Muzyka

Dziennikarze śledczy docierają do kolejnych (domniemanych) ofiar wokalisty Rammsteina

Niemieccy dziennikarze śledczy dotarli do wielu innych kobiet, które wprost mówią o seksualnych nadużyciach ze strony muzyka. Wierzę im. Ale nie wierzę, że zostanie skazany.

Nie jest jasne, co tak naprawdę wydarzyło się 22 maja po koncercie Rammsteina w Wilnie. Nie wie tego nawet Shelby Lynn.

Po powrocie do hotelu 24-latka odkryła, że ma ciało pokryte sińcami. Nie pamięta, jak powstały, ale powstały na imprezie organizowanej przez wokalistę zespołu, 60-letniego Tilla Lindemanna. Po tym, jak odmówiła mu seksu.

Nazajutrz wezwała policję, ale funkcjonariusze nie przyjęli zgłoszenia. Po nagłośnieniu sprawy udało jej się – już po powrocie do domu w Wielkiej Brytanii – złożyć zeznania przez wideokonferencję. Trwała pięć godzin.

Autorzy licznych komentarzy twierdzą, że Shelby plącze się w opisach całego zajścia, zmienia wersje. Najpierw oskarża Lindemanna o gwałt, potem się wycofuje i mówi, że jej nie dotknął. To całkowita bzdura, produkowana przez fandom Rammsteina.

Lider Rammsteina niemieckim Weinsteinem? Till Lindemann ma kłopoty

Shelby od początku mówiła, że przed koncertem wypiła z Lindemannem niewielką ilość alkoholu. Podejrzewa, że ktoś dorzucił jej czegoś do drinka, bo poczuła się nie tyle pijana, co odurzona. W przerwie pracujący dla zespołu Joe Letz zaprowadził ją do małego pokoiku pod sceną. Wcześniej wielokrotnie zapewnił, że nie chodzi o seks, tylko zapoznanie, a „Till jest dżentelmenem”.

Gdy zobaczyła muzyka, natychmiast zaznaczyła, że seks jest dla niej czymś wyjątkowym i jeśli oczekuje, że się z nim prześpi, to musi go rozczarować. Ten się wściekł, krzyczał („Joe mówił, że chcesz!”). Ale pozwolił jej odejść.

Nie twierdziła, że doszło do gwałtu. Ona nie.

Kolejne kobiety wprost wskazują na Lindemanna

Dziennikarze śledczy telewizji NDR i dziennika „Süddeutsche Zeitung” szczegółowo opisali system rekrutowania młodych dziewczyn na słynne imprezy Rammsteina.

Kilkanaście kobiet opowiedziało im, jak były typowane przez osoby z kręgu Lindemanna za pośrednictwem Instagrama lub na koncertach. Wcześniej proszono je o wysyłanie swoich zdjęć, instruowano, jak mają się ubrać. Stroje musiały zostać zaakceptowane przez „dyrektorkę castingów”, Alenę Makeevę. Nie były pytane o wiek, choć na imprezach oferowano im darmowy alkohol i narkotyki.

Jedna z kobiet opowiedziała dziennikarzom, jak w 2020 roku (miała 21 lat) po imprezie Lindemanna odzyskała przytomność w hotelu, w trakcie stosunku z nim (wiecie, jak nazywa się stosunek z osobą nieprzytomną – choć obawiam się, że nie wszyscy). Zapytał, czy ma przestać. „Nawet nie wiedziałam, co ma na myśli”. Po chwili znów straciła przytomność. Nazajutrz obudziła się w innym pokoju.

Niezależnie od tego, czy dziewczyna (dziennikarze znają jej nazwisko, ale w tekście jest anonimowa) mówi prawdę, w sądzie niczego nie udowodni. Opisała wydarzenie sprzed lat, nie ma mowy o twardych dowodach.

Dlaczego nie powiedziała o tym wcześniej? Powodów może być kilka. Większość ofiar przemocy nie od razu jest w stanie przyznać, choćby przed sobą, że do niej doszło. Obwiniają siebie, tłumaczą zachowanie sprawcy na najróżniejsze sposoby. Trauma często zniekształca ogląd sytuacji i uniemożliwia podejmowanie racjonalnych decyzji.

Nie ma niewłaściwych reakcji na gwałt

A jeśli nawet wiedzą, że nie ponoszą odpowiedzialności za swoją krzywdę, boją się, że nikt im nie uwierzy. Wiele kobiet, które sama wspierałam, mówiło, że to, co je spotkało, gdy opowiedziały o swoim doświadczeniu – ze strony policji, środowiska, a nawet rodziny – było gorsze niż sama przemoc.

Większość tych, które zgłosiły przestępstwo, żałuje. W przypadku ludzi sławnych i uwielbianych przez tłumy próba pociągnięcia ich do odpowiedzialności oznacza dodatkowo stanięcie naprzeciwko ich prawników za miliony, fanów gotowych skoczyć za nimi w ogień i wpływowych sojuszników, speców od PR-u.

Inna rozmówczyni niemieckich dziennikarzy miała 22 lata, gdy została zauważona przez Lindemanna z backstage’u. Machnął na nią, dając znak „chodź tu”. Powiedział, że chce jej coś pokazać, i zaprowadził do bocznego pomieszczenia. „W tamtej chwili myślałam tylko: o mój Boże, to boli, mam nadzieję, że skończy się wkrótce”. „Nie chciałam powiedzieć, że boli, bo cóż, to był Till Lindemann”. „To było dosyć szybkie i dość brutalne”. Po wszystkim dziewczyna krwawiła.

Powiedziała dziennikarzom, że to wydarzenie ją zmieniło. Zaczęła pić i brać narkotyki, pogłębiły się jej zaburzenia odżywiania. Podjęła terapię, ale wciąż nie przepracowała traumy. Ta druga historia pokazuje, jak trudne może być wykazanie się asertywnością w przypadku ogromnej nierównowagi sił, a w tym przypadku również podziwu dla idola.

Kolejny obszerny materiał opublikował niemiecki dziennik „Die Welt”. Zespół dziennikarzy śledczych dotarł do zrzutów ekranu i rozmów na WhatsAppie oraz Instagramie (zostały zweryfikowane przez edytorów), które potwierdzają świadectwa bohaterek ich reportażu. To między innymi rozmowy dziewczyn ze znajomymi tuż po opisywanych wydarzeniach.

Według osób z kręgu Rammsteina, którzy skontaktowali się z „Die Welt”, Alena Makeeva ma obsesję na punkcie Lindemanna i robi wszystko, by go usatysfakcjonować. Jej głównym zadaniem jest sprowadzanie młodych dziewczyn, z którymi wokalista uprawia seks przed koncertami, po nich, a nawet w trakcie (w krótkiej przerwie między utworami).

W tekście pojawiły się historie kolejnych kobiet, które twierdzą, że zostały przez niego odurzone i wykorzystane seksualnie. Jedna z nich opowiedziała, że opuściła pokój hotelowy Lindemanna, intensywnie krwawiąc z pochwy. Ona również ma poważne luki w pamięci.

Jak powinna się zachowywać ofiara gwałtu, żeby jej uwierzono?

czytaj także

W artykule czytamy: „Istnieje również wiele fragmentów wiadomości na WhatsAppie, w których kobiety dzielą się swoimi doświadczeniami zarówno zza kulis, jak i przed i po koncertach Rammsteina na całym świecie. Są one zgodne z doświadczeniami Kathariny F., Lindy K. i Sarah J. Pasują również do dziesiątek szczegółowych relacji, które zespół redakcyjny otrzymał od innych kobiet zgłaszających, że same były ofiarami napaści lub obserwowały je. […] Relacje domniemanych ofiar i świadków, podobieństwa w szczegółach i sekwencji zdarzeń wskazują na system, w którym międzynarodowe gwiazdy i osoby z ich otoczenia wielokrotnie przekraczały granice. Niektóre z opisanych zachowań mieszczą się w szarej strefie pomiędzy wątpliwymi [moralnie – przyp. red.] a nielegalnymi, podczas gdy inne stanowiłyby przestępstwa”.

