Świat, Weekend

Tanie życie, czyli ostateczny kryzys kapitalizmu [rozmowa]

Kapitalizm nie płacił swoich rachunków. Wszystko, czego potrzebował do pomnażania bogactwa, kupował coraz taniej – od świata przyrody po ludzką pracę. Dzisiejszy splot kryzysów jest tego efektem i oznacza koniec kapitalizmu w jego obecnej formie.

Jakub Majmurek: Gdy zapytamy przeciętną osobę o to, jaki przedmiot symbolizuje najlepiej współczesny kapitalizm, w odpowiedzi usłyszelibyśmy najpewniej, że smartfon albo mikroprocesor. Wy w waszej książce Historia świata w siedmiu tanich rzeczach udzielacie zupełnie innej odpowiedzi: najlepszym symbolem obecnej formy kapitalizmu jest chicken nuggets. Dlaczego?

Raj Patel: Bo on lepiej niż cokolwiek innego pozwala nam zilustrować dwa problemy, o których piszemy w książce: po pierwsze kapitałocenu, po drugie taniości.

Kapitałocenu, czyli?

R.P.: Epoki geologicznej, w której żyjemy, widocznej w śladach kopalnych. Nie nazywamy jej antropocenem, bo problemem nie jest tu człowiek i jego aktywność, ale określony system społeczno-gospodarczy – kapitalizm – oraz jego relacja z naturą.

Chicken nuggets doskonale ją ilustruje. Kurczak używany do produkcji tego dania jest dziś najliczniejszym ptakiem na świecie. Wywodzi się z Azji Wschodniej, ale został udomowiony i spopularyzowany w ramach specyficznego podejścia do sieci życia, zakładającego, że ludzie mogą traktować naturę jako zasób do eksploatacji i manipulacji. To pokazuje, jaką rolę w kapitalizmie odgrywa tania natura.

Do tego, by przekształcić żywego kurczaka w nuggetsa, potrzebna jest praca, znów możliwie jak najtańsza. To zatem druga tania rzecz kluczowa dla historii kapitalizmu: tania praca. Sam nuggets jest spożywany głównie przez klasy pracujące – co znów jest typowe dla historii kapitalizmu, który dla swojego rozwoju zawsze potrzebował taniego pożywienia dla klas pracujących, bo ono pozwalało płacić niskie pensje i utrzymać koszty pracy na niskim poziomie. Mamy więc kolejną tanią rzecz – tanią żywność.

Do powstania nuggetsa potrzebna jest energia – znów możliwie jak najtańsza. Tania energia jest kolejną tanią rzeczą potrzebną kapitalizmowi. Każdej fabryce towarzyszy zasilająca ją energią kopalnia albo odwiert z ropą naftową.

Warunki pracy w przemyśle mięsnym są ciężkie, pracownicy skarżą się na wypalenie, kontuzje i fizyczne wyczerpanie. By móc uczestniczyć w procesie produkcji, potrzebują pracy opiekuńczej, którą kapitalizm też zawsze starał się jak najbardziej potanić. Mamy więc kolejną tanią rzecz, opiekę. W Stanach sieci fast foodów takie jak KFC zawsze były wspierane przez nisko oprocentowane kredyty – i to kolejna tania rzecz kluczowa dla kapitalizmu: tani pieniądz.

To sześć z siedmiu tanich rzeczy z tytułu waszej książki – wszystko w kawałku kurczaka.

R.P.: Jest jeszcze siódma: tanie życie. To pewne struktury dominacji, ścieżki indywidualnych i społecznych przyszłości, które są wpisane w proces produkcji nuggetsa z kurczaka.

Jason W. Moore: Trzeba przy tym podkreślić, że tania natura jest zawsze polem walki. Ona nie jest tania dla ciebie, dla nas czy dla naszych czytelników, tylko dla kapitału i kapitalistów. I to tania w podwójnym znaczeniu tego słowa: nie tylko niewiele kosztuje, ale też jest pozbawiona wartości, szacunku, godności. Kapitalistyczna eksploatacja natury, życia, pracy, wszystkich rzeczy, o których mówił Raj, jest zawsze pewną strategią dewaluacji.

Socjaldemokracji już nie będzie. Ten gmach wali się na naszych oczach

Stawiacie tezę, że historię kapitalizmu można przedstawić jako historię procesu potaniania. Jak jednak definiujecie „taniość”? Czy można powiedzieć, że w waszym ujęciu to niedopłacona praca ludzka i pozaludzka, niedopłacona praca natury?

J.W.M: Po części tak, ale warto pamiętać, że relacje gotówkowe w kapitalizmie zawsze wznoszą się na fundamencie pracy nieodpłatnej – głównie kobiet i tego wszystkiego, co kapitalizm przedstawia jako naturę. To kluczowe nie tylko dla zrozumienia obecnego kryzysu, ale także tkwiącej u jego podstaw dynamiki opresji, wpisanych w nią procesów tworzenia podziałów klimatyczno-klasowych, klimatycznego patriarchatu i klimatycznego apartheidu.

R.P.: Słowo „dynamika” jest tu kluczowe. W Siedmiu tanich rzeczach pokazujemy dynamikę kapitalizmu jako systemu, który nie chce płacić swoich rachunków. A w chwili, gdy pojawia się kryzys – gdy pracownicy żądają wyższych płac, kobiety zaczynają domagać się wynagradzania ich pracy opiekuńczej i tak dalej – szuka innych źródeł taniości.

Tanie rzeczy nigdy nie są po prostu tanie same z siebie. One stają się tanie w ramach określonej dynamiki, naznaczonej kryzysami wynikającymi z walki przeciwko procesowi potaniania i próbami rozwiązania tych kryzysów przez kapitał. Na przestrzeni dziejów kapitalizm rozwija się bowiem poprzez ekspansję na kolejne obszary sieci życia, generując nowe obszary i sposoby wytwarzania taniości.

Nasza książka kończy się dość ponurą konstatacją, że wszystkie obszary taniości, wszystkie siedem tanich rzeczy koniecznych dla rozwoju kapitalizmu znajduje się dziś jednocześnie w stanie kryzysu.

J.W.M.: Mamy obecnie do czynienia z prawdziwym wielokryzysem. Przy czym nie jest on, jak chcieliby Adam Tooze i „Financial Times”, zbiorem wielu pojedynczych kryzysów, ale jednym, fundamentalnym kryzysem znajdującym swój wyraz we wszystkich obszarach taniości.

Wasza książka wyraźnie inspirowana jest teorią Immanuela Wallersteina, bo tak jak on szukacie początków kapitalizmu już w długim wieku XVI, w okresie wielkich odkryć geograficznych. Jak w ogóle definiujecie kapitalizm? Co charakteryzuje go jako system odmienny od pozostałych?

J.S.W.: Inspirujemy się Wallersteienem, który z kolei inspirował się wielkim polskim historykiem Marianem Małowistem. Myślę, że to ważne, by polscy czytelnicy mieli świadomość, że do powstania kapitalizmu konieczne było nie tylko wyłonienie się świata atlantyckiego z jego koloniami, ale także gospodarki folwarcznej w Europie Wschodniej.

Definiujemy kapitalizm jako cywilizację stawiającą na pierwszym miejscu nieskończoną akumulację kapitału. Nie chodzi tu o wzrost gospodarczy, ale o nieskończoną ekspansję, która przywłaszcza sobie, a następnie pożera życie ludzi, pracę, krajobrazy – wszystko po to, by zwiększyć stopę zysku i stwarzać okazje do nowych opłacalnych inwestycji. Ten proces łączy się z nieskończonym podbojem ziemi, praktykami dominacji i proletaryzacji i naszym zdaniem właśnie osiąga swoje granice.

Pojęcie granicy odgrywa bardzo istotną rolę w waszym wywodzie, zaczynacie go od analizy roli, jaką w rozwoju kapitalizmu odegrały jego atlantyckie pogranicza. Czy granica jest miejscem, gdzie szczególnie skutecznie może dokonywać się proces wytwarzania tanich rzeczy?

R.P.: Zaczynamy od portugalskiej kolonizacji Madery w XV wieku, bo to doskonały przykład. Portugalska ekspansja kolonialna nieprzypadkowo zaczyna się w konkretnym momencie: załamania się średniowiecznego optimum klimatycznego i epidemii dżumy, „czarnej śmierci”, w XIV wieku.

Madera jest jedną z pierwszych kolonii, gdzie za pomocą pracy niewolniczej uprawia się trzcinę cukrową. Gdy uprawy cukru wyczerpują wyspę ekologicznie, staje się ona przystankiem na trasie handlu niewolnikami między Afryką a Amerykami. Dziś ślady tego mrocznego dziedzictwa stały się turystyczną atrakcją.

Epidemia, która urodziła kapitalizm

Na przykładzie Madery widzimy więc nie tylko, jak na pograniczach tworzy się taniość, ale też jak kapitalizm potrafi w obliczu kryzysów na nowo definiować obszary graniczne.

Kapitalizm nie może istnieć bez obszarów granicznych, ale też kapitał, dokonując ekspansji, nie zmienia bynajmniej wyłącznie obszarów granicznych. Granice zawsze zmieniają obszar, który dokonuje na nie ekspansji.

Dlaczego granica jest tak istotna dla tworzenia taniości?

J.S.W.: Kluczowe są zachodzące na granicznych obszarach procesy pozaekonomicznego zawłaszczania pracy – ludzkiej i nieludzkiej, pracy natury. W każdej erze rozwoju kapitalizmu kluczową rolę dla akumulacji odgrywają nowe imperialne granice: w początkach kapitalizmu były to plantacje trzciny cukrowej i kopalnie srebra w Amerykach, w wieku XVIII i na początku XIX powstające wraz z przesuwaniem się granic europejskiej kolonizacji na zachód plantacje bawełny na przełomie XIX i XX wieku pogranicze, gdzie wydobywano ropę naftową.

Ponieważ kapitalizm chce płacić jak najmniejsze rachunki, a jest przy tym systemem wręcz monstrualnie nieefektywnym, to ciągle musi przesuwać swoje granice, wymyślać się na nich na nowo, by móc pozyskiwać tanią pracę i tanią naturę, bo to absolutnie konieczne dla jego funkcjonowania. Teraz zbliżamy się do końca tego procesu, bo od ponad pół wieku nie pojawiła się żadna udana próba wymyślenia kapitalizmu na nowo.

R.P.: Był neoliberalizm, ale tak naprawdę przyniósł on wyłącznie kolejny okres stagnacji.

Warufakis: Kapitalizm, czyli zastój

Musk i Trump obiecują kolonizację Marsa, to nie jest próba ustanowienia nowej granicy w kosmosie?

R.P.: Musk nie robi tu nic nowego. Kapitał interesuje się kosmosem już od jakiegoś czasu, na przykład możliwościami pozyskiwania minerałów z asteroidów. Niedawno w „Financial Times” ukazał się ciekawy artykuł na temat rywalizacji o podział częstotliwości radiowych wokół Księżyca – bo dane transmitowane z Księżyca mogą stać się nową granicą, pozwalającą na akumulację kapitału.

Informacja jest kolejnym kluczowym pojęciem dla kapitalistycznej granicy. Nad czym Musk teraz realnie pracuje? Nie nad kolonizacją Marsa, ale nad przejęciem kontroli nad systemem płatniczym amerykańskiego rządu. Bo informacje, jakie on zawiera, są czymś bezcennym – i myślę, że wkrótce zobaczymy, jak Musk je zmonetyzuje.

Przykład firm biotechnologicznych, które zmieniają nasze DNA w kolejną granicę, pokazuje, że granice nie muszą mieć charakteru przestrzennego. Kapitalizm ciągle szuka nowych sposobów na to, jak zmienić w towar informację, która wcześniej była po prostu częścią sieci życia; jak przyczepić metkę z ceną do czegoś, co nigdy nie miało ceny.

J.W.M.: Przy czym fakt, że kapitalizm sięga po te właśnie granice, pokazuje, że znajdujemy się u kresu taniej natury. Granice, które próbuje ustanowić Musk, nie dają nadziei na nadejście nowego złotego wieku kapitalizmu. Ich eksploatacja ma przede wszystkim uruchomić redystrybucję zasobów w stronę 0,1 proc. najbogatszych.

Dlatego dziś mamy do czynienia nie tyle z początkiem nowej ery kapitalizmu, ile początkiem transformacji w stronę nowego postkapitalistycznego porządku. Moim zdaniem może on przypominać naukową dyktaturę opisaną przez Aldousa Huxleya w Nowym wspaniałym świecie, będzie ją charakteryzować ekstremalna centralizacja korporacyjnej władzy oraz przepływów informacji.

Naomi Klein: Zderzyliśmy się ze ścianą. Z tej planety nie da się więcej wycisnąć

Wróćmy jednak na chwilę do historii. W waszej książce, która jest krótką historią kapitalizmu, bardzo niewielką rolę odgrywa rewolucja przemysłowa. Krzysztof Kolumb i jego podboje w Nowym Świecie są dla was znacznie ważniejsze niż to, co działo się na północy Anglii w XVIII wieku, gdy powstawał przemysł tekstylny, albo w Niemczech w czasach drugiej rewolucji przemysłowej sto lat później. Skąd taki wybór?

R.P.: Bo wszystko, co tak naprawdę interesujące w rewolucji przemysłowej, wydarzyło się już w czasach podboju Madery. Standaryzacja i mechanizacja pracy; transformacja natury w paliwo, które można spalać dla pozyskiwania energii; procesy pozwalające zredukować ludzi do źródła taniej siły roboczej; mechanizmy pozwalające utrzymywać ją przy życiu przy pomocy tanich kalorii i nieopłaconej pracy opiekuńczej; wreszcie kredyt pozwalający finansować wojny przesuwające kolejne kapitalistyczne granice – to wszystko pojawia się już przy rozwoju plantacji trzciny cukrowej na Maderze, około roku 1450.

Nie uważamy, że rewolucja przemysłowa nie była ważna. Jednak by mogła się w ogóle wydarzyć, musiało wcześniej pojawić się kilka zazębiających się procesów sięgających długiego wieku XVI.

To jest szczególnie ważne dziś, w okresie interregnum, czyli przejścia między systemami, pełnego różnych patologicznych objawów. Osiągnęliśmy bowiem systemowy kryzys kapitalizmu, a jednocześnie klasa pracująca ciągle nie rozwinęła narzędzi, by móc rządzić się sama. Nie osiągnęliśmy jeszcze momentu, w którym klasa pracująca miałaby dość siły, by wymusić transformację w stronę socjalizmu. To, co nazwalibyśmy „burżuazyjną lewicą”, jest zupełnie bezradne. W tych mrocznych czasach warto więc sięgać do historii oporu, historii walk przeciw ekspansji kapitalizmu, ciągnących się od pół wieku.

J.W.M.: Dużą część współczesnych ruchów klimatycznych charakteryzuje niestety zupełny brak świadomości historycznej. Najlepiej pokazują to takie slogany takie jak „just stop oil!”. Problemem nie jest przecież ropa naftowa, tylko kapitalizm.

