Zmiana dyskursu antynarkotykowego w USA będzie oznaczać radykalne zmniejszenie zysków z prowadzenia wojny antynarkotykowej w obecnym kształcie.
Kolumbia – państwo leżące w północno – zachodniej części Ameryki Południowej. Bogate w ropę naftową oraz jedne z najpiękniejszych na świecie szmaragdów. 10 procent PKB Kolumbii pochodzi z produkcji kokainy. Ten stan rzeczy jest dzisiaj możliwy przez fakt, że od ponad 60 lat kraj w Andach targany jest wojną domową. Zaczęło się w 1948 r. po zabójstwie przywódcy obozu liberalnego Jorge Eliecera Gaitana. Pod koniec lat 60. ubiegłego wieku na arenie pojawiły się dwie lewicowe organizacje partyzanckie FARC i ELN. Kilka lat później dołączył do nich Ruch 19 Kwietnia. Organizacje cieszyły się poparciem uboższych warstw społeczeństwa. Na początku lat 90. na teatrze działań wojny domowej pojawił się AUC – prawicowa organizacja paramilitarna, zajmująca się zwalczaniem lewicowej partyzantki. W wyniku walk zginęły tysiące ludzi.
Z panującego chaosu zaczęły wyłaniać się gangi narkotykowe, które z czasem przekształciły się w potężne organizacje przestępcze. Ze względu na klimat panujący w Kolumbii, brak perspektyw dla rolnictwa oraz obecność karteli narkotykowych państwo to jest głównym producentem kokainy na świecie. 90 procent kokainy na rynku USA oraz 60 procent na światowym pochodzi z Kolumbii. Przestępczość i przemoc związane z handlem narkotykami rozlewa się na sąsiednie kraje, w tym Meksyk, a bliskość Stanów Zjednoczonych oraz uczynienie z kraju Wuja Sama największego importera białego proszku nieuchronnie doprowadziło do zaangażowania się amerykańskich rządów w walkę z południowoamerykańskimi kartelami. Skutki tych działań bywają różne…
„Plan Kolumbia – komu zyski, komu straty?”
W 2000 r. powstała w Kolumbii pokojowa inicjatywa „Plan Kolumbia”. Jej inicjatorem był prezydent Andres Pastrana, który rozpoczął pokojowe negocjacje z Rewolucyjnymi Siłami Zbrojnymi Kolumbii (FARC), obejmujące również regulację upraw koki i opium na terenach kontrolowanych przez partyzantów. Jednakże po zakończonej sukcesem demilitaryzacji południowej części kraju Stany Zjednoczone zaproponowały swój „Plan Kolumbia”, jakże odmienny od pierwotnego. W zamian za zerwanie rozmów pokojowych z FARC rząd kolumbijski miał otrzymać od USA 5 miliardów dolarów na 6 lat, z czego 80 procent miało zostać przeznaczone na działania militarne przeciwko partyzantom. Dziś Kolumbia jest trzecim, po Izraelu i Egipcie, odbiorcą broni od USA.
Część pieniędzy jakie rząd kolumbijski otrzymał od USA zostały wydane na broń kupioną od…USA. Intratne kontrakty na śmigłowce otrzymały dwie korporacje – Bell Helicopter oraz Sikorsky Aircraft Corporation – odpowiednio 42 i 30 maszyn. Ale nie tylko firmy zbrojeniowe wzbogaciły się na efektywnej – według administracji Białego Domu – walce z narkobiznesem.
Kolejnym sposobem w ramach zmodyfikowanego „Planu Kolumbia” jest opryskiwanie upraw koki trującymi chemikaliami. Środka dostarcza wzbudzający liczne kontrowersje amerykański koncert chemiczno – spożywczy Monsanto. Przez 10 lat (1998 – 2008) spryskano areał ziemi odpowiadający powierzchni województwa lubuskiego. Poprzez dokonywanie nieprecyzyjnych oprysków, zatruwa się również okoliczne plantacje np. batatów, na które według „Planu Kolumbia” mieli przerzucić się chłopi.
Trucizna dostaje się również do gleby i zanieczyszcza wodę. Według organizacji World Wildlife Fund opryski powodują u chłopów schorzenia skóry, układu pokarmowego i oddechowego.
Efektem systematycznego niszczenia koki, a także roślin spożywczych jest wznawianie i przenoszenie przez chłopów upraw narkotyku na inne tereny. Opryski nie przyniosły zmniejszenia areału upraw.
Czy zbrojna walka z handlarzami w ramach „Planu Kolumbia” przyniosła efekty? Duże miasta Kolumbii, takie jak Bogota są zapewne bezpieczne. Niestety poczucie bezpieczeństwa znika za rogatkami stolicy. Prowincja wciąż jest kontrolowana przez lewicowe i prawicowe organizacje paramilitarne, utrzymujące swoją działalność z produkcji i sprzedaży kokainy. 50 procent społeczeństwa Kolumbii żyje poniżej granicy ubóstwa, więc kartele nie mają problemu ze znalezieniem chętnych rolników, od których mogliby skupować surowiec do produkcji narkotyku. Uprawa kokainy jest dla statystycznego chłopa o wiele bardziej opłacalna niż innych typowych roślin spożywczych. Po pierwsze – kokaina jest w cenie, po drugie – kolumbijski chłop ma gwarancję, że ktoś od niego kupi surowiec i po trzecie – kartel sam zgłosi się po kokę, a z dowiezieniem batatów czy innych zbiorów może być problem, skoro sieć dróg w dżungli nie jest za bardzo rozwinięta. Duże rozwarstwienie majątkowe społeczeństwa i bieda spycha ludność w objęcia karteli, a walka ze skutkami, czyli z handlarzami czy opryskiwanie pól przynosi nikłe efekty, skoro zubożała ludność nie widzi dla siebie innej, równie łatwej w panujących warunkach możliwości utrzymania swoich rodzin.
„Plan Kolumbia” okazał się zyskowny dla kilku amerykańskich firm, jednak statystyki dla Kolumbii nie napawają optymizmem. Program zaczęto wdrażać w życie od 2000 r. podczas rządów administracji Clintona. Minęło 10 lat, wpompowano 10 milardów dolarów, zatruto 130 tysięcy kilometrów kwadratowych pól, zginęło 15 tysięcy ludzi, choć nie da się dokładnie oszacować liczby ofiar, a produkcja kokainy utrzymała się na poziomie 600 ton rocznie.
Analogiczna sytuacja występuje w Meksyku. Jako kraj tranzytowy między Kolumbią a USA, Meksyk stał się kartelowym Eldorado, w którym panuje stan wojny domowej, a śmierć kilku policjantów i cywili na ulicy to chleb powszedni. Podobnie jak w Kolumbii za radą USA stosuje się rozwiązania siłowe i subsydiowanie walki za pomocą dostaw broni. Mimo tego większa część produkcji kokainy trafia do USA, a narkobiznes w Meksyku szacuje się na 30 miliardów dolarów rocznie.
Czas na zmiany
Czy istnieje jakieś światełko w tunelu mogące ograniczyć irracjonalną politykę siłową na rzecz prewencji, edukacji oraz redukcji szkód? Według analizy grupy badawczej RAND przeprowadzonej na zlecenie rządu USA skupiającej się na efektywności różnych strategii zwalczania narkotyków najtańsze okazały się działania prewencyjne oraz leczenie uzależnionych. RAND stwierdza także, że zastosowane w Kolumbii metody siłowe są 23 razy mnie efektywne od prewencyjnych i medycznych sposobów walki z narkotykami. Być może administracja Baracka Obamy zmieni uprawianą przez USA politykę narkotykową. Hilary Clinton ostatnio przyznała, że Meksyk otrzyma więcej funduszy na projekty społeczne niż na antynarkotykowe zbrojenia. Droga do zmiany wydaje się jednak długa i wyboista, gdyż oprócz karteli na przeciw stoją także różne grupy interesu w Stanach Zjednoczonych, dla których zmiana dyskursu antynarkotykowego będzie oznaczać radykalne zmniejszenie zysków z prowadzenia wojny antynarkotykowej w obecnym kształcie.
Od Autora: Na temat fiaska walki z narkotykami w Kolumbii powstał film w reżyserii Gerarda Ungermana i Audreya Brohy’ego z 2004 r. pt. Plan Kolumbia – zarabiając na porażce wojny z narkotykami.