Unia musi przemyśleć skuteczność swoich działań.
W ciągu jednego miesiąca między upadkiem reżimu Janukowycza a aneksją Krymu przez Rosję Władimirowi Putinowi udało się przekształcić coś, co pierwotnie było wyborem między dwoma wspólnotami handlowymi, w wybór geopolityczny i „cywilizacyjny”. To właśnie w tych kategoriach rosyjski prezydent formułuje stawki i depcząc integralność terytorialną Ukrainy, potwierdza siłę Rosji, która jawi się jako przeciwstawna Europie.
Pod koniec lat 80. Michaił Gorbaczow sformułował projekt „wspólnego europejskiego domu”, w którym swoje miejsca miała znaleźć Rosja. Biorąc pod uwagę, że projekt ten doprowadził do „największej geopolitycznej katastrofy minionego wieku” – upadku ZSRR – Putin powraca z całą mocą do dawniejszej idei, w której logika imperialna miesza się z dyskursem oblężonej twierdzy. Adam Michnik, dawny warszawski dysydent, wysuwa stąd wniosek, że „jesteśmy świadkami kresu najlepszego ćwierćwiecza w polskiej historii ostatnich czterech wieków”. Najlepszego w środkowoeuropejskiej historii od roku 1914, bez wątpienia.
Faktycznie jesteśmy świadkami końca pewnej epoki, tej rozpoczętej w Europie po roku 1989. Patrząc wstecz, powinniśmy jeszcze bardziej docenić „cud”, jakim był pokojowy rozpad radzieckiego imperium. Wojna w Jugosławii przypominała nam wówczas, że wcale nie jest to oczywiste. Mieliśmy wszystkie składniki konfliktu zanurzonego w logice secesji i „wojen suwerennościowych”, którą podsumowuje wygłoszona w 1991 roku formuła macedończyka Władimira Gligorowa: „Dlaczego mam być mniejszością w twoim państwie, kiedy ty możesz być mniejszością w moim”. Poza granicami Rosji znalazło się 25 milionów Rosjan i stąd brało się ryzyko, że obrona tych „pieds rouges”* może upodobnić się do obrony przez Belgrad Serbów w nowopowstałych niepodległych republikach. Różnica polegała na tym, że Jelcyn nie był Milosevicem i jako prezydent Rosji pozostający w opozycji do Gorbaczowa zadał ostateczny cios ZSRR. Dziś Putin zamyka tę krótką dygresję i z całą mocą powraca do logiki imperium. Przy okazji przywołuje inny jugosłowiański precedens – Kosowo, które w następstwie interwencji z 1999 roku i referendum zostało odłączone od Serbii.
Trzy kluczowe różnice unieważniają tę paralelę: niepodległość Kosowa stała się faktem wskutek 10 lat funkcjonowania „apartheidu” pod rządami Milosevica, podczas gdy Rosjanom na Krymie nie groziło nic. Kosowo jest niepodległe, ale nie zostało przyłączone do Wielkiej Albanii (jak Krym do Rosji). Wreszcie, wyrok Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości z lipca 2010 głosił, że deklaracja niepodległości Kosowa nie stała w sprzeczności z prawem międzynarodowym, podczas gdy przyłączenie Krymu do Rosji jest pogwałceniem Traktatu Budapesztańskiego z 1994 roku, w którym Ukraina zrezygnowała z broni jądrowej w zamian za integralność terytorialną gwarantowaną przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Rosję.
Europa odkrywa (na nowo) granice prawa, ale również granice soft power. Oczywiście nikomu nie marzy się powtórka wojny krymskiej z 1854 roku i szarży lekkiej brygady gloryfikowanej w wierszu Tennysona: Theirs not to make reply, Theirs not to reason why, Theirs but to do and die. Nikt nie będzie umierał za Krym, a wzięcie przez Putina Sewastopola jawi się Europejczykom jako okropny anachronizm (walka o terytorium Krymu kosztem utraty wpływów). Możliwe jednak, że Ukraina skłoni ich do przemyślenia polityki sąsiedztwa z UE (dostęp do europejskiego rynku w zamian za wspólne normy).
Europa nie ma geopolityki w swoim DNA; została zbudowana przeciw logice siły, która przeszło wiek temu była odpowiedzialna za jej „autodestrukcję”. Dziś odkrywa ograniczenia siły „norm” skonfrontowanej z postimperialną Realpolitik.
*Pieds rouges (czerwone stopy) – określenie Francuzow (zwlaszcza o sympatiach lewicowych), którzy pozostali w Algierii po ogłoszeniu przez nią niepodległości – przyp. tłum.
Przeł. Julian Kutyła
Tekst ukazał się na stronach internetowych Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu, przedruk za zgodą autora.
Jacques Rupnik – francuski politolog specjalizujący się w polityce Europy Środkowej i Wschodniej. Prowadził badania na Harvardzie, był doradcą Vaclava Havla w pierwszych latach jego kadencji, współtworzył i kierował licznymi ośrodkami badań stosunków międzynarodowych, m.in paryskim CERI (Centre d’études et des recherches internationales).