Kraj

Subiektywny przegląd spotów wyborczych. Z jakim przekazem partie idą do eurowyborów?

Bardzo ciekawie ogląda się spoty i w ogóle kampanię eurowyborczą, mając w tyle głowy „Traumaland” Michała Bilewicza i „Społeczeństwo populistów” Sławka Sierakowskiego i Przemka Sadury. Widać, że politycy już się czegoś o nas dowiedzieli. Na przykład tego, że można wiele zdziałać, obsługując powszechne i głęboko zakorzenione lęki.

Widać jednak, że politycy i polityczki zatrzymali się w analizie, z dostępnych diagnoz biorąc tyle, ile zmieści się w dość prymitywnym instruktażu. A nie zmieściły się w nim wnioski ze zwycięstwa sił demokratycznych w wyborach październikowych i zmiana, którą obserwujemy po 30 latach działania dość jednak sprawnego państwa, w miarę sprawnych i przewidywalnych instytucji. Spoty pokazują, co politycy o nas myślą. Obejrzałam, więc wam opowiem.

Konfederacja

Pierwsza swój spot pokazała Konfederacja. To reklama na YouTubie, nie da się jej przeskoczyć. Długa, kolory ciemne, narrator opowiada, jak to PiS podpisał się pod Zielonym Ładem, głosował na Fit for 55 i Ursulę von der Leyen. Przechodzi do Platformy, a następnie do polityczek opowiadających o Zielonym Ładzie. Straszy Polą Matysiak i Różą Thun. Aż do tego momentu widz może się tylko domyślać, że to spot wyborczy, bo nie pada nazwa partii. Wreszcie widzimy plecy Mentzena, potem twarz Bosaka – choć żaden z nich nie jest kandydatem na europosła. Bosak pozostaje wicemarszałkiem Sejmu, a z braci Mentzenów kandyduje ten od kryptowalut, nie ten od piwa.

W przededniu eurowyborów Polacy oczekują sprawczości i antyrosyjskości

Konfederacja przygotowała też serię shortów – straszących migracją, Wiktorią Jędroszkowiak, odebraniem samochodów spalinowych. Przedstawia się jako „nowa siła” (choć kandydatem na europosła jest stary dobry Braun, to może w Brukseli takiego jeszcze nie widzieli), która będzie walczyła o „normalność”. Zrobione są profesjonalnie, ale treść jest do bólu przewidywalna. Grają na ignorancji, podnosząc ją do rangi „swojskości”, „normalności” i zalety, na lękach i wrogości wobec Innych. Inni to wszyscy, którzy nie są nimi: PiS, PO, Bruksela, Zieloni, migranci. Konfederacja nie tylko potrafi obsługiwać istniejące lęki, ale też tworzyć nowe, bazując najwyraźniej na efektach systemu edukacji publicznej, skutecznie zniechęcającej rzesze osób do czytania, sprawdzania i zabierania głosu. Co ciekawe, w spocie nie ma żadnej wojny. To Konfederacja ma być tą prawdziwą Trzecią Drogą, trzecią siłą, rzeczywistą alternatywą wobec POPiS-u.

Platforma

Wojna, w tym wojna wpływów i wywiadów są za to obecne w spotach PO i PiS. PO zrobiło niezwykle profesjonalny, napakowany obrazami spot, w którym widać: stos czaszek, Macierewicza, Putina, Szmydta, Morawieckiego, Kaczyńskiego, tańce u Rydzyka, wagony z węglem, logo PiS zmieniające się w dwugłowego imperialnego orła. W tle odgłosy podobne do obniżonego i spowolnionego dźwięku syren alarmowych. Barwy ciemne, wrażenie opresji potęguje rozmyte i przyciemnione tło oraz punktowe oświetlenie środka obrazu.

To takie trochę podkręcone wizualnie, zwięzłe podsumowanie przemówienia Donalda Tuska, w którym nazwał Zjednoczoną Prawicę „płatnymi zdrajcami, pachołkami Rosji”. Jest zatem wyjaśnienie, jak to się stało, że PO straciło władzę w 2015 roku, jak PiS zapłacił Rosji za pomoc w przejęciu władzy, zwiększając import węgla, jak hodował szpiega Szmydta, jak działał w interesie Putina. Krótko, mocno, dobitnie.

80 proc. Polek i Polaków gotowych zagłosować w eurowyborach? Wow!

Czaszki mogą odsyłać do skojarzeń z wojną albo wprost do Katynia, czy – tak jak dwugłowy carski orzeł – długiej historii zagrożenia dla polskiej niepodległości ze wschodu i równie długiej historii kolaboracji prawicy z rosyjskim imperializmem.

Konsekwentnie spot powinien pokazać, że KO jest po jasnej stronie mocy. Tam, gdzie byli wielcy polscy reformatorzy, twórcy Konstytucji 3 maja, kościuszkowcy, piłsudczycy – ale tego nie ma. Widz zostaje z obrazem Polski spenetrowanej przez obce siły. To wygląda na unik, wywinięcie się od podjęcia istotnych, acz niewygodnych europejskich tematów. Może dlatego, że PO głosowało przeciw paktowi migracyjnemu, w nieciekawym towarzystwie Orbána i Ficy oraz deklaruje, że jest przeciw Zielonemu Ładowi oraz odbudowie zasobów przyrodniczych.

Nie buduje również szerokiego poparcia na uruchamianiu energii uciskanych, jak to robili przodkowie reformatorzy, angażując chłopów, kobiety, robotników, zapewniając regulacje chroniące przed opresją i wyzyskiem. Wiemy już, że KO woli dopieszczać deweloperów niż młodych, że kwestię praw reprodukcyjnych woli rozgrywać „na miękko”, nie ścinając się zbyt mocno z Hołownią. Jakby zupełnie odpuszczała elektorat młody i postępowy oraz po prostu postępowy, stawiając na wyborców fanatycznych.

W sprawie aborcji potrzebujemy cudu. Na przykład Hołowni w ciąży

Spot nie daje pomysłu na przyszłość ani nadziei, nie pokazuje, po co nam ta Europa. Właściwie to Europa jest tylko domyślna – wiadomo jedynie, że nie jest PiS-em ani Rosją. Przerażeni PiSRosją, która „już tu jest”, mamy zagłosować na kandydatów Koalicji. Nie ma nawet pozytywnej opowieści o odbudowywaniu pozycji w Europie i na świecie, czym chyba warto się chwalić.

Mam nadzieję, że KO planuje – tak jak przed październikowymi wyborami – politykę strachu zastąpić na ostatniej prostej polityką miłości i dumy i że zmieni nastrój na bardziej angażujący. Chyba że puentą do spotu kampanijnego miała być decyzja Rafała Trzaskowskiego o pierwszym kroku do rozwiązku państwa i Kościoła, czyli o usunięciu krzyży z urzędów w Warszawie. Choć oczywiście mógł być to ruch kierowany do wyborców Lewicy, pokazujący, że nie liczy się ona właściwie wcale, bo nie ma sprawczości, którą ma Koalicja.

No i PiS

Spot PiS jest wprost skierowany do Donalda Tuska. „Donald” – lektor zwraca się bezpośrednio i obraźliwie (bo uprzejmiej byłoby odmienić imię i powiedzieć „Donaldzie”) do premiera, powtarzając te same co zawsze oskarżenia. Do tego dostajemy opowieść o tym, jak PiS, a zwłaszcza Mateusz Morawiecki, bronili Ukrainy.

Wizualnie spot dostosowany jest do wieku wyborców PiS – obrazy płyną powoli, nie ma technicznych nowinek, dźwięki zwiastują nadciąganie katastrofy, na koniec długa wypowiedź Aleksandra Łukaszenki, który cieszy się z wygranej Tuska. Wiadomo, że trudno o lepszą rekomendację.

Na drugą nóżkę PiS opublikował spot turystyczno-historyczny o tym, jak piękna jest Polska i jak jej broniono, z głosem Lecha Kaczyńskiego w tle. Poza tym portal X pełen jest Beaty Szydło, Przemysława Czarnka, Tobiasza Bocheńskiego (jak widać nie wyleciał z polityki po wyborach samorządowych) i Anny Zalewskiej oraz uśmiechniętych, sympatycznie wyglądających wyborców PiS.

Mamy więc grę na rozmaitych emocjach – dużo lęku, do tego swojskość i trochę kampanijnego business as usual. Jeśli ktoś łyka wszystkie pisowskie kłamstwa i dezinformacje, to kampania wyda mu się optymistyczną i zachęcającą.

PSL i Hołownia

Strategia kampanijna Trzeciej Drogi to również gra na polaryzację. Rola, jaką dla siebie widzą, to rola strażaka, zalewającego rów mariański dzielący polskie społeczeństwo wieloma okrągłymi słowami o tym, że nie można się tak kłócić. „Ostudzenie temperatury to kwestia wagi państwowej” – mówi Szymon Hołownia, dowodząc, że podziały osłabiają państwo, ostra retoryka i obrzucanie się nawzajem mianem zdrajcy nie pomagają, są wręcz spełnieniem życzeń Putina, któremu przecież o to chodzi, żeby podzieliła się Europa, podzieliły społeczeństwa, w tym polskie.

Czy można im wierzyć? Wszak to ten sam Szymon Hołownia, który podsycał emocje i podziały wokół praw kobiet, blokując pracę nad nimi przez całe miesiące. Warto też przypomnieć, że uderzanie w prawa mniejszości i kobiet to również coś, czym grał i gra Putin. A wzmacnianie pozycji kobiet pozwala łączyć daną formację z demokracją i proeuropejskością.

Nie da się nie zobaczyć, że Trzecia Droga chce grać na „polską normalność” podobnie jak Konfederacja. W polskiej normalności mieści się jak widać neoliberalizm, tumiwisizm, mniej lub bardziej ostentacyjna mizoginia oraz tradycyjny, a dobrotliwy układ władzy między panem a plebanem. TD chce „przywracać braterstwo”, nie podoba jej się usuwanie krzyży z ratusza. To, co ją najbardziej od Konfederacji różni, to oczywiście stosunek do Unii Europejskiej, w której widzi rozwiązanie wielu problemów oraz gwarancję bezpieczeństwa. Trzecia Droga też, jak wszystkie poprzednie partie, gra na lęku, ale lęku dotyczącym podziałów i kłótni wewnętrznych, na lęku bardziej przed „rozbiciem dzielnicowym” niż przed „zaborami”.

Lewica

Tylko Lewica nie gra na lęku. Jako jedyna mówi o przyszłości, i to mówi pozytywnie, pokazując wartości i konkretne korzyści wynikające z naszej obecności w Unii. Mówi o rzeczywistych wyzwaniach i potrzebach młodych ludzi – rosnących nierównościach, braku mieszkań. Krzysztof Śmiszek pokazuje „piątkę Śmiszka”, zwiększającą możliwości Parlamentu Europejskiego, demokratyzującą europejskie struktury. Jest mowa o karcie praw kobiet, o europejskim funduszu mieszkaniowym, nierównościach, z którymi można walczyć właśnie z poziomu europejskiego. A Robert Biedroń, którego pewnie natchnął sukces Łukasza Litewki, opowiedział o PIESEL-u – PESEL-u dla psów, mającym ograniczać ich bezdomność i ocieplać wizerunek polityka.

Wydziarany pan od piesków i zbiórek nową ikoną lewicy?

Lewica jako jedyna zwraca się do elektoratu postępowego, na który nie działa już cyniczne posługiwanie się jak najbardziej podstawnymi obawami. Nie próbuje być cwańsza niż wszyscy. Widać, że godzi się ze swoją słabością i smutno konstatuje, że to, czego nie udaje się ugrać na poziomie państwowym, gdzie wciąż rządzą nieaktualne i blokujące nas dogmaty, będzie można wywalczyć w Unii: prawa kobiet, prawa pracownicze, minimalną europejską, mieszkania.

Niestety Lewica okazuje ostatnio tak mało sprawczości i energii, a tak wiele zdradza z tego, co dzieje się za kulisami, że tak jak pozostałe partie nie budzi zaufania. Tyle że nie z powodu widocznego cynizmu, a niedołężności.

Czy te wszystkie partyjne strategie mają szansę zmobilizować elektorat i zapewnić wysoką frekwencję w wyborach? Raczej nie i chyba takie założenie – natychmiast po wyborach samorządowych – przyjęli politycy. Na większym zaangażowaniu wcale im nie zależy, bo grają na zmobilizowanie swoich, już przekonanych elektoratów. To samospełniająca się przepowiednia, która tworzy ryzyko, że przewagę zdobędzie zmotywowana, prorosyjska prawica, która właśnie miała spotkanie w Madrycie.

Cicho wszędzie, głucho wszędzie: eurowybory w Litwie

Pozostaje mieć nadzieję, że zadziałają oddolne inicjatywy profrekwencyjne, proeuropejskie, które sprawią, że mimo niechęci do polityków, którzy mówią do siebie, a nas chcą tylko straszyć – pójdziemy do wyborów. W Madrycie był też kolektyw Wschód, który mówił, że warto głosować 9 czerwca, bo „jeśli kobiety i queery się jednoczą, to faszyzm nie przejdzie”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij