Czy figura papieża na teatralnej scenie jest „przedmiotem czci religijnej” w rozumieniu Kodeksu karnego?
Stwierdzenie, że Klątwa Oliviera Frjilcia sprowokowała żywe kontrowersje, byłoby eufemizmem. Zaraz po premierze w mediach tradycyjnych i społecznościowych wybuchła burza. Recenzje i fragmenty nagrań wideo ze spektaklu wywołały oburzenie różnych kręgów (mniej lub bardziej związanych z Kościołem rzymskokatolickim i polityczną prawicą). Spróbujmy przyjrzeć się tu głównym pojawiającym się zarzutom i żądaniom wobec sztuki oraz ich prawomocności.
Zarzuty da się właściwie pogrupować w cztery grupy:
1. Spektakl obraża uczucia religijne chrześcijan (szczególnie katolików) oraz nawołuje do mordu na Jarosławie Kaczyńskim i jako taki narusza polski kodeks karny.
2. Spektakl jest wulgarnym, pozbawionym wartości artystycznej atakiem na katolików, jako taki jest wyłącznie przejawem zdziczenia teatru i debaty publicznej w Polsce.
3. Spektakl jest tanią, koniunkturalną prowokacją, niemającą nic wspólnego ze sztuką. Jest to wyłącznie polityczna gra, środowiskowo-towarzyska autopromocja twórców.
4. Gdyby spektakl był prawdziwie odważny, zaatakowałby symbole religijne muzułmanów albo wyznawców judaizmu. Atakując chrześcijan porusza się w ramach politycznej poprawności i nic tak naprawdę nie ryzykuje.
Jak widać, zarzuty te operują w różnych porządkach: prawno-karnym, normatywnym (związanym z normami, jakimi wysuwający je chcieliby regulować kształt debaty publicznej w Polsce), artystycznym (ocena jakości dzieła), wreszcie odnoszącym się do oceny motywacji twórców (zarzuty koniunkturalizmu, złej woli itd.).
czytaj także
Co jest przedmiotem kultu
Zacznijmy od zarzutów wobec spektaklu i najpoważniejszego z nich: złamania prawa. Prokuratura wszczęła już z urzędu śledztwo w tej sprawie, złożenie zawiadomień zapowiadali także poseł Tarczyński z PiS i Roman Giertych.
Chodzi o dwa artykuły kk. Pierwszy z nich, art. 196, brzmi następująco:
Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Pojawia się tu bardzo ważne pytanie: co jest w zasadzie „przedmiotem czci religijnej” w rozumieniu tego artykułu? Czy jest nim figura papieża na teatralnej scenie? Krzyże, którymi posługują się aktorzy?
Jan Paweł II faktycznie został przez Kościół katolicki uznany świętym, może być więc dla wiernych tego obrządku obiektem religijnego kultu. Ale czy to czyni każdy wizerunek Jana Pawła II (i każdego innego świętego) obiektem kultu w rozumieniu kodeksu karnego? To samo dotyczy krzyża. Czy każdy krzyż jest obiektem kultu religijnego? Przecież symbol ten wielokrotnie używany był w innych kontekstach. Po stłumieniu powstania styczniowego postępowe Europejki (w tym jedna z córek Marksa) nosiły żelazne, czarne krzyżyki jako wyraz solidarności z polską sprawą, zupełnie poza religijnymi odniesieniami tego symbolu.
Drugi zarzut dotyczy art. 255 par. 2: kto publicznie nawołuje do popełnienia zbrodni, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Tu mamy do czynienia z zupełnym nieporozumieniem. Rzekome „zbieranie pieniędzy na zabójcę Kaczyńskiego” to czysta dziennikarska (nomen omen) kaczka. W tej scenie ani się to nie dzieje, ani nie o Kaczyńskiego w nim chodzi – a o gorzką, prześmiewczą refleksje nad konformizmem widzów, teatru, jego twórców, o badanie granic wolności w sztuce.
Teatr dzikich
Nawet jeśli spektakl nie łamie prawa, pozostaje pytanie o to, czy jest on miejscem do atakowania religijnych symboli. W tym kierunku idą zarzuty podsumowane w punkcie 2, mówiące o zdziczeniu teatru Chorwata. W tą stronę, przed zobaczeniem spektaklu, po przeczytaniu recenzji z tych łamów (gdzie tak naprawdę bardzo niewiele ujawniam, co się właściwie dzieje w sztuce) poszedł Piotr Zaremba. Na łamach wPolityce porównał spektakl z Powszechnego do „małp w zoo przedrzeźniających gapiów”, nazywając go „doraźnym mordobiciem przebranym za sztukę”.
W podobne tony uderzał naczelny „Do Rzeczy” Paweł Lisicki „To forma pseudosztuki, gdzie bardzo istotnym elementem jest urażenie tych, którzy ją zobaczą. To obrzydliwe” – mówił w TVP.
czytaj także
Problem z tymi wypowiedziami polega na tym, że opierają się one na ocenie wyrwanych z kontekstu scen. Tymczasem właściwy sens każdej sceny, jej emocjonalne tony i intelektualne kontury odsłaniają się dopiero w zestawieniu z poprzednimi i następnymi. Jak na łamach „Dwutygodnika” pisze Paweł Soszyński:
Klątwa zachwyca zniuansowaną konstrukcją, precyzją narracji, trzyma mocno i kieruje emocjami widzów i to wbrew pozorom forma, która dla Frljicia nie jest istotna, a w każdym razie ma ustępować treści, sprawia, że mamy do czynienia z jednym z najlepszych przedstawień teatralnych ostatnich (wielu) lat.
Widziane w kontekście szerszej konstrukcji sceny podejmujące różne działania z katolickimi symbolami otwierają się na wieloznaczne znaczenia, niekoniecznie prowokacyjne czy wymierzone w katolików, religię, czy nawet Kościół. W spektaklu dostaje się zresztą także reżyserowi, dramaturgom, widowni, środowisko teatralnemu.
Nie zapominajmy też, że wulgarność, obscena, przekroczenie są narzędziami sztuki od dawna, jeśli nie od zawsze. Spektakle, książki, filmy, oskarżane o to samo, co dziś Klątwa, stanowią obecnie kanon kultury. Dzieła dostawały się do niego często przez usłaną cierniami drogę kontrowersji, protestów, a nawet zamieszek ulicznych. Złoty wiek Buñuela to dziś klasyka kina. Gdy w 1930 roku miał premierę w Paryżu, przedstawiciele Ligii Patriotów podczas jednego seansu rzucili kałamarzem w ekran (!) i zaczęli bić obecną w kinie publiczność. Skandal wywołał obraz Jezusa, który w filmie okazuje się być jednym z libertynów ze 120 dni Sodomy, biorącym udział w wymyślnej sadycznej orgii.
Nie zapominajmy, że wulgarność, obscena, przekroczenie są narzędziami sztuki od dawna, jeśli nie od zawsze.
Nie twierdzę, że ataki na Klątwę dowodzą jej miejsca w kanonie. O tym miejscu rozstrzygają dekady, nie tygodnie po premierze. Ale czytając to, co o tym spektaklu pisze prawica, zarzucając mu najgorsze zdziczenie, warto pamiętać, że w podobnym tonie wcześniej pisano o Buñuelu, Pasolinim, Bernhardzie itd.
Tania prowokacja?
Zarzut nr 3 twierdzi jednak, że zdziczała sztuka ma jedynie na celu sprowokowanie strony katolickiej, szarganie jej świętości. Ma być w dodatku tania i obliczona na promocję twórców. W te tony uderzał w swojej facebookowej recenzji spektaklu krytyk muzyczny Grzegorz Brzozowicz. Czy jednak faktycznie prowokacja, jaką może być Klątwa, jest „tania” w IV RP?
Sprawą już zajęła się prokuratura, na artystów i teatr wylały się pomyje hejtu. Pod teatrem gromadzą się narodowcy. Bliska obecnej władzy, związana z prawicowymi tytułami krytyczka teatralna Elżbieta Morawiec, nawołuje na łamach portalu Niezależna.pl, by grających w spektaklu aktorów „spotkała taka sama infamia” jak aktorów grających w kręconej w Polsce 1941 roku hitlerowskiej gadzinówce Powrót do ojczyzny.
Do tej pory odważna gra z religijnymi symbolami raczej nikomu nie pomogła w artystycznej karierze w Polsce. Artyści i instytucje z pola sztuki testowały to na sobie najbardziej boleśnie. Przypadki ataków na papieską rzeźbę Maurizio Cattelana w Zachęcie czy proces Doroty Nieznalskiej nauczyły aktorów pola sztuki daleko posuniętej ostrożności w tym temacie.
Ta autocenzura była obecna także w innych polach. Spektakl diagnozuje ją, a przy tym sam bada swoje uwarunkowania. Jest nie tyle, a przynajmniej nie tylko prowokacją, co medytacją nad warunkami możliwości prowokacji i transgresji w Polsce dziś.
czytaj także
Czy Polska leży na Bliskim Wschodzie?
Za zarzutem nr 3 podąża 4: twórcy są tak koniunkturalni, że obrażają chrześcijaństwo, rzekomo zewsząd atakowane, a nie mieliby odwagi zrobić czegoś podobnego z religijnymi symbolami judaizmu czy islamu. W tym tonie wypowiada się rzesza anonimowych internautów, ale także postaci publiczne, jak znana ze Smoleńska aktorka Dominika Figurska.
Zarzut ten wydaje się szczególnie mało trafny. Prowokacje w sztuce mają sens wtedy, gdy skierowane są przeciw różnym ośrodkom władzy. W Europie od dawna teatr, czy szerzej, sztuka jest miejscem, gdzie społeczeństwo rzuca wyzwaniem swoim władcom, przedrzeźnia ich, wykpiwa ich pretensje. Kościół katolicki jest dziś w Polsce częścią układu władzy. Organizacje islamskie i judaistyczne nie.
Prowokacje w sztuce mają sens wtedy, gdy skierowane są przeciw różnym ośrodkom władzy. Kościół katolicki jest dziś w Polsce częścią układu władzy.
Choć niektórych prawicowych trolli i publicystów może to zdziwić, ale Polska nie leży na Bliskim Wschodzie albo w Afryce Północnej. Naszym problemem nie jest władza rabinów czy mułłów, dominacja szariatu w systemie prawnym, represje za bluźnierstwo wobec proroka Mahometa czy Jehowy. Problemem jest to, że w imię kultu papieża-Polaka i zasług Kościoła dla polskości (często niewątpliwych) pozbawiono kobiety praw reprodukcyjnych, wpisano wszędzie „chrześcijańskie wartości”, obwieszono krzyżami szkoły i urzędy. Jest więc oczywiste, że w tych warunkach krytyczna sztuka będzie mówić o Kościele rzymskokatolickim, nie o ajatollahach.
Z kim warto rozmawiać
Te cztery zarzuty służą jako punkt wyjścia czterech żądań:
1. Zdjęcia „obraźliwej sztuki z afisza”
2. Ukarania jej autorów
3. Odcięcia podobnych przedstawień od finansowania z publicznych środków
4. Infamii twórców
We wszystkich tych sprawach jesteśmy winni teatrowi i twórcom solidarność, niezależnie od tego, jak oceniamy sam spektakl. Bo także na lewicowo-liberalnej stronie głosy są głęboko podzielone. Błędem byłoby wyciszanie we własnym obozie głosów krytycznych wobec samego spektaklu, taktyk, jakie przyjmuje, tego, w jaki sposób stawia sprawy w sferze publicznej w Polsce 2017 roku.
Ale nie można godzić się na propozycje cenzorskie, czy to twarde i bezpośrednie („zdjąć sztukę, zamknąć twórców”), czy bardziej subtelne („taka sztuka nie z publicznych pieniędzy”!). Cokolwiek myślimy o Klątwie, autonomia teatrów, prawo dyrektorów do ustalania ich repertuaru i eksperymentu jest wartością, której koniecznie trzeba bronić.
Czy jednak wystawiając Klątwę teatr sam się o zamieszanie i ataki nie prosił? Czy w oburzonej reakcji prawicy nie ma tego, na co czekał? Oburzenie to przybiera formy groźne, czasem mimowolnie śmieszne, ale jest też trochę smutne. Myślę, że mieliśmy też prawo liczyć na to, że spektakl sprowokuje naszą sferę publiczną trochę mądrzej.
Cokolwiek myślimy o „Klątwie”, autonomia teatrów, prawo dyrektorów do ustalania ich repertuaru i eksperymentu jest wartością, której koniecznie trzeba bronić.
Mądrzejsze głosy też się pojawiają, ale są w mniejszości. Prawicowy publicysta i historyk, Wojciech Stanisławski, mówił w środę w PR24, że chciałby zrozumieć, co pchnęło grupę kilku 30-latków do tego, że sięgnęli po taki język. Co czuli, co myśleli, jaka koncepcja dobra za tym stała. Od tego może zacząć się dyskusja. Bo nawet jeśli Klątwa jak cepem macha na wszystkie strony, ślepo rozdając ciosy, to agresja i bezsiła, jakie za tym stoją, skądś się wzięły. Nie odpowiada za nie wyłącznie obecny układ rządzący i jego medialne zaplecze, emocje, jakie wyraża ten spektakl dojrzewały przez ostatnie ćwierć wieku, a nawet dłużej. Jeśli jeszcze kilka osób odrzucających to, co dzieje się na scenie, zacznie zastanawiać się nad tym samym problemem, co Stanisławski, to będzie to punkt do rozmowy, którą warto podjąć.
czytaj także
**
Oglądaj #TVKP
Porozmawiajmy na serio o burzy wokół Klątwy w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Głos zabierają: Paweł Łysak (dyrektor Teatru Powszechnego), prof. Monika Płatek, Joanna Wichowska (dramaturżka Klątwy), Joanna Scheuring-Wielgus – polityczka (Nowoczesna), Agata Diduszko-Zyglewska (Krytyka Polityczna).