Fotorelacje

Fotorelacja: Romowie przed wrocławskim sądem

22 listopada odbyła się pierwsza rozprawa w procesie wytoczonym rumuńskim Romom z koczowiska przy ul. Kamieńskiego przez miasto Wrocław.

Grupa kilkudziesięciu Romów rumuńskich mieszka na terenie byłych ogródków działkowych przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu już ponad dwa lata. W tym czasie imigrantów odwiedzała straż miejska, nieznani sprawcy próbowali spalić baraki, w których mieszkają, a w kwietniu 47 mieszkańców i mieszkanek koczowiska otrzymało wezwania do sądu. Gmina Wrocław wytoczyła im proces, w którym stara się o eksmisję z terenu przy ul. Kamieńskiego. 22 listopada w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu odbyła się pierwsza rozprawa.

Przed rozprawą przedstawiciele magistratu przekonywali w nieoficjalnych rozmowach, że musieli zgłosić sprawę do sądu, ponieważ zostało złamane prawo, ale ciągle pozostają otwarci na propozycje poprawy życia rumuńskich imigrantów. Po pierwszym dniu spędzonym na sali sądowej można odnieść wrażenie, że strategię samorządu najlepiej przedstawia billboard wyklejony przez wrocławskich aktywistów niedaleko centrum wczorajszych wydarzeń. „Aby zapobiec dalszym rasistowskim atakom, wysiedlmy wszystkich Romów z koczowiska” – czytamy na wielkoformatowej wersji komiksowego rysunku Janka Kozy.

Podczas dwugodzinnej rozprawy sąd przesłuchał małżeństwo: Lamitę Danciu i Alexandru Ciurara. Z ich wypowiedzi wyłania się spójny obraz życia na koczowisku. Do Polski przyjechali kilkanaście lat temu i tu urodziły się ich dzieci oraz wnuki, które teraz lepiej znają język polski niż rumuński. Utrzymują się z tego, co uda im się sprzedać w skupie złomu, lub z tego, co otrzymają od innych. Nie pobierają zasiłków socjalnych, ponieważ nie mają zarejestrowanego pobytu w Polsce. W trudnej sytuacji pomagają im lokalne organizacje. Raz otrzymali zapomogę od pobliskiego kościoła, lecz gdy ponownie zwrócili się z prośbą o wsparcie, usłyszeli, że nie są obywatelami Polski, więc nie przysługuje im pomoc socjalna. Instytucje odpowiedzialne za udzielanie pomocy społecznej nie biorą pod uwagę, że Rumuni są obywatelami Unii Europejskiej.

Oboje deklarują, że gdyby mieli gdzie się przenieść, to zrobiliby to już po otrzymaniu pierwszego wezwania do opuszczenia zajmowanego terenu. W odpowiedzi na pytanie o to, co daje im życie we wspólnocie, usłyszeliśmy, że bycie razem leży w ich tradycji i sprawia, że czują się bezpieczniej. Jest to tym bardziej istotne, że do tej pory musieli mierzyć się z groźbami kierowanymi w stronę całej społeczności. Lamita wspomina: „Grożono nam, że będziemy podpaleni, że nas zabiją. Policja przyjeżdżała i jechała dalej”. 

Mecenas Jacek Dżedzyk, reprezentujący gminę podczas procesu, pytał o charakter pomocy, którą otrzymują ze strony organizacji pozarządowych: „Czy ludzie [przedstawiciele organizacji] przynoszący jedzenie, ubranie, próbowali wytłumaczyć, jakie macie obowiązki prawne w Polsce?”. Z relacji rumuńskich imigrantów wynika jednak, że wiedza i chęć dopełnienia wszelkich prawnych formalności to jeszcze nie wszystko. Najlepiej obrazuje to komentarz Alexandru Ciurara, który wspomniał, że chciałby, by dzieci chodziły do szkoły, ale nie miał możliwości posłania ich do niej, bo nie mają ani butów, ani ciepłych ubrań.

W opinii obrońcy Aleksandra Sikorskiego kwestią kluczową dla dalszego postępowania jest wniosek o przyznanie sprawie biegłego tłumacza sądowego posługującego się językiem romani. Tłumaczka, która uczestniczyła w pierwszej rozprawie, posługiwała się językiem rumuńskim. Jej zdaniem każdy obywatel Rumunii, nawet obywatel pochodzenia romskiego, zna dobrze język rumuński, jest w stanie zrozumieć wszystkie wypowiedzi, jeżeli będą one podane w sposób jasny, zrozumiały i bez zbędnego komplikowania języka. Obrońca twierdzi coś dokładnie przeciwnego: przekład z języka rumuńskiego może być nie w pełni rozumiany przez pozwanych lub może nie do końca odzwierciedlać to, co chcą oni przekazać. Na razie wniosek obrony został oddalony.

Po rozprawie odbyła się otwarta konferencja prasowa w Teatrze Polskim we Wrocławiu, podczas której przedstawicielki Stowarzyszenia Nomada oraz lokalnej społeczności romskiej komentowały przebieg rozprawy. Była też okazja dowiedzieć się więcej o samych imigrantach z Rumunii, którzy chętnie odpowiadali na zadawane im pytania. Stowarzyszenie Nomada zaprezentowało stanowisko organizacji w sprawie warunków, jakie panują na koczowisku, zaznaczając jednak, że nie chodzi tu tylko o kwestie materialne. Przede wszystkim obywatele Unii na terenie Polski spotykają się z nieustannym wykluczeniem kulturowym i administracyjnym, na które władze miasta nie potrafią odpowiedzieć pozytywnym programem. Rodzi to kolejne problemy, których nie sposób rozwiązać na poziomie prawnym, utrudniając i tak ciężkie już położenie miejscowych imigrantów. Agata Ferenc z Nomady przypomina, że Polska niedługo będzie musiała zmierzyć się ze wzrastającą liczbą przybyszów z krajów spoza Unii Europejskiej. Gdyby miastu Wrocław udało się wypracować teraz odpowiednie rozwiązania w tej dziedzinie, mogłoby stać się przykładem dla innych samorządów borykających się z podobnymi problemami.

W opublikowanym podczas konferencji raporcie omówione zostały warunki, w jakich żyją imigranci. Autorzy i autorki tekstu odpowiadają również na zasadnicze pytanie stawiane w tej sprawie: „Co robić?” oraz prezentują dobre praktyki podejmowane przez inne państwa.

Kolejna rozprawa odbędzie się 10 stycznia o godzinie 9:00 w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu.

Czytaj także:

Miasto wytacza Romom proces – raport Stowarzyszenia Nomada i Klubu KP we Wrocławiu

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij