Jaki obraz narkomana ma przeciętny Polak, jak ten obraz wpływa na środowisko, rodzinę i pojedynczą osobę uzależnioną.
W artykule Zastanówmy się, co nie działa Katarzyna Malinowska-Sempruch i Magdalena Dąbkowska zadają pytanie: co zadziało się w naszym kraju, że nawet rodzice, którzy mają dobry kontakt z dzieckiem, nie są w stanie mu pomóc. O tym, jaki obraz narkomana ma przeciętny Polak, jak ten obraz wpływa na środowisko, rodzinę i pojedynczą osobę uzależnioną, co wreszcie kształtuje ten obraz – rozmawiają pedagodzy Katarzyna i Wojciech Wanatowie.
Wojtek Wanat: Prowadząc zajęcia na temat uzależnień dla dorosłych, zaczynam często od następującego ćwiczenia – daję uczestnikom kartki papieru, kredki, flamastry, ołówki i proszę o narysowanie narkomana. Po kilku minutach każdy z uczestników wiesza swój rysunek i opowiada o tym, kogo narysował. Jakie postacie rysują nam się w wypowiedziach przeciętnych osób? Artur Sikorski w swoim blogu na platformie Natemat.pl zadaje pytanie, czy każdy narkoman to złodziej? I odpowiada, nie zostawiając miejsca na wątpliwości – tak. Narkoman to złodziej, inni dodają brudas, prostytutka, ktoś chory i mogący zarazić innych.
Kasia Wanat: Mnie w tekście, o którym mówisz najbardziej razi to, że pan Sikorski, zresztą jak większość społeczeństwa, do jednego worka wrzuca osobę czynnie uzależnioną (biorącą) i zaleczonego (trzeźwego) narkomana, który wiele wysiłku wkłada w uczciwe życie. To tragiczne, że tak łatwo skreślamy ludzi. Niezależnie, co zrobią, jak będą się rozwijali, ile dobrego zrobią – pozostaną naznaczeni. Zresztą do tego samego worka wrzucamy nie tylko trzeźwego i czynnego narkomana, ale jak wspominałeś także złodzieja i prostytutkę i całe zło tego świata.
WW: Tak. Bardzo znaczące są także sformułowania padające w tekstach na zupełnie inny temat. „Polityka” ukazując upadek Dworca Centralnego pisze: I wtedy na dworcu pojawili się złodzieje, narkomani, prostytutki, pedofile, chorzy na AIDS, homoseksualiści. Wszystko to jednym tchem, bo przecież wiadomo – każdy narkoman to złodziej, to ktoś, kto nawet jeśli chwilowo nie bierze, i tak za jakiś czas będzie brał, to patologia społeczna. Studenci pedagogiki uczą się o uzależnieniach na przedmiocie patologia społeczna. Czemu uzależnienie, które jest chorobą, ma być patologią, a inne choroby już nie?
KW: Najgorsze, że przez takie podejście wspiera się narkomanię. Ludziom trudniej decydować się na leczenie, gdy myślą o sobie w niecenzuralnych słowach – ktoś taki nie może nic osiągnąć, kogoś takiego nie warto leczyć. Narkoman to taka ludzka szmata – krzyczy tytuł z „Wyborczej”, w tekście osoba uzależniona opowiada między innymi: Wiedziałem, że potrzebuję pomocy, ale decydując się na leczenie, musiałbym ujawnić moją sytuację. Straciłbym pracę, znajomych. Także rodzicom trudniej zobaczyć problem. Myślą: nie jesteśmy patologiczną rodziną, więc moje dziecko nie może brać narkotyków. [„GW” – red.]
WW: Do tego jeszcze powtarzane jak mantra – biorą bo chcą, narkomania to choroba słabej woli, to ich wina. Cały problem uzależnienia od narkotyków sprowadzany jest do jednego stereotypu – strzykawka, heroina, dworzec. Co gorsza, nawet wielu terapeutów jest zdania, że trzeba spaść dostatecznie nisko, żeby był sens rozpoczynać terapię. Wcześniej skuteczność jest za mała. O dziennikarzach, prowadzących audycje czy piszących teksty dzięki chemicznemu wsparciu, o adwokatach, którym strzał pomaga skupić się podczas mowy końcowej, o menadżerach z wielkich korporacji relaksujących się z pomocą różnych używek ani słowa. Bo garnitur jakoś nie pasuje do narkomanii.
KW: Tymczasem to bardzo demokratyczna choroba. 30 lat temu zabierała nam głównie kwiat młodzieży, dzisiaj nie wybiera. Dotyczy ludzi ze wszystkich warstw społecznych. Oczywiście w ośrodkach spora część pacjentów, to ludzie z wykształceniem zawodowym, często ich potencjał intelektualny pozwala na znacznie więcej, co udowadniają po zakończeniu terapii. Elity wybierają ośrodki prywatne. Większość uzależnionych nie jest świadomych swojej choroby. A wiele osób używa narkotyków nie uzależniając się.
WW: Coraz więcej ludzi ucieka w sztuczne raje, często chemiczne, ale bywa i tak, że zamiast narkotyków, jest to internet, hazard albo praca. Coraz więcej ludzi, szczególnie młodych ucieka w sztuczne raje bo są samotni, nieszczęśliwi, nie widzą dla siebie perspektyw. Jasne, większość ludzi powie – biorę bo lubię, bo chcę się lepiej bawić, bo tak jest fajnie. Często nie są świadomi znajdujących się w nich samotności, pustki, bólu.
KW: Dilerzy sprzedają substancje psychoaktywne, bo ludzie chcą je kupować. Bajki o złych dilerach w strasznych czarnych beemkach, wciskających dzieciakom narkotyki, to taka sama bajka jak ta o czarnej wołdze. Gdyby skutecznie zablokować podaż narkotyków, co jest niemożliwe, ludzie kupowaliby leki albo znaleźli jakiś substytut.
WW: Ludzie myślą: zły jest diler, to on jest przyczyną narkomanii, zły jest narkoman, bo z powodu jego zachowań cierpi całe jego otoczenie, ba, całe społeczeństwo. Złe są także, a może przede wszystkim, narkotyki. To one sprawiają całe zło, które dzieje się z człowiekiem.
A jak jest naprawdę? Czy narkotyki są złe? Są raczej jak młotek, raczej jak piła łańcuchowa – można nią wykonać wiele ciężkich prac, ale nieumiejętnie używana może być groźna i dla samego użytkownika, i dla jego otoczenia. To od nas zależy jak wykorzystamy substancje psychoaktywne.
KW: Żyjemy w czasach, w których wrażliwość jest często utożsamiana ze słabością. Pogardzamy tymi, którzy nie nadążają lub po prostu nie chcą uczestniczyć w wyścigu szczurów. Nie pomaga też konsumpcyjny styl życia. Narkomania i tzw. nowe uzależnienia, o których przed chwilą wspomniałeś, są wskaźnikiem naszej kondycji jako społeczeństwa. Być może za bardzo skręciliśmy w prawo, zachłysnęliśmy się kapitalizmem, który stracił ludzką twarz usprawiedliwiając krzywdę jednostki dobrem gospodarki. Kiedyś zespół Myslowitz wyśpiewał pytanie: Mieć czy Być?. Przed nami – jako społeczeństwem – bardzo dużo pracy.
WW: Niewielkie zmiany mogą znacznie poprawić sytuację osób uzależnionych i przy okazji nas wszystkich. Na początek wystarczy na studiach przenieść tematykę związaną z uzależnieniami z przedmiotu „Patologie społeczne” do „Edukacji prozdrowotnej”. Pani pedagog w szkole będzie wtedy wiedziała, że narkomania to nie patologia a choroba. Z czasem, kto wie, może sędzia na terapię będzie kierował nie samo dziecko, ale całą rodzinę – bo wtedy szanse powodzenia staja się bardziej realne. Potrzebna jest zmiana świadomości. Jasne, potrzeba na to czasu, może dwóch, może trzech pokoleń, ale warto podjąć wysiłek.
Co zadziało się w naszym kraju takiego, że nawet rodzice, mający z nim/nią dobry kontakt, nie są w stanie pomóc? Nic, jesteśmy mentalnie w latach siedemdziesiątych, tyle że bardziej przerażeni otaczającym nas światem. Musimy borykać się z absurdalnymi przekonaniami: narkotyki są złe, narkoman jest zły, niemoralny, niebezpieczny. Nawet jeśli przez lata utrzymuje abstynencję nadal pozostanie człowiekiem, który czeka na kolejny nawrót. Mówiąc narkoman, myślimy o obdartusie, który zbiera na działkę na dworcu albo wyrywa staruszce torebkę. Nie zastanawiamy się, że w większości przypadków ten obraz jest fałszywy – ludzie biorą narkotyki latami utrzymując się w społecznych rolach, krzywdząc w tym czasie otoczenie i siebie. Nie zastanawiamy się, że stał się kimś takim, bo uciekał przed samotnością, bólem, lękiem, że nie potrafił biec po trupach w pogoni za własnym sukcesem. I z czasem znalazł się w pułapce jeszcze większego bólu, samotności, pustki. A my? Zatrzaskujemy przed nim drzwi. Dzięki temu czujemy się lepsi, bezpieczniejsi.
–
Katarzyna i Wojciech Wanatowie są terapeutami uzależnień. Kasia pracuje w Ośrodku MONAR w Głoskowie, jest doktorantką na Wydziale Pedagogiki UW, Wojtek jest pedagogiem ulicy w podwarszawskim Grodzisku, napisał dwie książki Narkotyki i narkomania. Odlot donikąd i Rok w Monarze wydane przez Wydawnictwo Iskry. Obecnie wspólnie piszą książkę o uzależnieniach behawioralnych. Mają dwoje dzieci Wisię (lat 7) i Wita (3,5). Są miłośnikami baaardzo długich biegów, Szymborskiej i zespołu KSU.