Zaskoczyła nas (pozytywnie!) reakcja rynków na plany obniżki podatków w Wielkiej Brytanii, ale i to, że państwowy interwencjonizm wraca do łask. Że Ukraińcy przywitają Rosjan ołowiem, a nie kwiatami, było niespodzianką chyba tylko dla Putina, ale już skuteczność ukraińskiej obrony zasługuje na miano największego zaskoczenia 2022 roku – podsumowuje Piotr Wójcik.
Największym zaskoczeniem 2022 roku dla wielu jest zapewne otwarta wojna w Ukrainie. Większość komentatorów – ja zresztą też – była przekonana, że nastąpi co najwyżej powtórka z 2014 roku, czyli działania zbrojne ograniczone do Donbasu. Równocześnie jednak trudno uznać za największe zaskoczenie coś, o czym Amerykanie trąbili już od jesieni 2021 roku. W lutym co dwa dni podawano kolejną datę inwazji, chociaż ostatecznie żadna się nie sprawdziła. Tak więc nawet jeśli w wojnę wątpiliśmy, to 24 lutego nikt nie powinien był poczuć się zaskoczony.
Innym kandydatem na największe zaskoczenie ’22 mogłoby być sprawne i całkiem serdeczne przyjęcie w Polsce półtora miliona uchodźczyń z Ukrainy: przecież jeszcze niedawno Polacy uchodzili za największych przeciwników przyjmowania uchodźców w UE. To z kolei akurat mnie nie zaskoczyło. Przyjacielskie przyjęcie uchodźczyń znad Dniepru to efekt zarówno zupełnie innego podejścia Polek i Polaków do Ukraińców niż do zasadniczo nielubianych nad Wisłą muzułmanów, jak i naszego stosunku wobec Rosji. Przyjmując uchodźczynie, przede wszystkim wspieramy Ukrainę w wojnie z Rosją, którą w Polsce – słusznie zresztą – gremialnie uważa się za największe egzystencjalne zagrożenie.
Puto: Nowa przyjaźń polsko-ukraińska. Jak by tego nie spieprzyć?
czytaj także
Kończący się, niestety bardzo interesujący, rok przyniósł wiele innych zaskoczeń. Można z nich wyciągnąć mnóstwo wniosków, które w większości są mimo wszystko dość pozytywne. Co może dawać pewną dozę optymizmu na rok, który nadchodzi.
Upadek rządu Liz Truss
Rząd nowej Żelaznej Damy upadł w ekspresowym tempie i Brytyjczycy nawet nie mieli czasu, żeby się przyzwyczaić do nowej premierki. Zaskoczeniem nie jest sam upadek rządu Truss ani nawet błyskawiczne tempo tej dekonstrukcji. Umówmy się: Liz Truss od początku nie wyglądała na specjalnie lotną, raczej na nieudaną kopię Margaret Thatcher.
Zaskoczeniem były jednak powody dymisji świeżo upieczonej premierki Zjednoczonego Królestwa. Jedną z głównych przyczyn odejścia Truss z urzędu było ogłoszenie wielkiej reformy obniżającej podatki. Gdyby chwilowa szefowa torysów ogłosiła podobny program w pierwszej dekadzie XXI wieku, rynki zapiałyby z zachwytu. Tymczasem w 2022 roku te same, chociaż już nie takie same, rynki wpadły w małą panikę, gdyż nieprzemyślany plan reform nowego rządu mógł zachwiać brytyjskim budżetem. Samo jego ogłoszenie wywołało załamanie kursu brytyjskiego funta. Wystrzeliła za to rentowność brytyjskich papierów dłużnych.
czytaj także
Dożyliśmy więc czasów, kiedy rządy państw zachodnich upadają z powodu planu obniżek podatków. To wspaniała wiadomość. Jaki z tego wniosek? Obecnie rynki finansowe cenią przede wszystkim stabilność i spokój, które w ostatnich latach stały się deficytowe. Polscy politycy, którzy co miesiąc planują wywrócenie do góry nogami któregoś z obszarów życia społecznego w Polsce, powinni sobie wziąć do serca przypadek niefartownego rządu paleokonserwatystki znad Tamizy.
Wysadzenie gazociągów Nord Stream
Wybuchy na dnie Bałtyku były tak dużym zaskoczeniem, że nawet były szef MSZ Radosław Sikorski nie wiedział, jak odpowiednio zareagować, i zupełnie się pogubił. Przypomnijmy, że w reakcji na wybuchy napisał radosnego tweeta „Thank You USA!”, czym narobił sobie problemów także w swojej partii (i słusznie!), a jego twórczość niestety wykorzystała kremlowska propaganda.
Cała ta sprawa wciąż jest niejasna. Mamy już wiele dowodów na to, że było to celowe wysadzenie instalacji. Szwedzi odkryli w miejscu wybuchu ślady materiałów wybuchowych. Przypuszcza się, że zrobiła to Rosja, jednak trudno stwierdzić, co chciała tym osiągnąć. W tym czasie gaz i tak już właściwie nie płynął do Niemiec, bo wcześniej Rosjanie zatrzymali przesył, tłumacząc to rzekomym remontem. Być może Kreml chciał w ten sposób zwiększyć nacisk na Berlin? Ale to samo mógł przecież uczynić mniej ryzykownymi sposobami.
czytaj także
Tak czy inaczej, wysadzenie infrastruktury energetycznej na Bałtyku było sporym szokiem dla mieszkańców Europy. Wojna zbliżyła się do terytorium UE tak blisko, jak tylko się da. Do mieszkańców UE dotarło, że wystarczy ledwie kilka eksplozji w strategicznych miejscach, żeby pozbawić miliony osób dostępu do energii. W nadchodzących czasach ochrona infrastruktury krytycznej będzie kluczowym zadaniem państwa. Lepiej sobie nawet nie wyobrażać potencjalnych skutków wysadzenia na przykład gazoportu w Świnoujściu albo gdańskiego naftoportu.
Prorosyjski Franciszek
Wojna w Ukrainie należy do takich konfliktów, w których bez większego problemu można zidentyfikować sprawcę i ofiarę. Kilkukrotnie większa i dysponująca bronią atomową Rosja brutalnie zaatakowała zupełnie niezagrażającego jej sąsiada. Historyjki o tym, że integracja Ukrainy z Zachodem miałaby zagrozić Rosji, i to wręcz egzystencjalnie, można włożyć między bajki. Zagroziłaby jedynie autorytarnej władzy Kremla, a to już zupełnie coś innego. Fakt, że Putin jedno z drugim utożsamia, świadczy jedynie o charakterze jego rządów.
Głowa Kościoła katolickiego, który zwykle kwapi się do ocen moralnych i potępia przeróżnych grzeszników, powinna należeć do czołowych krytyków zbrodniczych działań Rosji. Przecież doprowadziły one do śmierci tysięcy niewinnych istnień, a miliony skazały na cierpienie. Tymczasem Franciszek przez długie miesiące nie tylko nie potrafił wydusić z siebie potępienia Putina i Moskwy, ale nawet nie chciał jednoznacznie wskazać winnego.
czytaj także
W jednym z najważniejszych momentów współczesnej historii Europy papież doszczętnie się skompromitował. I to nie tylko w oczach niewierzących, bo to żadne zaskoczenie, ale też w oczach wielu wiernych, którzy liczyli na to, że wspierający uchodźców i ofiary kryzysu klimatycznego Argentyńczyk odświeży zatęchłą, skostniałą i zepsutą kurię rzymską.
Wniosek z tego jest taki, że nie warto wiązać swoich nadziei z jednostkami. Nawet jeśli początkowo wydają się sympatycznymi sojusznikami, prędzej czy później przyjdzie moment, w którym zaczną zwyczajnie bredzić. Prawdziwej i trwałej zmiany może dokonać tylko demokratyczny kolektyw, który w razie czego może odsunąć błądzących na boczny tor.
Maroko w półfinale mundialu
Reprezentacja Maroka okazała się sensacją mundialu w Katarze nie tylko dlatego, że została pierwszą drużyną z Afryki, która awansowała do półfinału. Sensacyjna była przede wszystkim gra Marokańczyków, którzy po drodze ograli Belgów, Portugalczyków i Hiszpanów, a w półfinale momentami gnietli nawet Francuzów.
Przypadek Maroka jest interesujący szczególnie dlatego, że to drużyna złożona w większości z graczy urodzonych poza granicami kraju – w Holandii, Francji, Belgii i Hiszpanii. Marokańczycy stworzyli przemyślany system wyławiania graczy do swojej kadry z klubów rozsianych po Europie Zachodniej. Musieli najpierw do nich dotrzeć i zawczasu przekonać, żeby nie zaczęli grać w reprezentacjach kraju urodzenia. Po pewnym czasie te wysiłki przyniosły spektakularne owoce.
Rasistowska wojna mundialowa: francuska skrajna prawica poluje na Marokańczyków
czytaj także
Sukces Maroka jest bardzo pocieszający. Nawet w późnym kapitalizmie, zdominowanym przez wielkie pieniądze i oligopole, bardzo biedne państwo może taki sukces odnieść, mając pomysł na siebie i wykazując się konsekwencją. Polska mogłaby się nieco od Maroka nauczyć. Co oczywiście nie zmienia faktu, że kluczowym czynnikiem sukcesu są bogaci rodzice.
Powrót protekcjonizmu
Państwowy interwencjonizm, bezlitośnie tępiony przez dekady neoliberalnych rządów, rozsiadł się znów na salonach podczas pandemii, gdy rządy wpompowały w gospodarkę ogromne sumy. Tamtą sytuację można było wytłumaczyć jej specyfiką – rządy zamknęły gospodarkę, co wcześniej na taką skalę jeszcze nigdy w historii nie miało miejsca.
Teraz, w czasie kryzysu energetycznego, rządy państw Zachodu idą nawet dalej. W 2022 roku Komisja Europejska zatwierdziła aż 420 mld euro pomocy publicznej dla przedsiębiorstw. Sama Francja wesprze swoje firmy kwotą 155 mld euro. Gigantyczne pakiety pomocowe wprowadzają także Niemcy i Brytyjczycy, a wszystkich i tak przyćmiły Stany Zjednoczone – sama ustawa Inflation Reduction Act przewiduje między innymi wpompowanie w gospodarkę 360 mld dolarów na zielone inwestycje. A przecież zaledwie rok wcześniej w USA ogłoszono liczony w bilionach dolarów pakiet inwestycji w publiczną infrastrukturę.
Społeczna, ale nie antysystemowa. Taka powinna być transformacja energetyczna
czytaj także
Ta kumulacja pakietów pomocowych prowadzi do napięć międzynarodowych, także w obrębie wspólnoty Zachodu. UE jest zaniepokojona amerykańską ustawą o redukowaniu inflacji, która zawiera preferencje dla produkcji made in America. Także w samej Unii dochodzi do sporów – ogromny pakiet Niemiec został skrytykowany przez wiele mniejszych krajów Europy, które nie mogą sobie pozwolić na tak hojne wspieranie krajowych przedsiębiorstw.
Sam powrót protekcjonizmu może nie jest jakimś wielkim zaskoczeniem, bo początek wojny handlowej obserwowaliśmy już od 2018 roku, gdy Trump wprowadzał kolejne bariery handlowe. Jednak tak duża ekspansja fiskalna, jaką stosują w tym roku państwa Zachodu, jest niespodzianką. Warto ją tu wymienić, gdyż będzie miała niebagatelne znaczenie w nieodległej przyszłości.
czytaj także
W najbliższych latach rywalizacja gospodarcza między podmiotami politycznymi przybierze na sile. Globalizacja wrzuci niższy bieg, obok gigantycznych pakietów pomocowych pojawią się być może nowe stawki celne albo kwoty importowe. Dla niespecjalnie bogatej Polski, która należy do czołowych beneficjentów globalizacji, to zła wiadomość. W bezpośredniej rywalizacji gospodarczej z Niemcami czy Wielką Brytanią mamy niewielkie szanse. Za to będąc częścią większego organizmu, możemy sobie poradzić znacznie lepiej. Co jest kolejnym argumentem za zacieśnianiem integracji Polski z UE. Niestety, w ostatnich latach trend był odwrotny.
Reakcja UE na kryzys
Pozytywnym zaskoczeniem jest za to odpowiedź Unii Europejskiej na wojnę i związany z nią kryzys energetyczny. Jeszcze niedawno życie bez rosyjskich surowców wydawało się niemożliwe, tymczasem Europa poradziła sobie całkiem nieźle pomimo ograniczenia importu ze Wschodu. Państwom Europy udało się zapełnić magazyny gazu przed zimą w przeszło 90 procentach, dzięki czemu z nawiązką wypełniły zobowiązania, które uzgodniły wiosną tego roku.
W grudniu weszło w życie embargo na rosyjską ropę transportowaną drogą morską oraz limit cenowy na ten surowiec. W przyszłym roku w lutym podobne sankcje dosięgną również wyroby ropopochodne. Europejczycy okupili to wyższymi cenami energii, jednak jak na razie Stary Kontynent nie uległ szantażowi energetycznemu Moskwy, choć wielu w taką jedność Europy wątpiło.
Ostolski: Rosję Putina wyhodowało szacowne centrum zachodnioeuropejskiej polityki
czytaj także
Skuteczna akcja zapełnienia europejskich magazynów gazu pokazuje, że Unia potrafi działać sprawnie i większa koordynacja polityk państw członkowskich ma ogromny potencjał. Kolejnym krokiem powinny być wspólne zakupy gazu i rozbudowa sieci połączeń gazowych między państwami. Europa jako całość może być czołowym podmiotem polityki globalnej, o ile będzie występować jako całość właśnie, a nie grupa skłóconych państw różnej wielkości.
Waleczność ukraińskiej armii
Niektórzy wieszczyli upadek Kijowa w trzy dni. Zresztą podobny czas „operacji specjalnej” prognozował sam Putin, który pewnie nie pchałby się do Ukrainy, gdyby wiedział, że w grudniu jego potężna armia utknie pod 70-tysięcznym Bachmutem. A wcześniej zostanie zmuszona do wycofania się spod Kijowa, Czernihowa, Sum, Charkowa, a nawet z kontrolowanego Chersonia.
Oczywiście, wiadome było, że armia ukraińska wygląda inaczej niż w 2014 roku. Każdy poza Kremlem wiedział też doskonale, że Ukraińcy przywitają Rosjan ołowiem, a nie kwiatami. Jednak skuteczność działań ukraińskiej armii jest chyba największym zaskoczeniem 2022 roku. Błyskotliwa kontrofensywa w rejonie Charkowa, wypchnięcie Rosjan na lewy brzeg Dniepru na południu czy seryjne niszczenie rosyjskich magazynów dzięki himarsom to tylko najbardziej spektakularne sukcesy armii ukraińskiej. Ukraińcy niezwykle szybko adaptują się do sprzętu dostarczanego przez zachodnich sojuszników, świetnie wykorzystują informacje rozpoznawcze od USA i potrafią dokonywać skutecznych akcji nawet w głębi Rosji.
Ukraina: Słabe państwo inaczej niż dotąd zdefiniowało źródło siły [rozmowa z Edwinem Bendykiem]
czytaj także
Przede wszystkim jednak robią wrażenie swoją walecznością. Okazuje się, że nawet w XXI wieku, w którym miały już walczyć maszyny i roboty, to morale żołnierzy i żołnierek nadal jest jednym z kluczowych elementów powodzenia na froncie. I to jest ta przewaga państw demokratycznych, której autokracje nigdy nie przeskoczą.
W reżimach władza opiera się na tłamszeniu ludzi, dławieniu ich odwagi i niszczeniu wszelkich przejawów niezależności. W ten sposób autokrata może i wziąć pod but cały naród, ale nigdy nie zbuduje masowej armii z wysokim morale i daleko idącą samodzielnością oddziałów. Demokracje mogą wydawać się na co dzień skłócone wewnętrznie, powolne i niesterowne, ale to właśnie za nie warto ginąć – jeśli już trzeba za cokolwiek – a nie za autokratów traktujących swój kraj jak prywatny folwark.
*
Czytaj inne podsumowania 2022 roku: