Serwis klimatyczny

Kapela: Naiwność na ratunek światu

Kto powie tłustym misiom w energetyce i przemyśle, że ich era się kończy?

Czytając amerykańskiego teoretyka nowej ekonomii, Jeremy’ego Rifkina, można przez chwilę uwierzyć, że lepszy świat jest możliwy. Era paliw kopalnych się kończy (i wszyscy to wiedzą), globalne ocieplenie jest problemem wciąż możliwym do rozwiązania, a Internet sprawia, że społeczeństwa staje się bardziej demokratyczne. Wiemy, co trzeba zrobić, żeby odejść od przestarzałego modelu cywilizacji opartej na ropie naftowej oraz węglu, i śmiało wkraczamy w czas trzeciej rewolucji przemysłowej. Mamy plan i wiemy, jak go wdrożyć. Co więcej: Unia Europejska już to robi! Nie wiedzieliście? Ja przynajmniej nie wiedziałem.

Jeśli wierzyć Rifkinowi, to „trzecia rewolucja przemysłowa” – to także tytuł jego przedostatniej książki, która te wszystkie zbawcze wizje zbiera do kupy – została już w 2007 roku uznana za długoterminowy plan rozwoju krajów UE. Reszta świata może nam tylko zazdrościć – nikt nie jest równie przygotowany do tworzenia fundamentów pod nowy ekologiczny i ekonomiczny porządek. „Do 2050 roku uda nam się wkroczyć w erę postwęgla, co pozwoli zapobiec katastrofie ekologicznej” – ale oczywiście tylko jeśli zdamy sobie sprawę z otwierających się przed nami możliwości. Rifkin nam te możliwości przystępnie i zajmująco przedstawia. Już choćby dlatego warto „Trzecią rewolucję przemysłową przeczytać. Choć nie mniej zachęcające jest to, że na okładce książkę poleca sam Waldemar Pawlak.

Wracając do samej „trzeciej rewolucji przemysłowej” – na czym miałaby polegać? Rifkin opisuje jej pięć filarów. Pierwszy: „Przejście z reżimu energetycznego opartego na paliwach kopalnych na odnawialne źródła energii”. Drugi: „Transformacja światowej bazy budowlanej i przekształcenie każdego budynku w mikroelektrownię mogącą pobierać na miejscu odnawialną energię”. Trzeci: „Zainstalowanie w całej infrastrukturze technologii wodorowych pozwalających na magazynowanie występującej okresowo energii odnawialnej w celu zapewnienia ciągłego przepływy zielonej elektryczności”. Czwarty: „Wykorzystanie internetowych technologii komunikacyjnych do stworzenia inteligentnej sieci energetycznej, która umożliwi milionom ludzi wysyłanie ekologicznej energii generowanej w ich domach do sieci i dzielenie się nią z innymi we wspólnej, otwartej przestrzeni w podobny sposób, w jakim internecie tworzy się i wymienia informacje”. No i piąty: „Przestawienie globalnej sieci transportowej – samochodów, autobusów, ciężarówek, pociągów – na pojazdy z napędem elektrycznym i wodorowym, zasilane energią odnawialną wytwarzaną w milionach budynków, a także zainstalowanie we wszystkich krajach niezliczonych stacji ładowania, gdzie produceni-konsumenci mogą kupować i sprzedawać elektryczność za pośrednictwem rozproszonej sieci elektrycznej”.

Rifkin zdaje sobie sprawę, że dinozaury poprzedniej epoki nie będą chciały oddać pieniędzy i władzy tylko dlatego, że zbliża się czas ich wyginięcia. Nieprzypadkowo zaczyna swoją książkę od opisu wiecu Tea Party. Zwraca też uwagę na niezwykły paradoks. Czterdzieści lat temu on sam zorganizował protest w Zatoce Bostońskiej. Wtedy wyrzucano do morza puste baryłki po ropie, w sprzeciwie przeciwko polityce koncernów naftowych. Krzyczano: „Precz z tyranią gigantów naftowych”. Coś się musiało zmienić, skoro „dziś na ulicy obowiązuje nowa mantra, z każdym kolejnym dniem nabierająca mocy: Drill, baby, drill! [wierć, kochanie wierć]”. Nie jest żadną tajemnicą, że amerykańskie tłuste misie – w postaci Braci Koch i im podobnych – sponsorują inicjatywy, mające nas przekonać, że nie ma dla gospodarki i świata nic lepszego niż wydobycie i spalenie wszystkich paliw kopalnych, jakie jeszcze mamy, i nieprzejmowanie się przy tym, co będzie dalej. W końcu: globalne ocieplenie to mit wymyślony przez chciwych naukowców, którzy zarabiają kokosy na handlu emisjami. W przeciwieństwie do skromnych biznesmenów, którzy ropę i węgiel sprzedają prawie po kosztach, byle tylko starczyło im na bułkę. A to, że magnaci naftowi są jakoś bogatsi od klimatologów, to zwykły zbieg okoliczności, z którego nie należy wyciągać daleko idących wniosków. Drill, baby, drill!

Kto może pokonać potężne lobby energetyczne? Zdaniem Rifkina mogą to być na przykład deweloperzy. Trzecia rewolucja przemysłowa jest im najbardziej na rękę. Ktoś w końcu będzie musiał przebudować te wszystkie budynki, żeby zrobić z nich mikroelektrownie. Wybudować całą tę nową infrastrukturę z panelami słonecznymi, stacjami dokującymi i tak dalej. No i te wszystkie miejsca pracy, które powstaną. Jaki polityk by się na to nie skusił? Można zażartować, że na przykład taki, który ma obiecaną emeryturę w Gazpromie, ale nie byłoby to do końca trafne. Przecież, mimo Schrödera, Niemcy przodują w próbie przestawienia gospodarki na bardziej ekologiczne tory.

Ten wyjątek nie zmienia jednak faktu, że trzy największe firmy na świecie to koncerny naftowe. Czy rzeczywiście istnieje siła, która może im się przeciwstawić? Trochę w to wątpię. I słabym pocieszeniem jest fakt, że ropa kiedyś się skończy. Do tego czasu czeka nas katastrofa ekologiczna i świat podzielony na tych, którzy ciągle potrafią kupić sobie dobrobyt, oraz tych, którzy tej okazji nie mieli i z widłami wyruszają na tych pierwszych. Co bystrzejsi już czują odcisk wideł na swoich tłustych tyłkach. Reszta – jak zwykle – pewnie myśli, że jakoś to będzie. Widły im w oko.

Wracając do Rifkina, jego wizja jest utopijna i optymistyczna ponad skalę, ale cóż innego nam zostaje? Ostatecznie sam autor pisze: „Jeśli istnieje jakikolwiek plan B, to chciałbym go poznać”. Ja też. Choć nie zatrzymamy już globalnego ocieplenia i zniszczenia środowiska, to jednak ciągle możemy redukować szkody. My możemy próbować coś jeszcze uratować. Tyle że nie wygląda na to, żeby świat zmierzał dziś akurat w tym kierunku.

Wystarczy się rozejrzeć po Polsce. Dotacje dla coraz mniej opłacalnego górnictwa ciągle są znacznie większe, niż pieniądze przeznaczane na stosowanie i upowszechnianie odnawialnych źródeł energii. Można by się pocieszać, że Polska nie ma znaczenia. Mimo postękiwań naszych prawicowych polityków UE zrobi w końcu z nami porządek. No i cokolwiek by mówić: mamy doświadczenie w zwalnianiu górników. Jednak mimo wielu radujących serce przykładów pozytywnej zmiany, jakie przytacza Rifkin, sytuacja na świecie też nie wygląda różowo.

Dinozaury ery naftowej trzymają się mocno, a wiara, że oligarchiczny system obali nowe pokolenie, wychowane na internecie, jest – jak by to ująć delikatnie? – naiwna.

„Myślenie patriarchalne, surowe normy społeczne i ksenofobiczne zachowania ich rodziców wydają się im kompletnie obce” – pisze o moich rówieśnikach Jeremy Rifkin, a ja nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Ani nawet, czy autor tego zdania był kiedyś na Facebooku, którego „lateralność” tak bardzo wychwala.

Innymi źródłami budowania nowej, bardziej demokratycznej, współpracującej i równościowej ludzkości mają być mikrokredyty, kooperatywy spożywcze czy serwisy społecznościowe jak CouchSurfing, którego misją jest „promowanie idei, że wszyscy jesteśmy członkami wielkiej globalnej rodziny”. Może i jesteśmy, ale nie wszystkich stać na bilet. CouchSurfing już dawno stał się serwisem dla bogatej klasy średniej, która odwiedza bogatą klasę średnią. Albo biedną klasę średnią, która nigdy nie była w Europie. Bo naprawdę nie stać jej na bilet.

To zresztą jedna ze ślepych plamek wizji Rifkina: globalne nierówności.

