Kraj

Obrona pedofilów nigdy nie była dla PiS problemem

Doprawdy trudno nie zwymiotować, przypominając sobie, jak elita partii rządzącej reagowała na pedofila z Tylawy czy księdza Gila. Sami pisowscy decydenci bynajmniej jednak nie wymiotowali.

Ujawnione prawicowe łajdactwo i zorganizowana nagonka na posłankę Magdalenę Filiks są kłamliwie uzasadniane przez funkcjonariuszy PiS i Ziobry troską o dobro dzieci i chęcią walki z pedofilami. W istocie jednak ani pedofilia, ani obrona pedofilów nigdy nie były w środowisku PiS uważane za wadę, która mogłaby komuś przetrącić karierę.

Dlaczego szczecińska tragedia niczego nie zmieni

Wszyscy przecież pamiętamy Stanisława Piotrowicza i jego słynne „Daj ciumka”. Sam zwrot brzmi nieco humorystycznie, ale sprawa księdza pedofila z Tylawy humorystyczna bynajmniej nie była.

Stanisław Piotrowicz nie tyle prowadził śledztwo pedofila z Tylawy, ile je nadzorował. I jako nadzorujący śledztwo nie tylko nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości w działaniach prokuratury umarzającej sprawę, ale też aktywnie owego pedofila bronił w wywiadach prasowych. Przypomnijmy, co mówił ten bardzo doświadczony prokurator:

„Zaprzecza [oskarżony ksiądz] jednak, by miały one podtekst seksualny” – oświadczył. A zeznania o dotykaniu w intymne miejsca tłumaczył tym, że… ksiądz ma zdolności bioenergoterapeutyczne. Pojawiały się takie zeznania, że jeśli dziecko bolał brzuszek, to po dotknięciu przez niego ból znikał.

Ksiądz nie przeczy także temu, że nocował dzieci na plebanii i kąpał je. Czy prokuratury to nie zaintrygowało? „Dla dzieci nocowanie w obcym domu jest atrakcją. Kąpiel wynikała zaś z tego, że dzieci były brudne. Całowanie w usta według niego było na zasadzie «daj ciumka» czy «gilgotanie brodą»” – uzasadnił prokurator.

Świadkowie oskarżający księdza zostali z nim przez prokuratora skonfrontowani. Według Piotrowicza właściwym wyjaśnieniem było to, co kapłan powiedział podczas jednej z konfrontacji, że „zawsze był przy dzieciach przyzwoicie ubrany, a nawet gdyby mu się zdarzyło coś, co może się zdarzyć każdemu zdrowemu mężczyźnie, to zadbałby, by tego dziecko nie zauważyło”.

Co naprawdę zrobił Piotrowicz i dlaczego jest to gorsze, niż myśleliśmy?

Innymi słowy, Piotrowicz usprawiedliwiał nie tylko kąpanie nago dzieci, całowanie je w usta, ale – jak rozumiem – dowodził, że nawet jak ksiądz z Tylawy miał wzwód (?), co przy gołych dzieciach ponoć „może się zdarzyć każdemu zdrowemu mężczyźnie”, to zadbałby o to, żeby dzieci wzwodu tego penisa mu nie widziały.

Doprawdy, trudno nie zwymiotować, pisowscy decydenci bynajmniej jednak nie wymiotowali. Mało tego, gdy sprawa ujrzała światło dzienne, Piotrowicz w nagrodę za destrukcje wymiaru sprawiedliwości został mianowany sędzią Trybunału Konstytucyjnego. Może i obrońca pedofila, ale to nasz, pisowski obrońca, więc co tam krzywda dzieci. Przecież one nie głosują.

Obrona księży, którzy zostają oskarżani o pedofilię, to zresztą znak firmowy środowiska PiS. Tak było chociażby w przypadku księdza Gila – misjonarza, którego o wielokrotne molestowanie oskarżyła prokuratura na Dominikanie. Propisowski tygodnik „Niedziela” sugerował wrobienie księdza, a ówczesny pisowski „pryszczaty” Samuel Pereira ogłaszał, że wobec biednego księdza rozpętano nagonkę.

Pech chciał, że w świetle kolejnych dowodów ksiądz Gil do pedofilii musiał się jednak przyznać. Ktoś powie, że pisowcy mogli uwierzyć księdzu – wiadomo, ksiądz to nie Tusk albo ktoś z PO. Ale nawet gdy o pedofilii danego księdza mówią już wszyscy, a świadectwa są nie do podważenia, to i tak pisowcy pedofila w sutannie będą bronić.

„To było barbarzyństwo. Wzywam do powściągliwości i opamiętania” – mówił poseł Śniadek o sprawie księdza prałata Jankowskiego. Nie, tym barbarzyństwem nie było zapłodnienie trzynastolatki, która popełniła z tego powodu samobójstwo. Tym barbarzyństwem było delikatne ułożenie pomnika Jankowskiego na oponach i wywiezienie w inne miejsce.

Oto miara pisowskich standardów. Czy może wobec tego dziwić brak jakiejkolwiek reakcji na słowa księdza Rydzyka, który o oskarżonym biskupie Janiaku mówił: „To że ksiądz zgrzeszył? No zgrzeszył. A kto nie ma pokus? Niech się pokaże!”. Rzecznik Praw Dziecka był na tej mszy i klaskał.

Gdy pisowcy mówią o pedofilii w PO i próbach rzekomego jej tuszowania, warto przypomnieć jedną z bardziej skandalicznych spraw, czyli oskarżenia o gwałty pedofilskie dokonywane przez Zdzisława Kurskiego – syna Jacka Kurskiego. W 2020 roku Magdalena Nowakowska opowiedziała o sprawie „Gazecie Wyborczej”, by następnie złożyć do prokuratury doniesienie:

„Niniejszym zawiadamiam, że w latach 2009–2012 zostałam wielokrotnie zgwałcona przez Zdzisława Antoniego Kurskiego, syna Jacka i Moniki, ówcześnie zamieszkałego w Gdańsku. Do przestępstw dochodziło w leśniczówce Danielówka, miejscowość Danielino, na terenie gminy Stary Dzierzgoń, powiat sztumski, woj. pomorskie. W czasie gdy padłam ofiarą przestępstw, miałam 9–12 lat. Domagam się przesłuchania mnie i ścigania sprawcy”.

Zawiadomienie o przestępstwie zostało zgłoszone już wcześniej, w 2015 roku, ale ziobrowska prokuratura w 2017 roku umorzyła sprawę, mimo iż biegli nie podważyli wiarygodności zeznań Nowakowskiej. Musiały one być jednak na tyle istotne, że sąd, rozpatrując zażalenie na umorzenie, nakazał wznowić sprawę.

Po wznowieniu sprawy Magdalena Nowakowska nie została nawet przesłuchana, chociaż skończyła 17 lat, więc mogła być przesłuchana ponownie. Gdy w 2020 roku znów złożyła zawiadomienie, a jej adwokatka twierdziła, że ma nowego kluczowego świadka, sprawa została kolejny raz umorzona.

Można oczywiście wierzyć, że dziewczyna sobie wszystko zmyśliła, że dla zabawy (?) chciała przechodzić całą traumę. Skoro przy pierwszym i jedynym przesłuchaniu nie powiedziała wszystkiego, to przecież niemożliwe, by potem, już w ramach terapii, przypomniała sobie wyparte z pamięci gwałty.

Czy media publiczne muszą zabijać?

Można też wierzyć, że jej próby samobójcze to tylko inscenizacja, aby jej ojciec, współpracownik Kurskiego, zrobił karierę – jak twierdzi sam Kurski. Ale to, czy do gwałtów rzeczywiście doszło, powinien ocenić sąd. Ziobrowska prokuratura do tego nie dopuściła, odmawiając nawet przesłuchania dziewczyny.

Jeśli więc ktoś tutaj ma bronić pedofilów i ich obrońców albo w kontrowersyjnych okolicznościach umarzać sprawy, w których o pedofilskie gwałty oskarżony jest syn kumpla politycznego szefa prokuratury, to bynajmniej nie jest to opozycja. I dlatego też, mając tyle wprawy w bronieniu kościelnych pedofilów, PiS z całą mocą wejdzie w obronę Wojtyły. W końcu chodzi tylko o przerzucanie po parafiach księży oskarżanych o molestowanie seksualne dzieci, a czym jest ten drobny grzeszek w porównaniu do działań Donalda Tuska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij