Kraj

Nagroda dla Tuska: nowy początek starego sporu w polskim feminizmie

Jeśli dobrze rozumiem, Magdalena Środa niemal otwartym tekstem mówi, że nagroda dla Tuska jest rodzajem podarku, inwestycji czy odwdzięczenia się za to, że PO wciągnie Kongres Kobiet na listy wyborcze.

Być może wypowiadanie się o Kongresie Kobiet przez kolejnego mężczyznę nie jest najlepszym pomysłem. W końcu mężczyzn, którzy ciągle się wypowiadają o kobiecych inicjatywach, jest już w Polsce dosyć. Ale coroczna nagroda Kongresu Kobiet dla Donalda Tuska jest nagrodą „dla mężczyzny wspierającego równość”, wobec czego i ja czuję, że mężczyźni mogą w tej sprawie zabrać głos.

Nie tyle mogą, ile powinni, albowiem to, co się w kwestii nagrody dla Tuska odkongresowało, wzbudziło więcej niż niesmak. W momencie ogłaszania nagrody niemal wszyscy, w tym nawet niektórzy fani PO, zastanawiali się, za co tak konkretnie Tusk nagrodę dostał?

Donald Tusk otrzymał kredyt od Kongresu Kobiet

Za to, że mając Sejm, Senat i prezydenta, nawet palcem w bucie nie ruszył w sprawie aborcji, a do Trybunału Konstytucyjnego wsadził takiego orędownika równości jak przyjmujący od Kościoła order profesor Rzepliński? A może chodzi o polityczne przyjaźnie z mecenasem Giertychem – znanym działaczem praw kobiet, czy zasiadanie w jednej eurofrakcji z Viktorem Orbánem, także ograniczającym aborcję? A może wreszcie o podwyższenie wieku emerytalnego dla kobiet?

Głupia sprawa, ale pamiętając oczywiście o łajdackim orzeczeniu aborcyjnym za rządów PiS, trudno nie zauważyć, że jedno pisowskie 500+ zrobiło dla wielu kobiet więcej niż Donald Tusk przez całe swoje życie. A mimo to właśnie Tusk dostał nagrodę. Dlaczego?

Wątpliwości rozwiała w swojej laudacji profesor Fuszara – koleżanka z ław rządowych Donalda Tuska. Tusk – jej zdaniem – „miał początkowo nie rozumieć znaczenia równości płci”, ale potem już „wspierał parytety dla kobiet i mężczyzn, wspierał ratyfikację konwencji o zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy w rodzinie. A ostatnio opowiedział się za legalizacją związków partnerskich i zapowiedział, że na listy kandydatów w wyborach nie wpuści nikogo, kto nie popierałby prawa do aborcji do 12. tygodnia ciąży”.

„Będziemy trzymać laureata za słowo w tej sprawie i liczymy na wsparcie i realizację wszystkich postulatów XIV Kongresu Kobiet” – powiedziała na koniec. I to bez poczucia żenady.

Mamy więc oficjalne potwierdzenie, że Tusk, powołując Fuszarę na stanowisko, zupełnie nie miał pojęcia o polityce równościowej, co oznacza, że Fuszara robiła w tym rządzie, niestety, za kwiatek do kożucha. Potem jednak Tusk się zmienił. Co prawda z tej zmiany nadal nic konkretnie dla równości nie wynikło, a potem Tusk stracił władzę. A jak ją odzyska, to się kiedyś tam zmieni, że hoho.

Kolejny raz mamy do czynienia z sytuacją, że Tusk, mimo zasiadania na jednym z kluczowych stanowisk w UE, zupełnie nie jest rozliczany z tego, co w tej Unii robił. Co na przykład robił dla równości, praw kobiet czy ich spraw bytowych. Skoro, zdaniem liberalnego świata, dzierżył tak prestiżowe stanowisko, to może jednak coś dla tych kobiet by zrobić mógł, prawda? Tymczasem dostał barejowską nagrodę na zachętę.

I gdy po oświadczeniu profesor Fuszary można się było zdziwić, do wyjaśnień przystąpiła Magdalena Środa, która, przynajmniej u mnie, wywołała opad szczęki. Warto przytoczyć wypowiedź z jej wywiadu w „Gazecie Wyborczej”:

„Nie możemy być ciągle na ulicy, musimy szukać sojuszników w przyszłym, potencjalnym rządzie, trzeba myśleć konstruktywnie o naszych planach i projektach”.

„Więc kalkulacja?” – pyta dziennikarka.

„Ideowo-polityczna” – przyznaje Środa. „Poza tym współpraca z PO i koalicją nie hańbi. Chciałoby się pracować z lewicą, gdyby ją reprezentowały kobiety, a nie patriarchalny tercet: Czarzasty-Biedroń-Zandberg. W KO jest już wiele osób myślących ideowo jak Kongres. Są zieloni! Szykujemy się do zmiany władzy i przywrócenia demokracji w Polsce, chciałabym, żeby to była egalitarna demokracja, nie może więc nas zabraknąć w polityce, a nie tylko na strajkach. Mam nadzieję, że na listach znajdzie się dużo miejsc dla działaczek z Kongresu. Idzie być może duża zmiana i my chcemy być jej częścią”.

Jeśli dobrze rozumiem, Magdalena Środa niemal otwartym tekstem mówi, że nagroda jest rodzajem podarku, odwdzięczenia się za to, że Tusk być może przyjmie kogoś z Kongresu na listy wyborcze.

Owszem, rozumiem strategię sojuszu Kongresu Kobiet z mogącą wygrać wybory PO, chociaż odrzucanie sojuszu z Lewicą, bo w kierownictwie są sami mężczyźni, i wchodzenie w sojusz z PO rządzonym przez Tuska, i to po tym, jak PO upokorzyła Kidawę-Błońską, brzmi dość komicznie.

Ale traktowanie nagrody równości jako swoistej waluty, żeby nie powiedzieć łapówki, za którą wierchuszka Kongresu Kobiet zaklepie sobie miejsce wyborcze, budzi opad szczęki. Zwłaszcza że Środa, profesorka etyki, mówi to bez ogródek: tak, musimy rozdawać nagrody, żeby móc brać miejsca na listach. Czym to się różni do nagród u Karnowskich albo w „Gazecie Polskiej”, doprawdy nie wiem.

Cały ten – zdaniem wielu – skandal ma jednak znacznie szersze znaczenie, niż się może wydawać. Otóż jest zapowiedzią nowej erupcji trwającego już od długiego czasu konfliktu feminizmu liberalnego z feminizmem socjalnym.

Te dwa feminizmy na razie złączone są niechęcią do wspólnego wroga na prawicy. Ale w momencie, gdy PiS straci władzę, a w końcu kiedyś przecież straci, antagonizmy wybuchną z nową siłą.

Czas zjeść bogaczki? Na pewno przestać je podziwiać. Nawet ciebie, Taylor

Oba te nurty dzieli oczywiście postawa ideologiczna. To jest, mówiąc w uproszczeniu, feminizm samorealizacji kowalek własnego losu vs feminizm opiekuńczy nad wykluczonymi. Ale nie tylko. Różni je także sposób rozumienia polityki. Feminizm liberalny jest feminizmem elitarnym, odgórnym, gdzie dla dobra społeczności grupa wybranek decyduje o sojuszach i nagrodach. Feminizm socjalny jest feminizmem niejako oddolnym, gdzie siostrzeństwo jest rozumiane jako współuczestnictwo w podejmowaniu decyzji. Siłą rzeczy musi być mniej elitarny, ale bardziej populistyczny, niekoniecznie w złym tego słowa znaczeniu.

Feminizm liberalny, jak widać, będzie nie tylko próbował dosłownie wkupić się w łaski rządzących liberałów, ale nad swoimi męskimi sojusznikami będzie rozpościerał swoisty parasol ochronny. Feminizm socjalny przeciwnie. Już dziś przecież wiadomo, że po zmianie władzy żadnego socjalnego zwrotu w Polsce nie będzie. Nawet jeśli Tusk naprawdę się zmienił, to jego koledzy od Giertycha po koalicjantów w postaci Hołowni czy Kosiniaka-Kamysza socjalni przecież nie są. Zwłaszcza w tych obszarach, gdzie feminizm socjalny, lewicowy czy ludowy będzie chciał poprawy. Gra będzie szła raczej o to, co w dorobku transferów socjalnych da się z pisowskiego dorobku obronić, ale przy histerii „drugiej Grecji” presja liberałów na cięcia socjalu będzie ogromna.

Rzecz jasna, spór o Tuska nie dowodzi, że kobiety się nie mogą dogadać, a więc politykę powinni robić koncyliacyjni heheh mężczyźni. Na skutek postępu kwestie feministyczne stoją dziś w centrum ideologicznej debaty, przynajmniej po anyprawicowej stronie. Ma to swoje oczywiste zalety, ale też rzadziej podnoszone wady. Mówiąc obrazowo, im liczniejszy jest ruch ideologiczno-społeczny, tym większa jest odległość liczona od skrajnych skrzydeł do centrum, a wraz z nią dystans dzielący członkinie będące na dwóch różnych krańcach tej samej grupy.

Wzrasta więc prawdopodobieństwo sporów. Dodatkowo feminizm, rozumiany chociażby jako prawa kobiet, za sprawą orzeczenia pisowskiego TK stał się zbyt ważną polityczną sprawą, żeby świat polityki zostawił go samemu sobie. Konsekwencją tego będzie zaostrzający się spór między dwoma nurtami polskiego feminizmu, z których jeden, lib-fem, dysponuje zapleczem medialnym, a pewnie i finansowym, a drugi, soc-fem, szerokiej publice znany jest tak naprawdę dopiero od niedawna.

Wynik tego sporu jest sprawą otwartą, a reakcje w środowisku feministycznym na nagrodę Tuska świadczą o tym, że obie strony raczej nie mają zamiaru milczeć dla dobra współpracy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij