Sztuki wizualne

Wyjście przez sklep z ciuchami

Streetartowy chuligan Kidult atakuje awangardowy dom mody za flirt z popularną sieciówką H&M. Czy graffiti to dalej wyraz autentycznego sprzeciwu?

Tegoroczny listopad był dla dyrekcji belgijskiego domu mody Maison Martin Margiela pełen wrażeń – i to bynajmniej nie tylko z powodu szeroko komentowanej kolaboracji ze znaną szwedzką sieciówką. Margiela ściągnął na siebie uwagę nie tylko polujących na okazje fashionistek, ale także Kidulta, dobrze znanego w środowiskach high fashion streetartowego chuligana. 

Kidult: Wandal broni graffiti

Kidult, „wandal, tager i writer”, zdobył w ostatnich latach spory rozgłos, atakując znane domy mody za wykorzystywanie street artu w reklamie i designie. Kiedy firma związana z przemysłem modowym  używa estetyki kojarzonej ze sztuką ulicy, może być pewna, że na którymś z jej sklepów bądź billboardów pojawi się ogromny napis „KIDULT” lub „KID”, nabazgrany niestarannie przy pomocy wypełnionej farbą gaśnicy. „Jeśli tym markom faktycznie podoba się graffiti, to po prostu daję im to, co lubią” – stwierdza autor kontrowersyjnej twórczości. Reakcje na te niechlujne „podarunki” są różne: Yves Saint Laurent wzmacnia ochronę, Agnès b. dziękuje na Twitterze, JC/DC przedstawia akcję jako element kampanii reklamowej, a Marc Jacobs wykorzystuje graffiti jako motyw na koszulce (680$ sztuka).

Działalność Kidulta budzi mieszane uczucia także w środowisku street artu. Część twórców graffiti docenia autorską technikę i sprzeciwianie się komercjalizacji sztuki ulicy, inni krytykują go za niedbały styl i za to, że tylko nakręca biznes atakowanych firm. Niektórzy wręcz uważają jego zainteresowanie przemysłem modowym za niegodne prawdziwego grafficiarza. Największą dyskusję wzbudziło podpisanie przez niego „tagiem” z własnym pseudonimem muralu innego streetartowca, Mr. Brainwasha, znanego z filmu Wyjście przez sklep z pamiątkami.

Podobnie kontrowersyjnym gestem był graficiarski atak na Maison Martin Margiela – markę, której założyciel sam był w swoim czasie antymodowym chuliganem.

Margiela: Moda na lewą stronę

Zanim Martin Margiela stał się guru modowej rewolucji lat 90., był zbuntowanym chłopakiem z małej miejscowości z anarchistycznymi ciągotami, do których chętnie przyznawał się we wczesnych wywiadach. Od pierwszej samodzielnej kolekcji Margiela został okrzyknięty enfant terrible europejskiego haute couture. Jego naczelną strategią było wywlekanie mody na lewą stronę, często całkiem dosłowne – do stałych strategii projektanta należało tworzenie nowych sukienek ze starych podszewek czy eksponowanie szwów. 

Wystające nitki, rozprucia, eksponowanie zapięć i podszewek – czyli sprzeciw wobec perfekcjonizmu. Recykling tkanin i powtarzanie tych samych projektów w kolejnych kolekcjach – czyli obalanie dyktatu nowości. Celowe niedopasowanie strojów (w uniwersalnym rozmiarze „74”) – czyli ujawnianie sztuczności norm estetycznych konstruowanych przez modę.

Gdy jego projekty zaczęły zdobywać rozgłos, Margiela tym bardziej odwrócił się od świata mody. W środowisku, w którym rozpoznawalny wizerunek, indywidualność i metka ze znanym nazwiskiem są wszystkim, postawił na anonimowość, kolektywne autorstwo i brak rozpoznawalnego logo. Od połowy lat 90. korespondencja domu mody pisana jest w liczbie mnogiej i podpisywana zbiorowo „Maison Martin Margiela”, a założyciel marki nie udziela wywiadów, nie daje się fotografować i nie pojawia na swoich pokazach.

Jest to polityka zaskakująco podobna do praktyk twórców street artu, którzy zwykle zachowują anonimowość i często zrzeszają się w grafficiarskie ekipy. Innym podobnym gestem Margieli było przeniesienie pokazów z bogatych dzielnic i oświetlonych wybiegów do przestrzeni postindustrialnych. Pierwsze sklepy marki mieściły się nie w eleganckich butikach przy reprezentacyjnych ulicach miasta, ale w obskurnych halach i zniszczonych magazynach daleko od finansowego i modowego centrum. 

Za blisko Diesla

Antymodowa łobuzerka Margieli szybko jednak została wchłonięta przez dyskurs mody i oswojona przez kapitalizm. Jego dekonstrukcyjne projekty zyskały status awangardy wśród awangard, noszenie tych ubrań bez metki, pozornie niestarannych, pozszywanych z niby-przypadkowych kawałków szybko stało się oznaką najwyższego modowego wtajemniczenia grupki wybranych. Margiela stał się jednym z najbardziej wpływowych projektantów, a dalsza historia marki potoczyła się tyleż błyskawicznie, co przewidywalnie. 

W 2002 roku większość udziałów w Maison Martin Margiela wykupiła włoska korporacja Renzo Rosso, właściciel m.in. popularnej marki Diesel. Marka Margiela weszła dzięki temu na światowy rynek, ale jej twórca nie był chyba gotowy na związane z tym kompromisy: coraz bardziej wycofywał się z działalności, by wreszcie w 2008 roku – według oficjalnego komunikatu – odejść z firmy, nie wyznaczając następcy. Jego dawni współpracownicy zdecydowali się kontynuować działalność „w duchu” założyciela, jednak jej wywrotowy charakter został bezpowrotnie stracony.

Ile buntu w buncie?

Czy historia Martina Margieli to kolejna opowiastka o tym, jak modowa rewolucja zjadła swoje dziecko? Nie tylko. W świecie mody mechanizmy kapitalizmu działają szczególnie wyraźnie i bezwzględnie. Ale przecież nie tylko tam. To, że projekty „modowego chuligana” można kupić w sieciówce, niepokoi znacznie mniej niż komercjalizujące się coraz bardziej graffiti. A Margiela jest w pewnym sensie ofiarą systemu w takim samym stopniu, w jakim jest nim Kidult. 

Do niedawna graffiti było wyrazem autentycznego sprzeciwu. Dziś polityczne murale Banksy’ego sprzedawane są za setki tysięcy dolarów na eBayu, ośmieszony w filmie Wyjście przez sklep z pamiątkami Mr. Brainwash robi karierę streetartowego celebryty, a atakujący większe i mniejsze modowe korporacje Kidult wypuszcza limitowane serie koszulek ze swoimi pracami. Każdy bunt, nawet krytyczny gest wandalizmu, okazuje się uwikłany w rynkowe mechanizmy globalnego kapitalizmu. 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Klaudia Rachubińska
Klaudia Rachubińska
Kulturoznawczyni i krytyczka filmowa
Absolwentka Wydziału Psychologii oraz Instytutu Kultury Polskiej UW. Publikowała w „Kwartalniku Filmowym”, „Kulturze Popularnej”, „Dialogu”, „Glissandzie”, „Małej Kulturze Współczesnej”, „Dwutygodniku”. Sekretarz redakcji kwartalnika „Pleograf”. Laureatka XXIII Konkursu o Nagrodę im. Krzysztofa Mętraka.
Zamknij