Historia

Symbol porozumienia jest lepszy niż symbole zabijania

Agnieszka Wiśniewska. Fot. Jakub Szafrański

Co nas, pokolenie „spięciowych” trzydziestoparolatków, w ogóle obchodzi Okrągły Stół?

„Spięcie” to projekt współpracy międzyredakcyjnej pięciu środowisk, które dzieli bardzo wiele, ale łączy gotowość do podjęcia niecodziennej rozmowy. Jagielloński24, Kontakt, Krytyka Polityczna, Kultura Liberalna i Nowa Konfederacja co kilka tygodni wybierają nowy temat do dyskusji, a pięć powstałych w jej ramach tekstów publikujemy naraz na wszystkich pięciu portalach.

Kiedy zaczynaliśmy świadomie przyglądać się życiu politycznemu w Polsce, żyli jeszcze Kuroń, Geremek i Mazowiecki, Kwaśniewski tańczył w rytm disco polo, Adam Michnik dowodził gazetą, która rządziła duszami połowy Polski, potem jeszcze Lech Kaczyński zakazywał Parady Równości w Warszawie. Tych samych panów oglądamy od niedawna na taśmach z Magdalenki, nieco dłużej – na zdjęciach, na których siedzą przy Okrągłym Stole. Kiedy trwały obrady OS, byłam w pierwszej klasie podstawówki, więc interesowało mnie raczej granie w gumę niż to, co pokazują w telewizorze. Siłą rzeczy zobaczyłam Okrągły Stół wiele lat później, razem z panami, którzy w 1989 roku i jeszcze wiele lat później wypełniali telewizor.

 

Dziś wielu z nich nie żyje, część odeszła na polityczne emerytury, choć wciąż nie wszyscy. Sam mebel widywałam jeszcze później, bywając w Pałacu Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu. Wciąż jest symbolem. Mitem. Legendą. I upiorem, który powraca.

Stefan Sękowski pisze, że „rozmowy z 1989 roku są z dzisiejszej perspektywy wydarzeniem przecenianym i obrosłym wieloma mitami. Sytuacja, w jakiej jesteśmy dziś, jest w coraz większym stopniu efektem trzydziestu lat III RP, nie zaś tego, jak wyglądało obalanie realnego socjalizmu w schyłkowym okresie jego istnienia”. To jasne, że Okrągły Stół obrósł mitami. Był i jest – na dobre i na złe – najbardziej wymownym symbolem transformacji w Polsce. Rok 1989 był momentem historycznej, przełomowej zmiany w naszym kraju i w całym regionie, a historia – a może raczej pamięć zbiorowa – lubi symbole, więc Niemcy mają swoje zburzenie muru, my Okrągły Stół.

Okrągły Stół – niewiele więcej niż początek początku

A czy OS był najważniejszym elementem tych przemian? To jasne, że złożyło się na nie więcej wydarzeń. Kolejne etapy urynkowienia gospodarki, legalizacja „Solidarności”, częściowo wolne wybory, a szczególnie kampania wyborcza przed nimi (i powstanie „Gazety Wyborczej”, które się z nią wiązało). Tych klocków było kilka. Każdy jakoś symboliczny i jakoś zmitologizowany, bo przecież transformacja dokonała się tak, a nie inaczej nie dlatego, że się faceci w podwarszawskiej willi wódki napili i dogadali, ale głównie za sprawą zmian w Europie Wschodniej, rozpadu ZSRR, a w kraju – zapaści gospodarczej, która w pierwszej kolejności pchnęła władze do rozmów ze stroną solidarnościową.

Zgadzam się również, że to, jak wygląda dziś Polska, to efekt całej serii wydarzeń ostatniego trzydziestolecia, od „terapii szokowej” począwszy, przez recesję transformacyjną, aż po integrację europejską i wreszcie katastrofę smoleńską, która na nowo ustawiła polskie podziały polityczne.

Symbol zmiany pokoleniowej

Mimo to Okrągły Stół nadal wydaje mi się momentem najnowszej historii Polski, którego nie można po prostu zawrzeć w granicach muzealnej gabloty.

Po pierwsze dlatego, że jest symbolem dialogu, nawet jeśli nie wszystkich ze wszystkimi. Jakoś się jednak udało usiąść do rozmów tym, którzy siedzieli, z tymi, którzy sadzali. Z dokumentów, wspomnień i analiz wiemy, że w 1989 roku to rozpoczęcie dialogu wynikało ze słabości ówczesnego rządu w obliczu katastrofy ekonomicznej. PZPR chciała się „jakoś dogadać”, żeby podzielić się odpowiedzialnością, choć niekoniecznie władzą, bo system się sypał. Trzeba było uspokoić sytuację w kraju i pokazać na Zachodzie, że Polsce można dać nowe kredyty – nie zmienia to faktu, że rozmowa z wrogami wymagała przekroczenia wielu barier po obydwu stronach.

Okrągły Stół, czyli warto rozmawiać

Po drugie, Okrągły Stół jest symbolem zmiany pokojowej, a nie rozlewu krwi. A niewiele mamy takich – użyję tego słowa – fajnych symboli w naszej historii. W zbiorowej, tej nauczanej w szkołach pamięci dominują raczej powstania, barykady i groby. Dodajmy, że nie wszystkie kraje Europy Wschodniej były w stanie przejść tamten okres bez rozlewu krwi. Janusz Reykowski w książce Psychologia Okrągłego Stołu wspomina, że i dla elit władzy, i dla opozycji doświadczeniami kształtującymi ich biografie były klęska powstania warszawskiego i II wojna światowa. „Wielu żywiło przekonanie, że nie można dopuścić do powtórzenia, w jakiejkolwiek formie, wydarzeń, które narażałyby polskie społeczeństwo na nowe ofiary”, dlatego też, jak mówi jeden z architektów tamtych rozmów, „zasada politycznego realizmu stała się w tym pokoleniu ideą przewodnią”.

Księża ważniejsi niż kobiety

Z okazji rocznicy obrad Okrągłego Stołu tym razem padały pytania, czy dziś takie wydarzenie byłoby możliwe. Niewątpliwie przecież polskie społeczeństwo jest podzielone przez politykę (sondaże pokazują, że między 70 a 80% tych, którzy głosują, wybiera między jedną z dwóch opcji, czyli PiS i anty-PiS). Dziś jednak ani żadna z tych stron nie czuje się na tyle słaba, aby być zmuszoną rozmawiać, ani też – może niestety – symbole dialogu i porozumienia, na których politykę historyczną w latach 90. budowało np. środowisko „Gazety Wyborczej”, nie są uznawane przez ogromną część polskich elit. Od kilku lat z centrum debaty publicznej wypierają je zresztą symbole heroiczne i martyrologiczne, głównie wojenne – zawsze silnie obecne, a dziś dominujące. Trudno, aby w takich warunkach ktokolwiek decydował się siadać do rozmów – abstrahując już od faktu, że w odróżnieniu od roku 1989 w Polsce wciąż panuje demokracja, a wynik wyborów nie jest przedmiotem żadnych kontraktów.

Dunin: Dzieci Okrągłego Stołu

Tak czy inaczej, Okrągły Stół jest nadal żywym symbolem, nawet jeśli dla liberalnej strony to symbol porozumienia, a dla strony dziś rządzącej – symbol zdrady i zaprzedania ideałów. Choćby z tego powodu faceci dogadujący się w Magdalence i pieczętujący porozumienie w Pałacu Namiestnikowskim nadal mają wpływ na naszą politykę.

O Okrągłym Stole jako symbolu dialogu i zdolności uniknięcia rozlewu krwi mimo ostrego konfliktu myślę dziś z dumą. Ale oczywiście jest to też symbol, który mnie zasmuca. Przy Okrągłym Stole siedziało więcej księży niż kobiet. W rozmowach w Magdalence nie uczestniczyła żadna kobieta (choć było trzech księży). To też charakterystyczne dla tamtych wydarzeń i zapowiedź tego, co nastąpiło po nich. Prawa kobiet sprzedano za poparcie Kościoła katolickiego dla pokojowej transformacji, a potem integracji z Unią Europejską, podobnie było z prawami mniejszości seksualnych. W pewnym sensie także z prawami socjalnymi wszystkich, których przemiany ekonomiczne skrzywdziły, bo Kościół, który sam sobie świetnie w nowych warunkach poradził, o ich problemach mówił półgębkiem.

Spóźnione wydarzenie

Stefan Sękowski pisze: „Okrągły Stół nie był zgodą między równorzędnymi uczestnikami. Wszystkie argumenty siłowe były po stronie komunistycznej władzy, która zdecydowała się rozmawiać z częścią opozycji nie z dobroci serca, tylko ze świadomości, że świat się zmienia, a realny socjalizm ostatecznie upada”. Władza oczywiście widziała, że gospodarka się sypie. Stanisław Ciosek mówił o tym wprost podczas poprzedzającego obrady spotkania w willi przy ulicy Zawrat: „Wiecie, co jest największą gwarancją dla nas? Mizerna kondycja ekonomiczna, której szybko nie poprawimy”.

I to jest dla mnie trzeci argument za tym, że Okrągły Stół to wydarzenie warte pamiętania. I takie, z którego warto wyciągać wnioski. O ekonomii zbyt często zapominamy. Bo to sytuacja gospodarcza pchała (i pcha też dziś) ludzi do strajków, to rosnące oczekiwania ekonomiczne podsycały rozczarowanie społeczeństwa. I to kwestie ekonomiczne wymuszały na politykach rządu i opozycji ten „realizm polityczny”, o którym wspominał Reykowski. Na Okrągły Stół z tej perspektywy można spojrzeć jako na wydarzenie spóźnione – wrogie sobie strony zasiadły do rozmów dopiero, gdy kraj i jego gospodarka znalazły się nad przepaścią. Słuchając jednej władzy, która na problemy ekonomiczne daje odpowiedź o „zmianie pracy, wzięciu kredytu”, i drugiej, która przykrywa je nagonką na różne grupy (migrantów, mniejszości seksualne, ostatnio „pazernych nauczycieli”), trudno nie odnieść wrażenia, że średnio potrafimy wyciągać wnioski z własnej historii.

***

Inicjatywa wspierana jest przez Fundusz Obywatelski zarządzany przez Fundację dla Polski.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij