Świat

Wszyscy jesteśmy obcą agenturą

Na wszystkim, co publikujemy, musimy zamieszczać informację: „wyprodukowane przez zagranicznych agentów”.

Dawid Krawczyk: To jesteś tym zagranicznym agentem czy nie?

Iwan Warencow: Nie.

Rosyjskie Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że jesteś.

Nasza organizacja, Fundacja Andreja Rylkowa, rzeczywiście została wpisana na listę zagranicznych agentów. Ale według nas to jakiś absurd. Co to znaczy być „zagranicznym agentem”? To samo, co być zdrajcą swojego kraju, swoich ludzi, działać na ich szkodę. Tak to brzmi zwłaszcza dla tych, którzy pamiętają jeszcze Związek Radziecki. A my robimy coś dokładnie odwrotnego. Chodzimy po Moskwie i rozdajemy czyste strzykawki, igły, maści i prezerwatywy osobom, które używają narkotyków. Rozmawiamy z nimi, zapewniamy pomoc prawną i socjalną. Działamy od 2009 roku i jesteśmy jedyną organizacją zajmującą się redukcją szkód [wynikających z używania narkotyków – przyp. red.] w całej Moskwie.

I za te igły i strzykawki zostaliście uznani za zdrajców narodu?

Od lat zabiegamy również o wprowadzenie terapii substytucyjnej w Rosji oraz o dostęp do naloksonu, środka zapobiegającego przedawkowaniu opiatów. Otwarcie krytykujemy politykę zdrowotną państwa, dlatego zostaliśmy wciągnięci na tę listę.

Technicznie rzecz biorąc, żeby organizacja pozarządowa została uznana za obcą agenturę, musi spełniać dwa warunki: przyjmować dotacje spoza Rosji i prowadzić działalność polityczną. Z tym że te dotacje to mogą być nawet wpływy z crowdfundingu, a definicja „działalności politycznej” obejmuje według Ministerstwa Sprawiedliwości każdą próbę wywierania wpływu na opinię publiczną w jakiejkolwiek sprawie.

To prawie wszystkie NGO-sy trzeba uznać za obcą agenturę.

Na tym polega sens tego prawa. To bardzo użyteczne narzędzie, bo skoro możesz je zaaplikować do wszystkich, to wszyscy muszą się mieć na baczności. W praktyce stosuje się je selektywnie, tylko do tych organizacji, które są niewygodne dla władzy.

A nam zależy nie tylko na tym, żeby wpłynąć na opinię publiczną. Domagamy się, żeby państwo zmieniło wreszcie prawo, które wyrządza ludziom ogromne szkody.

Co dokładnie masz na myśli?

W Rosji mamy obecnie do czynienia z epidemią HIV i wirusa zapalenia wątroby typu C (HCV) – na razie wśród osób używających narkotyków, chociaż w obwodzie swierdłowskim i samarskim zanotowano ostatnio zdecydowany wzrost zakażeń wśród ogólnej populacji. HCV jest nawet większym problemem niż HIV, który akurat leczony jest bezpłatnie. Często zdarza się tak, że osoba ma jednocześnie HIV, HCV (albo gruźlicę) i jest uzależniona od narkotyków. W Rosji, przy obecnej sytuacji prawnej, to jest śmiertelna kombinacja.

Załóżmy, że masz gruźlicę. Idziesz na oddział chorób zakaźnych. Jesteś uzależniony od narkotyków, więc musisz je regularnie przyjmować. Tylko pamiętaj, że w rosyjskim szpitalu, nie możesz mieć ze sobą żadnych narkotyków, nie dostaniesz też żadnego substytutu, bo byłoby to nielegalne. Kończy się to tak, że albo będziesz musiał uciec ze szpitala, żeby zmotać towar, albo przemycisz go na oddział. Jak cię złapią, to zostaniesz wyrzucony. Scenariusz, w którym lądujesz na ulicy z gruźlicą i HIV, jest więc bardzo prawdopodobny. Takie historie szybko kończą się śmiercią i nie są rzadkością.

Często zdarza się, że osoba ma jednocześnie HIV, HCV (albo gruźlicę) i jest uzależniona od narkotyków. W Rosji, przy obecnej sytuacji prawnej, to jest śmiertelna kombinacja.

Możliwość podawania substancji zastępującej narkotyk, na przykład metadonu, pozwoliłaby przerwać ten beznadziejny krąg.

Wiele by to pomogło w takich przypadkach. Terapia substytucyjna ograniczyłaby też znacząco liczbę zakażeń, bo metadon przyjmuje się w płynie. Mniej zastrzyków oznacza mniej zakażeń. Ale brak terapii substytucyjnej to nie wszystko. Kolejny duży problem to śmierć z przedawkowania. A można jej stosunkowo łatwo zapobiec, podając nalokson.

Też jest nielegalny?

Można go kupić w aptece, ale tylko na receptę. To kompletny bezsens. Bo przecież jak masz zapaść, to sam go nie wyciągniesz i sobie nie zaaplikujesz. Ktoś inny musi to zrobić. Jak nalokson nie będzie dostępny bez recepty, to ludzie dalej będą umierać z przedawkowania.

Brak terapii substytucyjnej to nie wszystko. Kolejny duży problem to śmierć z przedawkowania.

Rosyjskie ministerstwo zdrowia twardo mówi „nie” zarówno terapii substytucyjnej, jak i naloksonowi bez recepty. Dlaczego?

Szczerze, to nie mam pojęcia, dlaczego.

Ale przecież to samo, co mówisz mi teraz, mówiłeś na pewno komuś z ministerstwa: terapia substytucyjna ograniczyłaby zakażenia, a powszechnie dostępny nalokson zgony z przedawkowania.

Oczywiście, ale oni zawsze odpowiadają, że nie ma żadnych dowodów na skuteczność tych metod, że to są jakieś zachodnie wymysły, które z definicji są złe. Terapia substytucyjna i czyste igły to według ministerstwa zachęta do używania narkotyków. W Rosji obowiązuje model zero tolerancji dla narkotyków i nie ma z tym dyskusji.

Nie mogliśmy już słuchać o tym braku dowodów, więc wydrukowaliśmy wszystkie badania naukowe, które udało nam się znaleźć na temat skuteczności redukcji szkód. Wsadziliśmy do kartonowego pudła i im wysłaliśmy. Ale nie sądzę, że to przeczytają.

I wszyscy naprawdę wierzą w to, że można całkowicie pozbyć się narkotyków?

Jedni wierzą, inni nie. Ważne, jaki jest efekt końcowy. Szef federalnego centrum ds. AIDS, profesor Pokrowski, otwarcie wspiera politykę redukcji szkód i wprowadzenie terapii substytucyjnej w Rosji. Tylko że jest chyba jedyną osobą na tak wysokim stanowisku, która nie kryje swojego poparcia dla redukcji szkód.

Zero tolerancji dla narkotyków to element większego aparatu konserwatywnej i represyjnej polityki zdrowotnej wobec mniejszości: sekspracownic, mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami, użytkowników narkotyków.

Zaskoczyła cię informacja, że zostaliście uznani za zagranicznych agentów?

Dowiedzieliśmy się z gazety. Pomyślałem sobie: no dobra, wpisali nas. Ale zaskoczenie? Nie, na pewno mnie to nie zaskoczyło.

Scheuring-Wielgus: Zamach na trzeci sektor jest gorszy od zamachu na Trybunał Konstytucyjny

A jakie dokładnie są konsekwencje figurowania na tej liście?

Musimy na wszystkim, co publikujemy, zamieszczać informacje: „wyprodukowane przez zagranicznych agentów”.

Mówisz serio?

Zupełnie serio. Nie jest sprecyzowane, w jakiej formie należy umieścić tę informację, więc zrobiliśmy sobie taką grafikę ze szpiegiem w czarnym płaszczu i kapeluszu. Musieliśmy oznakować tak naszą stronę, kanał na twitterze i ulotki, którą wydajemy.

Fot. Iwan Ridm

Oprócz tego nie możemy otrzymywać finansowania z publicznych pieniędzy. Uznają nas za agentów, bo szukamy pieniędzy za granicą, ale sami nie dadzą nawet rubla na nasze działanie.

Dostaliśmy też grzywnę, mniej więcej 5 tys. dolarów. Ale to za to, że sami nie zgłosiliśmy, że jesteśmy agentami.

Moment, bo nie rozumiem. To sami mieliście złożyć na siebie donos?

System działa tak: organizacja pozarządowa zobowiązana jest przeprowadzić wewnętrzną weryfikację. I jeżeli spełnia kryteria bycia zagranicznym agentem, to jej pracownicy powinni poprosić o dopisanie do rejestru agentów. Jeżeli tego nie zrobią, a zgodnie z tą szeroką definicją ich organizacja zostanie uznana przez Ministerstwo Sprawiedliwości za obcą agenturę, to należy się kara grzywny.

I co? Zapłaciliście te 5 tys. dolarów?

Nie. Poszliśmy do sądu i wygraliśmy.

Czyli nie jesteście już „agentami”?

Nadal niby jesteśmy „zagranicznymi agentami”, ale na razie nie musimy płacić grzywny. Sprawa, którą wygraliśmy, dotyczyła tego, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie miało prawa przeprowadzać u nas audytu, ponieważ upłynęło za mało czasu od poprzedniej kontroli. Więc grzywna została unieważniona, ale sąd podtrzymał decyzję o wpisaniu nas na listę. Niedługo mamy następną rozprawę. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Nie wyglądasz, jakbyś miał wielkie nadzieje.

Bo nie mam. Nie wyobrażam sobie, żeby rosyjski rząd radykalnie zmienił kierunek polityki narkotykowej w najbliższym czasie. Jedyne, co możemy zrobić, to kontynuować naszą codzienną pracę. Na całą piętnastomilionową Moskwę jesteśmy jedynym NGO-sem zajmującym się redukcją szkód. Czy to zmieni sytuację epidemiologiczną? Nie ma szans. Ale realistycznie możemy pomóc wielu osobom. W 2014 roku dzięki naloksonowi od nas 223 osoby zostały odratowane po przedawkowaniu. O nich wiemy na pewno, bo zgłosili nam to ludzie, którzy odratowali swoich znajomych. Skoro władza nie jest zainteresowana wspieraniem naszych działań, mogliby nas przynajmniej zostawić w spokoju.

Na zapłacenie ewentualnej grzywny zebraliśmy już pieniądze. Ale co zrobimy jak będą następne? Nie potrafię powiedzieć.

***
Iwan Warencow – koordynator do spraw rzecznictwa i komunikacji w Fundacji im. Andrieja Rylkowa na rzecz Zdrowia i Sprawiedliwości Społecznej, rosyjskiej organizacji pozarządowej, której celem jest promowanie i rozwijanie humanitarnej polityki narkotykowej opartej na tolerancji, ochronie zdrowia, godności i praw człowieka.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij