Świat

„Celem jest oczyszczenie miasta z bezdomnych”

Strażnikom miejskim z czeskiego miasta Mladá Boleslav zostały postawione zarzuty torturowania i okrutnego traktowania bezdomnych.

„Poszkodowanego wywieźli do lasu, nie wiedział, gdzie jest, na rozkaz oskarżonego Martina Roučki musiał wysiąść z pojazdu i zdjąć buty, a jeden z nich rzucić w głąb lasu. Drugi but wyrzucił oskarżony Roučka, który domagał się później, żeby poszkodowany ściągnął spodnie, ale ten odmówił. Następnie oskarżony Roučka uderzył go otwartą dłonią w twarz, poszkodowany upadł, a kiedy leżał na ziemi, oskarżeni Martin Roučka i Jaroslav Bělský przez mnie więcej dziesięć minut kopali go po całym ciele”.

Tak brzmi część aktu oskarżenia, który 9 listopada usłyszeli strażnicy miejscy Roučka i Bělský w sądzie okręgowym w czeskim mieście Mladá Boleslav. Są oskarżeni o dokonanie ciężkiego przestępstwa torturowania oraz innego nieludzkiego i okrutnego traktowania, a także o szantaż oraz nadużycie władzy funkcjonariusza publicznego, których mieli dopuścić się na bezbronnych osobach pozbawionych dachu nad głową.

Przedstawiony przez prokuratora Milana Moca akt oskarżenia opiera się na zeznaniach pięciu poszkodowanych, którzy od 2013 roku mieli być ofiarami brutalnego zachowania ze strony oskarżonych. Strażnicy mieli na przykład wtargnąć do miejsca, w którym spali poszkodowani, rozpylić w nim gaz pieprzowy i wyrzucić ich na zewnątrz. Następnie jednego z nich brutalnie bili i kopali, kiedy leżał na ziemi, wymyślali mu: „Ty słowacki sukinsynu” do momentu, aż zaczął się krztusić. Przed odjazdem Martin Roučka miał mu jeszcze powiedzieć, „żeby już nigdy nie pokazywał się w Kauflandzie”. Dwa dni później koło Kauflandu na ulicy U Stadionu oskarżeni mieli rozkazać temu samemu mężczyźnie, żeby wsiadł do ich samochodu służbowego. Roučka miał usiąść na tylnym siedzeniu obok niego i uderzyć go pałką policyjną w udo. W pobliżu miejscowości Řepov pozwolili poszkodowanemu wysiąść. Roučka uderzył go dwukrotnie pięścią i pałką w usta, kopał go i polecił, żeby ściągnął i wyrzucił buty. Potem musiał pieszo wrócić do Mladej Boleslavi.

Podobne sytuacje opisali przed śledczymi również inni poszkodowani, którzy wcześniej żyli lub wciąż żyją na ulicach Mladej Boleslavi – według ich zeznań okrutne bicie, poniżania i wywożenie za miasto stanowiły powszednią część ich życia przynajmniej od 2013 roku. Na rozprawie obecna była także pełnomocniczka poszkodowanych Markéta Pekařová, która domaga się odszkodowania w wysokości jednego miliona koron (ponad 160 tys. zł – przyp. tłum.) dla każdego z napadniętych.

Zajmować się bezdomnymi

Ku zaskoczeniu sędziego mimo powagi oskarżenia obaj strażnicy pracują wciąż w policji miejskiej. Zostali jedynie przeniesieni z jednostki interwencyjnej, a jeden z nich pracuje przy obsłudze monitoringu wizyjnego. Jaroslav Bělský pracuje w straży miejskiej od roku 2005. Martin Roučka obchodził w tym roku dziesiątą rocznicę rozpoczęcia pracy i z rąk prezydenta Mladej Boleslavi Raduana Nwelati (ODS, Občanská demokratická strana – Obywatelska Partia Demokratyczna) otrzymał odznakę „za wierną służbę”. Na początku przesłuchania zamierzał nawet pochwalić się tym wyróżnieniem, co spotkało się z krytyką ze strony sędziego Rudolfa Havelki: – Mam wrażenie, że to drwiny z pracy policji, prokuratury i sądu, kiedy prezydent miasta na dwa dni przed rozprawą przyznaje medal za zasługi – dziwił się sędzia.

Według zeznań bezdomnych okrutne bicie, poniżania i wywożenie za miasto stanowiły powszednią część ich życia przynajmniej od 2013 roku.

Strażnicy zdystansowali się wobec zarzutów, twierdząc, że nie dopuścili się wymienionych czynów. Oskarżony Bělský skomentował to następująco: – Mieliśmy ich tylko spisywać, sprawdzać tożsamość i kontrolować, czy nie są poszukiwani.

Na pytanie sędziego, jak wyjaśni fakt, że jeden z poszkodowanych oskarża go o tak ciężkie przestępstwa, odpowiedział: – Nic takiego nie robiłem. Może nie podobało mu się, że ciągle się nim zajmowaliśmy.

Oskarżony Roučka podkreślał z niesmakiem, że starał się raczej unikać bezdomnych: – Byli pod wpływem alkoholu, bardzo brudni, śmierdzieli. Mieli różne choroby, od żółtaczki, do świerzbu. Zawsze dbam o ochronę: szczepienia, rękawiczki, jak najmniejszy kontakt fizyczny.

Zapytany o przewożenie bezdomnych autem jeden z funkcjonariuszy odpowiedział: – Musieliśmy je później dezynfekować, smród utrzymywał się przez tydzień. Nic przyjemnego.

Roučka nazwał interwencje przeciwko bezdomnym „walką z wiatrakami”, utyskując na brak legalnych metod, które można byłoby przeciwko nim zastosować.

Historie ludzi. Z jakimi sprawami ludzie przychodzą do Rzecznika

Zastraszanie świadków

Atmosfera na sali zgęstniała jeszcze bardziej, kiedy sędzia wezwał pierwszego z czterech poszkodowanych obecnych na rozprawie. Mężczyzna musiał bowiem zeznawać, mając za plecami dwóch oskarżonych – miał więc opisywać swoje brutalne doświadczenia bezpośrednio przed sprawcami. W tej sytuacji odwołał wcześniejsze zeznania i powtarzał, że obecni na sali strażnicy nie dopuścili się wobec niego żadnej przemocy. Trząsł się, obracając się w stronę ławy oskarżonych, a w jego oczach było widać lęk. Pełnomocniczka Markéta Pekařová zaproponowała w zwiazku z tym, aby poszkodowani nie musieli zeznawać w obecności Bělskiego i Roučki. Kiedy oskarżeni opuścili salę, mężczyzna przyznał: – Boję się ich. Widziałem, jak zaatakowali mojego kolegę.

Powiedział, że straż miejska przypomina mu gestapo. Również w krótkim wywiadzie po rozprawie poszkodowany potwierdził, że boi się funkcjonariuszy, ponieważ w przeciwieństwie do pozostałych zeznających wciąż mieszka w Mladej Boleslavi. Wspomniał, że mogą się na nim zemścić lub „nasłać kogoś na niego”. Sędzia Havelka nie respektował obaw poszkodowanych, a w przypadku niektórych z nich wspomniał nawet, gdzie obecnie przebywają.

– Policjanci obiecali nam, że będziemy zeznawać pod ochroną i że po rozprawie odwiozą nas do domu, ale nie dostaliśmy żadnej ochrony, a do tego zostawili nas tutaj bez pieniędzy – powiedział jeden z poszkodowanych po zakończeniu rozprawy.

Kolejny z napadniętych mężczyzn opisywał w sądzie, jak Roučka boleśnie kopał go przed Kauflandem – miejscem, w którym spotykali się wcześniej bezdomni z Mladej Boleslavi, co było solą w oku strażników miejskich. Na pytanie sędziego, czy ktoś próbował wpłynąć na jego zeznania, odpowiedział, że w październiku tego roku został zaatakowany przez patrol straży miejskiej koło centrum handlowego Bondy. Jeden z funkcjonariuszy ciągnął go po betonie mówiąc: – To pozdrowienia od Ukraińca.

Ukrainiec to używane przez miejscowych bezdomnych przezwisko Martina Roučki, pod którym wsławił się przede wszystkim za sprawą swojego nadzwyczajnego okrucieństwa. Natomiast dwóch oskarżonych funkcjonariuszy jest znanych jako Čuk a Gek.

Obawy przed możliwym zastraszaniem świadków ze strony oskarżonych potwierdza także to, że na rozprawie nie pojawił się Słowak, który jako pierwszy zeznawał na policji, otwierając całą sprawę. Według aktu oskarżenia oraz zeznań kilku innych poszkodowanych mężczyzna spotykał się z najbardziej brutalnym traktowaniem przede wszystkim ze strony Roučki, dlatego jego świadectwo może okazać się kluczowe. Jednak w ciągu ostatniego roku podobno wyprowadził się z Mladej Boleslavi, nie wiadomo dokąd. Pracownica socjalna z organizacji Luma MB Martina Brzobohatá, która miała z nim po raz ostatni kontakt mniej więcej rok temu, zeznała w sądzie, że zwierzył jej się, że funkcjonariusze grozili mu, dlatego obawiał się o swoje życie i wyprowadził się w bezpiecznie miejsce. Pracownicy i pracownice Luma MB pomagają między innymi ofiarom przestępstw, a według Brzobohatej zaoferowali pomoc także poszkodowanym w tej sprawie. Na końcu zeznań pracownica socjalna wymieniła jeszcze dwa nazwiska potencjalnych poszkodowanych, których sędzia Havelka zamierza wezwać na kolejną rozprawę. Sprawę na razie odroczył na czas nieokreślony, zamierza rozpocząć poszukiwania nieobecnego świadka.

mlada-boleslav
Roučka i Bělský na rozprawie. Fot. Petr Zewlakk Vrabec / a2larm.cz

Kąpiel w Izerze

Osoby żyjące na ulicach Mladej Boleslavi zupełnie otwarcie mówią o brutalności strażników miejskich. Bezdomny Luboš, czekając wraz z innymi osobami na obiad przed siedzibą organizacji Naděje (Nadzieja – przyp. tłum.) opowiada: – Wszyscy, jak tutaj stoimy, mamy złe doświadczenia ze strażnikami miejskimi. To dranie jakich mało. Ale ostatnio jest lepiej, niektórzy trafili za kratki, niektórych wyrzucili z pracy…

Wiedzą o sprawie z dwoma strażnikami Bělskim i Roučką. – Duży i mały, Čuk i Gek, tak ich nazywaliśmy, byli brutalni. Każdy z nas miał z nimi jakiś problem. Jak ktoś był pijany, odzywał się i nie pozwalał sobą pomiatać, bili go, wywozili za miasto i zabierali buty – komentuje Luboš. – Latem to jeszcze pół biedy, ale zimą bez butów było ciężko – dodaje inny mężczyzna w grupie.

Luboš wspomniał też o „kąpielach” w rzece – podobno kiedy strażnicy się na kogoś uwzięli, wrzucali go w ubraniu do Izery, niedaleko jazu w dzielnicy Podlázky. Opowiada o dwóch kolegach, którzy skończyli zimą w wodzie, co spowodowało u nich trwały uszczerbek na zdrowiu.

Opowieści o wrzucaniu do Izery potwierdza reszta bezdomnych, którzy wspominają jednego nieżyjącego już bezdomnego: – Brodaty Pepík, ten co odmroził sobie nogi… Jego też wymoczyli na mrozie w Izerze…

Na pytanie, od czego zaczęły się problemy z policją miejską, jeden z mężczyzn odpowiada: – Najbardziej atakowali obcokrajowców, nienawidzili przede wszystkim Polaków. Oni dostawali w skórę, jakieś pięć lat temu. Wywieźli ich do lasu i skopali. Zostawili ich tam, zabrali ciuchy i buty. Bili ich na przykład dlatego, że pili alkohol na ławce. To byli obcokrajowcy zatrudnieni przez agencje pracy, które ich wykorzystały. Wielu z nich skończyło pracę w fabryce Škody, niektórzy z własnej winy, niektórzy nie, ale nie mieli nawet na to, żeby wrócić do domu, więc tu zostali. Władze miasta zrobiły czystkę. Ale potem strażnicy olali obcokrajowców i wzięli się za nas.

Dawniej próbowali składać u kierownictwa straży miejskiej skargi na brutalność funkcjonariuszy, ale rezultat był odwrotny do spodziewanego – w reakcji na skargę znęcanie stało się jeszcze gorsze. Po dłuższej rozmowie staje się jasne, że okrutne traktowanie stało się w ciągu ostatnich lat regularną częścią życia osób pozbawionych dachu nad głową. Ale wszyscy zgadzają się, że w ostatnich miesiącach sytuacja się wyraźnie uspokoiła, a przemoc ze strony strażników ustała.

Spokój w Nadziei

Najbardziej atakowali obcokrajowców, nienawidzili przede wszystkim Polaków. Oni dostawali w skórę, jakieś pięć lat temu.

Kierownik miejscowego ośrodka Naděje (Nadzieja) Tadeáš Hrabovský twierdzi, że w trakcie swojego niemal dziesięcioletniego doświadczenia pracownika socjalnego spotkał się z przemocą ze strony strażników miejskich przede wszystkim w przeszłości: – Nasi pracownicy terenowi w 2009 roku zajmowali się problemami ze strażą miejską. Bezdomni spali wtedy w budynku koszar, którego już nie ma. Funkcjonariusze chodzili tam, budzili ich i bili. Mogli to być inni strażnicy, nie wiem, czy ma to jakiś związek z aktualnymi przypadkami. Sam byłem zaskoczony, że odbędzie się sprawa ze strażnikami. W ciągu ostatnich lat nie zarejestrowałem żadnych skarg ze strony klientów, ale nie oznacza to, że nie mogło się to dziać.

Potwierdza też, że rolę może odgrywać polityka fabryki samochodów, największego pracodawcy w mieście: – W ostatnich latach szybko rośnie liczba obcokrajowców w Mladej Boleslavi, którzy przyjeżdżają do pracy w Škodzie z Polski czy ze Słowacji. Działa tutaj mnóstwo agencji pośrednictwa pracy, które ich zatrudniają. Niektórzy z obcokrajowców nie dostają pracy albo są z niej szybko zwalniani. Już nawet miasto uznało, że agencje pracy są problemem i właściwie same produkują bezdomnych – mówi. – Problemem są też hotele pracownicze dla obcokrajowców. Zarejestrowaliśmy wiele przypadków obcokrajowców, którzy twierdzili, że nie mogą tam wytrzymać, dlatego woleli się z nich wyprowadzić. Mieszka tam mnóstwo osób w jednym pokoju, panuje tam bałagan. Ci ludzie często przez jakichś czas żyją na ulicy, dopóki nie znajdą sobie lepszego zakwaterowania – dodaje po chwili.

Według Hrabovskiego jego organizacja, finansowana przede wszystkim z budżetu miejskiego, zarejestrowała w ubiegłym roku 285 bezdomnych. Twierdzi, że miasto nie ma obecnie koncepcji wprowadzenia taniego zakwaterowania, które mogłoby rozwiązać problem bezdomności. – Często też od samych bezdomnych zależy, czy chcą rozwiązać swoją sytuację, czy nie. Czasami mam wrażenie, że przede wszystkim my chcemy, żeby przestali żyć na ulicach, i trochę ich do tego zmuszamy – dodaje pracownik socjalny.

Bezdomni obalają Orbana [rozmowa]

Oczyścić miasto

Miasto patroluje osiem tak zwanych „asystentów Bezpiecznego Miasta”, których zatrudnia Urząd Miejski, żeby uzupełniali działania policji. Ubrani są w wyraziste zielone kamizelki odblaskowe, w których, bez broni, chodzą po swoich rejonach w centrum miasta. Ich zadaniem jest zapobieganie przestępczości oraz wzywanie patroli w przypadku naruszenia porządku publicznego.

Jeden z pracowników Wydziału Prewencji, spacerujący koło południa wzdłuż rzeki Klenice, niedaleko ośrodka Naděje, mówi: – Jesteśmy oczami i uszami straży miejskiej. Naszym celem jest oczyszczenie miasta z bezdomnych. Głównymi problemami, którymi się zajmujemy, są żebractwo, smród i alkohol na ulicach.

Na pytanie, jakie miejsca uważa za najbardziej problematyczne, odpowiada: – Wcześniej to był Kaufland, ludzie bali się tam chodzić, ale na szczęście udało nam się go oczyścić.

Według niego bezdomni najczęściej zatrzymywani są na podstawie rozporządzenia zakazującego picia alkoholu na terenie całego miasta, ewentualnie starają się udowodnić im żebranie, które również jest zakazane. – Ale my nie możemy przeciwko nim nic zrobić. Ludzie nie chcą się zatrzymywać i udowadniać im, że żebrali – dodaje zafrasowany asystent.

Kierownik straży miejskiej Tomáš Kypta następująco skomentował przemoc, której rzekomo dopuszczają się strażnicy miejskiej: – Na razie żaden z funkcjonariuszy nie został prawomocnie skazany za wymienione przestępstwa. Jedynie niezależny sąd może zdecydować o winie. W przeciwnym przypadku obowiązuje zasada domniemania niewinności.

W takim samym duchu komentowała przypadek dla Alarm.cz rzeczniczka prasowa Rady Miejskiej Šárka Charousková. Prezydent miasta Nwelati w wywiadzie dla czasopisma „Respekt” powiedział: „Z mojego punktu widzenia są niewinni. Nie będę przez swoje wypowiedzi wpływać na odczucia innych. Kiedy dowiedziałem się, że są podejrzani, odwołałem ich z terenu, pracowali później przy monitoringu. Pomogłem im znaleźć obrońcę, to obowiązek pracodawcy. Jeśli okażą się winni, będą musieli za niego zapłacić. Jeśli będą niewinni, zażądam przeprosin od policji państwowej, która zajmowała się tym przypadkiem”.

Według wystąpień medialnych władz miasta Mladej Boleslavi bezpieczeństwo jest jednym z kluczowych tematów miejscowych polityków i właśnie bezdomni stanowią jego największe zagrożenie.

„Okazuje się, że trzeba lepiej zapobiegać bezprawnemu postępowaniu osób, które zakłócają spokój wspólnego życia społecznego, i zaostrzyć walkę z nim” – napisał przewodniczący Biura Kontroli i radny Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej (ČSSD) Přemysl Sezemský w miesięczniku „Boleslavan”. W numerze czasopisma z 2013 roku kierownik straży miejskiej Krypta potwierdził długotrwałe starania o usunięcie bezdomnych z miasta: „Straży miejskiej udało się przekonać bezdomnych, przede wszystkim obcokrajowców, żeby po stracie pracy wyjeżdżali z naszego miasta… Staraliśmy się przede wszystkim usunąć stąd [z okolicy Kauflandu – przyp. red.] mnóstwo żebrzących bezdomnych. Ostatecznie udało się to, mimo że oczywiście sporadycznie bezdomni wciąż się tam pojawiają”.

Z zeznań poszkodowanych oraz z wypowiedzi kilku innych osób, które nie uczestniczą w procesie sądowym, wynika, że nadzwyczaj brutalna przemoc wobec bezdomnych była od dłuższego czasu niemal na porządku dziennym. Oskarżeni funkcjonariusze Roučka i Bělský wciąż pracują w straży, przez co mogą bezpośrednio lub pośrednio wpływać na świadków. Poszkodowani wielokrotnie wyrażali obawy o swoje życie i zdrowie, a jeden z nich z tego powodu nie przyszedł na rozprawę.

Krawczyk: Domni – Bezdomni

Biorąc pod uwagę powagę przestępstw, których mieli dopuścić się strażnicy, oraz ich pozycję, należy zapytać, dlaczego policja do tej pory nie zapewniła poszkodowanym wystarczającej ochrony. Sędzia Havelka nie bierze również pod uwagę stanu psychicznego ofiar przemocy i podczas rozprawy sądowej naraża je na traumatyczne spotkanie z Roučką i Bělskim, którzy mieli je przez lata terroryzować. Przyznanie wyróżnienia oskarżonemu Roučce na dwa dni przed rozprawą oraz wypowiedzi publiczne Nwelatiego potwierdzają, że władze miasta wciąż bronią postępowania funkcjonariuszy. Kolejna rozprawa, podczas której sędzia ma przesłuchać kolejnych świadków, odbędzie się na początku przyszłego roku.

tłum. Olga Słowik

Tekst ukazał się oryginalnie na stronie magazynu a2larm.cz

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij