Serwis klimatyczny

Greenpeace: Odwierty w Arktyce doprowadzą do katastrofy

Przynajmniej do 24 listopada potrwa areszt działaczy Greenpeace'u w Rosji.

Za próbę wtargnięcia na platformę wiertniczą Prirazłomnaja na Morzu Peczorskim oskarżono ich o chuligaństwo. Czy po 24 listopada wyjdą na wolność?

Początkowo 28 działaczy i działaczek Greenpeace’u oraz dwójka dziennikarzy, tak zwana Arktyczna Trzydziestka, miało być karanych za piractwo, za które w Rosji grozi nawet do piętnastu lat pozbawienia wolności. Zarzut ten budził poważne wątpliwości. – Celem nie było w tym wypadku trwałe zajęcie platformy wiertniczej i uniemożliwienie jej działania, tylko pewien znak protestu – wejście i rozwieszenie transparentów. Nie chodziło o to, co jest klasycznym aktem piractwa, czyli przejęcie czyjejś własności w celu wymuszenia okupu czy też uniemożliwienia pracy. Intencje były tu od początku do końca pokojowe – mówi Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Ostatecznie oskarżenie o piractwo zamieniono na chuligaństwo, za które grozi niższa kara – do siedmiu lat kolonii karnej. Według Bodnara to zarzut łatwiejszy do utrzymania, bo działacze Greenpeace’u próbowali wtargnąć na teren cudzej własności i w rezultacie mogło dojść do zakłócenia funkcjonowania platformy. Zaznacza jednak, że w państwach demokratycznych nawet własność prywatna może stać się celem zademonstrowania sprzeciwu. Aktywiści nie zamierzali przecież zniszczyć platformy, tylko pokazać niezgodę na odwierty w Arktyce. – W takich krajach nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby w sytuacji, gdy chodzi o czyn pokojowy, oskarżać kogokolwiek o popełnianie przestępstwa – stwierdza Bodnar.

Po zmianie zarzutów aktywiści Greenpeace’u zostaną przetransportowani z aresztu w Murmańsku, znajdującego się na północy Rosji, do Petersburga, gdzie warunki – także pogodowe – są lżejsze. Oficjalnym powodem jest umożliwienie im dostępu do adwokatów i tłumaczy, a ich bliskim do przedstawicieli konsulatów. – Możliwe, że jest to pewna próba przygotowania się władz Federacji Rosyjskiej do uwolnienia działaczy Greenpeace’u, a przynajmniej tak chciałbym to interpretować – mówi Bodnar.

Po decyzji o przewiezieniu ich do Petersburga pojawiły się nawet informacje, że mogą zostać wypuszczeni z aresztu, ale nie będę mogli opuścić Rosji do zakończenia sprawy. Jednak na razie wciąż przebywają pod kluczem.

Co się zdarzyło na Arctic Sunrise?

Należąca do jednej ze spółek Gazpromu platforma wiertnicza Prirazłomnaja zgodnie z zapowiedziami ma rozpocząć odwierty już w 2014 roku. Działacze Greenpeace’u twierdzą, że firma nie jest w stanie sprostać temu zadaniu, dlatego 18 września postanowili zaprotestować przeciwko eksploatacji Arktyki. Pod platformę spod pobliskiego statku Arctic Sunrise podpłynęło kilka osób na motorówkach. Dwie z nich chciały wspiąć się na Prirazłomną, aby umieścić na niej baner.

Załoga platformy skutecznie im to uniemożliwiała, oblewając ich wodą z armatki. W międzyczasie podpłynęły kolejne motorówki – tym razem należące do służby granicznej. Padło kilka strzałów ostrzegawczych i dwójka aktywistów próbujących dostać się na platformę została zatrzymana.

Następnego dnia na statek weszli z helikoptera funkcjonariusze służby granicznej i aresztowali pozostałe dwadzieścia osiem osób. Zatrzymani obrońcy środowiska i dziennikarze wraz z Arctic Sunrise zostali przetransportowani do Murmańska.

Według Greenpeace’u służba graniczna nie działała zgodnie z prawem, nawet gdyby uznać, że rzeczywiście było to piractwo. – Samo zatrzymanie zostało dokonane z naruszeniem prawa morskiego. Na przykład pościg za statkiem, który zdaniem służb złamał prawo, musi mieć charakter nieprzerwany, a między zajściem na Prirazłomnej i aresztowaniem pozostałych osób znajdujących się na Arctic Sunrise minęły ponad dwadzieścia cztery godziny – mówi Bohdan Pękacki z Greenpeace Polska.

Władze Holandii, pod której banderą pływa Arctic Sunrise, zgłosiły sprawę do Międzynarodowego Trybunału Morza. Podobnie jak działacze Greenpeace’u twierdzą, że działania rosyjskich służb granicznych były nielegalne. Wyrok ma zapaść 22 listopada. Jednak Rosja już zapowiedziała, że nie uzna werdyktu i nie uczestniczy w procesie. Do tej pory rosyjskie władze poddawały się decyzjom Trybunału. Nie ma on jednak środków pozwalających egzekwować wyroki.

Niebezpieczne odwierty

Mimo wrzawy medialnej wokół zatrzymania aktywistów nie przebija się informacja, dlaczego właściwie Greenpeace „uwziął” się na Arktykę. Jak twierdzi, odwierty doprowadzą do katastrofy, na którą firmy zajmujące się wydobyciem są kompletnie nieprzygotowane. Dlatego obrońcy środowiska domagają się, aby na części tych terenów (do których Rosja rości sobie prawo), niezamieszkanych przez ludzi, powstał rezerwat przyrody, zamknięty dla przemysłu i rybołówstwa przemysłowego, a także inicjatyw komercyjnych. W Arktyce mogłyby być realizowane jedynie przedsięwzięcia naukowe.

Obecnie trzy firmy planują wydobycie w tym rejonie – dwie rosyjskie: Gazprom i Rosnieft, oraz brytyjsko-holenderski Shell. Ten ostatni od kilku lat przekłada swoje plany, bo nie jest w stanie podjąć się tego działania nawet na południu Arktyki, która jest znacznie łatwiejszym terenem.

Jak twierdzi Pękacki, mimo olbrzymiego zagrożenia dla środowiska firmy planujące odwierty nie mają przygotowanego wiarygodnego planu awaryjnego. Wskazuje tu na wybuch platformy Deepwater Horizon w Zatoce Meksykańskiej w 2010 roku. Wówczas katastrofy ekologicznej nie udało się opanować, mimo znacznie lepszych warunków klimatycznych.

Ponadto jej ewentualne wystąpienie w Arktyce niesie za sobą dużo większe zagrożenie dla środowiska niż w przypadku Zatoki Meksykańskiej. – Arktyczny łańcuch pokarmowy jest bardzo wydajny, ale spłaszczony – od skorupiaka do niedźwiedzia jest bardzo krótka droga. To znaczy, że usunięcie któregoś z podstawowych elementów doprowadzi do olbrzymiej katastrofy dla całego ekosystemu – wyjaśnia Pękacki. Dodatkowo w regionach bardziej wysuniętych na południe wydobycie zagraża lokalnej ludności, dla której skażenie środowiska będzie wiązało się z utratą podstawowych zasobów do przeżycia. Wreszcie – według Greenpeace’u – eksploatacja tych terenów nie jest rozwiązaniem problemu zapotrzebowania na energię, ponieważ zasoby ropy znajdujące się w Arktyce zaspokoją światowe potrzeby tylko na cztery lata.

Shell ostatecznie wycofał się z odwiertów z rejonów Alaski, ale dogadał się z Gazpromem. Teraz wszystkie działania mają być prowadzone na części terytorium Arktyki, która podlega Rosji, gdzie standardy bezpieczeństwa i kontrola społeczna są znacznie słabsze. Dobrze pokazuje to stan rosyjskiej platformy wiertniczej.

Ponadto obawy Greenpeace’u wzbudza fakt, że rocznie na rosyjskich polach naftowych wycieka pięć milionów ton ropy – sześć razy więcej niż w przypadku awarii Deepwater Horizon! Skoro więc nie potrafią zabezpieczyć odwiertów tam, to wątpliwe jest, aby udało się to zrobić w znacznie trudniejszych warunkach.

Kiedy aktywiści wyjdą na wolność?

Międzynarodowe możliwości wywarcia presji na władze rosyjskie są dosyć ograniczone, jednak istnieją działania, które mogą przyczynić się do przyspieszenia rozwiązania sprawy aktywistów. Adam Bodnar wskazuje dwa ich rodzaje. Pierwszy to okazywanie solidarności z zatrzymanymi poprzez akcje protestu i petycje w ramach kampanii Jeden z trzydziestu. Drugim jest stały nacisk na przedstawicielstwa dyplomatyczne państw, z których pochodzą aresztowani, aby coraz mocniej angażowały się w działania na rzecz ich uwolnienia. – Jestem przekonany, że międzynarodowy nacisk polityczny w końcu doprowadzi do uwolnienia aktywistów Greenpeace’u, ale trudno spekulować, kiedy to nastąpi – mówi Bodnar.

Czytaj także:

Paweł Pieniążek, Piraci z Greenpeace’u

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij