Leila to pracownica seksualna po czterdziestce, zamordowana na ulicach Stambułu, kolejna w tym miesiącu. Przez 10 minut i 38 sekund jej mózg jeszcze funkcjonuje i przypomina sobie różne obrazy z jej życia. Kinga Dunin czyta „Bezpieczną odległość” Samanty Schweblin, „10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie” Elif Shafak i „Calypso” Davida Sedarisa.
Samanta Schweblin, Bezpieczna odległość, przeł. Tomasz Pindel, Sonia Draga 2020
Są jak robaki.
Ale robaki jakiego rodzaju?
No takie zwykłe, jak wszędzie.
To mówi ten chłopak, szepcze mi słowa do ucha. A ja zadaję pytania. Robaki w ciele?
Tak, w ciele.
Młoda kobieta z córeczką przyjeżdża z Buenos Aires do wakacyjnego domu gdzieś na prowincji. Coś musiało pójść nie tak, bo Amanda znajduje się w lokalnym szpitalu. Co, tego dowiadujemy się z jej rozmowy z Davidem, chłopcem widmem. Rozmowa ta toczy się gdzieś między życiem a śmiercią. Chłopiec kiedyś ciężko chorował, a po tym, jak zajęła się nim miejscowa znachorka, zmienił się w sposób, który przeraża jego rodziców.
Pisząc to, już zdradziłam zbyt wiele, bo zaletą tej historii jest tajemniczość, powolne odkrywanie kart i zmienność planów czasowych początkowo dezorientująca czytelnika. Najbardziej pasuje tu może spopularyzowane przez Olgę Tokarczuk określenie: opowieść bizarna, czyli niesamowita. Można nazwać to też horrorem psychologicznym. Trzeba przyznać autorce, że znakomicie udało jej się zbudować atmosferę narastającego lęku, oczekiwania na nieuchronną katastrofę, klaustrofobii. Miasteczko, w którym znalazła się Amanda z córką, nosi w sobie tajemnicę, trudno je opuścić, mieszkańców, szczególnie dzieci, dręczą jakieś dolegliwości, czasem widoczna niepełnosprawność, ale częściej coś nieuchwytnego. Status rozmawiających – Amandy i Davida – dość długo jest dla nas niejasny. Może wszystko odbywa się w głowie kobiety i jest efektem zmącenia jej zmysłów, a może naprawdę wydarzyło się coś wykraczającego poza normalność?
czytaj także
Horror psychologiczny, bo jest to zapis wręcz obsesyjnego niepokoju matki o dziecko. Oraz specyficznej więzi, która w ten sposób powstaje. Bezpieczna odległość to taka, na jaką wolno oddalić się dziewczynce, wciąż kontrolowanej przez jej matkę, tak jakby zawsze związane były niewidzialną liną. Gdyby nie groza tej opowiastki, można by uznać to za przesadę.
Także horror ekologiczny, bo wszystko to zapewne jest efektem stosowania trujących środków w rolnictwie.
I jeśli nawet nie potrafiłam dostatecznie przejąć się poważnymi tematami tej bizarnej mikropowieści, to muszę przyznać, że jest ona bardzo dobrze skonstruowana, oryginalna i poruszająca emocje.
Aha, i jeszcze na koniec – okazuje się, że ojciec nie ma tak silnej więzi ze swoim dzieckiem, nie można na niego liczyć.
czytaj także
*
Elif Shafak, 10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie, przeł. Natalia Wiśniewska, Wydawnictwo Poznańskie 2020
Nazywała się Leila.
Tequila Leila, jak nazywali ją przyjaciele i klienci.
Była pracownicą seksualną po czterdziestce, zamordowaną na ulicach Stambułu, kolejną w tym miesiącu. Przez 10 minut i 38 sekund mózg Leili jeszcze funkcjonuje i przypomina sobie różne obrazy z jej życia. Tutaj jednak ten pomysł nie gra tak dobrze jak w Bezpiecznej odległości, może dlatego, że Leila widzi w tych wspomnieniach więcej, niż miała prawo pamiętać.
Jest epicko – na tle współczesnej historii Turcji: islamski fundamentalizm i trudna sytuacja kobiet, opresyjne państwo, brutalna policja, korupcja. No i wykluczeni, którzy muszą sobie jakoś radzić. Mamy cały ich przegląd: osoba transpłciowa, osoba niskorosła, pracownice seksualne, imigrantki, oczywiście kobiety w muzułmańskich rodzinach… I cały zestaw problemów społecznych: poza wykluczeniem i religijną opresją bieda, przemoc, wyzysk, rasizm, gentryfikacja, wypadki przy pracy – na pewno coś pominęłam, ale autorka chyba niczego nie pomija.
Wszystko jest jednak podane w ładnym, kolorowym opakowaniu. W nieco egzotycznej, pełnej życia i różnorodności atmosferze ukochanego – mimo wszystko – Stambułu. Sposobem na przeżycie w tym świecie jest przyjaźń, rodzina z wyboru złożona z rozmaitych odmieńców, która wykopie zwłoki Leili z cmentarza dla bezimiennych, porzuconych, więźniów i ofiar represji. Będzie też wielka miłość do pięknego trockisty zamordowanego na placu Taksim. Bajka. Jak dla mnie za długa. I zbyt dydaktyczna.
czytaj także
*
David Sedaris, Calypso, przeł. Piotr Tarczyński, Wydawnictwo Filtry 2020
Wiek średni, choć istnieje cała branża gospodarki, która opiera się na wmawianiu nam czego innego, przynosi niewiele prawdziwych rozkoszy.
David Sedaris jest bardzo popularny w Stanach i sądząc po tym, co pisze o swoich licznych podróżach i spotkaniach autorskich – nie tylko tam. Wygląda na to, że – przynajmniej w Stanach – standardem na spotkaniach z nim jest dwa tysiące widzów, którzy zapłacili za bilety. Możliwe, że właśnie żywy kontakt jest dość istotną częścią jego fenomenu. I nie przypadkiem jego kariera zaczęła się od występów radiowych. To, co pisze, to krótkie formy, których gatunek trudno ustalić. Osobisty felieton? Tekst dla stand-upera? Opowiadania? W internecie piszą o nim, że jest pisarzem i komikiem.
A on sam pisze i opowiada głównie o sobie, swoim wieloletnim partnerze i rodzinie – ma pięcioro rodzeństwa, a właściwie miał, bo jedna z sióstr popełniła samobójstwo. Ojciec głosuje na republikanów, matka zbyt wcześnie umarła, poza tym była alkoholiczką, ale też wspaniałą osobą. I może to od niej Sedaris nauczył się tego, co moim zdaniem jest istotą jego pisarstwa – przerabiania wszystkiego, co mu się przydarza, co zaobserwował, na anegdoty. Specjalnością matki, jak dowiadujemy się z książki, były opowieści z życia, które powtarzała po wielokroć, cyzelując je, dopracowując, ubarwiając, aż uzyskiwały ostateczną wersję. A nagrodą było to, że udawało jej się rozśmieszyć słuchaczy.
Kowalska przeżyła z autorką „Nocy i dni” 22 lata i stworzyła z nią nierozerwalny związek
czytaj także
Mówiąc „anegdoty”, zwykle mamy na myśli historyjki o zabarwieniu komicznym, z punktem docelowym w postaci nieoczekiwanej puenty. Ja rozumiem to szerzej – jako skondensowane i przećwiczone opowieści z życia, które nawet jeśli dotyczą kwestii trudnych, nie wywołują u słuchacza przykrych emocji, a raczej zaciekawienie, często wydobywają z dramatu również jakiś wymiar komiczny. Oraz są podkręcane, czujemy, że może jednak autor trochę przesadził. Kiedy na przykład opowiada o swoim uzależnieniu od opaski mierzącej jego kroki, która dopinguje go do coraz większego wysiłku, kończy na tym, że ostatecznie przechodził dziennie ponad czterdzieści kilometrów.
Anegdoty służą oswajaniu świata, są – chyba to najlepsze określenie – przyjemne. Są też osobiste, pomagają w bezpieczny sposób opowiedzieć o sprawach prywatnych, a nawet tych intymnych, choć z tym akurat Sedaris nie przesadza. Wydaje mi się, że przerabianie swojego życia na anegdoty może mieć jakieś funkcje obronne, życie przestaje być dramatem, a zamienia się w ciąg atrakcyjnych, małych narracji. Dopiero patrząc z dystansu, uświadamiamy sobie, o ilu trudnych sprawach udało się Sedarisowi opowiedzieć przy okazji rozmaitych zabawnych opowiastek.
Na pewno sami znacie ludzi, którzy uprawiają taki styl komunikacji, chociaż nie każdemu wychodzi to tak dobrze jak autorowi Calypso. Pewno chodzi tu o jakiś złoty środek między przynudzaniem na swój temat i zmienianiem wszystkiego w sensację albo groteskę. Kluczem do tego przedsięwzięcia jest autoironia, a nie wymierzanie policzków innym.
Sedaris ze swoim partnerem mieszkają na angielskiej prowincji. Jego hobby to zbieranie śmieci podczas spacerów. Dlatego na jego cześć została nazwana miejscowa śmieciarka. Czy to nie jest sympatyczne?