Historia wpływu marihuany na kulturę to po prostu historia naszej cywilizacji - Kamil Sipowicz udowadnia tę tezę przemierzając dzieje ludzkości począwszy od ukazania wpływu szlachetnej rośliny na starożytnych, poprzez śledzenie obecności konopi w całym dorobku cywilizacyjnym człowieka, kończąc na analizie meandrów XX wiecznego prawa anty-marihuanowego i na odniesieniu do najnowszej sytuacji w Polsce. Książka ukazuje się w bardzo gorącym dla zarówno badaczy, terapeutów, działaczy społecznych jak i użytkowników narkotyków czasie. Recenzja Justyny Drath
Historia wpływu marihuany na kulturę to po prostu historia naszej cywilizacji – Kamil Sipowicz udowadnia tę tezę przemierzając dzieje ludzkości począwszy od ukazania wpływu szlachetnej rośliny na starożytnych, poprzez śledzenie obecności konopi w całym dorobku cywilizacyjnym człowieka, kończąc na analizie meandrów XX wiecznego prawa anty-marihuanowego i na odniesieniu do najnowszej sytuacji w Polsce.
Imponuje tu przede wszystkim konsekwencja autora, który po raz kolejny odczarowując temat, pokazuje, że ten efekt można uzyskać nie tylko poprzez odwoływanie się do popkultury, która przecież nader często mówi nam, że fajnie jest palić zioło i domagać się wolności, ale i także do tak zwanej kultury wysokiej. Autor pokazuje z jednej strony, że historia literatury i filozofii nie jest z pewnością tożsama z historią trzeźwości i higienicznego trybu życia, ale także skupia się na jej wpływie w kontekście religioznawczym i etnograficznym. Truizm: “używki towarzyszą ludziom od wieków” przybiera tu nie tylko formę cytowania Rimbauda i tekstów Waltera Beniamina, ale i też doszukiwania się obecności konopnych wątków trylogii Sienkiewicza, badania średniowiecznych słowiańskich rytuałów, sięgania do górnośląskich legend. Wywód jest okraszony mnóstwem ilustracji, cytatów z literatury pięknej oraz filozofii, i układa się w logiczną całości historii świata, idealnej symbiozy człowieka i używek.
Tym bardziej absurdalny i mocny mają wydźwięk ostatnie rozdziały, próbujące streścić jak doszło do tego, że tytułowa roślina stała się zakazana i napiętnowana, pokazując jak działa prawo europejskie i polskie czy opisujące wykorzystywanie marihuany do celów leczniczych. Takie zakończenie książki utwierdza nas w przekonaniu jak bardzo napiętnowanie substancji, która znalazła się na liście zakazanych dopiero od bardzo niedawna, wydaje się nielogiczne. Oczywiście nie znaczy to, iż zarówno autor, jak i my sami, śledząc chociażby historię prawa światowego od wojen opiumowych, nie możemy odgadnąć jak to tego doszło – ale po lekturze całości książki fakty przestają już wystarczać i zagadnienie marihuanowej prohibicji w całej jaskrawości absurdów i hipokryzji, wydaje się nie należeć do jakiejkolwiek racjonalnej sfery ludzkich działań. Polityka postępowania wobec substancji, które mogą być zarówno szkodliwe, jak i pomocne jest na tyle irracjonalna i niezrozumiała, że wydaje się dużo bardziej niedorzeczna od tytułowego pytania, które zadał kiedyś Jarosław Kaczyński. I zresztą to właśnie pytanie, po przeczytaniu książki opisującej tysiąc zastosowań konopi przez człowieka, nie brzmi już dla mnie absurdalne. W przeciwieństwie do niezrozumiałego prawa ma znamiona ontologicznej próby refleksji, która sprawia, że “zamknięty w joincie szatan”, staje się namacalnym przedmiotem, mającym fizyczne właściwości i swoją historię nad którą warto się zastanowić.
Ta gruba, ciężka, obficie i starannie wydana księga wzmaga też nieco poczucie bezsilności. Ukazuje się wszak w bardzo gorącym dla zarówno badaczy, terapeutów, działaczy społecznych jak i użytkowników narkotyków czasie. Z jednej strony – Wolne Konopie, happeningi Palikota, w końcu – drobna, ale znacząca zmiana prawa i apele wszystkich możliwych autorytetów świadczące o tym, że wojna z narkotykami to fikcja nie tylko niedorzeczna, ale i także niebezpieczna. Z drugiej strony, wcale nie tylko w konserwatywnych mediach, słyszymy bezustanne lamenty – przez Palikota wzrasta w Polsce spożycie marihuany, która powoduje bezpłodność, każdy narkotyk zabija, itd.. Mam wrażenie że rzeczywistość utknęła w jakimś dziwacznym rozkroku, z którego trudno się uwolnić. Z jednej strony mamy na półce piękną, ilustrowaną szeroko książkę z obrazkami i cytatami z Rimbauda do podziwiania, z drugiej dyskurs o zabijaniu dzieci na ulicach. I obszerne wywiady z próbującymi rozgryźć sprawę “mądrze i z namysłem” terapeutami, z których prawie każdy, niezależnie od dokonywanej wcześniejszej krytyki wobec liberalizacji narkotykowego prawa, na końcu przyznaje “no, tak, ale karanie więzieniem za jointa, jest w sumie idiotyczne.” Mam nadzieje, że dystans między publikacjami tego typu, a wiadomościami z codziennego mainstreamu będzie się zmniejszał, ale na razie te obiekty w publicznej przestrzeni zdają się dzielić lata świetlne.
Kamil Sipowicz, Czy marihuana jest z konopi?, Wydawnictwo Baobab, 2011