Ci, którzy płyną z prądem, nawet nie zauważą tej książki. Pensjonat pamięci podniesie jednak na duchu tych, którzy świadomie podążają pod prąd współczesnych tendencji - nawet jeśli myśl Judta, choć szlachetna, wyda im się mało konstruktywna. Recenzja Grzegorza Tomickiego.
Chory na stwardnienie zanikowe boczne, nieodwołalnie przykuty do łóżka i
wózka inwalidzkiego, „w warunkach niecodziennych ograniczeń narzuconych
przez ciało, które stało się więzieniem”, zdany na „różnych
mechanicznych bądź ludzkich pośredników”, Tony Judt pisze książkę, która
jest pochwałą życia i kultury. Jak tego dokonuje?
Aby przetrwać ciągnące się w nieskończoność bezsenne noce, pisarz oddaje
się swoistym umysłowym ćwiczeniom: „Przeglądam swoje życie, myśli,
fantazje, wspomnienia, także te niedokładnie zapamiętane, aż natrafię na
wydarzenia, ludzi czy opowieści, za pomocą których mogę oderwać umysł
od ciała, w którym jest unieruchomiony”.
Z czasem te motywowane czysto praktycznymi względami zabiegi stają się o
wiele bardziej ambitnym projektem: „Po kilku miesiącach choroby zdałem
sobie sprawę, że nocą układam w głowie całe historie”. Aby móc je
odtworzyć następnego dnia, Judt sięga po mnemotechniczne metody
stosowane przez myślicieli i podróżników z początków ery nowożytnej,
którzy ze szczegółów i opisów wznosili w swoich umysłach „pałace
pamięci”.
Judt nie ma jednak ochoty na wznoszenie w głowie pałaców. Te prawdziwe
zawsze kojarzyły mu się z „jakąś dekadencją”. „Ale jeśli nie pałac, to
może chociaż pensjonat pamięci”? Ten pensjonat to przywołany z
przeszłości rodzinny hotel w miejscowości Chesières w Szwajcarii, w
którym autor z rodzicami i wujem spędzał zimowe wakacje. Jego dobrze
zapamiętane wnętrze posłuży mu za swoisty magazyn, archiwum czy też
teren, w którym wyznacza marszrutę dla pojawiających się w głowie
narracji.
Pensjonat „z wyzwalacza wspomnień zmienia się w magazyn danych” –
rozmaicie rozmieszczonym w przestrzeni miejscom pisarz przypisuje
kolejno „jakiś istotny fragment opowieści albo, dajmy na to,
wyjaśniający przykład”, by móc je potem – z równie „niezawodną
pewnością”, jak je z siebie wysnuwał – odtworzyć.
Tu jedna istotna uwaga. Ta pamięciowa technologia to nie tylko metoda
meblowania umysłu czy też uwalniania go z więzienia ciała ani tym
bardziej czczy popis wyobraźniowej (kompensacyjnej) sprawności. To
osobliwy – na tle dzisiejszych standardów – sposób bycia-w-świecie,
polegający na kumulowaniu doświadczeń, przechowywaniu ich w
uporządkowanej konfiguracji i używaniu jako narzędzi do oceny
teraźniejszości. Pensjonat pamięci Judta to aksjologicznie zorientowane
uniwersum kultury, na którego tle rozpatrywane są zjawiska współczesne.
Nie zapominajmy, że mamy przecież do czynienia z wybitnym historykiem.
Książka Judta jest, jak powiedziałem, pochwałą życia i kultury, nie
oznacza to jednak, że afirmuje ich współczesną formę. Wręcz przeciwnie.
Jego dość surowa niekiedy krytyka teraźniejszości jest podejmowana w
imię wizji takiej rzeczywistości społecznej, jaka mogłaby zaistnieć,
gdyby nie pewne dość istotne mankamenty współczesnej świadomości
społecznej. Zaliczyć do nich należy uwiąd etycznego myślenia w polityce,
neoliberalne przyzwolenie na niczym nieograniczony wyzysk licznej masy
biednych przez nieliczną klasę bogatych, jednoczenie się w konsumpcji
jako jedynej formie wspólnotowości, powszechny egoizm i brak odruchów
solidarnościowych. Nade wszystko jednak problemem jest fetyszyzacja
zachodniego modelu społecznego współbycia – postrzeganego jako wzór,
którego zaprzeczenie oznaczałoby nieuchronną cywilizacyjną katastrofę:
„Najlepszym miernikiem niewoli, w jakiej ideologia utrzymuje ludzi, jest
ich zbiorowa niezdolność do wyobrażenia sobie innych rozwiązań”.
Judt nie jest utopistą. Nie wierzy w powrót do epoki „dobrobytu,
bezpieczeństwa i komfortu”, w której dorastał. Jest raczej pragmatystą.
Uważa, że pewne rozwiązania, które sprawdzały się w przeszłości – jak
myślenie w kategoriach etycznej odpowiedzialności i społecznej
solidarności – zostały porzucone na rzecz dezintegrującego ludzką
wspólnotę zaspakajania prywatnych, egoistycznych potrzeb, takich jak
chciwość czy żądza władzy.
Ponieważ książka ta z wielu względów będzie zapewne – i słusznie –
chwalona przez innych, pozwolę sobie na uwagę krytyczną. Otóż myśl
Judta, choć szlachetna, wydaje się raczej mało konstruktywna. W istocie
poprzestaje on bowiem na apelowaniu o powrót do „starego, dobrego”
sposobu myślenia w kategoriach „wypróbowanych” wartości. Przypomina to
wzywanie Polaków do dobrowolnego opłacania abonamentu poprzez
odwoływanie się do ich sumień czy też poczucia obywatelskości –
tymczasem kto to sumienie i/lub poczucie ma, tego specjalnie namawiać
nie trzeba; kto zaś ich nie ma, tego wzywa się raczej daremnie (choć
może i trzeba umieć wykrzesać z siebie odrobinę heroizmu i próbować do
skutku).
Jak to wygląda u autora Pensjonatu pamięci? „Cel publiczny
zastąpiliśmy nieograniczoną komercją, a od naszych przywódców nie
oczekujemy wyższych aspiracji. Sześćdziesiąt lat po tym, jak Churchill
mógł zaproponować tylko «krew, trud, pot i łzy», nasz prezydent czasu
wojny – pomimo całego nadętego moralizatorstwa swojej retoryki – nie
potrafił po 11 września zdobyć się na nic więcej, niż zwrócić się do
nas, żebyśmy kontynuowali zakupy. Ta zubożona wizja wspólnoty –
jednoczenie się w konsumpcji – jest wszystkim, na co zasługujemy ze
strony tych, którzy obecnie nami rządzą. Jeśli chcemy mieć lepszych
przywódców, musimy nauczyć się więcej od nich wymagać i o mniej prosić
dla nas samych”.
Całkiem słusznie. Jak jednak sprawić, by niewyedukowana politycznie i
obywatelsko obojętna – bo całkowicie pochłonięta konsumowaniem lub,
częściej, zdobywaniem na to środków – jednostka nagle postawiła władzy
„wyższe” wymagania od tych, jakie stawia sama sobie? To tak, jakby mówić
małemu: bądź wielki. Czy w ogóle zrozumie, o co chodzi? Z drugiej
strony politycy – jako nieodrodne „dzieci swojej epoki” – zostają
politykami głównie po to, aby zaspokajać swoje prywatne ambicje.
Sformułowane powyżej etyczne wezwanie poprzedza autor znamiennym
porównaniem: „Obfitość środków stosowanych w dziedzinie rozrywki ma
tylko przesłonić nędzę finalnego produktu. Podobnie jest w polityce,
gdzie nieustająca gadanina i napuszona retoryka maskują pustkę
skłaniająca do ziewania”. Otóż wydaje mi się, że jest znacznie gorzej.
„Obfitość środków stosowanych w dziedzinie rozrywki” i w politycznej
retoryce przestała przesłaniać kryjącą się za nimi nędzę i pustkę.
Kultura nie jest już po prostu „dekoracją życia, to znaczy w gruncie
przecie zawsze obłudą i zasłoną; gdyż wszelka ozdoba ukrywa to, co
zdobi”, jak się wyraził Nietzsche w rozprawie zatytułowanej, nomen omen,
Pożyteczność i szkodliwość historii dla życia. „Obfitość środków” stała
się celem samym w sobie.
W ten perwersyjny sposób realizuje się na naszych oczach Nietzscheańska
wizja kultury jako „nowej i poprawionej physis, bez wnętrza i
zewnętrzności, bez udawania i konwenansu, kultury jako jedności życia,
myślenia, zdawania się i chcenia”. Dzisiejszy chciwy, żądny władzy i
egoistyczny człowiek w pewnym obscenicznym sensie upodabnia się do
starożytnych Greków, którzy „nauczyli się stopniowo organizować chaos
przez to, że przypomnieli sobie z powrotem siebie samych, to jest swoje
szczere potrzeby, i dali obumrzeć potrzebom pozornym”. Jego zachowanie
ma pełne poparcie w jego przekonaniach, uczuciach i intencjach.
Towarzyszy mu poczucie, iż wie, skąd przyszedł, kim jest i dokąd
zmierza. Z tą istotną różnicą, że „szczere potrzeby” i „potrzeby
pozorne” identyfikuje dokładnie odwrotnie niż starożytny Grek. Piękna i
szlachetna, a przy tym cudownie bezpretensjonalna książka Tony’ego Judta
nie zachwieje jego głębokim przekonaniem o wyższości komercji i
„zdrowego” egoizmu nad duchowością i ludzką solidarnością.
Pensjonat pamięci ma jednak tę wartość, że podnosi na duchu tych,
którzy świadomie zdecydowali się podążać pod prąd współczesnych
tendencji: „Nawet w otwartej demokracji trzeba mieć silny charakter,
żeby z własnej woli postępować na przekór swojej społeczności”. Ci,
którzy płyną z prądem, książki tej nawet nie zauważą.
Tony Judt, "Pensjonat pamięci", przeł. H. Jankowska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012