolarów za świadome zawyżanie wartości swojego majątku – sprawa cywilna, pierwsza.

Z czterech pozostałych dwie sprawy dotyczą próby sfałszowania wyborów prezydenckich i manipulowania ich wynikami. Jedna z nich jest procesem stanowym. Pozew pochodzi od stanu Georgia, na którego władze Trump naciskał, żeby mu „znaleźli 11 tysięcy głosów”. Drugi jest poważniejszy: to federalna sprawa w Departamencie Sprawiedliwości za próbę sfałszowania wyniku wyborów w 2020 roku. Tę sprawę de facto rozstrzygnie Sąd Najwyższy, kiedy zdecyduje, zapewne już po listopadowych wyborach, czy prezydent USA ma immunitet w sprawach kryminalnych. Prawnicy Trumpa twierdzą, że ma.

„Oczywiście, że Trump nie ma immunitetu” – napisał szef demokratów w Senacie Chuck Schumer na platformie znanej do niedawna jako Twitter. „Sąd Najwyższy jedynie próbuje chronić Trumpa, opóźniając proces sądowy. Sąd Najwyższy nigdy nie powinien podejmować się tej sprawy. Sąd, kiedy chce, umie przyspieszyć każdą sprawę – każdą, tylko nie tę”.

Wielu demokratów uważa, że dwóch sędziów Sądu Najwyższego, Clarence Thomas i Sam Alito, powinno zrezygnować z rozstrzygania tej sprawy. Tuż po wyborach w 2020 roku małżonka tego pierwszego, Ginni Thomas, próbowała szantażować szefa sztabu Trumpa, Marka Meadowsa, wysyłając mu serię wiadomości z żądaniem, by oficjalnie poparł twierdzenia Trumpa o sfałszowaniu wyborów.

Jeśli chodzi o drugiego sędziego, dopiero niedawno wypłynęła informacja, że dziesięć dni po ataku na Kapitol z 6 września 2021 roku sędzia Samuel Alito wywiesił odwróconą amerykańską flagę, która jest obecnie symbolem „skradzionych” wyborów i jednym z symboli kampanii Trumpa w bieżącym roku. Podobno powodem był denerwujący sędziego sąsiad demokrata. Nasila to oczywiście dyskusję nad politycznym uwikłaniem Sądu Najwyższego, którego władza orzekania o tym, co „mówi” konstytucja i jak należy ją rozumieć, często okazuje się decydująca. Wśród sędziów mamy więc przynajmniej jednego, który był fanem wydarzeń z 6 września. Być może dwóch.

A mogli zabić. Nowe fakty o szturmie na Kapitol

Przypomnijmy: to Sąd Najwyższy zdecydował w 2000 roku, że prezydentem zostanie republikanin George W. Bush, mimo że jego demokratyczny kontrkandydat Al Gore zebrał więcej głosów. (Sąd Najwyższy nakazał przerwanie ponownego przeliczania głosów na Florydzie, czym de facto wręczył zwycięstwo Bushowi. Późniejsze, już tylko akademickie przeliczenia wskazały, że gdyby policzono wszystkie głosy, wybory wygrałby Gore – red). Niedawno zaś Sąd Najwyższy zdecydował o tym, że mimo toczących się przeciwko niemu procesów sądowych Trump nie może zostać zdyskwalifikowany jako kandydat w tegorocznych wyborach i skreślony z kart wyborczych, czego domagały się niektóre stany. Mimo że sędziowie Sądu Najwyższego nie powinni ujawniać swoich politycznych preferencji, praktyka i konstytucja pozostawiają to im samym i ich samokontroli.

Wróćmy jednak do przeglądu procesów Donald Trumpa. Mamy jeszcze kwestię przetrzymywania poufnych dokumentów po zakończeniu prezydentury, które zostały znalezione w posiadłości Trumpa na Florydzie. To prawdopodobnie najmniej sprawiedliwy zarzut, bo prezydent Joe Biden też podobne dokumenty przetrzymywał – tyle że oddał, gdy go o to poproszono. Trump oddać nie chciał, ale dla obywateli ta różnica ma małe znaczenie; Trump wychodzi tu na kozła ofiarnego elit, a demokraci – na małostkowych hipokrytów.

W końcu jest jeszcze sprawa w Nowym Jorku z gwiazdą porno Stormy Daniels w roli głównej, prowadzona bez udziału publiczności i mediów wizualnych. Na amerykańskich obywatelach, zwłaszcza republikanach, których tak oburzał romans prezydenta Clintona ze stażystką Monicą Lewinsky, wydaje się nie robić wrażenia, że Trump zapłacił Daniels za to, żeby nie mówiła o ich romansie. Daniels nie pozostawiła wątpliwości, że kandydat na prezydenta USA sypiał z gwiazdą porno, gdy jego żona urodziła dziecko. Najzabawniejszą plotką jest to, że Trump najwyraźniej przysypia na sali sądowej, choć sam twierdzi, że tylko duma.

Mimo zaprzeczeń ze strony sztabu kampania Trump 2024 jest prowadzona z budynku sądu w Nowym Jorku. W podstawowym składzie sztabu wyborczego nie znajdziemy nikogo rozpoznawalnego. Z bardziej znanych nazwisk trzymają się blisko Trumpa tacy prawicowcy jak były poseł z Florydy Matt Gaetz, poseł Madicon Cawthorn z Karoliny Północnej, doradca polityczny Jason Miller czy „analityk polityczny” Sebastian Gorka.

Na fotel wiceprezydenta ma nadzieję J.D. Vance, który zaczął jako piewca ludu memuarem pt. Elegia dla bidoków, teraz niestety także w wersji filmowej. Film jest wyjątkowo sentymentalny, ale poza kamerami Vance sentymentalny nie jest. Zdążył zapomnieć nie tylko o zwykłych ludziach, ale i o tym, jak zawzięcie krytykował Trumpa w 2016 roku.

„Elegia dla bidoków”: Jak nie kręcić kina społecznego

Tymczasem na toczących się przez kraj wiecach Trumpa puszcza się najnowszą wersję amerykańskiego hymnu, w wykonaniu chóru więźniów aresztowanych 6 stycznia 2021 podczas szturmu na Kapitol, pokazując ich jako prawdziwych amerykańskich patriotów. Wiemy też, że na niedawnym spotkaniu z największymi producentami ropy w USA Trump zażądał od nich miliarda dolarów „na kampanię” w zamian za obietnicę deregulacji i pomocy. Myślę, że nawet ojcowie założyciele chwyciliby się za głowy, widząc, co się w ich Ameryce wyprawia.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij