Świat, Wyjaśniamy

„750 osób zginęło, bo były chrześcijanami”. Czy na pewno?

Skoro zginęli, rzekomo z powodu swojej religii, to pojawia się pytanie, kim byli mordercy? Polski internet znalazł od razu odpowiedź. „Ci co tak kochają machometa że zabijać muszą” (pisownia oryginalna). Jest to oczywiście wierutna bzdura. Oto co warto wiedzieć o kryzysie w Tigraju.

W styczniu 2021 roku Ośrodek Monitorowania Chrystianofobii Fidei Defensor zamieścił na swojej stronie w mediach społecznościowych artykuł z portalu Vatican News zatytułowany: „Ponad 750 chrześcijan rozstrzelanych przed kościołem w Etiopii”.

Skomentowała go posłanka Lewicy Małgorzata Prokop-Paczkowska: „A po co kościół katolicki się tam wpakował? Dlaczego nie uszanował miejscowych wierzeń?” (pisownia oryginalna). Wpis jej został natychmiast (słusznie) potępiony za brak elementarnej wiedzy na temat religii dominującej w Etiopii, a także za brak empatii wobec ofiar. Sam wpis został szybko usunięty, ale w sieci dostępne są zrzuty ekranu:

Sprawę w mediach społecznościowych nagłaśniali politycy prawicy, m.in. Dariusz Matecki, prezes Solidarnej Polski na Pomorzu Zachodnim i radny Miasta Szczecin, oraz europoseł Patryk Jaki. Informacja pojawiła się też na profilach partii politycznych (Solidarna Polska) oraz organizacji kościelnych i religijnych (parafii, grup modlitewnych, grup dyskusyjnych). O „masakrze w Aksum” donosiły stacje telewizyjne, portale internetowe, gazety oraz tygodniki. Również polski MSZ wyraził zaniepokojenie doniesieniami medialnymi o Aksum.

Tylko czy ludzie naprawdę padli ofiarą mordu dlatego, że byli chrześcijanami? I czy do masakry w ogóle doszło? Oto co warto wiedzieć o kryzysie w Tigraju.

Wkroczenie wojsk rządowych do Mekele w Tigraju. Fot. Al Jazeera English/Youtube.com

Fakty na początek

Etiopia jest około trzech razy większa od Polski i stanowi drugie po Nigerii najludniejsze państwo w Afryce (110 milionów obywateli). To kraj o bogatej kulturze i tradycji. Zamieszkuje go ponad 80 grup etnicznych, różniących się pod względem języka, kultury i religii. Religią dominującą jest chrześcijaństwo, a po niej islam, w większości sunnicki.


Co napisały media?

Dziennikarze Vatican News, opierając się na niepotwierdzonej do dzisiaj (17 lutego) informacji, donosili o masakrze chrześcijan zgromadzonych w katedrze Marii z Syjonu w mieście Aksum, leżącym na północy Etiopii. Ludzie mieli zostać rozstrzelani przez wojska rządowe oraz amharską milicję podczas trwającego od listopada konfliktu zbrojnego.

Bez wątpienia sytuacja humanitarna w regionie Tigraju jest bardzo trudna, a trwający już trzy miesiące konflikt spowodował śmierć i cierpienie tysięcy cywilów. Jednak na tę chwilę trudno ogłosić z całą stanowczością, że do opisywanej w mediach masakry w Aksum w ogóle doszło.

Co więcej, na przekór nagłówkom prasowym, konflikt ten nie toczy się według linii podziałów religijnych. Ale wtedy zbrodnia nie byłaby już tak atrakcyjna i elektryzująca dla niektórych mediów, czyż nie?

O co chodzi w tym konflikcie?

Stronami konfliktu zbrojnego, który wybuchł na początku listopada 2020 roku, są członkowie Tigrajskiego Ludowego Frontu Wyzwolenia (Tigray People’s Liberation Front – TPLF) oraz rząd centralny w Addis Abebie, na którego czele stoi premier Abiy Ahmed Ali. Oprócz tych sił po stronie rządowej bierze udział także armia i milicja regionu Amhara, sąsiadującego z Tigrajem.

Jednym z powodów wsparcia operacji wojskowej przez Amharów były roszczenia do części terytoriów tigrajskich. Według pojawiających się informacji, jednak wciąż niepotwierdzonych przez rząd w Addis Abebie, w Tigraju znajdują się także wojska sąsiedniej Erytrei, które wspierają siły rządowe.

Premier Etiopii Abiy Ahmed Ali, laureat Pokojowej Nagrody Nobla w 2019 roku. Fot. za www.britannica.com

Tigrajscy politycy dominowali w koalicji rządzącej Etiopią w latach 1991–2019. W wyniku zmian politycznych w 2018 roku premierem został Abiy Ahmed Ali. Między nowymi a starymi elitami narastała nieufność. Odsuwając Tigrajczyków od władzy, premier Abiy spełniał oczekiwania większości Etiopczyków, zmęczonych i rozczarowanych wieloletnimi rządami TPLF, za którymi ciągnęły się oskarżenia o korupcję, malwersacje finansowe oraz nadmierne skupienie władzy.

Jednak tigrajscy politycy nie mogli lub nie chcieli pogodzić się z utratą pozycji i wynikających z tego profitów. Zarzucali władzom w Addis Abebie uprzedzenia i niedocenianie programów polityki gospodarczej, dzięki którym o Etiopii mówiło się w ostatnich latach jako o jednym z najszybciej rozwijających się krajów regionu.

Niepokój wśród elit TPLF wzbudzała także coraz widoczniejsza współpraca Abiyego z prezydentem Erytrei Isajasem Afewerkim. To właśnie w latach 1998–2000, za rządów TPLF, doszło do wojny między Etiopią i Erytreą. Dopiero premier Abiy podpisał w 2018 roku porozumienie pokojowe, za które dostał Pokojową Nagrodę Nobla.

Otwarcie się na Erytreę nie przysporzyło Abiyemu popularności wśród tigrajskich polityków. Czarę goryczy przelało utworzenie przez premiera Abiyego nowej partii (Prosperity Party), do której przywódcy TPLF nie przystąpili.

We wrześniu 2020 roku w Tigraju przeprowadzono wybory do parlamentu, które zostały zakwestionowane przez władze w Addis Abebie. Zwyciężyła partia TPLF, choć z pogłosek wynikało, że część mieszkańców była przymuszana do oddania głosu na TPLF. Trudno oszacować rzeczywistą skalę poparcia mieszkańców Tigraju dla TPLF. Zwycięzcy zorganizowali w Mekele, stolicy regionu, paradę wojskową, pokazując swoją siłę militarną. Pojawiły się głosy wzywające do secesji regionu.

Co wiemy o wydarzeniach w Tigraju?

Konflikt między Tigrajczykami a rządem centralnym rozpoczął się w nocy 4 listopada 2020 roku. Obie strony konfliktu przedstawiają inne wersje wydarzeń.

Strona rządowa podaje, że żołnierze tigrajscy zaatakowali pozostałych wojskowych (nie-Tigrajczyków) i planowali ruszyć na południe, czyli do stolicy kraju. Władze centralne w Addis Abebie miały odpowiedzieć natychmiastowym atakiem wojsk federalnych, do których wkrótce dołączyły wojska prowincji Amhara i Afar. Według wciąż niepotwierdzonych oficjalnie informacji w konflikcie biorą także czynny udział wojska sąsiedniej Erytrei, wspierając wojska rządowe.

Według strony tigrajskiej premier Abiy planował operację wojskową, mającą doprowadzić do aresztowania nowo wybranych przywódców TPLF w Mekele.

Natychmiast po wybuchu walk w regionie odcięto elektryczność, połączenia telefoniczne i internetowe (o co oskarżają się obie strony konfliktu). W Tigraju przez tygodnie nie działały banki, brakowało leków i żywności.

Miasto Mekele, stolica Tigraju. Fot. Terri O’Sullivan/Flickr.com

28 listopada, po trzytygodniowej ofensywie, wojska etiopskie zajęły stolicę regionu Mekele, ale połączenie telefoniczne z miastem jeszcze długo pozostawało nieaktywne. Ludzie przez ponad miesiąc nie mieli żadnych wiadomości o losie swoich bliskich (w innych regionach jeszcze dłużej).

Dopiero 13 grudnia do Mekele wpuszczono pierwszy konwój z pomocą medyczną. Bez wątpienia sytuacja humanitarna w regionie jest dramatyczna. Z nielicznych dostępnych raportów wynika, że brakuje lekarstw i personelu medycznego. W szpitalu w mieście Humera, w zachodniej części Tigraju pracowało 457 osób, a po wybuchu walk zostało tylko pięciu pracowników, z czego żaden nie był lekarzem. W połowie grudnia sytuacja się poprawiła i w szpitalu pracowało 116 osób.

Jak dotąd w walkach zginęło prawdopodobnie kilkanaście tysięcy żołnierzy i cywilów (szacunki nie są potwierdzone), a wojna zmusiła około 2 milionów ludzi do opuszczenia domów. Alarmujące są wiadomości o masowych gwałtach i rabunkach. W regionie działają podobno także zbrojne bandy, dopuszczające się kradzieży, gwałtów i zabójstw.

Europa musi oddać Afryce zrabowane dziedzictwo

czytaj także

Niestety z powodu blokady informacyjnej bardzo trudno opisać skalę i faktycznych sprawców przemocy. Bez wątpienia największymi ofiarami są niewinni i bezbronni ludzie – kobiety i dzieci. W niebezpieczeństwie pozostają także uchodźcy z Erytrei. W obozach panuje bardzo trudna sytuacja humanitarna, brak jest dostaw żywności i leków. Niektóre źródła informowały o odsyłaniu erytrejskich uchodźców do ojczyzny lub wcielaniu ich siłą do wojsk erytrejskich.

Mimo oficjalnej deklaracji rządu w Addis Abebie o zakończeniu operacji wojskowej wciąż pojawiają się informacje o potyczkach między armią rządową a oddziałami TPLF. Należy pamiętać, że jest to teren bardzo górzysty, dobrze znany tigrajskim wojskom.

W regionie nadal nie działa internet, nie są też tam wpuszczani dziennikarze. Docierające informacje bardzo trudno zweryfikować.

Rebelia i masakra w Sudanie

czytaj także

Rebelia i masakra w Sudanie

Shireen Akram-Boshar, Brian Bean

Dlaczego brakuje informacji?

Etiopia zajmuje obecnie 99. miejsce w rankingu wolności prasy. Od 2009 roku obowiązuje tam przepis o zapobieganiu aktom terroryzmu, który de facto był wykorzystywany do blokowania treści krytykujących rząd.

W marcu 2020 uchwalono przepis o przeciwdziałaniu mowie nienawiści i dezinformacji. Miało to zapobiec sytuacjom, kiedy informacje publikowane w mediach społecznościowych przyczyniały się do wybuchów zamieszek na tle etnicznym. Jednak sparaliżowało to niezależne i krytyczne dziennikarstwo.

Wiadomo, że od początku konfliktu w Tigraju jeden dziennikarz został zastrzelony przez nieznanych sprawców, kilku zostało aresztowanych, wobec innych pojawiały się próby zastraszenia.

Stronie rządowej zależy na wyciszeniu konfliktu, dlatego do regionu nie są wpuszczane media. Brak zweryfikowanych informacji skutkuje pojawianiem się fake newsów, a obie strony konfliktu toczą wojnę dezinformacyjną. Krążące po etiopskich mediach społecznościowych zdjęcia pokazujące zniszczenia czy ofiary okazują się często pochodzić z Syrii, Jemenu, Donbasu czy nawet z wojny etiopsko-erytrejskiej sprzed 20 lat.

Wydaje się, że w tej chwili to Tigrajczycy wygrywają wojnę w mediach społecznościowych. Na Twitterze, Instagramie czy Facebooku powstało wiele nowych kont, które rozsyłają informacje o sytuacji w regionie. Nie bez znaczenia pozostaje także fakt, że Tigrajczycy, będący przez prawie 30 lat u władzy, korzystają z wypracowanych przez dziesięciolecia kontaktów z Zachodem. Władze w Addis Abebie zarzucają więc niektórym dziennikarzom i komentatorom zachodnim, a także Unii Europejskiej, brak obiektywizmu.

Katedra w Aksum – miejsce domniemanej zbrodni. Fot. A.Savin/Wikimedia Commons

Co wiadomo o „masakrze w Aksum”, o której napisały katolickie media?

Pierwsze informacje pojawiły się 9, 10 i 12 stycznia na stronie belgijskiej organizacji pozarządowej Europe External Programme with Africa, prowadzonej przez byłego dziennikarza BBC Martina Plauta.

Od początku konfliktu publikowane są tam codzienne raporty, jednak zawsze z zastrzeżeniem, że informacje nie są zweryfikowane. W styczniowych raportach można znaleźć informację, że katedra Maryi z Syjonu została zaatakowana przez wojska etiopskie i amharską milicję, a ludzi, którzy się w niej schronili, wyprowadzono na plac przed kościołem i rozstrzelano. Miało zginąć 750 osób.

W kolejnych dniach stycznia w Internecie pojawiło się rzekome nagranie z miejsca tragedii, które pokazywane było również w polskich mediach. Jednak nawet sami Tigrajczycy przyznali, że film mógł pochodzić z innego miejsca, a zabity mężczyzna był pracownikiem banku.

Jak dotąd (połowa lutego) nie pojawiły się żadne nowe i wiarygodne informacje na temat masakry w katedrze, do której miało dojść 15 grudnia 2020. Ukazują się za to świadectwa ludzi, którzy opowiadają o bitwie, gdy miasto zajmowane było przez wojska rządowe. Ciała ponad 720 zabitych żołnierzy (zapewne obu stron konfliktu) oraz cywilów zebrano i pochowano właśnie w pobliżu katedry Maryi z Syjonu.

Rząd etiopski nie odniósł się oficjalnie do informacji o masakrze. Nieoficjalnie strona rządowa zaprzecza, że masakry doszło. Aby mieć pewność, co tak naprawdę wydarzyło się w Aksum, trzeba poczekać na wyniki niezależnego śledztwa, ale nie jest wcale pewne, że kiedykolwiek do takiego dojdzie.

Czy w Etiopii toczy się wojna religijna?

Nie. W Etiopii nie toczy się wojna religijna, chociaż przy okazji konfliktu mogą nasilać się podziały religijne i etniczne. Dlatego tytuł artykułu Vatican News sugerujący, że ludzie w katedrze zginęli, ponieważ byli chrześcijanami, z całą pewnością nie jest prawdą.

Znamienne, że informację o masakrze, podaną początkowo przez Europe External Programme with Africa (EEPA), przekazało dalej Catholic News Agency powiązane z amerykańskimi konserwatystami. To właśnie oni zaczęli podkreślać religię ofiar, sugerując, że to było główną przyczyną mordu, a masakra w Aksum jest jednym z przykładów prześladowań chrześcijan na świecie. Następnie wiadomość tę publikowały portale katolickie na świecie, aż w końcu trafiła do Polski i opublikowana została na stronie organizacji Ośrodka Monitorowania Chrystianofobii.

Pozostałości po dawnych konfliktach w okolicach granicy Etiopii z Erytreą. Fot. gordontour/Flickr.com

Czy to konflikt chrześcijan z muzułmanami?

Nic bardziej mylnego.

Skoro zamordowani zginęli, jak sugerował artykuł, z powodu swojej religii, pojawia się pytanie, kim byli mordercy? Polski internet znalazł od razu odpowiedź. Przykładowo: (pisownia oryginalna): „Kto to zrobił? a to ci co tak kochają machometa że zabijać muszą […]”. Jest to oczywiście wierutna bzdura.

Można z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że konflikt w Etiopii toczy się przede wszystkim o władzę i wynikające z niej korzyści ekonomiczne i finansowe. To nie etniczne zatargi są przyczyną niepokojów. Nie chodzi też o wojnę chrześcijańsko-muzułmańską. Religia nie ma tu nic do rzeczy. Mimo muzułmańsko brzmiącego imienia premier Etiopii Abiy Ahmed Ali jest bardzo religijnym zielonoświątkowcem, jego matka była ortodoksyjną chrześcijanką, a ojciec muzułmaninem.

Uchodźcy to ofiary, a nie źródło terroryzmu

Czy możemy oczekiwać zakończenia konfliktu?

Trudno przewidywać, jak konflikt się dalej rozwinie. Możliwych jest kilka scenariuszy, z czego dwa wydają się najbardziej prawdopodobne.

Być może nastąpi stopniowe uspokojenie sytuacji w regionie, co oznaczać będzie zwycięstwo premiera Abiyego.

Równie możliwe jest, że region pogrąży się w wieloletniej wojnie partyzanckiej. 16 lutego pojawił się wywiad z Getachew Redą, dawno niewidzianym rzecznikiem prasowym partii TPLF, który zachęca do kontynuowania walk.

Niewykluczone, że kwestia zaangażowania Erytrei i Sudanu będzie miała rozstrzygające znaczenie. To właśnie obecność wojsk erytrejskich w Tigraju staje się coraz bardziej antagonizująca.

Sami Etiopczycy życzą sobie jak najszybszego zakończenia konfliktu i powrotu stabilizacji i pokoju. Bez wątpienia w konflikcie w Tigraju cierpią i giną bezbronni ludzie – i jest to niestety sprawdzona informacja.

**
Kinga Turkowska – afrykanistka, etiopistka, historyczka. Doktorantka w Katedrze Języków i Kultur Afryki na Wydziale Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się pamięcią i polityką historyczną we współczesnej Etiopii.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij