Kraj

Dlaczego należy karać za posiadanie narkotyków?

Chciałbym przyjrzeć się argumentom wysuwanym przez obrońców „twardego kursu” antynarkotykowego. Kim oni są? W co wierzą i dlaczego?

Na co dzień argumentuję przeciwko karaniu za posiadanie narkotyków i całej, opartej o sankcje karne, polityce narkotykowej. Tym razem chciałbym przyjrzeć się argumentom wysuwanym przez obrońców „twardego kursu” antynarkotykowego. Kim oni są? W co wierzą i dlaczego? Czy ich wiara ma solidne podstawy?

25 czerwca w Centrum Dialogu – My, Narkopolacy w Warszawie Polska Sieć Polityki Narkotykowej zorganizowała w ramach Światowego Dnia Solidarności z Osobami Uzależnionymi debatę oksfordzką na temat sensowności karania za posiadanie niewielkich ilości narkotyków.

„Narkotyki” to obiegowa, choć niepoprawna nazwa tych substancji psychoaktywnych, które uznano za niebezpieczne dla obywateli i objęto specjalnym reżimem kontrolnym. W 2000 roku polscy politycy, wzorując się na rozwiązaniach amerykańskich z lat 70.i 80., przyjęli kontrowersyjny przepis, zgodnie z którym posiadanie jakiejkolwiek ilości dowolnego z narkotyków karane jest więzieniem. W założeniu penalizacja posiadania miała stanowić skuteczne narzędzie walki z produkcją oraz handlem nielegalnymi używkami.

Na Chmielnej, zgodnie z regułami debaty, spotkały się ze sobą dwa „obozy”. Zwolenników polityki karania więzieniem za posiadanie narkotyków reprezentowali: Krystyna Karwicka (dziennikarka, autorka książki My rodzice dzieci z Dworca Centralnego, reprezentująca Towarzystwo Rodzin i Przyjaciół Dzieci Uzależnionych „Powrót z U”), Anna Kuciak (pedagog, wykładowca, przewodnicząca zarządu głównego Polskiego Towarzystwa Zapobiegania Narkomanii) oraz Jacek Wrona (policjant pracujący w pionie przestępczości narkotykowej, wykładowca Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie). Po drugiej stronie stołu wraz ze mną zasiedli: Jan Smoleński (dziennikarz, publicysta Krytyki Politycznej) oraz Marta Gaszyńska (uzależniona od heroiny, przewodnicząca stowarzyszenia JUMP ‘93 zrzeszającego warszawskich użytkowników metadonu, sekretarz Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej).

Argumenty przeciwko karaniu za posiadanie narkotyków podawałem już wielokrotnie – jest to rozwiązanie nieskuteczne, kosztowne w wymiarze finansowym oraz społecznym. Paradoksalnie, prowadzi ono do faktycznego spadku skuteczności działania organów ścigania, godzi w wolności obywatelskie, niepotrzebnie stygmatyzuje tysiące osób skazywanych na kary więzienia za czyny o znikomej społecznej szkodliwości.

Jakie jednak są argumenty za utrzymaniem dotychczasowych rozwiązań? A dokładniej: w siłę jakich argumentów wierzą zwolennicy penalizacji posiadania?

Dlaczego osoby zajmujące się pomocą uzależnionym popierają karanie?

Warto najpierw zatrzymać się przy ciekawym zagadnieniu, które moim zdaniem stopniu poważnie wpływa na realizowaną w Polsce politykę narkotykową. Mianowicie, karanie posiadania narkotyków dotyka przede wszystkim konsumentów, a więc w gruncie rzeczy główne ofiary narkomanii. Mimo to, surowe prawo jest gremialnie popierane przez terapeutów, pedagogów, a nawet rodziców osób uzależnionych. Czyli te osoby, którym w pierwszej kolejności powinno zależeć na leczeniu uzależnionych, nie zaś ich karaniu! Jak rozumieć ten paradoks?

Poparcie dla „twardego kursu” daje się łatwo usprawiedliwić w przypadku przedstawicieli organów ścigania, którym branżowe „szkolenia” i zależność służbowa nie pozostawiają miejsca na głębsze dociekania na temat losu oskarżanych przez nich osób. W przypadku terapeutów czy pedagogów sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana, a motywacje bardziej złożone. U podstaw rozpowszechnionej w tym środowisku opinii o konieczności karania za posiadanie leży przede wszystkim specyfika pracy i wymuszone przez nią bardzo wąskie spojrzenie na problem narkotyków. Terapeuci i pedagodzy mają po prostu do czynienia z „marginesem”, czyli najtragiczniejszymi ofiarami nielegalnych substancji – ludźmi, którzy używają ich szkodliwie, często długotrwale, uzależnionymi, którzy rozpaczliwie szukają pomocy. Stąd, jak myślę, bierze się przekonanie o potrzebie radykalnych działań, także za pomocą środków karnych, które stanowić mają swoistą „pomoc” w dotarciu do uzależnionego i jego podporządkowaniu się terapii, z ubezwłasnowolnieniem włącznie. W większości wypadków stoją za tym dobre intencje. Intencje te nie wystarczą jednak, aby usprawiedliwić obowiązujące przepisy.

Kara jako argument – zakładnicy własnego zawodowego etosu

Po pierwsze, kara z definicji stanowi ultima ratio społecznych środków kontroli i jest wątpliwe, aby w świetle Konstytucji stosowanie kar jako narzędzia pomocy terapeutom mogło grać rolę jakiegokolwiek argumentu. Pomijając zagadnienie skuteczności narzucanej siłą terapii, takie postawienie sprawy jest po prostu niedopuszczalne w świetle standardów państwa prawa. Po drugie, szacunki Janusza Sierosławskiego z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie lokują liczbę problemowych użytkowników narkotyków w przedziale 100.000-120.000, z których tylko stosunkowo niewielka część jest uzależniona (liczba użytkowników opiatów szacowana jest na 25.000-27.000). Jednocześnie po narkotyki w Polsce sięga około 3 mln osób. Oznacza to, że w interesie terapii wąskiej grupy konsumentów narkotyków ryzykowana jest wolność osobista wielu milionów osób, które choć nie potrzebują żadnej państwowej interwencji w swoje życie, w świetle prawa stają się przestępcami.

Jest to niedopuszczalne i moralnie nie do obrony. A jak pokazują wszelkie dane, również przeciwskuteczne.

Uwaga terapeutów, pedagogów, rodziców skupia się na specyficznej grupie problemowych użytkowników narkotyków, która nie jest ani typowa, ani reprezentatywna dla wszystkich konsumentów nielegalnych substancji. W ten sposób, ulegając swoistej manipulacji, popierają rozwiązania prawne, które z pewnością nie leżą w interesie 100-krotnie liczniejszej grupy obywateli konsumujących narkotyki nieszkodliwie.

Terapeutom czy pedagogom, co też ważne, trudno jest z racji pełnionej funkcji publicznie przyznać, że karalności posiadania narkotyków nie spełnia pokładanych w niej nadziei. Kłóci się to bowiem z przyjmowanym przez nich nakazem całkowitego braku tolerancji dla brania i żelaznym wymogiem całkowitej abstynencji.

Terapeuci grają rolę nieprzejednanych w imię wykształcania odpowiedniej postawy względem uzależnionego – nie mogą iść na kompromisy w imię powodzenia terapii. Ponieważ cieszą się przy tym sporym poważaniem społecznym, ich pryncypialna opinia kształtuje społeczne wyobrażenie o narkomanii i środkach jej zwalczania. W mojej opinii w ten właśnie sposób osoby trudniące się pomocą uzależnionym stały się w Polsce zakładnikami własnego zawodowego etosu – w imię swoich często szlachetnych zasad i przekonań legitymizują prawo, które szkodzi ich klientom.

Terapeuci, pedagodzy, rodzice w sposób niezamierzony są dziś jedną z głównych przeszkód w racjonalizacji polityki narkotykowej w naszym kraju, dostarczając politykom alibi dla proponowanych przez nich chybionych rozwiązań. Powtarzają przy tym dla obrony swojego stanowiska wciąż te same, chybione argumenty, które teraz przytoczę i pokrótce omówię.

1. Argument z niekompetencji:

„Ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii” jest świetnym prawem, tylko organy ścigania nie potrafią z niego korzystać. Trzeba więc zamiast zmieniać prawo i rezygnować z karania za posiadanie nawet najmniejszych ilości narkotyków, nauczyć prokuratorów oraz policjantów posługiwać się zdrowym rozsądkiem i umarzać niepotrzebnie wszczynane postępowania dotyczące osób będących jedynie okazjonalnymi konsumentami, a posiadających znikome ilości narkotyków.

Stwierdzenie to wysunął w czasie dyskusji Jacek Wrona, były policjant. Wbrew pozorom nie dowodzi ono bynajmniej głębokiego znawstwa jakości pracy organów ścigania, lecz raczej całkowitego niezrozumienia problemu. Jest prawdą, że policja oraz prokuratura w niewłaściwy sposób stosują obowiązujące prawo – posiadanie niewielkich ilości narkotyków rzadko kwalifikowane jest jako przypadek mniejszej wagi, zagrożony łagodniejszymi rodzajami kar, zbyt rzadko orzekana jest też kara inna, niż pozbawienie wolności. Przepisy o zamianie kary na leczenie nie są zaś w ogóle stosowane (ani nawet znane!). Prokuratury nie umarzają zaś postępowania w błahych sprawach, do czego mają prawo powołując się na znikomą społeczna szkodliwość czynu.

Główną przyczyną tych zjawisk nie jest jednak ignorancja czy indolencja funkcjonariuszy publicznych, ale raczej pomijana na ogół w dyskusjach o przyjmowanych rozwiązaniach prawnych racjonalność instytucjonalna organów ścigania. Pod tym pojęciem rozumieć należy zbiór specyficznych powodów branych pod uwagę przy podejmowaniu decyzji, także tych o wszczęciu postępowania czy wymiarze kary. Brak jasnych wskazówek, co do ilości poszczególnych rodzajów narkotyków, których posiadanie nie kwalifikuje się do ukarania, powoduje, że policjanci i prokuratorzy nie są skłonni odstępować od ścigania. Zwłaszcza, że sprawy o posiadanie narkotyków są łatwe dowodowo, łatwe procesowo i na dodatek pozwalające poprawiać statystykę wykrywalności i karalności. Do tego, co również ma znaczenie, na ogół dotyczą one ludzi nic nieznaczących, bez powiązań, o których nikt nie będzie „kruszył kopii”. Z tej to przyczyny przedmiotem postępowania karnego, zamiast mitycznych dealerów z małą ilością narkotyków stają się osoby, które w żadnym razie nie powinny wchodzić w kontakt z wymiarem sprawiedliwości. Na karę więzienia skazywanych jest rocznie prawie 9 tys. obywateli!

Status pobożnego życzenia przypisać należy też twierdzeniu, jakoby problem doskonałego prawa, którego nie wiadomo dlaczego nikt nie jest w stanie poprawnie stosować, rozwiązać mogą działania edukacyjne skierowane do policjantów i prokuratorów. Jak pokazują moje osobiste doświadczenia, policja ani prokuratura nie są zainteresowane uczeniem się odpowiedniego stosowania prawa, tylko załatwianiem spraw po linii najmniejszego oporu. Świadczy o tym nie tylko kształt i adresaci prowadzonych przez nich postępowań karnych, ale i znikoma obecność przedstawicieli organów ścigania na spotkaniach ekspertów poświęconych polityce narkotykowej.

I na koniec uwaga teoretyka prawa: jeżeli jakieś przepisy prawa nie są przez organy państwa stosowane we właściwy sposób, z pewnością nie można o nich powiedzieć, że są doskonałe, idealne, najlepsze. Źle stosowane prawo co do zasady jest po prostu złym prawem, gdyż treści przepisów nie można odrywać od praktyki ich wykonywania.

2. Argument z ochrony: obowiązujące prawo chroni dzieci. Gdyby nie lawina policyjnych represji, z pewnością każde dziecko brałoby narkotyki.

Tezie tej przeczy empiria. W krajach, w których funkcjonują znacznie bardziej liberalne rozwiązania prawne niż w Polsce, odsetek młodzieży szkolnej, ale również odsetek populacji dorosłej sięgającej po narkotyki są często niższe, niż w krajach z represyjnym prawem. Dodatkowo, twierdzenie, że surowe polskie prawo chroni dzieci zakrawa na ponury żart. Statystyki dowodzą, że ofiarami obowiązujących przepisów staje się właśnie młodzież – mniej więcej 53% osób skazanych z art.62 „Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii” to osoby do 24 roku życia. Część terapeutów słusznie też podnosi, że drakońskie kary za posiadanie narkotyków stanowią główną przyczynę społecznej szkodliwości używek takich jak cannabis. Potrafią bowiem całkowicie zrujnować życie młodego człowieka.

Argumentowi z ochrony przeczy przykład Portugalii, jedynego kraju UE, gdzie w 2001 roku dokonano dekryminalizacji posiadania oraz konsumpcji wszystkich nielegalnych używek. Nie pociągnęło to za sobą eskalacji konsumpcji narkotyków, a zmniejszył się za to rozmiar patologii związanej z narkotykami: gwałtownie spadła ilość zakażeń wirusem HIV oraz przypadków przedawkowania. Dlatego Portugalia, w przeciwieństwie do Polski, przedstawiana jest dzisiaj jako wzór racjonalnego podejścia do problemu narkotyków.

Inną sprawą jest rosnąca popularność „naturalnych” i legalnych alternatyw dla narkotyków w postaci smart drugs („dopalaczy”). Rynek tych, w rzeczywistości niejednokrotnie bardziej szkodliwych niż nielegalne narkotyki, syntetycznych substancji, stale się rozrasta, a z jego dobrodziejstw korzysta w dużej mierze młodzież szkolna. Popularność „dopalaczy” jest wynikiem represyjnego i restrykcyjnego prawa narkotykowego (przykładowo, w Holandii rynek ten praktycznie nie istnieje i nie jest to przypadek). Jego zmiana może być pierwszym krokiem do poradzenia sobie z problemem smart drugs.

Spychanie popularnych, ale uznanych za niebezpieczne używek (często bez jakichkolwiek podstaw naukowych) do podziemia w żaden sposób nie służy ochronie przed nimi dzieci, ani kogokolwiek innego, w zamian powiększając jedynie potencjalne zagrożenia (choćby poprzez zachętę do wprowadzania na rynek zanieczyszczonych form czy różnego rodzaju zamienników znanych narkotyków). W Polsce i innych krajach o surowym reżimie prawnym (np. USA, Meksyk, Rosja) dostępność narkotyków jest powszechna i często stosuje się je w sposób przynoszący ogromne szkody. Traktowanie takiego prawa jako wzorcowego jest czymś niepoważnym.

Zwolennicy argumentu z ochrony powinni zadać sobie następujące pytanie: czy większe szanse na zmniejszenie liczby dzieci sięgających po narkotyki mamy, tworząc czarny rynek narkotykowy, czy kontrolowaną dystrybucję przynajmniej części z nich? Czy nie lepiej umożliwić kontrolowany obrót niektórymi z dziś nielegalnych używek (na czele z marihuaną), których działanie, w tym skutki uboczne długotrwałego używania, są dobrze poznane i naukowo opracowane, a modele bezpiecznej konsumpcji sprawdzone? Czy lepiej tolerować sprzedaż syntetycznych zamienników w formie „dopalaczy”, o których wiadomo niewiele lub zgoła nic?

3. Argument dealera z małą działką: policja nie radzi sobie z narkotykami, bowiem ich dystrybucja prowadzona jest przez sprytnych dealerów posiadających przy sobie tylko niewielkie ilości narkotyków, tłumacząc się, że są to środki przeznaczone na własne potrzeby.

Karanie więzieniem za posiadanie dowolnie małej ilości narkotyków stanowi przykład tzw. kryminalizacji zastępczej – zamiast karać dealera za trudny do udowodnienia handel, karzemy go za łatwe do udowodnienia posiadanie. Jednak taka strategia karania nigdzie na świecie nie doprowadziła do rozwiązania problemu narkotyków i narkomanii. Kryminalizacja zachowań dużej grupy obywateli (nielegalne używki przyjmuje kilka procent dorosłej populacji w każdym społeczeństwie) prowadzi jedynie do nadużywania władzy przez organy państwa oraz naruszania praw obywatelskich. Przykładem tego są masowo dokonywane w Polsce kontrole osobiste, czasowe zatrzymania czy przeszukania w miejscu zamieszkania prowadzone wobec osób posiadających nawet niewielkie ilości narkotyków. Wszystkie te działania z punktu widzenia prawa wydają się bezzasadne, na co w imię walki z wirusem narkomanii skłonni jesteśmy przymykać oko.

Kara jest środkiem nadzwyczajnym a kara pozbawienia wolności najsurowszym z nich. Jednak w Polsce stanowi ona podstawową reakcję na posiadanie narkotyku (70% przypadków). Mimo to, a może właśnie dlatego, te nadzwyczajne rozwiązania nie przekładają się ani na zwiększoną wykrywalność poważnych przestępstw związanych z narkotykami (handel, produkcja, przemyt), ani na skuteczniejsze zapobieganie zjawisku narkomanii. Wszystkie dostępne badania pokazują, że wzrost o 1500% ilości wykrytych i ukaranych przypadków posiadania narkotyków jest jedynym sukcesem, jakim po 10 latach obowiązywania surowych przepisów może pochwalić się policja.

Całkowitym nieporozumieniem jest również twierdzenie, jakoby handel narkotykami w Polsce organizowany był w oparciu o dealerów z małą ilością narkotyków. Oczywiście jest tak, że część konsumentów para się drobnym handlem wśród znajomych, ale zjawiska tego nie należy mieszać ze zorganizowanym obrotem.

4. Argument z braku krzywdy: obowiązująca ustawa nikomu właściwie nie szkodzi. Obecnie z tytułu posiadania narkotyków (i tylko z tego tytułu) karę więzienia odsiaduje 507 osób. A to przecież bardzo mało. Nawet więc jeśli mamy złe, bo nieskuteczne prawo, nikomu z tego powodu nie dzieje się większa krzywda.

Rocznie na karę więzienia za posiadane skazywanych jest prawie 9 tys. ludzi. To ogromna liczba osób, które w kartotekach figurują jako karani. Wielokrotnie też osoby te doświadczają śmierci cywilnej – ich kariera zawodowa staje pod znakiem zapytania. Zostają napiętnowani jako przestępcy. Zatrzymywanych pod zarzutem posiadania jest ponad 10 tys. obywateli rocznie. Niemal każda z tych osób spędza jakiś czas w zamknięciu (zwykle nie krótszy niż 24h), doświadcza przy tym upokorzeń, a jej mieszkanie jest przeszukiwane w celu wykrycia narkotyków. Czy to wszystko nie zasługuje na miano nieuzasadnionej represji?

Na domiar złego, 48% policjantów przyznaje, że dokonało zatrzymania osoby pod zarzutem posiadania narkotyków w sytuacji, gdy osoba ta nie miała przy sobie żadnych nielegalnych używek. 42% prokuratorów przyznaje, że skierowało do sądu akt oskarżenia przeciwko osobie, przy której nie zabezpieczono żadnych nielegalnych substancji psychoaktywnych! Dowodzi to, że polskie prawo antynarkotykowe pozostaje w sprzeczności z elementarnymi zasadami prawa karnego. Narusza ono także konstytucyjną zasadę proporcjonalności.

Dodajmy do tego fakt, iż zajmowanie się rzeszą konsumentów łapanych na posiadaniu odwraca uwagę organów ścigania od poważniejszych przejawów przestępczości narkotykowej, a rytualnie powtarzane czynności procesowe, które w znikomym stopniu przekładają się na zwalczanie zjawiska narkomanii, każdego roku kosztują podatnika prawie 80 mln złotych. Trudno chyba zaprzeczyć, że ofiarami penalizacji posiadania narkotyków, wbrew twierdzeniom jej zwolenników, stają się wszyscy obywatele.

***

Formułowane publicznie argumenty za utrzymaniem dotychczasowej polityki bezwzględnego karania za posiadanie narkotyków nie wytrzymują krytyki – opierają się bowiem albo na niezrozumieniu związków pomiędzy kształtem prawa, a praktyką jego stosowania, albo na fałszywym obrazie rzeczywistości.

Przyjęta w naszym kraju polityka narkotykowa wymaga natychmiastowej zamiany – w perspektywie dekady doświadczeń okazała się ona nieskuteczna, a u jej podstaw nie legły też żadne argumenty, które mogłyby uzasadniać kontrowersyjne i nadzwyczajne rozwiązania prawne obowiązujące od 2000 roku i zgodnie popierane przez niemal wszystkie siły polityczne.

www.mateuszklinowski.pl

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij