Kultura

Słowo na „k”

Dlaczego w operze trzeba organizować Mistrzostwa Świata Kobiet w Kulturystyce? Plany ministra kultury na lata 2013–2015 komentuje Roman Pawłowski.

Nie oczekiwałem, że premier Donald Tusk w swoim exposé zajmie się kulturą, kultura znajduje się na końcu listy priorytetów premiera z Platformy Obywatelskiej, zaraz za stołówkami w szkołach i mieszkaniami komunalnymi. Było wiadomo, że słowo na „k” nie pojawi się w sejmowym wystąpieniu i tak też się stało. Premier raczył wspomnieć jedynie o „wyzwaniach kulturowych”, lecz jakie to wyzwania, czego dotyczą, jak na nie reagować ma państwo, tego nie sprecyzował. Podejrzewam, że chodziło o kwestie obyczajowe, zresztą Donald Tusk zaraz zastrzegł, że „polski rząd nie jest od tego, aby przeprowadzać obyczajową rewolucję”, polski rząd jest od tego, aby „zapewnić Polakom bezpieczne i możliwie dostatnie życie w tych trudnych czasach”, a jak wiadomo kulturą człowiek się nie naje, więc słusznie polityk nie zawracał nam głowy tak marginalnym problemem.

 

Gorzej, że także minister odpowiedzialny za kulturę jakoś nad kulturą przestał się pochylać. Swoje małe exposé, czyli plany ministerstwa kultury na lata 2013–2015 Bogdan Zdrojewski poświęcił głównie ochronie dziedzictwa, edukacji i inwestycjom. O kierunku polityki kulturalnej w najbliższych latach nie dowiedziałem się wiele, dużo za to minister mówił o potrzebie pracy zespołowej w szkolnictwie muzycznym. W latach 2013–2015 będzie kładziony „nacisk na ćwiczenie w mikrozespołach, kwartetach, kwintetach”. Ja się oczywiście z tego bardzo cieszę, że ministerstwo naciskać będzie na kwintety i kwartety. W polskiej kulturze, podobnie jak w polskiej piłce nożnej, mamy zdecydowanie za dużo solistów, a za mało gry zespołowej, więc to jest piękna idea, aby Polacy zgrali się przynajmniej w muzyce, może od tych kwartetów przejdziemy kiedyś do sekstetów i oktetów, a może w dalszej perspektywie nawet Sejm w końcu zagra jak dobra orkiestra, a nie zbieranina ulicznych grajków.

 

Wspieranie edukacji, ochrona zabytków oraz kontynuowanie inwestycji wydaje mi się jednak zbyt skromnym programem jak na potrzeby współczesnej kultury i ambicje samego ministra. „Zdrojewski stracił tempo, Zdrojewski wycofał się, Zdrojewski nie nadąża” – takie głosy słyszę coraz częściej od organizatorów i twórców kultury i nie są to głosy bezpodstawne. W swojej pierwszej kadencji minister Bogdan Zdrojewski rzeczywiście brawurowo prowadził sprawy kultury, wywoływał ogólnokrajowe dyskusje i budził nadzieje na zmiany. Dzisiaj, kiedy już wiadomo, że głębokiej reformy kultury nie będzie, że poprzestaniemy na kosmetycznych zmianach, że nowa ustawa o kulturze została odłożona ad calendas graecas, a nowa ustawa o mediach publicznych nie zostanie uchwalona przed rokiem 2015, minister jakby oklapł i prowadzi politykę zachowawczą, skupioną na poprawianiu, doglądaniu i kontynuowaniu. Można ją także określić mianem polityki przecinanej wstęgi, główną bowiem treścią działań ministra w najbliższych trzech latach będzie otwieranie nowo wybudowanych za europejskie pieniądze obiektów. Będzie ich cała masa – od Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie, przez Europejskie Centrum Solidarności i Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku po Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu, nie licząc remontowanych lub rozbudowywanych szkół artystycznych. Minister Zdrojewski będzie więc na okrągło jeździł z nożyczkami po Polsce i przecinał, o ile oczywiście firmy budowlane realizujące te inwestycje nie zejdą z placu budowy, co stało się ostatnio w przypadku wrocławskiego Narodowego Forum  Muzyki i Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Znając jednak kreatywne umiejętności państwowych urzędników, nawet w takiej sytuacji rząd sobie poradzi, podobnie jak poradzono sobie z autostradami, które otwarto przed Euro warunkowo mimo niezakończonych prac. Zmieni się prawo, wprowadzi pojęcie „instytucji teatropodobnej” lub „quasi filharmonicznej” i będzie można grać w surowych murach, surowe hale to w końcu bardzo popularna we współczesnej kulturze sceneria.

 

Nawet jeśli się uda dokończyć wszystkie inwestycje w terminie, pozostanie zasadnicze pytanie: jak je wypełnić programem. Sygnałem, że może z być z tym problem, jest Opera Podlaska w Białymstoku, otwarta z hukiem miesiąc temu. W programie tej placówki na październik obok oper Straszny dwór  i Korczak są takie wydarzenia, jak „40. Zgromadzenie Ogólne Konferencji Peryferyjnych Regionów Nadmorskich Europy”, „Podlaska Złota Setka Przedsiębiorstw”, „Obchody 30-lecia Samorządu Radców Prawnych” czy  „Mistrzostwa Świata Kobiet w Kulturystyce i Fitness oraz Mężczyzn w Fitness”. Pomijam tu pytanie, dlaczego o regionach nadmorskich dyskutuje się w Białymstoku, zapewne czegoś nie wiem o tym mieście, chociaż się w nim urodziłem. Chodzi o inną kwestię: w jakim celu powstał ten publiczny gmach, którego budowa kosztowała 220 mln zł, a utrzymanie wyniesie 20 mln zł rocznie? Chyba jednak po to, aby przez 365 dni w roku, siedem dni w tygodniu i 24 godziny na dobę służył kulturze, a nie po to, aby był wynajmowany na eventy. Jeżeli dyrekcja musi go wynajmować na eventy, aby zbilansować budżet, to znaczy, że coś z inwestycją poszło nie tak, jak trzeba, albo że różnie z panem ministrem rozumiemy rolę publicznej instytucji kultury.

 

I z tym problemem mógłby zmierzyć się minister Bogdan Zdrojewski, gdyby miał energię i odwagę z poprzedniej kadencji. Mógłby wydać walkę komercji w publicznych instytucjach kultury, mógłby poszukać rozwiązań finansowych, które zdejmą z nich obowiązek zarabiania i pozwolą skupić się na tym, co jest ich misją: działalności artystycznej, pedagogicznej, upowszechniającej. Mógłby wziąć pełną odpowiedzialność finansową za instytucje o szczególnym znaczeniu, a taką z pewnością jest jedyna w całym północno-wschodnim regionie opera. Mógłby wreszcie zmienić obecną filozofię zarządzania kulturą, w której jedynym kryterium jest oszczędność, a takie kryteria jak jakość wydarzeń artystycznych czy zwiększanie kompetencji odbiorców praktycznie się nie liczą. Niestety, niczego takiego nie usłyszałem z ust pana ministra.

 

Doceniam oczywiście troskę, z jaką minister Zdrojewski jeszcze na etapie planowania nowych sal koncertowych i muzeów pilnował, aby były tanie w utrzymaniu i nie obciążały zbytnio lokalnych budżetów. Chciałbym jednak, aby instytucje nie tylko były tanie, ale by realizowały swoją misję i budowały prestiż kultury w społeczeństwie. Nikt mi nie wmówi, że organizowanie na tej samej scenie oper i zawodów w kulturystyce przyczynia się do zwiększenia takiego prestiżu, kulturystyka to wbrew pozorom nie to samo co kultura.

 

Zabrakło mi w exposé ministra Zdrojewskiego jeszcze jednej ważnej rzeczy: informacji, w jaki sposób rząd chce przekonać władze samorządowe do utrzymania przyszłorocznych wydatków na kulturę na dotychczasowym, wysokim poziomie. W ostatnich latach z powodu inwestycji budżet kultury w samorządach znacznie się zwiększył, pytanie, czy po ich zakończeniu wydatki nie wrócą do poziomu sprzed boomu inwestycyjnego. To jest kluczowa dzisiaj sprawa, bez tych pieniędzy nowe instytucje nie będą miały z czego żyć i będą zabierać pieniądze już istniejącym placówkom, co oznacza jeszcze więcej kulturystyki zamiast kultury. Tężyzna fizyczna to ważna rzecz, jednak nie o to tylko nam chyba chodzi?

 

 

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Roman Pawłowski
Roman Pawłowski
Krytyk teatralny, publicysta
Krytyk teatralny, literacki, telewizyjny i filmowy, publicysta. Autor dwóch antologii polskiego dramatu współczesnego "Pokolenie porno i inne niesmaczne utwory teatralne" (2003) i "Made in Poland" (2006) oraz leksykonu "New Polish drama. Polish drama in the face of transformatio" (2008).
Zamknij