Kraj

Dlaczego szczecińska tragedia niczego nie zmieni

Jak zawsze w takich sytuacjach pojawiają się pytania, czy po takiej tragedii nie dojdzie do otrzeźwienia nas wszystkich, wyciszenia polsko-polskiego sporu, przywrócenia konfliktowi politycznemu elementarnie cywilizowanych ram. Niestety, nie sądzę, by tak się stało, bo głównym efektem poczucia wyższości prawicy jest nihilizm etyczny w uprawianiu polityki.

Cała polityczna Polska wstrząśnięta jest historią Mikołaja Filiksa. Niemający nawet 16 lat chłopiec, syn szczecińskiej posłanki PO, popełnił samobójstwo 17.02, o czym opinia publiczna dowiedziała się w ostatni weekend.

Nieco ponad dwa miesiące wcześniej, 29 grudnia, Radio Szczecin wyemitowało materiał o skazanym za czyny pedofilskie działaczu PO ze stolicy Pomorza Zachodniego, który pozwalał zidentyfikować Mikołaja jako jego ofiarę. Nie był to news, sprawa od dawna była zamknięta, sprawca ukarany, żaden interes społeczny nie stał za tym, by podawać do publicznej wiedzy informacje łatwo pozwalające zidentyfikować ofiarę. Co innego z interesem politycznym. Temat podjęły bowiem natychmiast bliskie PiS media, publiczne i te związane z medialnym kompleksem Tomasza Sakiewicza.

Sprawa stała się dla nich okazją do ataków na PO, w której miała panować „zmowa milczenia” wokół pedofilii w szeregach partii. Podejmujący temat w mediach społecznościowych hejterzy atakowali też samą posłankę Filiks, obarczając ją winą za krzywdę, jaka spotkała jej dziecko. Swoje trzy grosze dołożył minister edukacji Przemysław Czarnek, który – jakżeby inaczej – powiązał sprawę ze swoim ulubionym tematem, czyli „środowiskami lewicowo-liberalnymi”, które „ukrywają, że w ich szeregach są pedofile i to jeszcze związani ze środowiskiem LGBT”.

W obronie naczelnego Radia Szczecin i autora pierwszego materiału o sprawie, Tomasza Duklanowskiego, najgłośniej występował Tomasz Sakiewicz i jego media. Gdy ciągle współpracujący z nimi Tomasz Terlikowski zaczął pryncypialnie krytykować ujawnienie danych ofiary pedofilii, media Sakiewicza się z nim rozstały.

Zdelegalizować PiS? Jak powinny wyglądać powyborcze rozliczenia

Czy to była zorganizowana akcja?

Dziś pojawiają się pytania, jak bardzo te ataki na posłankę Filiks i próby powiązania Platformy z pedofilią były zorganizowane i zaplanowane? W ostatnich latach wielokrotnie obserwowaliśmy zorganizowane, rozpisane na wiele instrumentów kampanie hejtu wymierzone w przeciwników rządu – zarówno zawodowych polityków, jak i aktywistów takich jak Bart Staszewski czy Elżbieta Podleśna. Scenariusz był zawsze podobny: zmasowany atak w mediach tradycyjnych, aktywność hejterów w mediach społecznościowych, materiały medialne często opierające się na przeciekach z prokuratury.

Atak na Filiks i „pedofilię w PO” wygląda jak realizacja podobnego schematu. Jak dalece był on skoordynowany, dziś nie ustalimy, być może nawet po przejęciu władzy przez opozycję nie będzie to możliwe. W obiegu publicznym pojawiły się spekulacje, że powodem działań przeciw posłance Filiks miała być jej kontrola poselska w Lasach Państwowych, która miała wykazać, że beneficjentami organizowanego przez to publiczne przedsiębiorstwo konkursu promującego w założeniu architekturę drewnianą, były podmioty związane z Solidarną Polską lub okręgami wyborczymi, z których wybrani zostali posłowie tej partii. Lasy w ramach podziału tortu władzy przypadły bowiem ziobrystom.

Nie mamy oczywiście dziś narzędzi, by ustalić, w jakim stopniu podobne teorie pokrywają się z rzeczywistością. Bo równie dobrze mogło chodzić nie o Lasy Państwowe, ale to, by zrównoważyć informacje o problemach Kościoła katolickiego – kojarzonego z rządzącą prawicą – z systemowym kryciem pedofilii, narracją pozwalającą przykleić podobny zarzut środowiskom „lewicowo-liberalnym”, do których dla radykalnej prawicy z PiS należy nawet ciągle dość zachowawcza Platforma.

Teraz podobno w TVP panuje panika, a w Radiu Szczecin atmosfera jest grobowa. „Siedzimy po uszy w tym g… i nie wiemy, co robić. Atmosfera jest taka, że wychodząc z pracy, rozglądam się, czy ktoś nie czai się, żeby na mnie napluć” – mówił anonimowo „Gazecie Wyborczej” pracownik rozgłośni. Panikę widać także w prawym sektorze Twittera. Część jego aktywistów – zwłaszcza osoby o jakiejś niezależnej reputacji i pozycji społecznej – kasuje tweety nakręcające narrację o „Pedofilii Obywatelskiej” z ostatnich dwóch miesięcy. Inni brną w hejt i oskarżenia wobec posłanki Filiks albo oskarżają opozycję, że „prowadzi politykę na trupach”.

Dlaczego Andrzej Duda może chcieć porażki PiS

Otrzeźwienia nie będzie

Jak zawsze w takich sytuacjach pojawiają się pytania, czy po takiej tragedii nie dojdzie do otrzeźwienia nas wszystkich, wyciszenia polsko-polskiego sporu, przywrócenia konfliktowi politycznemu w Polsce jakichś elementarnie cywilizowanych ram. Niestety, nie sądzę, by tak się stało. Oczywiście, w polityce nigdy nie należy mówić nigdy, ale to scenariusz mniej więcej tak samo prawdopodobny jak to, że Putin za kwadrans każe wycofać wszystkie wojska z Ukrainy jeszcze dziś, poda się do dymisji, a jutro poleci do Hagi, by dobrowolnie poddać się karze za zbrodnie wojenne.

Polska radykalna prawica, zwłaszcza ta skupiająca się w kolejnych projektach Jarosława Kaczyńskiego, zawsze przesuwała granice tego, co dopuszczalne w politycznym sporze, wznosząc go na nieznane wyżyny agresji. Zaczęło się od palenia kukły Wałęsy-Bolka na organizowanych przez Kaczyńskiego demonstracjach na początku lat 90., potem metody stawały się coraz bardziej brutalne. Od 2005 roku prawica, gdy rządzi, do brutalnych ataków na przeciwników używa nie tylko swoich podburzonych sympatyków, ale także mediów, prokuratury i służb. Żadna z tragedii, która zdarzyła się po drodze – jak samobójstwo Barbary Blidy czy zabójstwo Pawła Adamowicza – nie przyniosła otrzeźwienia.

Nie przyniosła, bo przyzwolenie na nadmiarową agresję wynika z trzech głębokich przekonań, formujących tożsamość polskiej radykalnej prawicy z PiS i okolic. Po pierwsze, z przekonania o własnej moralnej wyższości nad całą resztą sceny politycznej. Prawica uważa, że tylko ona jest „obozem patriotycznym”; cała reszta sceny politycznej to nie przeciwnicy, którzy mają pełne prawo do tego, by wyrażać za pomocą demokratycznej polityki swoje przekonania i interesy, ale egzystencjalni wrogowie. PiS łącznie z jego liderem od prawie ośmiu lat nieustannie demonizuje opozycję, oskarża ją o najgorsze, przedstawia jako „siłę zewnętrzną”, której rządy zagrażałyby suwerenności Polski.

Jest oczywiste, że wobec wroga, który stanowi wręcz zagrożenie dla niepodległości, można pozwolić sobie na o wiele większą agresję i przemoc niż wobec przeciwnika, który ma pełne, takie samo prawo jak ja do tego, by brać udział w politycznej rywalizacji. Jakaś część PiS ciągle wierzy, że toczy krucjatę przeciw zagrażającym Polsce „postkomunistycznym układom”, „siłom zewnętrznym służącym Brukseli i Berlinowi” czy „lewactwu chcącemu zmieniać dzieciom płeć”, że dzisiejszy obóz władzy to „trzecie pokolenie AK” walczące z „trzecim pokoleniem UB”. Ci mądrzejsi, którzy prywatnie patrzą na podobne zaklęcia z rozbawieniem, w podobnych narracjach mają wygodne usprawiedliwienie dla swoich nawet najbardziej niegodnych zachowań przed własną opinią publiczną.

PiS-owski nihilizm

Do tego wszystkiego dochodzi kluczowe dla mentalności politycznych i medialnych elit PiS poczucie krzywdy i słabości. Prawicowa elita zachowuje się często, jakby naprawdę wierzyła, że cała III RP – z wyjątkiem rządu Olszewskiego, do pewnego stopnia rządów AWS i rządów PiS – była jednym wielkim spiskiem postkomunistów i zblatowanych z nimi liberałów, mającym na celu niszczenie prawicy pomówieniami i kampaniami medialnymi prawicowych projektów politycznych, blokowanie prawicowych mediów i karier medialnych, złośliwe pomijanie w mechanizmach dystrybucji prestiżu prawicowych artystów i intelektualistów itd.

Prawica na swoim. Willa Plus to rachunek za lata 90.

Ta trauma – niezależnie od tego, jak bardzo ma podstawy w rzeczywistości – trwa do dziś. Choć PiS kontroluje obecnie niemal wszystkie dźwignie władzy w Polsce, choć zbudował własny potężny kompleks medialny – od mediów publicznych, przez te Karnowskich i Sakiewicza po Orlen Press – i armię trolli w mediach społecznościowych, ciągle czuje się stroną słabszą. Jest przekonany, że to opozycja kontroluje najważniejsze media, sądy, kluczowe ośrodki kształtowania opinii publicznej, że sprzyjają jej główne ośrodki władzy gospodarczej. Jarosław Kaczyński nieustannie powtarza, że jego partia nie ma takiego poparcia, jakie mieć powinna, gdyż wrogie PiS media robią ludziom wodę z mózgu – podobnie diagnozuje zresztą przyczyny klęski PiS w 2007 roku.

Połączenie poczucia krzywdy, resentymentu i słabości jest samo w sobie niezbyt zdrową mieszanką. W sytuacji, gdy ożywiana podobnymi afektami jednostka lub grupa dzierży w ręku realną władzę, mieszanka ta staje się toksyczna i niebezpieczna dla innych.

Do tego dochodzi trzeci czynnik nakręcający brutalność prawicy. Przyciąga ona jednostki przekonane, że polityka „to nie zabawa dla małych dziewczynek”, ale walka w klatce bez zasad, gdzie liczy się to, by jak najmocniej przyłożyć przeciwnikowi. Efektem tego wszystkiego jest jedno: nihilizm etyczny w uprawianiu polityki.

Jarosław Kaczyński uwielbia opowiadać, że jeśli Polska porzuci tradycjonalistycznie rozumiany katolicyzm, to efektem będzie wyłącznie nihilizm. Tymczasem przez swoje przekonanie o moralnej wyższości nad resztą sceny politycznej, poczucie resentymentu i słabości to formacja Kaczyńskiego wymontowała mnóstwo bezpieczników cywilizujących polityczny spór, aktywnie nihilizując naszą scenę polityczną.

Orliki i chodniki nie wystarczą. Potrzebujemy planu Trzaskowskiego

Kampania wróci do „normy”

Oczywiście – nie tylko PiS ma problem z hejtem w polskiej polityce, co wie każdy, kto wszedł na Twittera. Także opozycja wchodzi w hejterski język. Ale nie ma też co, zwłaszcza dziś, fałszywie symetryzować i udawać, że największym problemem nie jest obóz władzy. Liberalne centrum po ’89 roku starało się uciszyć przeciwników, zawstydzając ich: ogłaszając, że „SLD mniej wolno”, przywołując takie figury jak „homo sovieticus” czy „Ciemnogród”, wyśmiewając się z „moherowych beretów” itd.

PiS obiecał wielu zawstydzanym wcześniej przez politykę grupom – bo już nie społeczności LGBT – że nie będą się już musiały wstydzić. Od wstydu jako narzędzia zarządzania demokratycznym sporem przeszedł do hejtu i demonizacji. Nie jest to zmiana na lepsze. Hejt jest brutalniejszy, częściej przynosi realne ofiary, zwłaszcza włożony w przemysłową medialno-polityczną machinę z turbodoładowaniem od służb.

Teraz wielu z nas ma poczucie, że przekroczona została kolejna granica. Na własne życie skutecznie targnęło się dziecko. Na razie obóz władzy sam chyba nie wie, jak właściwie na to odpowiedzieć. Ale tak samo było po zabójstwie Adamowicza. Za jakiś czas wszystko wróci do „normy”. Kampania będzie tak samo brzydka i brutalna, jak można było się spodziewać na początku roku. Jeśli nie bardziej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij