Unia Europejska

Zielonka: Naprawić dysfunkcjonalną Unię Europejską

UE jest niezdolna do rozwiązania najważniejszych problemów politycznych i gospodarczych.

Wybory dzielą na zwycięzców i przegranych; pierwsi mają kaca od nadmiaru szampana; ci drudzy cierpią na niego z powodu przygnębienia. Ostatnie wybory europejskie stały się jednak źródłem kaca z jeszcze jednego powodu: w wielu krajach na szczyt dostały się partie zdecydowane ograniczyć władzę Unii Europejskiej. Zwolennicy status-quo szybko jednak zaczęli podkreślać, że utrzymali przecież wygodną większość w Parlamencie Europejskim. Brzmieli jak ludzie, którzy wypili zbyt wiele szampana. Polityczna mapa Europy dzięki triumfowi eurosceptyków zmieniła się bowiem dramatycznie. Przywódcy krajów, które kierują europejskim projektem dostali potężną fangę w nos od wyborców, a nowo wybrany Parlament Europejski został uznany za nieprawowity przez dużą część wyborców (w tym tych, którzy nie poszli do urn). Włochy tylko zdają się przeczyć ogólnej tendencji, być może dlatego, że znalazły nową twarz, zdolną pokierować mocno pro-europejskim rządem.

Perwersyjne wyniki wcale-nie-tak-europejskich wyborów

Eurosceptyczni zwycięzcy wyglądają na zbiór bardzo różnych gatunków, które raczej nie będą żyły długo i szczęśliwie; nie zgadzają się nawet w kwestii zakresu i metody unieruchomienia Europy i jej Parlamentu. Eurosceptycy chcą dla Europy różnych rzeczy, ponieważ różnych rzeczy oczekują ich wyborcy. Wybory europejskie to wciąż głównie krajowe, a nie europejskie widowiska, w związku z czym partie starają się zadowolić swych lokalnych wyborców. Atakując muzułmanów można zyskać trochę głosów dla Partii Wolności w Holandii, ale nie dla Jobbiku na Węgrzech; tamci wolą skierować się przeciw Żydom i Romom, co z kolei w Holandii wywołałoby oburzenie. Syriza uwiodła greckich wyborców żądaniami anulowania długów ich kraju, ale już partiom eurosceptycznym w Austrii, Holandii czy Finlandii niespecjalnie się to podoba.

I tak też działa demokracja w ramach UE: przy braku prawdziwie europejskiego demosu jesteśmy zdani na zbiorową mądrość 28 osobnych demosów.

Jak pokazała kampania wyborcza, te osobne demosy mają nie tylko różne kultury, ale także różne priorytety i tematy zainteresowania. Obecnie Unia jest ewidentnie niezdolna do rozwiązania tej kwadratury koła, a jej demokratyczny mechanizm przynosi perwersyjne rezultaty. Na unijnym południu kluczową sprawą w czasie kampanii były problemy społeczne związane z polityką cięć zarządzaną przez Komisję Europejską. Na wschodzie EU głównym tematem było bezpieczeństwo, oczywiście w związku z wydarzeniami w Ukrainie inspirowanymi przez Władimira Putina. Na północy z kolei mowa była o imigracji, a to w efekcie ksenofobicznych kampanii Nigela Farage’a, Timo Soiniego czy Geerta Wildersa. Kampania wyborcza w Niemczech wydawała się, w porównaniu z tym, jakby z innej planety: debata wyborcza była poprawna politycznie, właściwie bez partii anty-establishmentowych, które zagrażałoby jakkolwiek pani Merkel. Unijne cięcia ogłoszono sukcesem, a Rosję wciąż postrzegano jako solidnego partnera gospodarczego. Tylko przez jeden tydzień kandydaci w wyborach do PE gorączkowo debatowali na ten sam „europejski” temat: po tym, jak Conchita Wurst wygrała Konkurs Piosenki Eurowizji.

Duże oczekiwania, małe pole manewru

Kampania wyborcza do Europarlamentu pokazała, jakimi problemami naprawdę interesuje się europejska opinia publiczna. Czy Unia Europejska, nie mówiąc o samym Parlamencie Europejskim jest dobrze przystosowana do ich rozwiązywania? Problemy społeczne na południu nie skończą się, dopóki państwa-wierzyciele nie zgodzą się na znaczne transfery zasobów do państw zadłużonych – w formie jakiegoś rodzaju euroobligacji bądź transferów socjalnych z budżetu UE. Unia Europejska nie może jednak nakazać grupie tzw. „krajów AAA”, by te okazały dłużnikom więcej solidarności. Jak na razie UE ma do dyspozycji znaczące instrumenty sankcji dyscyplinujących państwa zadłużone, brakuje jej jednak adekwatnych bodźców, by pomóc im odwrócić gospodarczy los.

Z „hybrydową wojną” w Ukrainie trudno sobie skutecznie poradzić, będąc „mocarstwem cywilnym”, takim jak UE. Bolesne lekcje konfliktu jugosłowiańskiego nie powinny popaść w zapomnienie. Unia jednak wciąż nie mówi jednym głosem w sprawach bezpieczeństwa, a formułowane po Bałkanach plany, aby Unia miała do dyspozycji 60 tysięcy żołnierzy zostały zapomniane. Wspólna polityka energetyczna UE (jeśli powstanie) mogłaby uczynić Putina bardziej ostrożnym, ale nie odstraszy rosyjskich czy ukraińskich ekstremistów. Unia okazała się użyteczna w zarządzaniu sytuacją po konflikcie i odbudową, ale jeśli najbliższe lata w Ukrainie okażą się latami konfliktu i zniszczeń, nie będzie w stanie wiele na to poradzić.

Unia Europejska nie jest również przygotowana do rozwiązania problemu migracji. Parlament Europejski wielokrotnie potępiał przejawy rasizmu, ale nie udało mu się powstrzymać wzbierającej fali populistycznej polityki antyimigranckiej. Komisja Europejska próbowała bronić prawa Europejczyków do przemieszczania się i poszukiwania pracy w ramach UE, ale jej polityka na zewnętrznych granicach wspólnoty poniosła klęskę (co symbolizuje chociażby horror Lampedusy). Rada Europejska składa się z polityków pełnych obaw, że poważna dyskusja na temat imigrantów będzie ich kosztować stanowiska. Większość problemów społecznych spowodowana jest przez ich błędną, neoliberalną politykę gospodarczą, ale to migranci stanowią dogodne kozły ofiarne w warunkach niskopłatnej pracy i pogarszających się usług publicznych.

Oczywiście, Unię Europejską można by dostosować do rozwiązywania wyżej wymienionych problemów, ale nikt nie wie jak.

W powiększonej i wielopoziomowej Unii śmiałe reformy są kontrowersyjne, a zachowawcze bezużyteczne. Reformowanie UE było trudne nawet przy dużo lepszym klimacie (pamiętacie Konstytucję dla Europy?) i trudno oczekiwać jakiejkolwiek poprawy w złych warunkach dnia dzisiejszego, zwłaszcza na wschodzie i na południu. 

Unia Europejska niezdolna do rozwiązania najważniejszych problemów politycznych i gospodarczych będzie stawała się coraz mniej znacząca i coraz bardziej spychana na margines. Europejscy przywódcy z wielkimi oporami przyznają się do porażki UE, ale nie są gotowi dać jej więcej władzy ani pieniędzy. Za fasadą europejskiej harmonii możemy zauważyć odnowienie się polityki siły. W przeszłość odeszła równość między państwami członkowskimi. Nowe traktaty pisane są z myślą o tylko niektórych państwach, mnóstwo jest zewnętrznej (arbitralnej) ingerencji w sprawy wewnętrzne; polityka dotyczy głównie karania, a nie pomagania.

Bliźniacze złudzenia eurosceptyków i euroentuzjastów

Eurosceptycy mają nadzieję, że upadek Unii Europejskiej sprowadzi władzę z powrotem do stolic państw narodowych; euroentuzjaści boją się, że przyniesie on nędzę i konflikt. Obie grupy się mylą. Eurosceptycy zapominają, że integracja uratowała państwa narodowe przed potężnymi siłami globalizacji i wysokimi oczekiwaniami społeczeństw. UE nigdy nie była aż tak skuteczna, jak sama głosiła, ale pomogła swym członkom generować wzrost dzięki jednolitemu rynkowi i projektom poszerzenia. Bez Unii Europejskiej, do pomocy bądź zrzucania winy, państwa narodowe z dużo większą trudnością uzasadniałyby swe braki. Wykorzystywać narodowe sentymenty to jedno; zarządzać złożonymi gospodarkami i społeczeństwami to co innego.

Jan Zielonka – politolog, profesor Uniwersytetu w Oxfordzie.

***

Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij