Olko: Żeby praca nie była doświadczana jako wszechogarniająca

O czym był doktorat, który wybrana na posłankę Dorota Olko obroniła na finiszu kampanii, i czy da się go przełożyć na język polityki parlamentarnej?
Dorota Olko. Fot. Klub Lewicy

Wszystkie opowieści o dbaniu o siebie, o swoje zdrowie, o bycie w formie to opowieści o przywilejach nielicznych. Silne państwo może to zmienić – mówi Dorota Olko, która dostała się do Sejmu z list Lewicy w okręgu warszawskim.

Katarzyna Przyborska: Razem w wyborach osiągnęło niezły wynik. Gorzej poszło całej Lewicy, która straciła 16 mandatów w Sejmie. A kampanię mieliście konsekwentnie mówiącą do umiarkowanej wyborczyni, której potrzebne są szkoła, żłobek, równe płace, mieszkania. Tymczasem w opinii wielu komentatorów życia politycznego partią socjalną pozostaje PiS.

Dorota Olko: Na pewno ten wynik, jego przyczyny, trzeba będzie przeanalizować. Mam poczucie, że kampanię zrobiliśmy porządną, spójną, w naprawdę lewicowym duchu, opartą na konkretnych propozycjach. Zapewne dawny lewicowy elektorat skurczył się, choćby z przyczyn demograficznych. Mieliśmy propozycje dla starszych wyborców, choćby rentę wdowią, ale widać, że musimy dalej pracować nad docieraniem i przekonywaniem tej grupy. Cieszy jednak poparcie młodych i w tym widzę dobry znak na przyszłość.

Puto: Lewica przegrała, ale Razem odniosło sukces

Byłoby jednak dobrze, gdyby młodym wyborcom i wyborczyniom, które teraz się zaangażowały, dać jakąś nagrodę od ręki. Tymczasem 26 mandatów Lewicy w Sejmie to może być za mało, by zrealizować podstawowe obietnice. Sprawa aborcji dwa dni po wyborach pokazywana jest znowu jako „kwestia światopoglądowa” i już wiadomo, że łatwiejszy będzie powrót do „kompromisu” niż wprowadzenie legalnej aborcji do 12. tygodnia.

Legalna aborcja do 12. tygodnia to jest coś, czego oczekują wyborczynie i wyborcy. Traktują jako mocne zobowiązanie, że, mówiąc brzydko, będziemy się o to szarpać i nie odpuścimy. Niezależnie od wszystkiego to jest nasza odpowiedzialność i nasze zobowiązanie wobec tych, którzy nam zaufali. Ale mamy świadomość arytmetyki sejmowej. W tych realiach ważnym narzędziem może być gotowa ustawa ratunkowa Magdy Biejat, która powinna być pierwszym krokiem do wychodzenia z zabójczego dla kobiet prawa. My tych tematów nie odpuścimy.

Druga niepokojąca sprawa to dający się zauważyć powrót do neoliberalnego myślenia: pracujące niedziele, koniec „rozdawnictwa”. Czy Platforma Obywatelska, PSL i Polska 2050 odrobiły lekcję z populizmu i wiedzą, że nierówności demokracji nie służą?

Powtarzaliśmy w trakcie kampanii i przed kampanią, że my nie poprzemy żadnych cięć socjalnych, żadnych działań, które będą antyspołeczne. Będziemy walczyć o to, żeby władza po PiS-ie miała prospołeczną twarz. Dla nas jest jasne, że nie można pozwolić na to, by błędy z przeszłości były powtarzane. Mam nadzieję, że pozostałe partie demokratyczne widzą, że wysokie poparcie dla PiS wynikło w dużej mierze z tego, że dotrzymali wielu obietnic. Oczywiście wielu rzeczy nie dowieźli, jest drożyzna, inflacja, brakuje połączeń komunikacyjnych. Ale samo 500+ poprawiło byt wielu rodzin i dlatego na tym polu nie można robić kroków wstecz.

O jakie ministerstwa będziecie zabiegać?

Na starcie myślimy bardziej w kategoriach spraw do załatwienia niż o konkretnych stanowiskach. Kluczowe dla nas jest rozwiązanie kryzysu mieszkaniowego, zmiana sposobu myślenia o polityce mieszkaniowej – czyli nie pompowanie banków, deweloperów, tylko budowa mieszkań na wynajem. Kolejna rzecz to skrócenie czasu pracy, o czym mówimy od wielu lat. Następnie sfera edukacji: najpierw wycofanie religii ze szkół, bo to pierwszy krok, żeby zmniejszyć przeładowanie godzinowe dzieciaków i uwolnić środki na wsparcie psychologiczne w szkołach.

Czyja to zasługa, że tyle osób poszło do wyborów?

Przede wszystkim ogromne gratulacje należą się Polkom i Polakom. Byłoby to mocno niestosowne, gdyby ktoś sobie przypisywał jakieś wyłączne zasługi. To jest zasługa wielu środowisk politycznych i obywatelskich. To też oczywiście efekt niezadowolenia i zmęczenia atmosferą polityczną ostatnich lat, chęć wpływu na rzeczywistość.

Siegień: Wicepremier z Podlasia? Nadzieje, jakie wiążemy z nowym rządem

Czemu poświęciłaś swój świeżo obroniony, na finiszu kampanii wyborczej, doktorat?

Pisałam o cielesności w kontekście nierówności społecznych. Badałam stosunek do ciała, praktyki związane z ciałem w klasie ludowej – wśród pracowników fizycznych, rolników, pracowników usług prostych – i jak to się ma do dominującego wzorca zdyscyplinowanego, zadbanego ciała.

To była opowieść o dynamice podziałów społecznych, o tym, jak mocno dominujące wzorce przenikają do codziennego doświadczenia. Dla wielu ludzi pracujących fizycznie są nieprzystające do rzeczywistości, w jakiej żyją. Ale innych punktów odniesienia, innych wzorców po prostu brakuje.

Za średnioklasową wizją atrakcyjnego ciała idą wartości takie jak indywidualizm – czyli w uproszczeniu branie odpowiedzialności za codzienne wybory, także te najdrobniejsze, dotyczące tego, co jemy, jak pielęgnujemy nasze ciało, jak pracujemy nad naszym wyglądem. W dominującej opowieści o ciele, tej, jaką znamy z popkultury i poradników, obchodzenie się z nim to świadoma, niekończąca się praca. Ciało jest jak plastyczny projekt, w którym każdy ma „rzeźbić”, żeby odzwierciedlić swoją tożsamość. A do tego zwykle potrzeba bardzo wielu produktów i usług, które kosztują.

Czyli jeśli jesteś fit i zadbany, to tym określasz swoje miejsce w strukturze społecznej? A klasa ludowa nie spełnia tych wzorców?

Klasa ludowa często pokazywana jest jako zaniedbana albo wulgarna. Wystarczy spojrzeć na programy telewizyjne, takie jak Warsaw shore czy Projekt Lady – tam osoby z klasy ludowej, szczególnie kobiety, są pokazywane jako albo wyzywające, albo nieumiejące o siebie zadbać. W przekazach prozdrowotnych klasę ludową pokazuje się zwykle jako tych, którzy nie potrafią prowadzić „zdrowego stylu życia”, więc sami są sobie winni, jeśli potem chorują. Zresztą takie komentarze słyszałam także w kampanii wyborczej, choćby na debacie o żywności, ze strony przedstawiciela Konfederacji. Tak jakby zupełnie nie miał świadomości, że np. osoby o najniższych dochodach często muszą kombinować, jak zrobić zakupy spożywcze stosunkowo niskim kosztem, i nie zawsze mogą sobie pozwolić na jedzenie o perfekcyjnym składzie.

Wnioski z moich badań były dosyć gorzkie. Wobec dominującego wzorca atrakcyjnego, zadbanego ciała jedyne, co pozostaje klasie ludowej, to pokazywanie, kim się nie jest. Czyli dystansowanie się od przedstawień własnej grupy w kulturze popularnej, np. od wizerunku dresiarza, oraz od ludzi uważanych za tych, którzy „spadli na dno”, czyli np. od figury menela.

Januszewska: Teraz to ja już nie chcę demokracji

Widać próby dyskutowania tego, jak można patrzeć na jedzenie czy sport. Zwracania uwagi np. na to, że po pracy fizycznej człowiek może chcieć odpocząć pasywnie, a nie aktywnie, a fizyczna aktywność to nie tylko bieganie i fitness, ale dla wielu ludzi także wysiłek w pracy. Widać jednak też, że brakuje instytucji, fizycznych przestrzeni spotkań klasy ludowej, np. świetlic wiejskich albo osiedlowych siłowni. Te ostatnie to dobry przykład wypychania z przestrzeni miejskiej przez miejsca droższe i mniej dostępne, podobnie jest z lokalami gastronomicznymi. A brak miejsc, gdzie klasa ludowa czułaby się u siebie, utrudnia wyartykułowanie własnej opowieści.

Sylwia Urbańska opowiadała na przykład o malowaniu paznokci, co jest narzędziem emancypacyjnym. Pomalowane paznokcie to sygnał: mam czas, żeby o siebie zadbać.

Dokładnie tak jest. To chwila dla siebie, o którą w klasie ludowej często trudno, i sposób na pokazanie, że o siebie dbam. Jednak u wielu moich badanych dbałość o paznokcie jest na co dzień niemożliwa ze względu na pracę. Jak pracujesz w zakładach drobiarskich, to nie możesz mieć zrobionych paznokci. Kobiety opowiadają, że mogą sobie pozwolić na to na urlopie. I to jest właśnie ta twarda rzeczywistość, która nie przystaje do poradnikowego przekazu dotyczącego dbania o ciało.

