Kinga Dunin czyta „Nieznaną terrorystkę” Richarda Flanagana, „Tratwę Odysa” Dobrosława Kota i „Zapiski z Konga” Nikolaja Frobeniusa.
Richard Flanagan, Nieznana terrorystka, przeł. Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie 2018
Myśl, że miłość to za mało, jest wyjątkowo bolesna.
Cenię pisarstwo Flanagana, chociaż niekiedy mnie męczy albo wydaje mi się zbyt pokręcone. Nie jest to jednak przypadek tej powieści, która jest dość prosta, również w warstwie językowej, i czasem zbyt oczywista. Może nawet trochę pretensjonalna. Na początek dostajemy Jezusa i Nietzschego oraz nokturny Chopina. Miłość to za mało, za nią idzie śmierć, a wszystko wymyka się słowom… Kiedy jeszcze pojawią się takie wątki jak utrata dziecka czy molestowanie w dzieciństwie, to myślę sobie: proszę mnie nie wzruszać tak tanio. Jednak nadal jest to Flanagan, a więc nie zamierzam kończyć na narzekaniu. Pomysł zatem wydaje się prosty. Doll jest tancerką erotyczną, która przypadkiem zostanie uznana za terrorystkę i wyrzucona poza nawias społeczeństwa.
Czy tańcząca nago dziewczyna, która nie miała żadnych związków z islamem, może być islamską terrorystką? Każdy życiorys, każdą osobę, o której ma się ledwie garstkę informacji, da się przerobić na obcego, wroga, łowną zwierzynę. Wykreują to media żywiące się strachem, skandalem, ekscesem, wykorzystają politycy, którzy potrafią społeczne poczucie zagrożenia użyć do własnych celów. Wroga, jakichś obcych potrzebuje też społeczeństwo. Potrzebuje ono też czasem krwawej ofiary, żeby poczuć się lepiej. Obcy niekoniecznie przybywa z zewnątrz, jest raczej wytworem wewnętrznych mechanizmów społecznych.
Zanim Doll została terrorystką, jej życie było pozbawionym samoświadomości, kapitalistycznym snem. Zbierała pieniądze na własne mieszkanie, bo trzeba mieć nieruchomość. Myślała o studiach, bo potem potrzebna jest jakaś praca. Uwielbiała kupować, czytać kolorowe magazyny o strojach i wnętrzach. Przeglądała gazety, nie zastanawiając się nad ich treścią. Na widok kobiety w burce myślała: czemu ona nie potrafi być taka jak my? Jej praca erotyczna to praca z pożądaniem, bo nie była to prostytucja, tylko właśnie sztuka wzbudzania pożądania. Czyż nie jest to mechanizm zamachowy społeczeństwa konsumpcyjnego? Wytrącona z niego, zobaczyła więcej. Bezsens i miałkość takiego życia, ale także to, że sama jest częścią tego systemu, który ją zniszczył.
Może to też nie są jakieś głębokie mądrości, ale stanowią tło dla sensacyjnej akcji, a czasem są to naprawdę poruszające obrazy, dające wgląd w podskórne społeczne mechanizmy. I to był ten Flanagan, którego chciałam przeczytać.
czytaj także
Dobrosław Kot, Tratwa Odysa. Esej o uchodźcach, słowo/obraz terytoria 2020
A jeśli uchodźcy są najważniejszym pytaniem, przed jakim stajemy?
Trochę to samo co u Flanagana, ale bez akcji i sensacji, za to filozoficznie i z wyższego piętra. Może nawet najwyższego.
Uchodźcy wychodzą z domu, idą, dochodzą, napotykają granicę – zbyt szczelną, oddzielającą ich od obywatelstwa, które zagwarantowałoby im pełnoprawne istnienie. Stają się przychodźcami, co może nas niepokoić, ale też skłonić do gościnności. Po drodze mijamy Homera, Arystotelesa, Arend, Agambena, Levinasa, Heideggera, dużo Heideggera, Kanta, Derridę, Foucault’a i stu innych, głównie białych martwych mężczyzn.
(No wiem, Agamben żyje, a Arend była kobietą). Jedynym wyjątkiem jest Seyla Benhabib, ale na żaden feminizm nie liczcie. Autor zgłębia znaczenie słów, szuka sensów – wszystko w dość sporym oderwaniu od życia, ale z głębokim namysłem etycznym. Stawia dużo pytań bez odpowiedzi, pokazuje aporie i napięcia w naszym stosunku do Obcego. Zachęca do myślenia, które – trochę to banał – nigdy nie jest ostateczne, jest procesem i zmaganiem się z tym, co nienazywalne.
Zgadzam się z Rortym, że filozofia, przynajmniej taka, to po prostu rodzaj literatury. A tę całkiem nieźle mi się czytało. (Dobrosław Kot to Wit Szostak, pisarz, którego doceniam, ale który też zawsze mnie irytował filozoficznym przeciążeniem. Teraz postanowiłam sprawdzić, jak to działa w drugą stronę – niech już będzie, zgodnie ze swoim wykształceniem, tym filozofem!)
Czy coś w tym eseju mnie zaciekawiło? Jakoś do mnie przemówiło?
Najbardziej to, co w prostej, może zbyt prostej, formie starał się pokazać Flanagan na przykładzie egzystencji Doll. Życie zadomowione w instytucjach, przyzwyczajeniach, codzienności, języku, nawet w krajobrazach, okazuje się utopią balansującą na ruchomych piaskach. Złudzeniem bezpieczeństwa. To dlatego każdy Obcy jest dla nas zagrożeniem i Flanagan ma rację, nie musi on przybywać z zewnątrz, potrafimy go sami stworzyć, żeby następnie przed nim się obronić i utwierdzić w naszym zadomowieniu.
Ciekawe są też rozważania o gościnności, która jest zdaniem autora istotą, kwintesencją etyki. A jednocześnie tkwi w tym pewna aporia. Streszczę to może, prymitywizując, i przywołam ewangeliczną zasadę miłości bliźniego. „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”. Jak siebie samego? A jeśli bliźni chce być kochany inaczej, niżbyśmy sami siebie kochali? Trzeba spytać go, czego mu potrzeba, bo – jak pisze Flanagan – miłość to za mało.
czytaj także
Nikolaj Frobenius, Zapiski z Konga, przeł. Ewa Bilińska, Wydawnictwo Sonia Draga 2020
O wpół do czwartej nad ranem siedziałem przy biurku, wpatrując się w świeżo napisany tekst.
A czy więzień – winny czy niewinny zarzucanych mu zbrodni – odizolowany od społeczeństwa, pozbawiony wielu praw, skupiający na sobie społeczną niechęć też może być figurą Obcego?
W ciężkim więzieniu w Kinszasie siedzi dwóch Norwegów oskarżonych o zamordowanie miejscowego kierowcy, skazanych na śmierć i przez lata oczekujących na wykonanie wyroku. Bohater tej opartej na faktach powieści dostaje zlecenie napisania filmowego scenariusza o nich. Jedzie do Konga i przeprowadza z więźniami wiele rozmów. Dużą część książki stanowią jego dylematy – czy jest w stanie odkryć prawdę, dowiedzieć się, kim są, czy naprawdę zabili, czemu zaprzeczają? Trudno jednak oczekiwać od ludzi w takiej sytuacji szczerości. Oskarżeni twierdzą, że byli ochroniarzami, ale wiele wskazuje na to, że niegdyś byli żołnierzami i najemnikami. Może tej akurat zbrodni kierowcy nie mają na sumieniu, ale to, czym się zajmowali, jest bardzo podejrzane. Prezentują też typ męskości, który jest pisarzowi obcy – stworzeni do walki, siła i honor, prawicowe poglądy… Z drugiej strony zaczyna odczuwać do nich sympatię, pewno też współczucie. No i więzienie N’dolo to nie skandynawska cela Breivika.
Ta książka jest interesująca, o ile wyjdziemy poza pojękiwania bohatera, że nie umie uchwycić prawdy, i spojrzymy szerzej. Ci dwaj to raczej bad boys, ale w więzieniu afrykańskim są też ofiarami. Co robić ze złym Obcym, a nie tylko z tym abstrakcyjnym?