Nawet jak sobie zbudujemy superekologiczną Unię Europejską, to już niedługo pod jej granicami zjawią się imigranci z krajów, które nie załapały się na trzecią rewolucję przemysłową, za to wciąż cierpią konsekwencje drugiej.

Do 2050 Bangladesz może się znaleźć pod wodą. Czy pozwolimy jego mieszkańcom pojeździć naszym elektrycznymi samochodzikami? Czy raczej będziemy lajkować na Facebooku fan pejdże: „Nie dla Bangladeszyzacji Europy”? Obawiam się, że raczej to drugie.

Wiara, że ksenofobia, patriarchat i oligarchia znikną, bo nowe pokolenie po prostu nie myśli w ten sposób, to najsłabsza linia argumentacji Trzeciej rewolucji przemysłowej. Świat nie staje się sprawiedliwszy sam z siebie. Jest, niestety, wręcz odwrotnie. Ruchy emancypacyjne i liberalne społeczeństwo obywatelskie, w którego siłę Rifkin tak wierzy, zdają się przegrywać z fundamentalistyczną prawicą, która wykorzystuje zdobycze nowoczesności, by głosić dowolne bzdury. A gdy ktoś się ich przemocowym pomysłom sprzeciwia, także po to, by krzyczeć, że wolność słowa jest kneblowana.  

Urocza naiwność Rifkina nie może jednak przesłonić faktu, że być może nie mamy innego wyjścia, niż być naiwnymi i starać się działać pomimo świadomości, że siły, z którymi się mierzymy, nie dadzą się łatwo okiełznać. Niewątpliwie jest też tak, że im więcej ludzi będzie podzielać przekonania i nadzieje autora, tym większa jest szansa, że się ziszczą.

PS: Poza wszystkim, całkiem ciekawy i bliski jest mi rozdział poświęcony edukacji. Naprawdę – szkoła nie musi być autorytarna. I może nas uczyć współpracy i szacunku dla skomplikowanego świata, a nie przygotowywać do wyścigu szczurów. Rifkin bardzo fajnie rozprawia się też z utopijną wiarą w wolny rynek i pozostałościami po wykładniach Adama Smitha, który gospodarkę chciał widzieć na kształt dynamiki Newtona. Co dziś już chyba nie przystoi. Z kolei rozdział poświęcony entropii jest być może najbardziej w swojej prostocie inspirujący: do wytworzenia energii potrzeba energii. Większość energii się w tym procesie marnuje. Przynajmniej w przypadku paliw kopalnych. Czasem, aby marnować mniej energii, wystarczy po prostu zwolnić. Co sobie i państwu polecam. Bo inaczej ulegniemy entropii. Której i tak kiedyś ulegniemy. Pozostaje pytanie: wolimy wcześniej czy później? Ale to już jak kto woli.

Jeremy Rifkin, Trzecia rewolucja przemysłowa, przeł. Adam Olesiejuk, Katarzyna Różycka, Sonia Draga 2012

***

Od 21 kwietnia, przez trzy tygodnie, Jaś Kapela podróżował po Australii w ramach międzynarodowego projektu Stacje Pogody, który stawia literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. Organizacje z Berlina, Dublina, Londynu, Melbourne i Warszawy wybrały pięcioro pisarzy do programu rezydencyjnego, który stworzy okazję do wspólnej pracy i zbadania, jak literatura może inspirować nowe style życia w kontekście najbardziej fundamentalnego wyzwania, przed którym stoi dzisiaj ludzkość – zmieniającego się klimatu.

Zobacz stronę projektu Stacje Pogody

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jaś Kapela
Jaś Kapela
Pisarz, poeta, felietonista
Pisarz, poeta, felietonista, aktywista. Autor tomików z wierszami („Reklama”, „Życie na gorąco”, „Modlitwy dla opornych”), powieści („Stosunek seksualny nie istnieje”, „Janusz Hrystus”, „Dobry troll”) i książek non-fiction („Jak odebrałem dzieci Terlikowskiemu”, „Polskie mięso”, „Warszawa wciąga”) oraz współautor, razem z Hanną Marią Zagulską, książki dla młodzieży „Odwaga”. Należy do zespołu redakcji Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Opiekun serii z morświnem. Zwyciężył pierwszą polską edycję slamu i kilka kolejnych. W 2015 brał udział w międzynarodowym projekcie Weather Stations, który stawiał literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. W 2020 roku w trakcie Obozu dla klimatu uczestniczył w zatrzymaniu działania kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Drzewce.
Zamknij