404 posłów za delegalizacją dopalaczy.
Platforma Obywatelska ma się za partię racjonalną. Powtarza wciąż slogany o racjonalizacji wydatków, racjonalizacji prawa i czego tam jeszcze. Jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałem w prasie wypowiedź wiceministra zdrowia na temat tzw. dopalaczy. „Te substancje są tak groźne, jak nielegalne narkotyki. Użyjemy wszystkich możliwych środków prawnych, które posiadamy, by je wyplenić” – powiedział „Polsce The Times” Adam Fronczak. W czwartek 12 lutego głosowano nad delegalizacją dopalaczy: 404 posłów było za, pięciu przeciw, a dwóch wstrzymało się od głosu… Opadła mi szczęka.
Politycy chcą zakazami czarować rzeczywistość!
„Nielegalne narkotyki”, dopalacze, ale też legalne alkohol i nikotyna oraz niektóre leki (po przedawkowaniu, choć nie zawsze) to substancje psychoaktywne, których ludzkość używała, używa i używać będzie. Kropka. Prawne zakazy tu nie pomogą, bo ludzie sięgają po środki psychoaktywne nie dlatego, że są legalne, ale dlatego, żeby doznać czegoś odmiennego niż doznają na trzeźwo. Mądre to lub głupie, ale tak jest.
Krzyki o niebezpieczeństwie dopalaczy to hipokryzja. Po przedawkowaniu dopalaczy, jak doniosła „Polska”, w Irlandii i Wielkiej Brytanii zmarło kilka osób. To alkohol i nikotyna są prawdziwymi zabójcami. A przecież są legalne. Alkohol na polskich drogach zabija rocznie kilka tysięcy osób. Nie mówiąc o marskości wątroby czy zwykłym przedawkowaniu alkoholu (tak, da się). A co z nadużywaniem leków na depresję czy innych psychotropów? A ile osób umiera na raka płuc? Poza tym, jak przekonują specjaliści, uzależnienie od nikotyny jest dużo cięższe niż uzależnienie od większości substancji psychoaktywnych.
Nie będę wspominał o absurdach prawnych, jak zakazywanie posiadania jakiegoś kaktusa, szałwii, czy gałki muszkatołowej (tak, tak, to też dopalacze! Uważajcie obywatele, co sypiecie do zupy!). Pamiętacie, że PO chciała walczyć z bublami prawnymi? A może te przepisy mają tylko utrudnić życie jednej grupie społecznej – przedsiębiorcom? (Warto zauważyć, że penalizacja dopalaczy nie uderzy w bogatą klasę średnią i wyższą: pójdą do prywatnego psychiatry i poproszą o receptę na odpowiedni lek. A może posłowie wierzą, że jak bogata klasa średnia ćpa, to dobrze)?
Cała sprawa byłaby tylko kolejnym polskim kuriozum, gdyby nie to, że jest ona przykładem zbijania politycznego kapitału na lękach społecznych. Fatalny systemu emerytalny (jakiego notabene nie ma żaden inny kraj europejski), pomysły prywatyzacji służby zdrowia (która, jak mówią przykłady wielu krajów, doprowadzi do pogorszenia jakości i dostępności opieki medycznej), kolejne prób ograniczania praw pracowniczych – to wszystko powoduje wzrost niepewności, braku społecznego zaufania. Platforma, będąc w imię wolnorynkowej ideologii adwokatem tych wszystkich niebezpiecznych zmian, próbuje przekierować lęk na dopalacze. Inni politycy, widząc szansę na polityczne zyski, pomysł podchwycili.
Faktyczne zagrożenia (bo takie są) zlewają się więc ze stereotypami, w których bywa ziarno prawdy i zwykłymi bzdurami, jak przekonanie, że zawsze zaczyna się od marihuany, a z konieczności kończy na heroinie (tyle samo w tym prawdy, co w stwierdzeniu, że zaczyna się od piwa, a z konieczności kończy na borygo czy denaturacie). Efektem tego będzie jeszcze większa niewiedza na temat środków psychoaktywnych, a co za tym idzie, faktyczny wzrost zagrożenia wynikającego z niedoinformowania.
To jednak nie wszystko. Skierowanie uwagi społecznej na rzekome immanentne zło dopalaczy ma zakryć pęknięcie w wolnorynkowej ideologii, fakt, że neoliberalizm po prostu nie działa zgodnie ze swymi obietnicami. Problem polega na tym, że przekierowanie lęku nie usunie jego źródła, a tylko wypchnie ze świadomości. I kiedy wytłumaczenie „to przez te złe dopalacze!” przestanie już skutkować, trzeba będzie znaleźć inne. Pytanie brzmi: co lub – nie daj bóg – kogo trzeba będzie wtedy wyplenić?