Już to przerabialiśmy: liberałowie rządzą „apolitycznie”, po czym przychodzi skrajna prawica i wypełnia ideową próżnię swoją demagogią. Jeśli nie wypełnimy kryzysu klimatycznego lewicową, socjalną treścią, oddamy go walkowerem prawicowym radykałom, którzy zapytają: czy nie jest prawdą, że macie teraz gorzej?
Polityka klimatyczna administracji prezydenta Bidena nadal jest zakładniczką senatora z jego własnej partii: Joe Manchina. Tuż przed nowym rokiem Manchin ogłosił w skrajnie prawicowym Fox News – cóż za doskonały wybór miejsca do komunikowania się ze swoją partią – że nie poprze planu inwestycji klimatycznych i socjalnych, tak zwanego Build Back Better.
Manchin utrzymuje, że reprezentuje interes wyborców ze swojego stanu, czyli Wirginii Zachodniej. Część tych wyborców ma jednak w tej sprawie inne zdanie. Związek zawodowy górników z Wirginii Zachodniej wydał oświadczenie, w którym wzywa senatora do poparcia planu klimatycznego Bidena. Mała szansa, że coś to da. Manchin posłucha raczej właścicieli kopalń, którzy nalegają, by ten plan odrzucił. Koniec końców, więcej łączy go z tymi drugimi – jest współudziałowcem firmy węglowej, na której zarabia pół miliona dolarów rocznie.
czytaj także
Górnicy za klimatem
Jakkolwiek irytujące i dołujące nie byłoby zachowanie Manchina, nie powinien nam umknąć optymistyczny akcent całej tej historii. Jak to się właściwie stało, że górnicy popierają plan, który ma przyspieszyć transformację energetyczną i zamknąć ich dotychczasowe miejsca pracy? Jest to przecież stanowisko dalekie od oczywistości.
W oświadczeniu, które opublikował związek, padają trzy argumenty za Build Back Better. Po pierwsze, plan zawiera propozycję zwiększenia opłat, które spółki węglowe muszą uiszczać na rzecz ofiar pylicy płuc. Po drugie, wpisano do niego rozwiązania – między innymi zachęty podatkowe – które pomogą stworzyć nowe miejsca pracy dla osób zatrudnionych dotychczas w górnictwie. Po trzecie, w planie znajdują się zapisy nakładające kary finansowe na firmy, które odmawiają pracownikom prawa do utworzenia związku zawodowego.
Jak zdobyć poparcie dla zielonej transformacji? Połączyć ją z reformami socjalnymi
czytaj także
Innymi słowy, górnicy popierają program transformacji energetycznej, bo został on połączony z zapisami, które zwiększają ich prawa pracownicze i gwarancję bezpieczeństwa finansowego. To dowód na to, że podejście do kryzysu klimatycznego, które proponuje część lewicy, ma sens. Na przykład idea Zielonego Nowego Ładu, czyli zestawu pomysłów popieranego przez progresywne skrzydło Partii Demokratycznej, opiera się na przekonaniu, że należy łączyć rozwiązania klimatyczne z rozwiązaniami propracowniczymi i socjalnymi. Właśnie po to, by przeciągać na swoją stronę takie osoby jak górnicy z Wirginii Zachodniej.
Upolitycznić klimat? Tak, poproszę
Zwolennicy Zielonego Nowego Ładu i innych pomysłów utrzymanych w podobnym duchu są czasem krytykowani za mieszanie kwestii klimatycznych z agendą polityczną. Taki zarzut postawił im choćby Robert P. Murphy, ekonomista związany z tak zwaną szkołą austriacką: „Tak naprawdę nie chodzi o zmianę klimatu. To tylko pretekst do fundamentalnej transformacji każdego aspektu społeczeństwa i kultury w sposób, który forsowała lewica, zanim jeszcze ludzie zaczęli mówić o globalnym ociepleniu”.
Ten argument może wydawać się przekonujący, szczególnie jeśli uogólnimy go do postaci zarzutu, że lewica próbuje upolitycznić temat klimatu. W czasach gdy słowo „upolitycznianie” kojarzy się jednoznacznie źle i jest utożsamiane z „upartyjnianiem”, czyli partyjnym skokiem na stanowiska czy publiczne pieniądze, wprowadzanie polityki do debaty o klimacie wydaje się niepotrzebnym stawianiem murów.
Przekonanie ludzi do transformacji energetycznej jest trudne samo w sobie – mówią krytycy – a wy chcecie jeszcze do tego dołożyć swoje lewicowe pomysły związane z ochroną zdrowia, prawami pracowniczymi czy pomocą socjalną. W ten sposób z problemu czysto technicznego (jak produkować energię bez zwiększania emisji gazów cieplarnianych?) robicie problem polityczny (jak zreformować społeczeństwo w zgodzie z ideałami równiejszego dostępu do różnych dóbr, takich jak mieszkania czy opieka zdrowotna?).
Błąd tej argumentacji tkwi w przekonaniu, że kryzys klimatyczny to tylko problem techniczny, który można rozwiązać apolitycznie, bez wciskania nikomu lewicowej, prawicowej czy liberalnej agendy. To cokolwiek absurdalna przesłanka. Apolityczna to może być decyzja o remoncie kuchni i kolorze ścian, a nie globalna transformacja energetyczna, która wpłynie na setki milionów miejsc pracy, ceny prądu i paliw, podatki, inwestycje, przepływ środków publicznych i całe mnóstwo innych rzeczy?
Tym bardziej że klimat już się ocieplił o 1 stopień Celsjusza, a w świetle ostatniego raportu IPCC wyhamowanie ocieplenia przed granicą 1,5 stopnia wydaje się coraz mniej realne. Rozmawiając o kryzysie klimatycznym, musimy więc brać pod uwagę także skutki tego ocieplenia, które już się dokonało. Od nasilenia anomalii pogodowych po migracje klimatyczne. Czy ktokolwiek, kto obserwował przez ostatnie miesiące dramat na granicy z Białorusią, ma jakiekolwiek złudzenia, że kwestia migracji może być apolityczna?
czytaj także
Zamiast się łudzić, że istnieją jakieś apolityczne rozwiązania, lepiej robić to, co proponują zwolenniczki i zwolennicy Zielonego Nowego Ładu: zastanowić się, jak powinna wyglądać odpowiedź na kryzys klimatyczny, jeśli chcemy, by poparła ją większość społeczeństwa. Dlatego przykład górników z Wirginii Zachodniej jest tak ważny.
A tematów społecznych i pracowniczych, które można podjąć przy okazji walki z kryzysem klimatycznym, jest multum. Kwestia górników i ich miejsc pracy powinna być oczywista, szczególnie w Polsce, ale na tym problemy sprawiedliwej transformacji się nie kończą.
Mamy na przykład w Polsce miliony ludzi wykluczonych komunikacyjnie. Inwestując w transport zbiorowy, który jest mniej emisyjny niż indywidualny, można i pomóc tym ludziom, i działać na rzecz klimatu. Na pewno lepsze to niż podnoszenie cen paliwa w sytuacji, kiedy dla tak wielu osób samochód jest jedynym sposobem przemieszczania się. Albo namawianie ich do zakupu elektrycznych aut, na które ich nie stać.
140 milionów migrantów klimatycznych. Czy jest się czym martwić?
czytaj także
Są też dalej idące pomysły.
Milena Büchs z University w Leeds proponuje, by Europa rozważyła pomysł „powszechnych, bezpłatnych zielonych usług”. Chodzi o to, by każdy człowiek miał prawnie zagwarantowany darmowy dostęp do określonej ilości energii i podstawowych środków transportu. Całość miałaby być finansowana między innymi z podatków węglowych. Jak to zazwyczaj bywa w przypadku tego typu pomysłów, próba ich wdrożenia natychmiast spotkałaby się z narzekaniami, że koszty są zbyt wysokie. Takie argumenty są jednak przekonujące tylko dopóty, dopóki nie zadamy sobie pytania o to, jakie są polityczne koszty zaniedbania kwestii sprawiedliwości społecznej. Te zaś mogą być ogromne.
Nie dać się ograć prawicy
Choć prawica lubi retorycznie narzekać na upolitycznianie klimatu, tak naprawdę doskonale zdaje sobie sprawę z powiązań między transformacją energetyczną a pytaniem o kształt naszej gospodarki i całego społeczeństwa.
Naomi Klein ma słuszność, gdy pisze w To zmienia wszystko, że amerykańscy republikanie tak długo negowali zagrożenie klimatyczne właśnie dlatego, że zdawali sobie sprawę, co oznacza wzięcie go na serio: więcej regulacji, więcej inwestycji publicznych, więcej troski o dobra wspólne. Czyli wszystkie te rzeczy, których nie znoszą.
Miliarderzy się bogacą, ubodzy biednieją. Czeka nas więcej krwawych konfliktów
czytaj także
Lewica, ale też liberałowie i centryści, nie powinni mieć tu cienia wątpliwości. Jeśli tylko prawica wyczuje, że może wykorzystać kryzys klimatyczny z pożytkiem dla siebie, upolityczni każdy aspekt dyskusji. Będzie straszyć migrantami, odwołując się do „uczuć patriotycznych”, będzie straszyć Unią Europejską, będzie przekonywać, że wszystkie kłopoty są winą nie spóźnionych działań i wieloletniego lekceważenia problemu, ale oszalałych aktywistów, którzy ręka w rękę z migrantami i brukselskimi urzędnikami zamachują się na dobrobyt zwykłych ludzi.
Jak zresztą słusznie wyłapał ekonomista Michał Brzeziński, PiS już to poniekąd robi, idąc drogą Partii Republikańskiej.
PiS w ostatnim czasie zaczął intensywnie polaryzować sprawę polityki klimatycznej- jest ważna rola dla analityków i intelektualistów prawicy, aby przez artykuły, książki, wywiady itp próbować do tego w PL nie dopuścić
(na razie te kwestie nie są w PL spolaryzowane – zob.⬇️) https://t.co/VDzmo2EsiM— Michal Brzezinski (@BrzezinskiMich) January 14, 2022
Jeśli transformacja energetyczna nie zostanie upolityczniona w duchu socjalnym, czyli z uwzględnieniem sprawiedliwości społecznej, będzie to wspaniały prezent dla skrajnej prawicy, która upolityczni transformację w duchu nacjonalistycznym. Bo będzie mogła powiedzieć: co się nie zgadza w naszej narracji? Czy nie jest prawdą, że macie teraz gorzej? Czy nie jest prawdą, że ciężar transformacji spada głównie na wasze barki? Czy nie jest prawdą, że Waszyngton/Bruksela/lewackie i liberalne elity mają was gdzieś?
Liberałowie i centryści mogą się upierać, że transformację da się przeprowadzić bez upolityczniania, bez – jak lubią powtarzać – skrajności, bez przechyłu w jedną czy drugą stronę. Ale „brak upolityczniania” oznacza w praktyce kontynuowanie pod płaszczykiem apolityczności określonej polityki: promującej korporacje i najzamożniejszą garstkę społeczeństwa, przerzucającej koszty na najbiedniejszych. Widzieliśmy, jak się skończyło ostatnim razem prowadzenie „apolitycznej” polityki ciepłej wody w kranie. Tak zwana „populistyczna prawica” chętnie skorzystała z zaproszenia, by wypełnić ideową pustkę swoją agendą polityczną.
Można się łudzić, że gdy kryzys klimatyczny uderzy w Polskę, wyborcy odwrócą się od ludzi, którzy siali latami negacjonizm klimatyczny. Że wszyscy bez wyjątku zdadzą sobie sprawę, jakie głupoty wygadywała na ten temat nasza prawica i jak bardzo zawaliła. Będzie jak w filmie Nie patrz w górę – gdy w końcu można było dostrzec kometę gołym okiem, wyborcy rządzącej partii zakrzyknęli wreszcie: „Oni robią nas w konia”.
Ochrona klimatu jako źródło cierpień (polemika z Rafałem Wosiem)
czytaj także
Problem polega na tym, że spanikowani ludzie mogą się nie zastanawiać nad tym, kto zrobił ich w konia, ale nad tym, kto ich teraz najlepiej uchroni przed całym tym bajzlem. A prawica udowodniła, że – niezależnie od jej intencji i realnych skutków politycznych jej rządów – potrafi być w tego typu sprawach wysoce perswazyjna.
Raz jeszcze – najgłupszą rzeczą, jaką można zrobić w tej sytuacji, jest sprezentowanie skrajnej prawicy argumentu, że transformacja energetyczna odbywa się kosztem najsłabszych.
To straszne, że bliższa jest nam idea wyższego muru niż dłuższego stołu
czytaj także
W krajach takich jak Polska, gdzie kryzys klimatyczny nałoży się na wzrastające nierówności, napięcia społeczne mogą wybuchnąć na niespotykaną wcześniej skalę. Wtedy nikt nie będzie się już łudził, że transformacja energetyczna jest kwestią jedynie techniczną. Tylko że wtedy będzie za późno. Bo sprawa klimatu zostanie już upolityczniona przez prawicowych demagogów, którzy wykorzystają gniew przerażonych ludzi do utrwalenia swojej władzy.