Film

Kobieta z megafonem

„Dzień kobiet” Marii Sadowskiej to historia walki o prawa pracownicze. Wydawało się, że nie przyjdzie taki dzień, kiedy o jakimkolwiek polskim filmie będzie można to napisać.

Ale ten dzień nadszedł. I to w Dzień Kobiet. Sadowska przywraca wiarę, że kino społeczne ma sens.

Pierwsze kadry Dnia kobiet są żywcem wyjęte z polskiego kina lat 70. – ciasne wnętrze, zakład pracy, codzienność, cały ekran wypełniają twarze. Wydaje się, że zaraz pojawi się Lutek Danielak albo Agnieszka. Ale nie. Pojawia się Halina – pracownica sieci Motylek, która właśnie awansowała na kierowniczkę sklepu.

Sklep jest jednym z wielu należących do dużej zagranicznej korporacji. Ma może swojsko brzmiąca polską nazwę, ale zyski wyprowadza za granicę – czego dowiadujemy się w pewnym momencie ze słów głównej bohaterki. W sklepie pracują głównie kobiety. To one rozładowują towar, taszczą go z magazynów do sklepowej hali, rozkładają na półkach, to one pracują na kasach. Tylko ochroniarz jest w sklepie mężczyzną. No i przełożony kierowniczki sklepu Haliny to mężczyzna – Eryk.

Halina dostaje awans i podwyżkę, ale wcześniej tak jak jej koleżanki była magazyniero-tragarzo-kasjerką, zna więc świetnie wszystkie pracownice. Koleżanki dzielą się radościami i troskami, żyją tym, że jedna próbuje zajść w ciążę, inna szykuje się do ślubu. Znają wzajemnie swoje sytuacje życiowe. Halinę, samotną matkę nastolatki, dzięki awansowi stać wreszcie na mieszkanie i po raz pierwszy w życiu będzie miała własny pokój. To niby tylko własny pokój, ale o tym, jak ogromne ma ten pokój znaczenie, przekonała nas wiele lat temu Virginia Woolf. Niestety, okazuje się, że Halina musi zapłacić za ten pokój ogromną cenę. Musi przejść na stronę systemu.

Czym jest system, przekonujemy się, kiedy Halina bierze udział w szkoleniu dla kierowników sklepów. Prowadzący zajęcia pyta zebranych, jakie jest najważniejsze słowo dla kierownika sklepu. Jakie? Nie „przepraszam”, jak proponuje Halina. Nie „promocja”, jak rzuca ktoś inny. To „pro-du-kty-wność”, skandowane z wyraźnym podziałem na sylaby. Cała sala powtarza: „pro-du-kty-wność”. Jak na szkoleniach Amwaya w filmie Dederki Witajcie w życiu. A za chwilę grupa uczy się piosenki o Motylku. Na melodię „Nie mogę ci wiele dać” Perfectu śpiewają „Motylek ci wszystko da”. Aż dziw, że nie nagrywają LipDuba, która wydaje się jest hitem wszelkiego rodzaju korposzkoleń. System przekonuje Halinę, że wszystko jest możliwe. Musi tylko bardzo chcieć. „Przyszłość zaczyna się dzisiaj, nie jutro”, mówi Eryk, dodając szybko, że to cytat z Jana Pawła II.

System wyciąga do Haliny pomocną dłoń. Chciała kredytu na mieszkanie, więc Eryk, jej przełożony, pomógł go zdobyć. Chciała komputera dla córki, może go wreszcie kupić. System nie ofiaruje jednak nic za darmo. Ceną za wejście do systemu – a podpisanie umowy kredytowej, przyjęcie posady kierowniczki to właśnie wejście w system – jest lojalność. Halina dowiaduje się więc od Eryka, że ma fałszować dokumenty ewidencji czasu pracy. Ma też być bezwzględna. Pracownica zaszła w ciążę – to zwolnijmy ją, bo zaraz zacznie potrzebować wolnego na wizytę u lekarza, potem zniknie z pracy, bo poród, macierzyński, wychowawczy.

Halina przechodzi na ciemną stronę mocy. Nie chce stracić pracy, mieszkania. Nie wierzy w korpoopowieści ze szkoleń. Po prostu chce mieć własny pokój. Nawiązuje romans z Erykiem. On też jest po ciemnej stronie mocy. Dlatego że żona jest chora i leczenie dużo kosztuje. Eryk i Halina stają się częścią systemu, który ogranicza wolność ludzi, który każe kobietom siedzieć na kasie w pieluchach, bo nie ma czasu na chodzenie do toalety. To nie są zmyślone, przerysowane historie. To się dzieje w Polsce.

Systemem jest nie tylko sklep. Systemem jest po prostu kapitalizm. Kiedy pan w banku oświadcza: „Bank prowadzi działalność gospodarczą w celu generowania zysku”, dobrze wiemy, że tutaj nie ma miejsca na gadanie. Z systemem można się dogadać, bo są w nim ludzie. Pani z Państwowej Inspekcji Pracy dostanie siatkę pełną dóbr ze sklepowych półek Motylka i po inspekcji.

Przez chwilę odniosłam wrażenie, że kino moralnego niepokoju powraca. Człowiek kontra system. Bohater łamany przez bezduszny układ. W sklepie dochodzi do coraz drastyczniejszych wydarzeń, a Halina nie reaguje. W kinie moralnego niepokoju wszystko byłoby jednak prostsze. Eryk byłby tym złym, bo byłby częścią systemu, który oznacza zło. Zło jest obce człowiekowi i jest jakby przysłane z zewnątrz, z kosmosu (albo z ZSRR). Ci, którzy przeciwstawiają się złemu systemowi, są dobrzy, a ich dobroć jest nieskazitelna. W Człowieku z marmuru Agnieszka walczy ze złem w imię prawdy, a to zło ma twarz Bogusława Sobczuka i ucieleśnia je telewizja – mechaniczny twór z Woronicza, niczym statek Discovery w Odysei kosmicznej Stanleya Kubricka.

Dzień kobiet to na szczęście dużo bardziej zniuansowana wersja kina moralnego niepokoju. Historia nie jest tu czarno-biała. Nie ma podziału na zły system i dobrych, walczących z nim ludzi. Wszyscy w jakimś sensie jesteśmy systemem i współtworzymy go. Halina nie jest po prostu dobra albo zła. Fałszuje dokumenty, otwiera sklep, żeby zrobić utarg, nawet jak w sklepie tym na podłodze leży trup. Podobnie jest z postacią Eryka. Czasem bywa odrażającym typem, czasem go rozumiemy i nawet mu współczujemy. Bohaterowie Dnia kobiet nie są – jak w kinie moralnego niepokoju – żywcem z pomnika zdjęci. Mają słabości, czują strach. Mają też wady. To odróżnia ich od postaci z najnowszego serialu Agnieszki Holland Gorejący krzew, który – także nawiązując do kina moralnego niepokoju – głównymi bohaterami czyni nieskazitelną panią prokurator, jej zawsze honorowego męża, walczących o prawdę brata i matkę Palacha. Dzień kobiet to moralny niepokój w wersji niepomnikowej.

Siłą filmu są aktorzy. Eryk Lubos stworzył jedną ze swoich najciekawszych ról. Aktor jest zazwyczaj odsadzany w rolach cwaniaków, oprychów, postaci o „zakazanych gębach”. Czasem te zakazane typy Lubosa mają gołębie serce – tak dla przeciwwagi. W Dniu kobiet gra trochę wbrew swoim warunkom – nie pręży muskułów, chodzi w garniturze, ma zaczesaną na bok grzywkę i wracające do mody (ale raczej w środowisku warszawskich hipsterów, a nie kierowników średniego szczebla spożywczych korporacji) wąsy, a mimo to nie sprawia wrażenia kogoś głupio przebranego.

Odkryciem filmu jest Katarzyna Kwiatkowska. Cały niemal czas na ekranie widzimy ją w zielonej wojskowej kurtce, w której wygląda jak Maciek Chełmicki z Popiołu i diamentu. Kwiatkowska znana jest szerszej publiczności ze skeczy w programie Szymon Majewski Show. W filmie Sadowskiej gra tak, jakby na chwilę zapomniała o swoich satyrycznych talentach. Jest wyciszona, czasem nieśmiała. Świetnie wygrała to w scenie sesji zdjęciowej, kiedy pozuje z podrzuconą jej kartką z pogróżkami i jest w tym pozowaniu bardzo nieporadna.

Dzień kobiet nie jest bez wad. Sadowska zrobiła realistyczne kino społeczne, ale czasem ten realizm gdzieś się gubi. Bohaterowie boją się o swoje bezpieczeństwo, nie wiedzą, skąd wziąć pieniądze na czynsz, a tu nagle, deus ex machina, kasa pojawia się w sposób magiczny. Znamy niby wszystkie postacie dramatu, a tu nagle pojawia się łysy pan wysmarowany samoopalaczem, z czego wnioskuję, że jest włoskim szefem sieci Motylek (ale może to wnioskowanie jest błędne).

Mimo tych niezrozumiałych elementów Dzień kobiet jest mocnym feministycznym filmem społecznym. Nowością w polskiej kinematografii. Zobaczyć w polskim filmie kobietę z megafonem czy tłum na blokadzie eksmisji skandujący „To jest nasza demokracja!” – bezcenne.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij