Senat powinien jednoznacznie odmówić zgody na jego przeprowadzenie.
Marcin Gerwin: Prezydent Bronisław Komorowski ogłosił, że chce zarządzić ogólnokrajowe referendum, które ma dotyczyć między innymi wprowadzenia okręgów jednomandatowych w wyborach do Sejmu.
Piotr Uziębło: Moim zdaniem takie referendum będzie niezgodne z konstytucją. Do wprowadzenia JOW-ów w wyborach do Sejmu niezbędna jest bowiem zmiana konstytucji, a taka dotąd nie miała miejsca. Referendum w sprawie JOW-ów będzie więc dotyczyło problematyki zmiany konstytucji. Tryb takiej zmiany uregulowany jest w artykule 235 konstytucji. Krąg podmiotów, które mogą inicjować procedurę zmiany konstytucji, został w nim zawężony (w stosunku do inicjatywy ustawodawczej) do prezydenta, grupy co najmniej 92 posłów oraz Senatu jako całości. Nie ma mowy o inicjowaniu tej procedury poprzez referendum. Możliwe jest jedynie przeprowadzenie referendum zatwierdzającego zmiany w rozdziałach I, II i XII, po wcześniejszym przyjęciu ich przez Sejm. Jeśli spojrzymy na to, co pisali przedstawiciele doktryny prawa konstytucyjnego w komentarzach czy w opracowaniach dotyczących referendum (np. Mariusz Jabłoński czy Wojciech Sokolewicz), to pogląd na tę kwestię jest w zasadzie jednoznaczny – nie ma możliwości przeprowadzenia cząstkowego referendum poprzedzającego procedurę zmiany w konstytucji. Z jedynym wyjątkiem.
Jakim?
Jest możliwość przeprowadzenia referendum, które wiązałoby na przykład prezydenta do wniesienia projektu zmiany konstytucji w określonym kierunku. Ale tylko i wyłącznie do wniesienia projektu. Tutaj jednak, skoro pan prezydent taki projekt dopiero co złożył, referendum w tej sprawie jest zupełnie niepotrzebne. Natomiast obchodzenie procedury zmiany konstytucji poprzez referendum, które w tym przypadku nie może być przeprowadzone, jest próbą naruszenia porządku konstytucyjnego.
Może więc prezydent mógłby zorganizować referendum, które nie byłoby wiążące, lecz byłoby jedynie zapytaniem społeczeństwa o opinię w tej sprawie?
Na dziś ani konstytucja, ani ustawy takiej formy konsultacji nie przewidują. Najpierw trzeba byłoby uchwalić ustawę o konsultacjach społecznych, która przewidywałaby konsultacje w formie głosowania powszechnego i wtedy byłoby to moim zdaniem dopuszczalne, choć nie ma co do tego jednomyślności w środowisku konstytucjonalistów. Jednak bez wcześniejszej zmiany prawa takich konsultacji przeprowadzić nie można.
Prezydent zapowiada jednak, że już wkrótce złoży w Senacie postanowienie o zarządzeniu referendum, które będzie obejmowało pytanie o JOW-y. Czy samo złożenie tego postanowienia będzie działaniem niezgodnym z konstytucją?
Moim zdaniem jest to istotna przesłanka, która może świadczyć o działaniu naruszającym postanowienia konstytucji.
Senat powinien jednoznacznie odmówić zgody na przeprowadzenie takiego referendum, niejako zastępując prezydenta w czuwaniu nad przestrzeganiem konstytucji.
Gdyby Senat tak nie postąpił, to mielibyśmy bardzo poważny problem natury konstytucyjnej. Przede wszystkim: jak potraktować wynik takiego głosowania?
Czy prezydent może tak sobie działać niezgodnie z konstytucją? Czy nie ma żadnych sankcji za jej łamanie?
Jak stanowi konstytucja w art. 145 ust. 1 „Prezydent Rzeczypospolitej za naruszenie Konstytucji, ustawy lub za popełnienie przestępstwa może być pociągnięty do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu”. Konieczne jest jednak, aby naruszenie takie było zawinione. O postawieniu przed nim prezydenta decyduje Zgromadzenie Narodowe.
Czy samo złożenie postanowienia o przeprowadzeniu referendum w sprawie JOW-ów byłoby na tyle poważne, że prezydent mógłby odpowiadać za to przed Trybunałem Stanu?
Jest to na pewno sprawa, która byłaby warta dokładniejszej analizy dotyczącej tego, czy prezydent nie popełnia deliktu konstytucyjnego.
To znaczy?
Delikt konstytucyjny to naruszenie konstytucji, które nie stanowi przestępstwa. Choć nim nie jest, to jest jednak formą naruszenia uprawnień konstytucyjnych.
Gdyby Trybunał Stanu stwierdził, że prezydent naruszył konstytucję, co się wówczas dzieje?
Składa go z urzędu.
Prezydent twierdzi, że JOW-y popiera od dawna, ale teraz zaczął mówić o wprowadzeniu ordynacji mieszanej na wzór niemiecki. Czy jest to tym samym, co wprowadzenie okręgów jednomandatowych?
Nie, to jest zupełnie co innego. Występują w niej co prawda okręgi jednomandatowe oraz wielomandatowe, jednak ordynacja mieszana, tzw. niemiecka, jest w efekcie ordynacją proporcjonalną – liczba uzyskanych mandatów odpowiada poparciu dla danej partii.
Głosuje się w niej na kandydata lub kandydatkę z okręgu jednomandatowego, a oprócz tego na listę partyjną.
Dokładnie tak. Wyborca dysponuje dwoma głosami.
Gdybyśmy jednak chcieli kopiować bezpośrednio rozwiązania niemieckie, to jest tam istotna wada. Listy partyjne są zamknięte, czyli wyborcy nie mają możliwości wyboru kandydata w ramach listy.
U nas dziś tak nie jest – możemy wskazywać kandydata czy kandydatkę.
Dlatego skopiowanie rozwiązania niemieckiego byłoby krokiem w tył w stosunku do list otwartych, jakie mamy obecnie. Dziś w Polsce możliwe jest eliminowanie kandydatów niepopularnych, czego najlepszym przykładem jest kandydowanie w Gdańsku Tomasza Arabskiego, który miał drugie miejsce na liście i szeroko zakrojoną kampanię wyborczą, jednak do Sejmu się nie dostał, pomimo sukcesu Platformy Obywatelskiej w jego okręgu.
Czyli w Niemczech to partia decyduje, kto z listy otrzymuje mandat?
Tak. Jeżeli partia w danym okręgu zdobyła trzy mandaty, to wchodzą trzy pierwsze osoby z listy.
Gdybyś miał wybrać – ordynacja mieszana, nawet z listą otwartą, a stosowana w Irlandii ordynacja STV, czyli Pojedynczy Głos Przechodni, to który z tych systemów wyborczych jest twoim zdaniem lepszy?
Moim zdaniem nie ma wątpliwości, że lepsze jest STV.
Dlaczego?
Może nie jest to system do końca czytelny obecnie dla wyborców w Polsce i wymagałby on dość długiej kampanii edukacyjnej, jest to jednak jedyny system, który daje realną możliwość przebicia się kandydatom pozapartyjnym. Jeśli spojrzymy na wyniki wyborów w Irlandii, to widać, że kandydatów pozapartyjnych jest tam stosunkowo dużo. W ostatnich wyborach parlamentarnych w Irlandii na 166 miejsc aż 14 kandydatów niezależnych zdobyło mandaty. Czyli jest to około 8,4 procent. Jest to wynik, który rzadko można spotkać w innych państwach. Ponadto małe ugrupowania mają w STV realne szanse na zdobycie mandatów. Dość istotną zaletą jest także to, że pozwala on wyborcom wskazywać kandydatów lub kandydatki z różnych ugrupowań.
Ordynacja STV ma dokładnie te zalety, o których mówi Paweł Kukiz, a których nie mają okręgi jednomandatowe.
Stwarza ona szansę na mandaty kandydatom niezależnym, popularnym w społeczeństwie lub liderom małych ugrupowań. Z drugiej natomiast strony eliminuje kandydatów przywiezionych w teczkach partyjnych, gdyż akurat ich szanse na mandat zdecydowanie maleją.
Dr hab. Piotr Uziębło jest profesorem w Katedrze Prawa Konstytucyjnego i Instytucji Politycznych na Uniwersytecie Gdańskim. Jest autorem m.in. książek „Zasada równości wyborów parlamentarnych w państwach europejskich i południowoamerykańskich”, „Demokracja partycypacyjna” oraz komentarza do ustawy o referendum lokalnym. Wśród jego zainteresowań badawczych są także systemy wyborcze.
CZYTAJ WIĘCEJ O JOW-ACH:
Piotr Uziębło: Wypaczone wyniki, głosowanie na partie i rzecznik dyscypliny. Oto JOW-y
Marcin Gerwin: Okręgi jednomandatowe to przekręt w białych rękawiczkach
Rafał Chwedoruk: Zwolennicy JOWów powinni zamilknąć
Peter Emerson: JOW-y to pomysł jak z Orwella
Marcin Gerwin: Jednomandatowe okręgi wyborcze? Nie, dziękuję
**Dziennik Opinii nr 133/2015 (917)