Czy po niedzielnych wyborach uda się w Hiszpanii utworzyć „rząd zmiany”, a tym samym zapoczątkować zmianę w całej pokryzysowej Europie?
Gdy większość analiz politycznych skupia się jeszcze na rezultacie brytyjskiego referendum, warto zwrócić uwagę na niedzielne wybory w Hiszpanii, które mogą stanowić kolejne w tym długim tygodniu wydarzenie nie bez konsekwencji dla reszty Europy.
Od wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku byliśmy świadkami wyłonienia się w tym kraju nowej lewicowej partii, Podemos, która skanalizowała polityczne postulaty i ducha tzw. ruchu oburzonych z 2011 roku. Po nieudanym procesie tworzenia rządu po grudniowych wyborach Podemos połączyło siły z Izquierda Unida, dawną Partią Komunistyczną, i kilkoma innymi mniejszymi ugrupowaniami lewicowymi. Startują do niedzielnych wyborów wspólnie jako Unidos Podemos (w wolnym tłumaczeniu, „Razem nam się uda” ) ze sloganem „La sonrisa de un país” („Uśmiech kraju”) i optymistyczną i dość nieszablonową kampanią (program wydany jak katalog Ikei, ze zdjęciami kandydatów w ich domach).
Unidos Podemos wskazuje też na przykłady burmistrzyń Ady Colau i Manueli Carmena, które zawiadują obecnie z dużymi sukcesami odpowiednio Barceloną i Madrytem, i obiecują, że jeżeli uda im się dojść do władzy, kraj nareszcie wyrwie się ze szponów polityki cięć budżetowych i będzie to realna szansa na naprawę hiszpańskiej, a może nawet europejskiej, demokracji. Czy po niedzielnych wyborach uda się zakonczyć rządy prawicy i utworzyć tzw. gobierno de cambio (rząd zmiany), a tym samym może nawet zapoczątkować zmianę w całej pokryzysowej Europie?
Sytuacja na scenie politycznej Hiszpanii jest bez precedensu. Po dekadach tzw. bipartidismo, czyli systemu partyjnego, gdzie dwie duże partie lewicy i prawicy dzieliły między siebie większość głosów i miejsc w parlamencie, tworząc na zmianę rządy, hiszpańscy politycy stoją przed zupełnie nowym dla nich wyzwaniem, jakie ze sobą niesie fragmentacja systemu partyjnego i poszukiwanie kompromisu w celu utworzenia koalicji. Podczas gdy na lewej stronie sceny politycznej głosy zagarnia w coraz większym stopniu Unidos Podemos, pozostawiajac dotychczasowego hegemona lewicy, Partię Socjalistyczną (PSOE), wobec bardzo trudnej perspektywy zostania trzecią partią w parlamencie, na prawicy Partia Ludowa (PP) trzyma się ciągle nieźle (nadal prowadzi w sondażach), ale też musi radzić sobie z nowym rywalem, Ciudadanos (Obywatele), partią, która definiuje się jako centrowa i w dużym stopniu polega na charyzmie swojego lidera Alberta Rivery.
Poprzednie wybory, które odbyły się zaledwie 6 miesięcy temu, były pierwszymi wyborami w historii hiszpańskiej demokracji, w wyniku których nie udało się utworzyć rządu, co było poważnym szokiem dla hiszpańskiej klasy politycznej. Podczas gdy zaledwie kilka tygodni temu najważniejszym pytaniem było, czy w powtórnych wyborach Unidos Podemos uda się zdobyć więcej głosów niż PSOE, obecnie tzw. sorpasso, czyli prześcignięcie Partii Socjalistycznej, jest bardzo prawdopodobne nie tylko, jeżeli chodzi o procent oddanych glosow, ale również miejca w parlamencie. Byłoby to nie lada osiągnięciem, ponieważ hiszpański system wyborczy, choć proporcjonalny, to ze względu na sposób podziału na okręgi wyborcze ma pewne cechy systemu większościowego, co utrudnia sukces mniejszych i nowych partii.
Oczywiście, nawet jeżeli Podemos Unidos uda się wejść do parlamentu w randze pierwszej siły na lewicy, nie znaczy to, że utworzenie rządu bedzie prostsze niż 6 miesięcy temu. Nadal nie jest jasne, czy obu partiom lewicowym uda sie zdobyć większość w parlamencie, a co ważniejsze, nie jest wcale pewne, czy uda się im w ogóle dogadać. Będzie to sytuacja przede wszystkim bardzo trudna dla PSOE – partia socjalistyczna ma najgorsze wyniki w historii i jej lider Pedro Sanchez (w dużym stopniu kontestowany wewnątrz partii) będzie musiał wybrać między dogadaniem się z Unidos Podemos a opcją tzw. wielkiej koalicji, czyli wsparciem prawicowego rządu Rajoya.
Ta pierwsza opcja, choć wydawałaby się dość naturalna, niestety wcale nie jest dużo bardziej prawdopodobna. Niestety nowa i stara hiszpanska lewica wydają sie bardzo dalekie od porozumienia. W Unidos Podemos różne opinie na temat porozumienia z socjalistami stały się przyczyna konfliktów wewnętrznych, jakie miały miejsce po ostatnich wyborach. W PSOE sytuacja jest jeszcze trudniejsza. Jeśli nawet Pedro Sanchez zapomni o afroncie, jakim było odrzucenie przez Podemos kilka miesiecy temu propozycji wsparcia socjalistycznego rządu, bedzie miał wielkie trudności, żeby skłonić swoją organizację do udzielenia poparcia partii, która odebrała socjalistom niepodzielną władzę na lewicy, za co jest znienawidzona przez wielu prominentnych polityków PSOE (np. przez Susane Diaz, przewodniczacą partii w Andaluzji, bastionie hiszpanskej lewicy). Do tego wielu socjalistycznych (przede wszystkim starszych) wyborców uważa, że Unidos Podemos to zagrożenie dla hiszpańskiej gospodarki i demokracji, a ich lider, Pablo Iglesias, to populistyczny diabeł w przebraniu wyluzowanego politologa z kitką.
Negatywne postrzeganie Unidos Podemos wynika w dużym stopniu z kampanii medialnej centroprawicy która zdaje sobie sprawę z tego, że kluczem do wygranej w dość lewicowej Hiszpanii jest przedstawienie nowej lewicy jako zagrożenia dla stabilności kraju. W tym celu na porządku dziennym kampanii jest straszenie komunizmem Podemos i ciągłe odniesienia do zwiazkow ich liderów z rządem Wenezueli. Porównuje się program Podemos do niespełnionych obietnic greckiej Syrizy.
Strategia ta, mozna powiedzieć, że działa – Partia Ludowa nadal utrzymuje prowadzenie w sondażach pomimo ogromnych skandali korupcyjnych, w jakie sa uwikłani politycy z nią zwiazani w wielu regionach. Prawica wskazuje brak przygotowania nowych partii do rzadzenia (w przedwyborczej debacie Rajoy kilka razy powtarzał, że „rządzenie jest bardzo trudne”) i twierdzi, że tylko ona będzie w stanie uniknąć dalszych szoków gospodarczych. Obiecuje stworzenie nowych miejsc pracy i obniżenie podatkow, przy czym powszechnie wiadomo, że ta ostatnia obietnica nie ma szans na spełnienie, co przyznał niedawno w liście do Komisji Europejskiej sam Rajoy, obiecując dalsze cięcia budżetowe po wyborach. Odpowiedź Rajoya na wynik referendum brytyjskiego, w której powtarza, że Hiszpania jest stabilna (pod jego rządami oczywiście), jest doskonałym przykładem strategii, ktora ma na celu przyciągnięcie głosow obywateli chcacych uniknąć ryzyka kolejnych kryzysów.
Hiszpanie, którzy pojdą dziś do urn, będą wybierać między status quo, centroprawicową polityka cięć budzetowych i zarządzania gospodarką, które prezentuje się jako „odpowiedzialne”, a niewiadomą lewicowego „rządu zmiany” , ktory obiecuje koniec liberalnych polityk gospodarczych duszących obywateli południa Europy i początek naprawy demokratycznych mechanizmów nie tylko w Hiszpanii, ale również na skalę europejską.
Jest to odbicie szerszego konfliktu, którego jesteśmy świadkami w Europie – między wizją gospodarki i polityki wspieraną przede wszystkim przez starszych wyborców a projektem zmiany, ktory przyciąga młodych.
Kluczem do zrozumienia wyników, zarówno referendum w Wielkiej Brytanii, jak i wyborów w Hiszpanii jest wiek. Młodzi, lepiej wykształceni, wychowani w erze nowych technologii, mobilności, i braku stabilizacji odrzucają projekty konserwatywnego establishmentu i domagają się demokratycznej odnowy, również na skale europejska. Starsze (stanowiące coraz większą część zachodnich społeczeństw) pokolenie żyje iluzją, że jeszcze jest możliwe utrzymanie porządku zamkniętego w narodowych ramach – by ją podtrzymać, daje się uwieść nacjonalistycznym sloganom (w Wielkiej Brytanii) czy projektom, które przedstawiają wszelką zmianę jako zagrożenie (Hiszpania).
W Wielkiej Brytanii wygral właśnie projekt nacjonalistycznego backlashu, który pociąga za soba umocnienie sie populistycznej prawicy we Francji, Holandii bądź Austrii. Czy w Hiszpanii wynik będzie inny i wlasnie tam znajdziemy bardziej pozytywną alternatywę dla dzisiejszej Europy?
Aleksandra Sojka – pracuje na Wydziale Politologii Uniwersytetu w Granadzie. Zajmuje się tam problematyką Unii Europejskiej.
**Dziennik Opinii nr 177/2016 (1377)