Rozwód, emigracja, egzorcyzmy: strategie polskiej wsi w walce z patriarchatem

Jakie wnioski z twoich badań można zaproponować z poziomu polityki, by zmniejszać nierówności, ale i dopuścić wszystkie klasy do równie uprawnionego głosu, budowania rozmaitych wzorców? Nie tylko z pozycji tłumaczenia się, kim się nie jest.

Oczywiście wracamy do usług publicznych, do instytucji publicznych i do rozwijania, a nie zwijania się państwa. Potrzebne jest tworzenie świetlic, przestrzeni spotkań, wzmocnienie roli szkół jako centrów życia lokalnych społeczności. Chciałabym, żeby te przestrzenie były dostosowane do różnych stylów życia, a nie tylko typowo średnioklasowego – np. dom kultury to nie musi być miejsce, gdzie odbywają się tylko zajęcia plastyczne i muzyczne, ale gdzie po prostu ludzie z miasteczka mogą spędzić czas razem.

Kiedy państwo się zwija, nierówności się pogłębiają. Jestem przekonana, że państwo może ułatwiać życie i dostarczać wszystkim podstawowe usługi, które decydują o tym, czy mamy jakkolwiek porównywalny życiowy start, czy dzieli nas przepaść. Bo jak np. nastolatek z małej miejscowości ma myśleć o zajęciach sportowych po szkole, jeśli ostatni autobus do domu odjeżdża o 16? Albo jak dziecko z umiarkowanie zamożnej rodziny, borykające się z otyłością, ma sobie z nią radzić, jeśli dietetyk przyjmuje tylko prywatnie, a w szkole słyszy wyłącznie połajanki, że kilogramy to jego wina? Nasz stan zdrowia albo rozwój kariery zawodowej to nie jest tylko efekt własnych wyborów, ale także możliwości, jakie mieliśmy na starcie. I to zadaniem państwa jest sprawić, żeby nikt nie był tych życiowych szans pozbawiony przez to, gdzie mieszka, albo w jakiej rodzinie się urodził.

Co może Lewica? Może przełamać paradoks III RP

Czyli dobre usługi publiczne mogą uwolnić czas, który każdy, niezależnie od tego, gdzie mieszka, jak pracuje, może poświęcić sobie, bo np. dojazd do pracy jest krótszy? Albo nie czuje takiego zmęczenia jak wtedy, kiedy o wszystko musi zadbać sam?

Tak, do tego ważne jest zadbanie też o prawa pracownicze, skrócenie czasu pracy, godne płace – tak aby nie trzeba było wiecznie dorabiać po godzinach i żeby praca nie była czymś, co nigdy się nie kończy. To, że praca rozlewa się na całe życie, było bardzo wyraźne w moich badaniach. Często myślimy tak o pracy klasy średniej. Wydaje nam się, że to pracownikom korporacji, ludziom pracującym w wolnych zawodach, trudno rozdzielić przestrzeń między pracą a życiem prywatnym. Ale zdominowanie życia przez pracę to także rzeczywistość klasy ludowej, która ma doświadczenie pracy zmianowej albo złych umów czy pracy na czarno. W efekcie nie ma czasu, żeby chorować, a co dopiero mówić o profilaktyce. Nie ma też wolnych funduszy, by część obowiązków, np. domowych, zlecić komuś innemu.

Jakie są konsekwencje tego ludowego przepracowania?

Przebijało się w moich badaniach poczucie głębokiego, fizycznego zmęczenia. Zdominowanie życia przez tę harówkę, która często i tak wiąże się z bardzo ograniczonymi zasobami finansowymi i praktycznie pozbawia czasu dla siebie. Z tej perspektywy widać, że wszystkie opowieści o dbaniu o siebie, o swoje zdrowie, o bycie w formie, to opowieści o przywileju nielicznych. Byłoby inaczej, gdyby Polska nie była w czołówce krajów, gdzie pracuje się najdłużej; gdybyśmy skutecznie walczyli z patologiami rynku pracy, takimi jak umowy śmieciowe czy gdyby ludzie mogli liczyć na większe wsparcie w opiece nad najbliższymi – nad dziećmi i nad osobami starszymi. Silne państwo może to zmienić.

**

Dorota Olko – socjolożka, badaczka specjalizująca się w badaniach jakościowych, rzeczniczka partii Razem. W ostatnich wyborach startowała do Sejmu z czwartej pozycji na warszawskiej liście Lewicy. Mandat posłanki zdobyła, otrzymując ponad 44 tysiące głosów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij