Oglądając trzeci sezon „Dochodzenia” można przypomnieć sobie „Dekalog” Kieślowskiego, ale nie wiem, kto lepiej wyjdzie na tym porównaniu.
Deszcz i szarość. Ciemność, depresyjne krajobrazy, wstrząsająco smutne i plugawe miejskie zaułki. I znowu deszcz. Ciemne, zaniedbane mieszkanie. On siedzi załamany, bo jego błąd kosztował kogoś życie. Ona stara się go uspokoić. On niezgrabnie próbuje ją pocałować, ona zdecydowanie się odsuwa. To chyba najbardziej wzruszająca scena w trzecim sezonie serialu The Killing (Dochodzenie). Prawdziwi koneserzy wolą jego duński pierwowzór – Forbrydelsen (2007), jednak para detektywów w wersji amerykańskiej jest naprawdę bezbłędna.
Linden (Sarah) i Holder (Stephen) – mówią do siebie, nie używając imion – to dwoje życiowych rozbitków i emocjonalnych popaprańców. Holder to narkoman i alkoholik o wyglądzie blokersa, z wytatuowanym na klacie wielkim napisem SERENITY. Linden zawsze jest na skraju załamania nerwowego, chyba że akurat je przeżywa i ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Nie jest w stanie utrzymać żadnego związku, traci syna, którego musi oddać byłemu mężowi. Ich relacja oparta na pozorach niechęci i wzgardy podszyta jest wciąż negowanym przyciąganiem. Potrafią wszystko, co powinni umieć policjanci – tropić, strzelać, biegać, bić. Jak na detektywów z czarnych kryminałów są jednak zbyt wrażliwi, pełni skrywanej czułości.
Bez nich (i paru innych zalet) byłby to po prostu dobrze skonstruowany kryminał. Kolejni podejrzani, błędne tropy, zaskakujące rozwiązanie… Tak zakończyły się dwa pierwsze sezony i zapewne tak skończy się trzeci, to jednak jest najmniej interesujące. Poza głównym śledczym wątkiem w serialu pojawiają się inne, w zasadzie drugoplanowe, lecz wybijające się na czoło.
W pierwszych dwóch sezonach kryminalną zagadką było morderstwo nastolatki, a przy okazji poznawaliśmy meandry bezwzględnej lokalnej polityki oraz skorumpowanych Indian prowadzących kasyno i ich rozmaite ciemne interesy. I to mieści się w konwencji. Poza nią wykraczała drobiazgowa analiza sytuacji rodziny ofiary. Z wielką precyzją i psychologiczną wnikliwością pokazane zostało, jak dramat burzy stabilny system rodzinnych powiązań; małżeński kryzys, falujące napięcia.
Wiedza, którą członkowie rodziny mieli o sobie, także o zmarłej córce, okazuje się niepełna i pozorna.
W trzecim sezonie niezwykle istotnym wątkiem jest oczekiwanie na wykonanie wyroku śmierci. Skazaniec nie jest bez skazy i jeśli nawet został niesłusznie oskarżony, to niejedno ma na sumieniu. Nieważne zresztą, jak było i czy wyrok zostanie wykonany. Wstrząsający jest zapis jego stanów emocjonalnych – złości, agresji, buntu, nadziei, rozpaczy, poszukiwania kontaktu z drugim człowiekiem. Patrząc, musimy uświadomić sobie, że zabijając zbrodniarza, zabijamy też człowieka, który jest kimś więcej. Oglądamy śmierć w komorze gazowej i przez powieszenie, wraz z wszelkimi szczegółami procedury. A z drugiej strony poznajemy reakcje i psychologiczne obciążenia więziennych funkcjonariuszy, których zadanie to w jakimś sensie degeneruje. Kara śmierci to nie tylko skazany, ale też ci, którzy muszą wyrok wykonać i przygotować go, towarzyszyć skazanemu do jego wykonania.
Można przypomnieć sobie przy okazji Nie zabijaj z Dekalogu Kieślowskiego, ale doprawdy nie wiem, kto lepiej wyjdzie na tym porównaniu. W każdym razie The Killing to z pewnością coś więcej niż sprawne kino rozrywkowe.