Warufakis: Zachód jeszcze nie umarł, ale usilnie nad tym pracuje

Naprawdę możemy dowiedzieć się wszystkiego o polityce klimatycznej danej osoby, pytając ją o to, kiedy jej zdaniem zaczął się kapitalizm, a tym samym, gdzie ma swój początek obecnego kryzysu klimatycznego. A zaczął się w długim wieku XVI, gdy europejska klasa panująca stworzyła nową cywilizację, nową kapitalistyczną ekologię światową. I dziś grozi nam, że w obliczu kryzysu klimatycznego oś Pentagon-Wall Street-Davos stworzy nam nowy, jeszcze gorszy system postkapitalistyczny.

Dlaczego wyczerpują się możliwości rozwoju kapitalizmu? Załamała się możliwość tworzenia tanich rzeczy?

R.P.: Zaczęliśmy od kurczaka i to może dobry moment, by do niego wrócić. Jesteśmy w środku epidemii ptasiej grypy, która na razie uderza w nieludzkie elementy sieci życia, ale tylko na razie. Gdy czytamy o dziesiątkach tysięcy morskich ssaków umierających na plażach Arktyki albo o ptakach spadających z nieba jak w Apokalipsie, trudno oprzeć się wrażeniu, że znajdujemy się w podobnie przełomowym momencie jak okres, gdy kończyło się średniowieczne optimum klimatyczne, a Europa zaczynała się podnosić ze strat, jakie zadała jej epidemia czarnej śmierci.

Co w tej sytuacji robi globalna klasa panująca? Choć mówi o kolonizacji Marsa, to często po prostu bunkruje się, by przetrwać apokalipsę.

J.W.M.: Najbogatsi dosłownie budują sobie bunkry na wypadek katastrofy klimatycznej. Chciałbym podkreślić jedno: my nie powtarzamy argumentów o „granicach wzrostu”. One zostały rozwinięte przez transatlantycką klasę panującą w ramach Klubu Rzymskiego w latach 70. ubiegłego wieku jako odpowiedź na żądania klas ludowych, głównie w państwach globalnego Południa.

My powtarzamy za Marksem: granicą kapitalizmu jest sam kapitał, rozumiany w szerokim sensie jako pewna ekologia, konstelacja życia, władzy i zysku.

Między faszyzmem a załamaniem klimatu

czytaj także

Obserwujemy dziś wyczerpanie się modelu rolnictwa, który powstał wraz z drugą rewolucją rolniczą w Holandii i Wielkiej Brytanii i który wraz z plantacjami trzciny cukrowej rozlał się na cały świat. Model ten opierał się na prostej zasadzie: produkujemy coraz więcej żywności przy coraz mniejszych nakładach pracy. I jakich nadziei nie wiązalibyśmy z rolnictwem precyzyjnym, to ze względu na zmianę klimatu ten model się skończył. A to od tego modelu zależała podaż taniej żywności, a w konsekwencji – taniej pracy.

Cokolwiek nie wyłoni się w miejsce obecnego systemu, będzie musiało jakoś przypominać gospodarkę w stanie ustalonym, gdzie wielkość populacji i bogactwa są mniej więcej stałe, nie rosną w czasie.

Co konkretnie może się wyłonić?

J.W.M.: Istnieją dziś dwa wielkie projekty. Jeden ma centrum w Waszyngtonie i w świecie transatlantyckim, drugi w Pekinie. Oczywiście w Stanach i całym świecie zachodnim trwa spór o to, jak odpowiadająca na kryzys klimatyczny postkapitalistyczna transformacja ma dokładnie wyglądać, ale projekt amerykański w każdej wersji pozostaje głęboko nierówny i zmilitaryzowany. Z drugiej strony projekt chiński próbuje wskrzesić liczącą millenia dynamikę chińskiego systemu trybutarnego, który też jest mocno nierówny i oparty na dominacji, ale inny niż ten oparty na imperialistycznej dominacji Zachodu.

Mamy więc do wyboru przyszłość Trumpa-Muska albo przyszłość przewodniczącego Xi?

R.P.: To są dziś dwa największe projekty. Ale interregnum, okres przejściowy, stwarza okazję dla klas pracujących, by rozwijać możliwości, które kiedyś pozwolą im przejąć kontrolę nad środkami produkcji, by nacisnąć na dźwignie, które odblokują inne scenariusze.

Oczywiście, wizja pracowników autonomicznie zarządzających gospodarką w stanie ustalonym wydaje się o wiele bardziej sensowna niż zamiary Waszyngtonu czy Pekinu. Jednocześnie bardzo ciekawe jest to, co Chiny mówią o cywilizacji ekologicznej. To jeszcze nie jest perspektywa pozwalająca ponownie zintegrować człowieka z siecią życia, ale pewna rekonfiguracja łączących go z nią relacji.

Na pewno powinniśmy aspirować do czegoś więcej niż te dwie dominujące wizje. I to się dzieje na całym świecie. Widzimy na przykład, że w Chinach rośnie liczba strajków. Także na Zachodzie klasy pracujące zaczynają szukać alternatyw. Choć nie chcę tu przesadnie idealizować klas pracujących, bo z drugiej strony w Stanach wielu związkowców kupiło lwią część programu Trumpa.

Bińczyk: Ludzkość jest dziś jednocześnie supersprawcza i bezradna!

Duża część teorii na temat tego, jak mogłaby wyglądać inna przyszłość, powstaje bezpośrednio na linii frontu, w działaniu. Piszę o tym teraz nową książkę i nie chcę przedwcześnie zbyt dużo ujawniać, ale mamy np. ruch bezrolnych w Brazylii, który jest bardzo zainteresowany tym, jak przemyśleć całą relację ludzi do sieci życia, jak skupiona w miastach władza powinna budować relacje z przestrzeniami wiejskimi, jak działania zmierzające na przykład do rozwiązania kryzysu wodnego mogą zostać zakorzenione w demokratycznych praktykach.

J.W.M.: Jak pokazujemy w książce, kryzysy klimatyczne zawsze są koszmarem dla klas panujących. Seria ludowych rewolt sprowokowanych przez koniec średniowiecznego optimum klimatycznego o mało co nie rzuciła na kolana późnośredniowiecznych elit. To samo obserwowaliśmy w XVII wieku, a nawet pod koniec XVIII, w końcówce małej epoki lodowcowej. To jest czas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, rewolucji francuskiej i rewolucji na Haiti, powstania Tupaca Amaru w Peru, największych rozruchów głodowych w Europie.

Nie powinniśmy się więc bać kryzysów klimatycznych. A na pewno nie powinniśmy poddawać się klimatycznemu stanowi wyjątkowemu, huxleyowskiej naukowej dyktaturze ustalanej w imię ochrony przed katastrofą klimatyczną. Jak doskonale zidentyfikowała to Naomi Klein dekadę temu: podstawowym problemem jest kryzys demokracji. I alternatywą jest oddolna, autentyczna demokracja przeciwstawiająca się różnym autorytarnym siłom.

Naomi Klein: Pod żelazną kopułą mamy tylko siebie

Do tej pory doświadczenia z dewzrostem, znane z państw Afryki czy Ameryki Łacińskiej, zmuszonych do realizacji programów dostosowania strukturalnego, były zdecydowanie negatywne. Ale można też sobie wyobrazić inny dewzrost, związany z polityką znacznie bardziej egalitarną i demokratyczną.

**
Raj Patel – autor wielu książek, twórca filmowy i badacz związany z Lyndon B. Johnson School of Public Affairs Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. Był jednym z organizatorów protestów ugrupowań alterglobalistycznych w Seattle w 1999 roku. Jako działacz społeczny zajmuje się suwerennością żywieniową.

Jason W. Moore – profesor socjologii na Binghampton Universit. W swojej pracy badawczej zajmuje się głównie historią środowiskową, geografią historyczną oraz historią kapitalizmu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij