W normalnych warunkach chyba nie przyszłoby mi do głowy, żeby iść do kina na „W lesie dziś nie zaśnie nikt”. Nie dlatego, że horror (lubię!), ale dlatego że polski. Kinga Dunin czyta „Neurolożkę. Piękny umysł, który się zgubił”, „Na kozetce” oraz „Gąsienicę” i ogląda pierwszy polski slasher.
Barbara K. Lipska we współpracy z Eleine McArdle, Neurolożka. Piękny umysł, który się zgubił, przeł. Jolanta Kozak, Wydawnictwo Agora 2020
Biegnę, biegnę, biegnę. Biegam tak godzinami. Chce dostać się do domu, ale nie mam pojęcia, gdzie to jest, chociaż mieszkam w tej okolicy od dwudziestu lat.
Wygląda to na męczący sen, miewam takie, tyle że nie biegam, a chodzę. Jednak była to rzeczywistość.
Barbara Lipska to polska naukowczyni, która od ponad trzydziestu lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. Zajmuje się neurologią i biologią molekularną. Wraz z innymi naukowcami stworzyła model neonatalnej lezji hipokampowej schizofrenii, tzw. model Lipskiej. Nieźle brzmi, prawda? Ale można się domyślić, że zajmuje się poszukiwaniem w zmianach w mózgu uwarunkowań schizofrenii. Pracuje w National Institute of Mental Health, największym instytucie biomedycznym na świecie. Jest dyrektorką banku mózgów – ludzkich. Jak widać, jej doświadczenia w badaniu tego organu są ogromne i także praktyczne. I interesują ją też choroby psychiczne. Poza tym ma dwoje dzieci, dobrze wykształconych i osadzonych w Stanach, cudowne wnuki, wspaniałego męża. Uwielbia sport – maratony, triatlony…
Nie wszystko jednak układało się w jej życiu aż tak dobrze. Trzykrotnie zmagała się z rakiem, ale ostatni raz był szczególnie dramatyczny – i o tym opowiada w swojej książce. Był to rak mózgu, a jego efektem były poważne zmiany osobowości, których objawy odpowiadały objawom najbardziej znanych chorób psychicznych. To, czym dotąd zajmowała się z perspektywy nauk biologicznych i medycznych, stało się jej własnym wewnętrznym doświadczeniem.
Jej mózg, uciskany przez guzy, okazał się nie tylko zagrożeniem dla życia, ale doprowadził ją na skraj obłędu. Przestał pełnić zwykłe funkcje kontrolne, często więc nie rozumiała skutków działań, które podejmowała. Stała się osobą kłótliwą, agresywną, uporczywie trzymającą się własnych iluzji, podejrzliwą, nieczułą i samolubną, skłonną do irytacji. I mocno zdezorientowaną. Straciła pamięć topograficzną – dlatego, kiedy poszła pobiegać, nie umiała potem wrócić do domu. Miała kłopoty z pamięcią krótkotrwałą, natomiast bardzo żywo wracały do niej wspomnienia z dzieciństwa. Nagle okazywało się, że nie radzi sobie z liczeniem – z trudem dodaje niewielkie liczby, ale nie potrafi już wykonywać innych działań. Wszystkiemu temu towarzyszyła anozognozja, czyli ignorowanie i negowanie własnych zaburzeń. Żadne komunikaty ze strony najbliższych nie mogły tego zmienić. Za to niepokoiło ją zachowanie rodziny, poczucie, że coś przed nią ukrywają.
Mimo złych rokowań dzięki morderczym kuracjom udało się doprowadzić do remisji choroby, wówczas objawy psychiczne także się cofnęły.
A my dostaliśmy książkę ciekawą, bo łączącą perspektywę osoby chorej i specjalistki, która bardzo dokładnie potrafiła zrozumieć, co i dlaczego się z nią działo.
*
Garry Small, Gigi Vorgan, Spod kozetki, przeł. Aga Zano, Marginesy 2020
Jakim cudem istnieją ludzie, którzy potrafią rozzłościć się tak bardzo, że tracą zdolność mówienia? Albo tacy, co wyrywają sobie włosy z nerwów, aż wyłysieją.
On jest profesorem psychiatrii i dyrektorem Centrum Badań nad Pamięcią i Starzeniem. Zajmuje się psychoterapią. Ona jego żoną, producentką filmową i autorką scenariuszy. I to jej pewno zawdzięczamy, że ich książka jest miłą popową lekturą.
Small omawia swoje najdziwniejsze przypadki w porządku chronologicznym, a przy okazji swoje stawanie się psychiatrą i meandry kariery – nie ukrywając minusów, konfliktów z kolegami. I tego, jaki pacjent jest najlepszy – młody, sprawnie się komunikujący i bogaty. Ale trzeba przyznać, że sam takich nie wybiera, albo nie tylko, i zajmuje się problemami, które dziś są niezwykle istotne: starczymi demencjami. Ale to tylko jeden przypadek z tych opisanych w książce.
Tym razem źródła osobliwych stanów świadomości znajdują się w psychice i relacjach rodzinnych. Chociaż może mają też uwarunkowania organiczne, Small to uznaje, czasem też ordynuje leki. Dziewczyna w gabinecie rozbiera się do naga i staje na głowie? Najpierw okazuje się, że to efekt choroby somatycznej, nie psychicznej. Ale to, jak pacjentka radzi sobie z tą chorobą, wynika z relacji z matką.
I ostatecznie zawsze okazuje się, że jednak potrzebna jest długoterminowa psychoterapia.
„Cały czas tylko masz depresję” − czy rozumiemy, czym są zaburzenia osobowości?
czytaj także
*
Ranpo Edogawa, Gąsienica, przeł. Dariusz Latoś, Blanka Kurata, Tajfuny 2019
Nie wiem, dlaczego Sei’ichirō Fukiya zdecydował się popełnić straszliwą zbrodnię, którą poniżej opisuję, ani jakie przyświecały mu motywy.
Ranpo Edogawa (1894–1965) to pseudonim, przetworzony Edgar Alan Poe – szczegóły znajdziecie w ciekawym słowie wstępnym Andrzeja Świrkowskiego.
Uważany jest za ojca japońskiego kryminału, a opowiadania zawarte w tym tomie pochodzą z lat 1925–29. Staroć? Poe tworzył jeszcze dawniej. Podobnie Arthur Conan Doyle. A to właśnie nimi inspirował się Ranpo Edogawa, i ogólnie literaturą europejską. W pierwszym opowiadaniu student zabija starą, bogatą kobietę, jak u Dostojewskiego. Wydaje mu się, że wszystko przewidział i będzie to zbrodnia doskonała, ale pojawia się japoński Sherlock Holmes… Jego dedukcji i spostrzegawczości nic nie umknie.
To także opowieści niesamowite, opowieści grozy. Tytułowa Gąsienica to chyba jedno z najbardziej przerażających opowiadań, jakie zdarzyło mi się czytać. Znajdziemy w nim odrażające kalectwo, okrucieństwo i perwersyjny seks.
Natomiast jeśli chodzi o osobliwe stany świadomości, to Ranpo Edogawa zazwyczaj skupia się na życiu wewnętrznym mordercy. I wydaje się, że podstawowym stanem duszy, który prowadzi do zbrodni, jest nuda, znużenie, poczucie pustki, nieumiejętność znalezienia w życiu celu, jak dziś powiedzielibyśmy – anhedonia, niezdolność odczuwania przyjemności (anhedonia często towarzyszy depresji).
Mnie jednak te historie dostarczyły całkiem sporo przyjemności, mimo pewnej wtórności i staroświeckości – a może właśnie dzięki temu.
czytaj także
*
W lesie dziś nie zaśnie nikt, reżyseria i scenariusz Bartosz M. Kowalski
Chyba z rozpędu po japońskim Poem zdecydowałam się zobaczyć film reklamowany jako pierwszy polski slasher, taki podgatunek horroru. Z powodu wiadomo-czego nie trafił do kin, tylko na Netflixa. W normalnych warunkach chyba nie przyszłoby mi do głowy, żeby iść na to do kina. Nie dlatego, że horror (lubię!), ale dlatego że polski. To nie jest gatunek, w którym się specjalizujemy. Ale z drugiej strony to może właśnie powód, żeby dać mu szanse, bo przecież fajnie byłoby mieć swojskie kino gatunkowe.
Pod względem gatunkowści wszystko jest po bożemu. Niewielka grupa odizolowana od innych – młodzi ludzie na obozie odwykowym od internetu, w lesie. To dobry pomysł, bo dzięki temu nie mają telefonów i nie mogą wezwać pomocy. I – zgodnie z regułami sztuki – wszyscy po kolei giną z rąk jakiegoś mordercy-potwora, aż, jako ostatnia, pozostanie piękna dziewica (Julia Wieniawa-Narkiewicz), która da radę.
Matką slasherów jest oczywiście Teksańska masakra piłą mechaniczną (1974). Kiedy to oglądałam, dużo później, było to już kino kultowe, funkcjonujące właściwie na zasadzie autoparodii. To zawsze było kino B, ale w lepszych odsłonach B z dystansem. Wczoraj obejrzałam najlepsze fragmenty Piły – nadal jest cudowna. I niestety polski slasher nie dorasta do pierwowzoru. Nie dość straszny. Nie dość śmieszny. Nie dość dobrze zagrany i sfilmowany. Potwór jak z kreskówki dla dzieci.
Ma za to polskie dodatki – ksiądz zbok i obleśni faceci w faszystowskich mundurach, którzy w lesie obchodzili urodziny Hitlera.
czytaj także
Pastisz i dystans niby też jest. Pulchny nerd wymienia grzechy, które popełnia się w horrorze:
Ciekawość. A co tam jest w środku, może zajrzę?
Niedowierzanie. To tylko mi się wydawało, nie ma się czego bać.
Pewność siebie. Co mi tam, wchodzę!
Nieatrakcyjni zawsze giną.
Kto uprawia seks – jest trupem! (w slasherach musi być też seks).
Rozdzielanie się.
I oczywiście bohaterowie wszystko to robią. Jednak nie dość.