Manipulacje Colonel Kurtz

Dwie uczestniczki imprezy w Wilnie potwierdziły publicznie, że widziały Shelby Lynn tuż przed jej spotkaniem z Lindemannem i po nim. Powiedziała im dokładnie to, o czym na drugi dzień pisała w mediach społecznościowych. Obydwie kobiety opuściły imprezę chwilę po koncercie. Ona została.

Jedna mówi, że wierzy w opowieść Shelby. Druga udzieliła wywiadu Colonel Kurtz, która od lat broni na YouTubie sławnych mężczyzn oskarżanych o przemoc. Wywiad został przedstawiony jako mający zadawać ostateczny kłam twierdzeniom Lynn, choć właściwie nic z niego nie wynika.

Rozmówczyni Kurtz powiedziała jedynie, że jej zdaniem Shelby nie wyglądała na odurzoną, tylko pijaną. Poza tym lubi palić zioło oraz bierze „jakieś leki”. W filmie pokazano nagrania, na których widać, jak w trakcie koncertu dziewczyna robi dokładnie to, co mówiła, że robiła, choć jej wspomnienia są niewyraźne (tańczy i śpiewa pod sceną) – jakimś sposobem ma to dowodzić, że kłamała. Kobieta, która udzieliła wywiadu Kurtz, jest przekonana, że Shelby wymyśliła całą historię. Ma o tym świadczyć również fakt, że nazajutrz, po opublikowaniu zdjęć swoich obrażeń w sieci, do niej nie zadzwoniła – a powinna, skoro znaczną część imprezy spędziły razem (?!).

Kłopotliwe nawyki Harveya Weinsteina i sieć wsparcia gwałcicieli

Colonel przez cały wywiad kiwa głową, ma kamienną minę – całą sobą stara się pokazać, że słowa jej rozmówczyni to niezwykle ważne dowody oczyszczające Lindemanna i jego ludzi.

Fanki Rammsteina, ich „dyrektorka castingu” Alena Makeeva i osoby takie jak Colonel Kurtz korzystają z całego arsenału obwiniania, nękania i upokarzania domniemanych ofiar. Publikują stare nagrania, na których Shelby tańczy do kamery (widać, że kocha być w centrum uwagi!) czy tweeta, w którym dziewczyna po raz kolejny zaznacza, że nigdy nie oskarżyła Lindemanna o gwałt ­– jest to przedstawiane jako wycofanie się z wcześniejszych słów.

Kurtz sięgnęła też po niezawodną broń, jaką jest podkreślanie sukcesów ludzi podejrzanych o nadużycia (domniemana ofiara to przy nich nikt, więc próbuje skorzystać z ich sławy). Zdaniem obrońców Lindemanna dziewczyna sama się pobiła (również na plecach). Albo wynajęła kogoś – w obcym kraju, który odwiedziła pierwszy raz w życiu – by zwrócić na siebie uwagę. Ta „upragniona” uwaga to masowy hejt – którego musiała się spodziewać, bo spotyka każdą kobietę, która powie publicznie, że doświadczyła przemocy.

Colonel Kurtz jest na tyle bezczelna, że po opublikowaniu mającego oczerniać Shelby materiału zaproponowała jej wywiad. Fanki Rammsteina atakują dziewczynę, przekonując, że skoro nie chce przyjąć propozycji, to znaczy, że boi się ostatecznej dekonspiracji.

Kurtz, która na obronie domniemanych sprawców robi rzeczywistą karierę, nie jest oskarżana o desperackie próby zdobycia fejmu. Ona tylko dąży do prawdy. Przekonuje o tym choćby opis rozmowy z uczestniczką imprezy Lindemanna, która nie wierzy Shelby. Ona – nie ma tu miejsca na wątpliwości – „mówi prawdę na temat tego, co się wydarzyło”. Nieważne, że opuściła event przed Shelby i wydarzeniami, które zostawiły na jej ciele bardzo liczne sińce.

Lindemann stworzył eldorado dla przemocowców

Sam proceder rekrutowania młodych, być może naiwnych dziewczyn na zamknięte imprezy trzy razy starszych panów – milionerów z olbrzymią władzą i wpływami – gdzie wspólnie piją i ćpają, tworzy ogromne pole do nadużyć.

Nie mogę wykluczyć, że przez niespełna trzy dekady żaden z nich nie skorzystał z okazji w sposób łamiący prawo. Ale gdyby to zrobił, mógłby liczyć na pełną ochronę. Zaraz po tym, jak Shelby opisała swoje doświadczenia w sieci, Rammstein wydał oświadczenie, w którym stwierdza, że do niczego takiego nie doszło. Nie i już, można się rozejść.

Każdy członek ekipy, który bierze udział w organizowanych przez Lindemanna imprezach, wie, że jeśli wykorzysta jedną z pijanych czy naćpanych dziewczyn, zespół stanie za nim murem. Wykorzysta swoje pieniądze, zasięgi i rzesze oddanych fanek, by ratować swój wizerunek.

Dziewczyny nie są informowane o seksualnym charakterze wydarzeń, na które dostają zaproszenia. Niektóre wybierane są spośród tłumu, przed koncertem i w jego trakcie. Dla wielu to po prostu niepowtarzalna okazja do spotkania swoich idoli, porozmawiania z nimi, zdobycia autografów. W większości przypadków na tym się kończy. Prywatne pokoje, do których nie można wnosić telefonów, są dostępne dla nielicznych. Tych wybranych przez Lindemanna – wcześniej na podstawie zdjęć lub później, już na samym koncercie.

„Po co tam szła?” – pytają komentujący. „Wiedziała, po co idzie” – piszą inni. „Kurwy latają za sławnymi facetami, a potem się dziwią” – ten tekst również się powtarza.

Już widzę, jak przeciętny fan Cher czy Jennifer Lopez odrzuca zaproszenie za kulisy w obawie, że stanie mu się krzywda. Ale wiecie co? Sławne kobiety raczej nie urządzają castingów do swoich łóżek wśród znalezionych w sieci ładnych, znacznie młodszych chłopców, by seksualnie skorzystać z ich uwielbienia (i nietrzeźwości).

Jeśli myślisz, że twoja córka czy siostra nie skorzystałyby z zaproszenia na imprezę organizowaną przez swojego idola, wykazujesz się znacznie większą naiwnością niż dziewczyny, które to robią, wierząc w brak seksualnego podtekstu.

Co z domniemaniem niewinności?

Argument, który pojawia się przy każdej medialnej sprawie dotyczącej nadużyć ze strony mniej lub bardziej znanych mężczyzn. A gdzie domniemanie niewinności? Odpowiadam: ma się świetnie.

Jest zasadą prawa karnego, zgodnie z którą osoba podejrzewana lub oskarżona o przestępstwo nie może być uznawana za winną, dopóki nie zapadnie wyrok skazujący. Jednak dla wielu, jeśli nie większości komentujących, domniemanie niewinności oskarżonego oznacza domniemanie winy oskarżającej.

Chciałabym zapytać ludzi, które już wiedzą, że Shelby i inne domniemane ofiary Lindemanna kłamią – czy zostały skazane za fałszywe oskarżenia? Bo jeśli chcecie wynosić tę zasadę poza salę sądową, to przynajmniej bądźcie konsekwentni.

Pro-lifer, antysemita i przemocowiec: tak upadał Kanye West

Wielcy internetowi obrońcy domniemania niewinności – której to zasady zwyczajnie nie rozumieją – już wiedzą, że dziewczyny ściemniają. Bo chcą się wybić, zarobić, mszczą się za odrzucenie, są wariatkami, dziwkami i atencjuszkami (również te, których nazwiska znane są tylko dziennikarzom). Ach, no i są za brzydkie, by Lindemann się nimi zainteresował. To spotyka absolutnie każdą osobę, która powie publicznie, że spotkała ją przemoc seksualna.

Jeśli oskarżenie dotyczy mężczyzny sławnego lub atrakcyjnego fizycznie, dochodzi kolejny „argument” – nie musi krzywdzić, bo kobiety same ustawiają się w kolejce do jego łóżka. Tylko że w przemocy chodzi przede wszystkim o kontrolę i dominację. Sprawcę podnieca właśnie bezsilność ofiary.

Chore fantazje idealnego dżentelmena

Kampania mająca na celu oczernić Shelby i wybielić Lindemanna trwa w najlepsze. Kasowane są komentarze, których autorki piszą, że były świadkiniami prowadzenia ledwie trzymających się na nogach dziewczyn w „ustronne miejsca”, częstowania narkotykami. Ba, z YouTube’a znikają nagrania, które w świetle ostatnich wydarzeń mogłyby podkopać wiarę w przyzwoitość wokalisty.

W pierwszym tekście na ten temat, dzień przed publikacją, wstawiłam nagranie z jego solowego koncertu. Zgromadzona publiczność ujrzała film, na którym widać, jak dwie młode kobiety robią mu loda pod sceną – bez jakiejkolwiek cenzury. W dniu, w którym ukazał się mój tekst, na YouTubie nie było już ani nagrania, ani konta, z którego zostało opublikowane – podobnie jak innych zapisów tego wydarzenia (a raczej wydarzeń, bo Lindemann wyświetlał film wielokrotnie).

Zdjęcia z profilu Tilla Lindemanna na Instagramie

Z jego profilu na Instagramie zostały usunięte zdjęcia niektórych dzieł, które stworzył, jak nagi dziecięcy manekin z waginą, w którą wbita jest łopata. Na razie ostała się lalka o ciele kilkulatka z maską gazową na głowie, wielkim sztucznym penisem w rurze do oddychania i drugim w miejscu genitaliów.

Ale to Shelby jest atakowana ze względu na swój wizerunek i każde zachowanie, które nie pasuje do stereotypu ofiary. On może pisać wiersze o seksie z nieprzytomną osobą i publikować filmy porno, w których bije kobiety, ciągnie za nogę po podłodze, pokazuje ich zakrwawione krocza – i nadal jest „idealnym dżentelmenem”, więc trzeba go bronić. Ona nosi gorsety, gotycki makijaż i twierdzi, że doświadczyła przemocy – więc jest atencyjną dziwką, którą należy zniszczyć.

W razie wątpliwości dodam, że owszem, mam problem z normalizowaniem przemocy seksualnej w „sztuce”. Nie podoba mi się, że w świecie, w którym gwałt, molestowanie i wszelkie formy poniżania kobiet są na porządku dziennym, słynny muzyk dzieli się z milionami odbiorców swoimi chorymi fantazjami na ten temat. I nie można tego oceniać, bo taki już z niego prowokator. Wyobraźcie sobie, że Miley Cyrus pokazuje w teledysku sceny, w których tłucze dwudziestoletnich chłopaków, oni krzyczą i próbują się wyrwać, ona ich pieprzy, a na koniec widzimy ich zakrwawione genitalia. Myślicie, że uszłoby jej to na sucho? Dodam, że zawarty w klipie Lindemanna film pornograficzny został też opublikowany w wersji bez cenzury – skrajnie brutalny seks nie był udawany.

Mam oddzielać artystę od jego dzieła? To dość trudne, gdy tenże artysta również w wywiadach daje wyraz przedmiotowego traktowania kobiet, mówiąc o nich niemal wyłącznie w kontekście seksualnym, przyznając, że nie ma żadnych koleżanek i nie mógłby kumplować się z kobietą, chyba że wcześniej poszłaby z nim do łóżka („Po dziesięciu ginach z tonikiem i tak się to stanie”). Niezależnie od tego, czy ktokolwiek z ekipy Rammsteina zostanie pociągnięty do odpowiedzialności karnej, Lindemann dawno powinien ponieść dotkliwe straty wizerunkowe.

Wiele osób pisze, że skoro uczestniczki imprez znały jego perwersyjną twórczość, to „wiedziały, czego się po nim spodziewać”. Wmawia się nam, że powinnyśmy zawsze oddzielać artystę od dzieła, a jeśli to robimy – oskarża o głupotę, naiwność i obarcza odpowiedzialnością za doznane krzywdy. Dodam jeszcze, że nie wszystkie zapraszane kobiety to fanki Rammsteina.

Pracująca dla zespołu Alena Makeeva osobiście pisała do znalezionych na Instagramie dziewczyn, które uznała za atrakcyjne, proponując udział w koncertach i wydarzeniach wokół nich. Shelby Lynn przyznaje z kolei, że nie rozumiała niemieckich tekstów piosenek i niewiele wiedziała o solowej twórczości Lindemanna – która jest zdecydowanie bardziej perwersyjna niż to, co wokalista robi z zespołem.

Domniemane ofiary z jednej strony słyszą, że są sobie winne, bo Lindemann jest znany jako zboczeniec i skrajny mizogin, z drugiej, że „to tylko sztuka”, a w rzeczywistości to przyzwoity koleś.

Roman Polański jest wybitnym reżyserem. Roman Polański zgwałcił dziecko

Sprzeciw wobec Row 0 i nowe oświadczenie Rammsteina

Rammstein tymczasowo zrezygnował z Row 0 (miejsca przy samej scenie, do którego zapraszane były zrekrutowane dziewczyny) oraz niesłynnych imprez Lindemanna. Proceder od lat wzbudza kontrowersje pośród fanek i fanów zespołu – jako uprzedmiotawiający kobiety, ale też niesprawiedliwy wobec osób, które nie mają szans na spotkanie z idolami ze względu na płeć, wiek czy urodę.

Z krytyką ze strony części fandomu spotkało się też oświadczenie opublikowane na oficjalnych profilach zespołu, w którym jednoznacznie zaprzeczył, by po koncercie w Wilnie doszło do nadużyć.

W ostatnią niedzielę pojawiło się kolejne (w przeciwieństwie do pierwszego, przetłumaczonego na angielski, tylko w wersji niemieckiej):

„Niedawne publikacje wywołały zamieszanie i wzbudziły pytania wśród opinii publicznej, zwłaszcza naszych fanów. Zarzuty głęboko nas dotknęły i traktujemy je bardzo poważnie.

Chcemy powiedzieć naszym fanom: Ważne jest dla nas, abyście czuli się komfortowo i bezpiecznie na naszych występach, zarówno przed, jak i za sceną.

Potępiamy wszelkie formy niewłaściwego zachowania i prosimy o nieangażowanie się w publiczne osądzanie osób, które wniosły oskarżenia. Mają prawo do swojego punktu widzenia.

Jednak jako zespół mamy również prawo nie być z góry osądzani”.

Dlaczego zajęło to aż tydzień? Tydzień, w ciągu którego tysiące fanek i fanów, jak i osoby pracujące dla zespołu (przede wszystkim Makeeva) na wszelkie możliwe sposoby oczerniały Shelby i inne domniemane ofiary. Rammstein zareagował dopiero, gdy wszystkie ciosy zostały zadane.

Ja liryczne, ja faktyczne

Tymczasem prawnicy Lindemanna skontaktowali się z Shelby Lynn, żądając zaprzestania publikowania „nieprawdziwych” twierdzeń i zarzutów oraz grożąc jej pozwem sądowym. Nie zaprzestała. Mówi, że będzie walczyć w imieniu wszystkich skrzywdzonych i nie pójdzie na ugodę, nawet jeśli muzycy zaoferują jej miliony. „Trzeba ostrzec każdą kobietę na świecie” – napisała mi.

„Zostałam zgwałcona”. Jak zareagować na takie słowa?

Choć zdecydowana większość osób komentujących sprawę w sieci stoi po stronie zespołu, ten poniósł już pierwsze, choć niezbyt dotkliwe straty.

Skórzane obroże z napisem „Till’s bitch” (suka Tilla) z profilu Tilla Lindemanna

W poniedziałek z Instagrama zniknął oficjalny profil Lindemanna. Nie wiadomo, czy został usunięty przez serwis, czy samego artystę. Drugi – ten, na którym publikuje zdjęcia dziecięcych manekinów i reklamuje swoje produkty, takie jak skórzane obroże z napisem „Till’s bitch” (suka Tilla) – wciąż funkcjonuje.

Tego samego dnia Rossmann ogłosił, że wycofuje ze sprzedaży perfumy Rammsteina. Wcześniej współpracę z Lindemannem rozwiązało wydawnictwo Kiepenheuer & Witsch. Oświadczenie opublikowane w zeszły piątek stanowi doskonałe podsumowanie całej sprawy:

„W ciągu ostatnich dni z zaskoczeniem śledziliśmy publiczne oskarżenia wobec Tilla Lindemanna. Wyrażamy nasze współczucie i szacunek dla dotkniętych kobiet.

W tym samym czasie dowiedzieliśmy się o filmie pornograficznym, w którym Till Lindemann celebruje przemoc seksualną wobec kobiet, a w którym wydana przez nas książka In Still Night odgrywa pewną rolę. Uważamy to za rażące naruszenie zaufania i całkowite zaprzeczenie wartościom, które reprezentujemy jako wydawca.

Przez działania Tilla Lindemanna, które upokarzają kobiety oraz celowe użycie naszej książki w kontekście pornograficznym, oddzielanie »ja lirycznego« od autora/artysty, której to idei tak stanowczo broniliśmy, zostało wyśmiane przez samego autora.

Z naszego punktu widzenia Till Lindemann przekracza nieprzekraczalne granice, jeśli chodzi o traktowanie kobiet. Nasze zaufanie do autora zostało bezpowrotnie pogrzebane. Dlatego zdecydowaliśmy o natychmiastowym zakończeniu współpracy”.

Dlaczego ofiara nie nagrywa, jak jest gwałcona?

Osoby, które atakują Shelby Lynn, zakładając, że kłamie, nie zdołają jej uciszyć. Rozmawiałam z nią i wiem, że nie odpuści. Ale zmuszą do milczenia tysiące bitych, molestowanych i gwałconych kobiet, które po raz kolejny obserwują, co je spotka, jeśli odmówią cierpienia po cichu, płacząc w kącie. Powody, by im nie wierzyć, zawsze się znajdą.

W Niemczech spośród wszystkich zgłoszonych przypadków gwałtu tylko 10 proc. kończy się skazaniem. Jeszcze mniej, jeśli weźmiemy pod uwagę inne formy przemocy seksualnej. Jako że przytłaczająca większość ofiar nie zgłasza się na policję, tylko promil sprawców ponosi odpowiedzialność karną. Dlatego sami musimy wybrać, kogo wspierać, ufając własnej ocenie sytuacji.

Sąd musi mieć niezbite dowody na winę oskarżonego. Nie wystarczy bardzo wysokie prawdopodobieństwo. Ofiary doskonale o tym wiedzą. Jeśli były „tylko” dotykane wbrew woli, a takie rzeczy dzieją się zwykle bez świadków, nie będzie żadnych śladów. Jeśli zostały zgwałcone, mogą poddać się obdukcji. Ale jeśli sprawca używał prezerwatywy, mógł nie pozostawić dowodów w postaci nasienia.

Zawsze może powiedzieć, że seks był konsensualny. Przypuśćmy, że ofiara ma na ciele ślady pobicia. Sprawca wyjaśni, że seks był brutalny, bo tego chciała – to nie jest nielegalne. A może dziewczyna ma zdjęcia lub nagranie? Sam pomysł, że w trakcie doznawania przemocy ofiara powinna ją rejestrować, jest dość kuriozalny – ale żądanie przedstawienia tego rodzaju materiałów pojawia się w komentarzach pod tekstami na temat Lindemanna.

Raz miałam do czynienia ze sprawą, w której jednym z dowodów było nagranie audio. Kobieta na spotkanie z mężem, z którym była w trakcie rozwodu, włączyła dyktafon w telefonie. Wcześniej wielokrotnie próbował namówić ją do wejścia w biznes narkotykowy, chciała się zabezpieczyć. Zamiast tego telefon zarejestrował gwałt. Słuchałam tego nagrania. Prosiła, by ją zostawił, powtarzała „nie”, „nie chcę”, „zostaw”, „przestań”. Zgłosiła sprawę na policję. Poddała się obdukcji, na prześcieradle odkryto nasienie sprawcy. W sądzie powiedział, że kobieta co prawda mówiła, że nie chce seksu, ale jednocześnie łapała go za krocze. To wystarczyło, sprawa została umorzona.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Patrycja Wieczorkiewicz
Patrycja Wieczorkiewicz
redaktorka prowadząca KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka, feministka, redaktorka prowadząca w KrytykaPolityczna.pl. Absolwentka dziennikarstwa na Collegium Civitas i Polskiej Szkoły Reportażu. Współautorka książek „Gwałt polski” (z Mają Staśko) oraz „Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności” (z Aleksandrą Herzyk).
Zamknij