Nie można udawać, że w kwestii uboju nie ma żadnego zderzenia racji i wartości.
Cezary Michalski: Jakie polski rząd ma realne narzędzia nacisku na Fiata, żeby nie zwalniał 1500 pracowników zakładów w Tychach? Zarówno prezes koncernu, jak też włoscy politycy wyraźnie deklarowali, że nie chodzi o koszty pracy, które są w Polsce niższe, nie chodzi nawet o kwalifikacje pracowników, które nawet ich zdaniem są w Polsce wyższe. Chodzi po prostu o przesunięcie miejsc pracy z powrotem do Włoch.
Janusz Piechociński: Rzeczywiście nikt już nie ukrywa, że mamy w Europie nowy etap, już nawet nie protekcjonizmu, ale nacjonalizmu ekonomicznego. Kierownictwo Fiata nie kryło, że decyzja wyprowadzenia produkcji Pand z Tychów ma wymiar wyłącznie polityczny. Wprost powiedziano, że jest to ukłon w stronę własnego społeczeństwa i własnego rządu. Rachunek ekonomiczny przy tej decyzji w ogóle się nie liczył.
Czy polski rząd ma jakieś narzędzia, żeby Fiatowi tego typu decyzję utrudnić?
Na wczorajszej Radzie Ministrów nie rekomendowałem rządowi programu dopłat do produkcji nowych samochodów, np. w zamian za złomowanie samochodów starych, ponieważ byłoby to wspieranie produkcji koncernów samochodowych prowadzonej przez nie poza granicami kraju. Jestem zwolennikiem dopłat do produkcji i do zatrudnienia w kraju. A jeśli chodzi o zwolnienie 1500 ludzi w Tychach, przypomnę, że to jedna trzecia tamtejszej załogi, to rozmawiamy teraz z kierownictwem Fiata, żeby nakłonić je do wyboru częściowego zatrudnienia zamiast masowych zwolnień. W tej chwili Fiat zapewnia zwalnianym etatowym pracownikom 18-miesięczne odprawy. My go chcemy przekonać, że lepiej jest podtrzymywać zatrudnienie w niepełnym wymiarze czasu, utrzymując jednak przy zakładzie wykwalifikowanych pracowników, niż płacić im masowo wysokie odprawy i ryzykować ich definitywną utratę.
Jakie są rezultaty tego przekonywania?
To jest walka, w której sukcesem będzie każda setka utrzymanych pracowników.
Zatem rezygnacji Fiata ze zwolnień zbiorowych nie będzie, te miejsca pracy są już bezpowrotnie stracone?
Walczymy o minimalizowanie impaktu społecznego wynikającego z tych zwolnień. Planujemy poszerzenie granic specjalnych stref ekonomicznych w regionie, co pozwoli dość szybko ulokować tam nowe zakłady o profilu pozwalającym zatrudnić zwolnionych pracowników Fiata. Pomagamy też w organizowaniu pracy dla wykwalifikowanych robotników z Tychów w zakładach Volkswagena i Skody działających w Czechach i na Słowacji. Komunikacja transgraniczna dzięki ostatnio zakończonym inwestycjom jest lepsza, a ministerstwo gospodarki oraz ministerstwo pracy aktywnie uczestniczą w tych kontaktach. Część pracowników zwolnionych w Tychach na pewno znajdzie pracę w zakładach samochodowych kawałek dalej, za południową granicą.
Dlaczego PSL broni „uboju rytualnego” jako przykrywki dla działalności biznesowej na ogromną skalę, wymagającej uśmiercania zwierząt w wyjątkowo bestialski sposób? Czy koszty utraty tego rynku byłyby aż tak wysokie? Czy rynek unijny albo rosyjski, które nie wymagają mięsa pochodzącego z uboju rytualnego, nie mogą tej części naszego eksportu przejąć?
Sam jestem przyjacielem zwierząt, wiem, że należy je traktować najbardziej humanitarnie, jak to tylko możliwe. Ale mamy tutaj do czynienia ze zderzeniem problemów humanitarnych z problemami gospodarczymi.
Zatem przyznaje pan, że nie ma tu w ogóle kwestii wolności wyznaniowych?
Nie chodzi o kwestie religijne, ale o kwestie emocjonalne zderzone z interesami gospodarczymi. Znaczna część tego mięsa pochodzącego w Polsce z uboju rytualnego, płynie coraz większą rzeką do Turcji. To jest bardzo poważna pozycja w zyskach polskiego eksportu. A więc także pozycja istotna dla przetrwania wielu polskich gospodarstw rolnych i wielu miejsc pracy w polskim przemyśle spożywczym. Przez pierwszą część naszej rozmowy pan mnie pytał, jak polski rząd może ratować miejsca pracy w kraju, jak może wspierać rodzimą gospodarkę. I to zawsze jest zderzenie jakichś interesów i racji. Każda regulacja poprawiająca los zwierząt będzie mi bliska, ale nie taka, w wyniku której np. miliony polskich kurczaków będą wyjeżdżać za granicę do Słowacji. I tam będę uśmiercane wedle „zasad religijnych”, a my będziemy udawali, że problemu nie ma, jednocześnie godząc się na utratę wielu miejsc pracy w polskim przemyśle spożywczym. Ja chciałbym się za pańskim pośrednictwem zwrócić także do lewicy. Nie można nas rozliczać i z bardzo wysokich standardów humanitaryzmu, które w UE wcale nie są przestrzegane powszechnie, i jednocześnie rozliczać nas ze skuteczności ekonomicznej, udając, że nie ma tutaj żadnego zderzenia racji i wartości.
Jeśli jednak robi się wszystko w celu maksymalizacji zysku, to trudno mówić o zderzeniu racji, o ich negocjowaniu. Polski przemysł mięsny wybiera najtańsze i najokrutniejsze formy stosowania się do „zasad religijnych” przy uboju zwierząt. Wiele państw pozwala sobie w tym obszarze na hipokryzję, która jednak zmniejsza cierpienia zwierząt, ale oczywiście drożej kosztuje producentów mięsa.
W tradycyjnym, nierytualnym uboju świnka prowadzona do ciężarówki i wieziona do punktu skupu wie już, że coś strasznego się dzieje, bo to są bardzo inteligentne stworzenia. Oszałamianie pistoletem elektrycznym jest tylko do pewnego stopnia skuteczne dla łagodzenia cierpień zabijanego zwierzęcia. Ale ja oczywiście wiem, że są metody uboju rytualnego bardzo okrutne, i takie, gdzie poziom cierpienia zwierząt jest mniejszy. Premier i ja zażądaliśmy od wszystkich resortów związanych ze sprawą, szczególnie od ministerstwa rolnictwa i ministerstwa ochrony środowiska, bardzo dokładnych wyliczeń i informacji, łącznie z listą zakładów, które mają uprawnienia do takiego uboju, oraz ze szczegółowymi informacjami o rozmaitych technikach pozwalających zminimalizować cierpienia zwierząt, a jednocześnie zachować certyfikat „uboju rytualnego” pozwalający polskim produktom obronić się na tym rynku. Tak czy inaczej jakąś decyzję musimy podjąć do 1 stycznia 2013. Wówczas wchodzi bowiem w życie dyrektywa unijna w tej sprawie, na dziś dzień sprzeczna z obowiązującą w Polsce ustawą o ochronie zwierząt.