Film

Lesbijka i kasety video

Tomasz Wasilewski jest prymusem polskiego kina, po którym wiele się spodziewałyśmy. No i nie zawiódł.

Zjednoczone stany miłości to bardzo dobrze zrobiony film i jest w nim wszystko, co powinno być w nowoczesnym polskim kinie: są kobiety – a wiadomo, że od paru lat coraz głośniej mówi się o braku kobiet, więc uważny i słuchający reżyser czyni je głównymi bohaterkami; kobiety są dodatkowo w różnym wieku; jest nawet lesbijka – bo wiadomo, że od paru lat narzeka się, że mniejszości są wykluczone, ze świecą geja szukać, a co dopiero lesbijki – a tu proszę, jest lesbijka. Jest też kostium i to ładnie nawiązujący do Kieślowskiego – te bloki, klatki, mieszkania – najntisy i, rzecz jasna, wypożyczalnia kaset wideo, dżinsy z Pewexu czy innego erefenu. Tylko kolorystyka inna, u Kieślowskiego cieplejsza, a u Wasilewskiego chłodna, jakby wyblakła, jak wspomnienia z PRL-u, bo przecież lata 90. to jeszcze PRL i nie będziemy go ciepło wspominać. Otwierają się jednak nowe możliwości i świta już kapitalistyczna nadzieja.

Monotonne blokowisko, takie same domy, klatki schodowe i okna w pustym krajobrazie. W każdym domu człowiek i jego historia. Poznajemy cztery, ale takich samych są setki, tysiące. Już wiem, że reżyser, opowiadając nam te indywidualne historie, jednocześnie mówi coś szalenie uniwersalnego.

Cztery kobiety w różnym wieku (tak nam się napisało w nawiązaniem do Siedmiu kobiet w różnym wieku Kieślowskiego) mieszkają w niedużej miejscowości i w czasie, kiedy w Polsce mamy przełom polityczny i społeczny, one przeżywają swoje własne życiowe przełomy.

Dyrektorka szkoły Iza (Magdalena Cielecka) jest ważną postacią w lokalnej społeczności. To też pani bardzo zadbana – jej nienaganny manikiur (drapieżne czerwone paznokcie) przewija się przed oczami widzów dziesiątki razy. Ma romans z żonatym facetem, tzn. miała, bo żona umiera i teraz ma romans z wdowcem. To znaczy chce mieć nadal, ale wdowiec już nie chce, zasłaniając się dzieckiem.

Agata (Julia Kijowska) tkwi w nudnym małżeństwie i przeżywa, obsesyjną, chociaż platoniczną miłość do pięknego księdza Andrzeja (Tomasz Tyndyk). Tylko myśląc o nim, jest w stanie uprawiać seks z mężem, którego dotyk ją brzydzi.

Marzena (Marta Nieradkiewicz) od lat tkwi w małżeństwie na odległość i kontakt z mężem ma za pośrednictwem wysyłanych przez niego kaset wideo (pamiętamy tę scenę ze Szczęśliwego Nowego Jorku).

Renata (Dorota Kolak) traci pracę rusycystki – wiadomo, przełom, nauczycieli rosyjskiego zastąpią angliści (w realu co prawda wydarzyło się to później, szczególnie w małych miejscowościach, bo nikt, kto znał angielski, nie chciał tam pracować, a rusycystki ekspresowo przekwalifikowywały się na anglistki). Renata zafascynowana jest Marzeną, jest samotna, a „siostra”, z którą mieszkała, „umarła”, pociesza się więc dużą liczbą kanarków, swobodnie latających po przypominającym dżungle mieszkaniu Iza jest siostrą Marzeny, a Agata jej koleżanką.

Iza jest trochę dziwką, bo porządna kobieta powinna kochać męża, Marzena marząca o profesjonalnej sesji zdjęciowej i wyginająca się przed obleśnym fotografem – wiadomo jak się to skończy – też. Z kolei niosąca swój małżeński krzyż Agata może być tylko cierpiącą madonną. Renata próbuje przejść z roli madonny do dziwki. Łatwo nie jest.

Godzinami można rozmawiać o kobietach w ZSM. Wszystkie są zakochane i cierpią, bardzo cierpią. Ich uczucia są tragiczne i źle ulokowane: inna kobieta, żonaty, no i wiadomo, że ksiądz to nie mężczyzna, bo żyje w celibacie. Nurzamy się w tym cierpieniu i przeżywamy je razem nimi. Poza tym są samotne – relacja sióstr czy koleżanek jest ledwie zamarkowana. Wiadomo, dla kobiety najważniejsza jest miłość i wtedy już nie ma miejsca na nic innego, na zwierzenia, wsparcie między kobietami, długie rozmowy czy wypłakiwanie się mankiet.

Cielesność jest w filmie wygrana jak w mało którym – nie przytłacza, nie jest przesadzona, potrafi śmieszyć, jak w scenie z filmu porno, i potrafi przejmować, jak w scenach seksu Agaty i jej męża, potrafi nawet wzruszać, gdy Renata odzyskuje wreszcie kontakt ze swoim ciałem. ZSM na pewno w nowy sposób – jak na polskie kino – pokazuje kobiece ciała. To nie tylko ciała młodych dziewczyn, ale też kobiet starszych. Ciała starszych kobiet, emerytek z RFN, które przyjechały na turnus rehabilitacyjny do Polski i wygryzły z basenu polskie emerytki, to ciała zmęczone wiekiem, brzydkie wręcz kuriozalne. Wyraźnie kontrastują z młodszymi bohaterkami. Tak wygląda życie kobiet – najpierw się męczysz, a w końcu już nie jesteś kobietą tylko żałosnym ciałem w basenie rehabilitacyjnym.

Mimo całego piękna tych obrazów zaczynamy podejrzewać, że reżyser jednak nie przepada za kobietami.

No i ciągnie się to wszystko na jednej szarej nucie, już obawiamy się, że temu męczeniu kobiet nie będzie końca, aż tu nagle zaskakująca przewrotka. Łał!

Uwaga, teraz będą spojlery!

Iza przeżywa odrzucenie przez kochanka i szuka zemsty. Zwabia jego córkę, swoją uczennicę, na wysoki przejazd kolejowy i spycha pod jadący pociąg. Agata ma dość małżeństwa, w którym nie ma ognia, seks jest niemrawy, a relacja chłodna. W kłótni przypadkiem zabija męża. Renata symuluje drobny wypadek na klatce schodowej, żeby zwrócić na siebie uwagę Marzeny. Udaje jej się. Marzena pomaga Renacie się podnieść, odprowadza do domu. Wszystko idzie zgodnie z planem, ale Renata chce czegoś więcej, czegoś, czego Marzena jej nie może dać i zbyt brutalnie daje jej to do zrozumienia. Poniżona Renata dusi ją poduszką.

Zmienia się gama kolorystyczna, atmosfera staje się dziwnie odrealniona, jak z filmów Lyncha. To pewno tylko marzenia kobiet, która odnajdują w sobie zdrową złość i siłę, szukają wyjścia z pułapki życia. W ostatniej scenie widzimy je siedzące w jednej więziennej celi. Widać, że jest przez nie zagospodarowana, kwiaty, kanarek… Siedzą przy stole, śmieją się, żartują i grają w scrabble. Najazd kamery na kraty – raz z wnętrza, potem z zewnątrz. Po której stronie właściwie jest więzienie? Jeżeli kobieca emocjonalność była dla nich izbą tortur, to może wszystko inne jest dla nich lepsze? Ich stany miłości dopiero teraz są zjednoczone. Trudno nazwać to happy endem, to raczej nieco utopijna – w patriarchacie – wskazówka, jak ważne jest odzyskanie kobiecych związków i niezależności.

P.S. No dobra, przyznajemy się, te spojlery są zmyślone. Ale bez nich Zjednoczone stany miłości byłyby zbyt smutne. Poza tym bez tej serii wydarzeń: śmierci pod lokomotywą, nadziania się na nóż, uduszenia poduszką, zostałaby tylko postkieślowszczyzna z lesbijką i kasetami wideo.

 

**Dziennik Opinii nr 224/2016 (1424)

Salecl-tyrania-wyboru

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij