W Sejmie pojawiła się w końcu partia, która nie boi się podejmować tego tematu. Jednak zwolennicy reformy polityki narkotykowej stąpają po grząskim gruncie. Nieostrożne ruchy mogą sprawić, że nawet drobne zmiany natrafią na nieprzekraczalny opór.
Czy w najbliższych latach uda się wprowadzić w Polsce racjonalną politykę narkotykową? Nowe rozdanie polityczne po ostatnich wyborach daje szansę na przełamanie impasu. W Sejmie pojawiła się w końcu partia, która nie boi się podejmować tego tematu. Jednak zwolennicy reformy polityki narkotykowej stąpają po grząskim gruncie. Nieostrożne ruchy mogą sprawić, że nawet drobne zmiany natrafią na nieprzekraczalny opór.
Kiedy w grudniu klub Ruchu Palikota zapowiedział, że zamierza zaproponować wprowadzenie do prawa narkotykowego „tabeli wartości granicznych” dla szeregu różnych substancji, w tym heroiny, wybuchła histeria. Przedstawiciele innych partii oraz część publicystów zapałała świętym oburzeniem, którego intensywność (jak to z oburzeniem bywa) była odwrotnie proporcjonalna do poziomu zrozumienia, o co chodzi. Niestety, także rzecznik klubu Ruchu Palikota, Andrzej Rozenek, dopytywany przez dziennikarzy o sens takiej propozycji, nie potrafił w przekonujący sposób wyjaśnić, o co chodzi.
A chodzi o rzecz bardzo prostą: „tabela wartości granicznych” ta zapisana w prawie definicja tego, co w przypadku różnych narkotyków oznacza określenie „niewielka ilość”. Niewielka ilość to tyle, ile opłaca się posiadać na własny użytek, co znaczy, że człowiek zatrzymany z niewielką ilością narkotyku najprawdopodobniej nie jest jego dilerem, lecz konsumentem. Karanie zaś konsumentów nie ma sensu bez względu na to, czy mamy do czynienia z marihuaną, heroiną czy innym narkotykiem. Ze społecznego punktu widzenia istotniejsze od rozróżnienia na „miękkie” i „twarde” narkotyki jest dostrzeżenie, że w przypadku każdego narkotyku mamy do czynienia z dwoma rodzajami użytkowników. Jedni używają narkotyków rekreacyjnie, inni zaś są od narkotyków uzależnieni. W przypadku osób uzależnionych karanie za samo posiadanie narkotyków oznacza na ogół tyle, że utrudnia, a nawet uniemożliwia im się skuteczne leczenie oraz zwiększa ryzyko, że zarażą się np. wirusem HIV czy HPV. Przy czym im „twardszy” narkotyk, tym większy odsetek użytkowników będą stanowić ludzie uzależnieni, a więc tym większe spustoszenie powoduje karanie ich za samo posiadanie.
Dlatego wprowadzenie tabeli wartości granicznych ani nie oznacza „legalizacji” narkotyków, ani nie jest pierwszym krokiem w tym kierunku. Zaś fakt, że w jednej tabeli znajdują się różne narkotyki, nie oznacza, że państwo ma mieć do nich wszystkich taki sam stosunek. Polityka narkotykowa państwa to dla wielu ludzi sprawa życia i śmierci, dlatego te kwestie powinny być przedmiotem pogłębionej i rzetelnej debaty, a nie rytualnych przepychanek między partiami.
Jakie są dziś w Polsce szanse na taką debatę? W kontekście wejścia do Sejmu aktywisty Ruchu Wolne Konopie wydają się większe, bo zwolennicy liberalizacji prawa w odniesieniu do marihuany nie będą już musieli się dobijać do Sejmu z ulicy. Ale zarazem oznacza to nowe ryzyko – że o wszystkich narkotykach zaczniemy teraz myśleć przez pryzmat marihuany. Marihuana jest jednak narkotykiem dość szczególnym. Nie ma racjonalnych powodów, by nie traktować jej jako zwykłej używki. I chociaż jej nadużywanie nie jest obojętne dla zdrowia, z pewnością jest mniej szkodliwa niż dwie najpopularniejsze legalne używki – tytoń i alkohol. Większość ludzi wzdrygnęłaby się jednak na pomysł, żeby w podobny sposób potraktować heroinę, amfetaminę czy dopalacze. I słusznie.
A jednak potrzebna jest również reforma polityki narkotykowej w odniesieniu do heroiny, kokainy, amfetaminy czy dopalaczy. Bo także w odniesieniu do nich obecna represyjna polityka dramatycznie zawodzi. I to właśnie te „trudne” narkotyki stanowią rzeczywiste wyzwanie i test dojrzałości klasy politycznej. Poważna polityka narkotykowa zaczyna się bowiem wtedy, kiedy od dyskusji „czy karać czy nie karać” albo „czy karać surowo czy tylko troszeczkę” przechodzimy do rozmowy o tym, jakie instytucje musimy zbudować.
Na przykład w Portugalii, która ma jeden z najnowocześniejszych i najciekawszych systemów w Europie, cele polityki narkotykowej są zasadniczo te same, co w systemach bardziej tradycyjnych: chodzi o zmniejszenie konsumpcji narkotyków w społeczeństwie. Portugalscy politycy uznali jednak, że zamiast karać ludzi z całą surowością za używanie narkotyków, lepiej ich na różne sposoby zniechęcać. Zniechęcaniu służą specjalne „komisje odwodzenia”, dysponujące różnymi sankcjami. Rozwiązanie stosowane w Portugalii pozostaje paternalistyczne – państwo mówi ludziom, że nie powinni używać narkotyków, i podejmuje cały szereg różnych działań, aby to od nich wyegzekwować. Zarazem jednak dba o to, aby polityka zniechęcania do używania narkotyków prowadzona była z poszanowaniem praw człowieka i żeby ludzie uzależnieni mieli realną szansę na leczenie. Portugalczycy stawiają sobie mniej więcej te same cele, jakie delarują zwolennicy represyjnej polityki narkotykowej – tyle że są znacznie skuteczniejsi w ich osiąganiu.
Inaczej wygląda model obowiązujący w Szwajcarii. Szwajcarzy postawili na pierwszym planie politykę zdrowotną i porządek publiczny. Dlatego szwajcarskie rozwiązania są bardziej liberalne od portugalskich. W szwajcarskich miastach istnieją specjalne ośrodki, zajmujące się „redukcją szkód”. Można w nich pobrać dawkę metadonu lub – w przypadku osób, którym metadon nie pomaga – dystrybuowanej przez państwo medycznej heroiny. Można w nich wstrzyknąć sobie narkotyki w higienicznych warunkach, korzystając z czystych strzykawek. Użytkownicy dopalaczy mogą w miejscowym laboratorium przetestować ich skład. Również Szwajcaria osiąga cele, które sobie postawiła: zmniejszenie zagrożeń dla zdrowia towarzyszących używaniu narkotyków i zmniejszenie przestępczości wśród użytkowników.
Czy Polskę stać na podobne rozwiązania? Dyskusja o budowaniu instytucji to sprawa dużo bardziej złożona niż spór o to, czy odkręcić czy może właśnie przykręcić śrubę. Może więc być dobrym testem tego, czy nasi politycy potrafią w ogóle ogarniać złożone problemy. Budowanie instytucji to również konieczność znalezienia odpowiednich środków w budżecie. A to jest jeszcze trudniejsze, bo wymaga zrozumienia, że takie wydatki to inwestycja w nasze zdrowie i bezpieczeństwo.
Felieton opublikowany na łamach tygodnika „Przekrój”.