Kraj

Nekroinfluencerzy, media i boty monetyzują śmierć Mateusza Murańskiego

Nie wiadomo, jak sobie radzić z emocjami w tak toksycznej przestrzeni. Dzieci na Robloxie przeżywają tę śmierć, urządzając mszę za duszę Murańskiego. Spotyka je za to hejt. Znajomi Mateusza z branży wrzucają zdjęcia z nim – reakcja jest podobna. Nie ma dobrego sposobu.

Zmarł Mateusz Murański, znany influencer, jedna z najbardziej hejtowanych osób w świecie polskich freak fightów, a co za tym idzie – w internecie.

Murański był aktorem, grał w serialu Lombard, a także w nominowanym do Oscara IO Jerzego Skolimowskiego. Jeszcze niedawno ogłaszał, że jedzie do Hollywood na rozdanie Oscarów. Stoczył kilka walk w federacji freak fightów, a zawołanie „Cała Polska śpiewa z nami, wypierdalać z Muranami” stało się popularną przyśpiewką. Publiczność skandowała: „jebać Murana”, rozpoznawalni influencerzy dodawali hasztagi #jazdazmuranami. Chodzi o Mateusza i jego ojca, Jacka. Gdy Mateusz skończył ostatnią walkę na High League, ludzie nie dawali mu dojść do głosu, wyzywając i krzycząc „wypierdalaj”. Po walce trafił do szpitala w bardzo złym stanie psychicznym.

Podobnie kilka lat wcześniej widzowie reagowali na Dawida Ozdobę podczas Fame MMA. Ozdoba zmarł kilka miesięcy temu. Niedługo wcześniej opowiadał, że przez hejt na Fame MMA miał depresję.

„Dymy” na freak fightach to przemoc. Czy ktoś zareaguje?

Boty zarabiające na śmierci

Po śmierci Mateusza Murańskiego media społecznościowe zalała fala cyfrowych pasożytów, żerujących na tej tragedii dla zysków. Zaczęło się od krążących po sieci rzekomych skrinów rozmowy ratownicy medycznej czy policjantki ze znajomym o śmierci zawodnika, na których znalazła się też nazwa narkotyku, który miałby przedawkować. Ludzie zaczęli je masowo udostępniać. Wśród najczęściej wyszukiwanych fraz na Twitterze pojawia się nazwa narkotyku. Niektórzy przerabiają skrina lub publikują inne: jedno ze zdjęciem ratowników z noszami, drugie od rzekomego ratownika medycznego o tym, że „właśnie młody Murański odjebał wroty”.

To śmiertelnie niebezpieczne: osoby w kryzysie suicydalnym w ten sposób otrzymują nie tylko ciągły trigger napędzający stres, napięcie i myśli samobójcze, ale i wskazówkę, jak można odebrać sobie życie. Niekontrolowane rozpowszechnianie wiadomości o zmanipulowanej treści może doprowadzić do śmierci.

W rekomendacjach zespołu ds. prewencji samobójstw i depresji przy Radzie ds. Zdrowia Publicznego Ministerstwa Zdrowia możemy przeczytać: „Pomiń szczegóły techniczne dotyczące sposobu samobójstwa, takie jak np. opisy liczby i rodzajów pigułek w przypadku przedawkowania”. „Niewłaściwe opisy samobójstw, zwłaszcza osób znanych, mogą doprowadzić do naśladownictwa i do zwiększenia liczby samobójstw. Młodzi ludzie z zaburzeniami psychicznymi są szczególnie narażeni na efekt Wertera”. Warto zaznaczyć, że do tej pory nie potwierdzono informacji, że Murański popełnił samobójstwo.

Influencerzy – część z nich z historią rozpowszechniania fake newsów i szczucia na Mateusza – piszą: „mam nadzieje, że te pogłoski to nieprawda”. Tysiące lajków, wielkie zasięgi. Gdy pojawia się potwierdzenie z prokuratury, następuje lawina komentarzy. Nazwisko zmarłego staje się trendem na Twitterze.

Ludzie w większości wyrażają żal, niektórzy tworzą i udostępniają kolejne memy, inni wypowiadają się o tym, jaka mieszanka narkotyków może zabić, a jeszcze inni oskarżają o to konkretne osoby i federacje. Ci z kolei przerzucają odpowiedzialność na hejterów. Na Twitterze zaczyna krążyć nagranie ze zmarłym pod wpływem narkotyków, sprzed kilku lat. Jest niemal nieprzytomny, leży na ziemi. Boty wykorzystają je następnie do spamowania i promowania swoich linków.

Mamy wideo z reakcją ojca na śmierć syna, kliknij link

Uaktywniające się w mediach społecznościowych po śmierci Murańskiego boty żerują na najgorszych instynktach: „Mamy wideo ze śmierci”, „Wideo z reakcją ojca na śmierć syna”, „Na discordzie zdjęcie po śmierci”, „Byłem z nim ostatnio, wejdź w link”. Posty opatrzone są zdjęciem zawodnika albo fałszywym zdjęciem jego zwłok. Następnego dnia jako ilustracja pojawiają się także zdjęcia nagich kobiet. Twitter w żaden sposób na to nie reaguje.

Profile botów są podobne: mają kilku obserwujących i kilkudziesięciu obserwowanych, zwykle opis i zdjęcie. Wśród obserwujących są inne boty, puste konta lub konta „follow za follow”, a obserwowani to zwykle politycy i gwiazdy.

Elon Musk kupił Twittera. To zagrożenie, a nie nadzieja dla wolności słowa

Na ich tablicy znajdują się wyłącznie takie treści – najczęściej wyszukiwane słowa, filmiki pornograficzne czy sceny przemocy – a także udostępnienia z kont prawdziwych ludzi. Pochodzą z Malezji, Nepalu czy Meksyku. Obserwują je czasem konta, które mają kilkadziesiąt tysięcy obserwujących. Twitter szacuje, że ok. 5 proc. kont na portalu to boty. To 16,5 mln profili. Ale inne badania i statystyki podają, że może być to nawet 20 proc. Twitter deklaruje, że codziennie usuwa pół miliona takich kont, jeszcze zanim ktokolwiek je zauważy.

Promowany przez boty profil w serwisie Discord to kanał sprzedażowy dla Polaków. Dostęp do poszczególnych funkcji zdobywa się na nim przez zapraszanie kolejnych znajomych, aktywność albo wpłacanie datków. Za wiele usług trzeba zapłacić. Na kanale aktywnych jest kilkadziesiąt tysięcy osób, a służy on głównie do reklamowania cyfrowych transakcji: ktoś sprzeda konto na Twitterze z obserwacją Justina Biebera, ktoś wyśle swoje zdjęcia za obserwacje na TikToku, ktoś sprzeda konto Spotify albo konta do gier, ktoś inny szuka dziewczyny, która popatrzy, jak ma wytrysk na kamerce, ktoś proponuje sprzedaż nielegalnych filmików porno gwiazd z OnlyFans.

Ktoś po prostu zdecydował o promowaniu swojego Discorda na śmierci celebryty. „Zapłacę jakiejś dziewczynie od 15 lat do 209 zł paysefcarda za jakieś fajne nudeski”. „Film Muranski Smierc: Witajcie, Jezeli chcecie odebrac film muranskiego to piszcie kazdy pisac ma do x”. Reakcje na takie posty to głównie zarzuty o „scam” – czyli oszustwo – ale też obelgi i groźby, jak „ojeb mi petardę”, „morda, jesteś jebniętą suką, nie moge spuscic ci sie na buzie?”.

Oprócz tego na serwerze znajdziemy typowe gry scalające społeczność: gra w skojarzenia, w „tak czy nie”, w „osoba wyżej”, memy, selfie, zdjęcia porno. Pojawiają się też tam reklamy – dlatego ważna jest aktywność użytkowników i jak największa ich ilość, bo to właśnie cenią reklamodawcy.

Powiedział wszystko

Antyszczepionkowe konta wykorzystują śmierć Murańskiego, by pokazać, „do czego doprowadza szczepionka” – bo mężczyzna był młody i umarł. To w ostatnich miesiącach prawdziwa plaga – każda śmierć osoby w młodym lub średnim wieku prowadzi do nasilenia podobnych działań dezinformacyjnych. Inni wykorzystują popularny hasztag, żeby udostępniać nieprawdziwe wiadomości albo docierać do młodych ludzi z treściami antyukraińskimi, antyimigranckimi i prorosyjskimi.

Na YouTubie tysiące filmików: „Mateusz Murański Nie żyje, Ostatni intensywny film, Przyczyna śmierci Szokujące, Powiedział wszystko”, „POGRZEB: Mateusz Murański Ostatni przerażający film 2 godziny przed śmiercią Niewiarygodne”, „ZNAMY PRZYCZYNY ŚMIERCI MATEUSZA MURAŃSKIEGO!”, „Przyjaciel Murańskiego zabrał głos w sprawie jego śmierci. Nie do wiary co powiedział”, „Na co umarł Mateusz Murański? Zapraszam na podcast!” (pisownia oryginalna).

Przed nimi pojawiają się reklamy, a materiały są często monetyzowane. Wciąż nic nie wiadomo o przyczynach śmierci, a pogrzeb odbędzie się w przyszłym tygodniu. YouTube nic jednak nie robi z tysiącami takich filmików, które notują olbrzymie wyświetlenia.

Trudno też przeglądać TikToka i nie trafić na materiał o śmierci Mateusza. Osoby, dla których ten temat jest triggerujący i nasila lęki, wywołuje ataki paniki albo napady lękowe – praktycznie nie mogą uniknąć kontaktu z tymi materiałami. Mogą już po ich pojawieniu się kliknąć, że ich to nie interesuje – ale to nie daje pewności, że kolejny materiał o śmierci Mateusza im się nie ukaże. Nie one o tym decydują.

Na czyjej śmierci dziś zgarniemy zyski?

W Google Trends na pierwszym miejscu w zestawieniu „zyskujących ostatnio popularność” nazwisko zmarłego jest na pierwszym miejscu, z ponad 2 mln wyszukań. Portale, które szybko wychwyciły wiadomość i pierwsze ją ogłosiły, święcą triumfy. Te, które skontaktowały się z influencerami i dostały od nich wypowiedź, tworzą kolejne artykuły z dopiskiem „Tylko u nas” albo „Exclusive”. To większa szansa na cytowania.

Wiem, jak to działa, bo sama pracowałam w portalu – na kolegium redakcyjnym dziennikarze szukali śmierci znanych osób, a nawet szli na ich pogrzeby, by robić zdjęcia rodzinie – bo to się klika. Dzień bez śmierci znanej osoby albo afery był krytykowany przez właścicieli portalu jako mało produktywny.

Każda reakcja influencera na tę informację to może być osobny artykuł, który zapewni kliki i portalowi, i influencerowi. Na stronach portali cała strona główna jest poświęcona artykułom o tej śmierci. To ciągłe spamowanie informacjami na ten temat. Osobny artykuł ma nawet informacja, że nie ma żadnych dodatkowych informacji. Zdarza się, że z jednego stories na Instagramie powstaje kilka artykułów na jednym portalu.

Następnego dnia inny zawodnik freak fightów, Paweł B., został złapany podczas prowadzenia samochodu mimo zakazu i trafił do więzienia na dwa lata, by odbyć wyrok za oszustwa. Na ostatniej gali High League walczył z Mateuszem Murańskim. Portale piszą o tym: „Rywal Mateusza Murańskiego zamknięty”. Dzięki temu artykuł trafia do trendów.

Ten rywal w trakcie konferencji powiedział do Mateusza: „Możesz skończyć nawet ze sobą, jak chcesz, kurwa”. Nagranie nadal krąży po TikToku.

Kocham Totohoker i Kitty Tease. I Maksyma Wołczyka też

Pojawiły się poważne komplikacje (są nimi nagłówki portali)

Jastrząb Post pyta celebrytów na ściance o tę śmierć. Zamieszcza wideo z gali pod tytułem: „Tak zmarł Mateusz Murański? Marietta ujawnia, jak doszło do tragedii”. Artykuł otrzymuje jeszcze mocniejszy tytuł: „Mateusz umarł podczas imprezy. Marietta z Hotelu Paradise jako pierwsza odważyła się ujawnić nowe szczegóły tragedii. TYLKO U NAS”.

Celebrytka wprost mówi, że nie ma pojęcia, jakie były powody śmierci, i nie znała Mateusza, tylko coś tam słyszała, ale się nie orientuje. Portal stworzył z tego historię samobójstwa w trakcie imprezy. Ani samobójstwo, ani impreza nie są potwierdzone. Dodatkowo celebrytka mówi o tym, że jeśli to samobójstwo, to „słabość człowieka”. Ten wywiad po prostu nigdy nie powinien się ukazać – powiela niesprawdzone fake newsy i przedstawia zjawisko w bardzo krzywdzący sposób.

Ale ponieważ był to jeden z pierwszych materiałów na ten temat, w dodatku zawierał same niesprawdzone plotki – rozszedł się bardzo szeroko, a ludzie komentowali go, jakby miał cokolwiek wspólnego z prawdą. Jastrząb Post w kolejnym artykule na ten temat pisał z dumą: „Wywiad, który przeprowadziła reporterka Jastrząb Post, Karolina Motylewska, odbił się tak szerokim echem, że dotarł nawet do prokuratury w Gdańsku”. Wyobrażam sobie tę radość w siedzibie portalu, gdy ich tekst wygenerował takie zasięgi.

Oczywiście prokuratura ostatecznie zanegowała te pogłoski. „Nic mi na ten temat nie wiadomo” – mówi prokuratorka „Faktowi”, który zdecydował się je sprawdzić, co portal Jastrząb Post powinien zrobić przed puszczeniem materiału. Podobnie jak inne materiały w serwisie na ten temat jest to po prostu nekroporno. Epatowanie śmiercią i lękiem przed nią, chora ekscytacja związana z tragedią i traumami, jakie odciska na ludziach.

Z doświadczenia w pracy w portalu wiem, że takie ujmowanie spraw przynosi zyski. Z własnej nerwicy wiem, że to utrzymywanie organizmu w ciągłym poczuciu stresu i zagrożenia. To jakby co chwilę ktoś krzyczał ci do ucha „śmierć, śmierć, śmierć”. To ciągłe triggerowanie czytelnika, atakowanie go i stawianie w poczuciu zagrożenia, jak na polu walki. Nie ma żadnych wątpliwości, że to przyciągnie do ekranu – bo jest intensywne, trudne i tragiczne, wywołuje więc skrajne emocje. Nie ma też żadnych wątpliwości, że źle wpływa na zdrowie psychiczne. Coś za coś: zyski za zaburzenia psychiczne, taka jest logika właścicieli portali internetowych.

Po co nam miłość, kiedy mamy lajki?

Konkurs na najlepsze kondolencje influencera

Kanały newsowe i publicystyczne na YouTubie wrzucają tę informację obok plotek ze świata freak fightów o kłótniach influencerów. Na przykład u Revo na okładce widnieje wielkie, czarno-białe zdjęcie Mateusza, w tytule informacja o jego śmierci. Stalowy Szok, kanał o budowaniu mięśni, tworzy kilkuminutowy filmik, by przekazać informację. Włącza także reklamy. Jedynie Konopskyy przy newsach nie wstawia wielkiego zdjęcia Mateusza i clickbaitu, za to w materiale podaje dokładną nazwę narkotyku i o nim opowiada. Każdy influencer musi się wypowiedzieć na Twitterze i Instagramie, mimo iż żaden nie ma pojęcia, co było przyczyną śmierci, i nie miał kontaktu z mężczyzną, a wielu z nich krzyczało wspomniane hejterskie hasła.

Dosłownie kilka sekund po gruchnięciu informacji o śmierci napisała do mnie jedna z redakcji newsowych. Niedługo później – druga. Media piszą do influ z prośbą o wypowiedź, bo śmierć się klika i popularne nazwiska też się klikają. Ale każda taka wypowiedź, zwłaszcza opublikowana bez autoryzacji i z „podkręconym” tytułem, to materiał na kolejny artykuł albo całą ich serię.

Marcin Najman jeszcze w wieczór tragedii przyjął zaproszenie do rozmowy w mediach i apelował do ludzi, żeby byli odpowiedzialni za wypowiadane i pisane przez siebie słowa. Tymczasem gdy niedługo wcześniej Mateusz Murański trafił do szpitala, Najman nazywał go idiotą i żartował, że lekarze zamkną go w kaftan, gdy zobaczą, z kim mają do czynienia.

Daniel Magical, były zawodnik Fame MMA, robi stream o nazwie „Magical ekipa murański” i nagrywa TikToka. Jaś Kapela za wypowiedzi o śmierci Murańskiego został zbanowany na Twitterze. Konrad Niewolski, reżyser, z którym inni influencerzy z freak fightów współpracowali, by „obnażyć” zło Murańskich i nakręcić na ten temat film, wstawia post „1/3” i informuje, że „to dopiero początek”. Chodzi o ojca, syna i matkę – odszedł jeden z Murańskich, pozostało dwoje. W jednej ze swoich stories pisze: „Śmierć to dopiero początek… prawdziwy koszmar zaczyna się po drugiej Stronie. Witamy w krainie, w której tylko twoje grzechy znają twoje imię… REST IN HELL”.

Odmówiłam mediom odpowiedzi na ten temat i napisałam, że lepiej udostępnić telefony zaufania. Nie chciałam uczestniczyć w tym żerowaniu na śmierci.

„Umarł? Przykro, ale mam nadzieję, że zdążę zarobić miliony”

Federacje, których zawodnicy są wystawiani na pośmiewisko, a hejt na nich jest podsycany, bo daje zasięgi i bardziej angażuje użytkowników niż sympatia – piszą wyrazy współczucia i kondolencje. To właśnie na nagonce na Murańskich były generowane zyski w trakcie promowania ich walk. I dlatego federacje tak lubiły ich kontraktować: bo byli nienawidzeni, wyszydzani, poniżani i robili „dymy” – czyli reagowali na przemoc (a czasem też napędzali ją wobec innych). To za to płacili ludzie: by obejrzeć upokarzanego człowieka.

Malik Montana, włodarz High League, federacji, w której walczyłam ja i Murański, na streamie powiedział, że przykro mu, ale każdy z nas ma w dniu narodzin zapisaną śmierć, a on sam ma nadzieję, że zdąży jeszcze zarobić miliony. Zrobił to pomiędzy jedną a drugą wstawką promującą swoją nową płytę.

Kasjo, włodarz federacji Prime MMA, na której także walczył Mateusz, zwracał się do widzów, żeby nie hejtowali, choć sam słynie z obrażania i wyzywania ludzi. Konrad Skolimowski, inny zawodnik freak fightów, opublikował duży post z kondolencjami i mocnym głosem o tym, w jaki sposób takie federacje wyniszczają zawodników: „Mam nadzieję, że dzisiaj otworzą się oczy, jak chory i tandetny jest świat freak fightów. Właśnie zebrał dziś swoje żniwo. Dla włodarzy najważniejsze są DYMY. Gdzieś za tym hejtem i wyzwiskami stoi człowiek. Ile ludzka głowa jest w stanie wytrzymać!!!”.

Skolimowski kończy, przypominając, że nadal czeka na wypłatę od Prime MMA. Odpowiedział mu jeden z ludzi zaangażowanych w tworzenie Prime MMA, Paweł Jóźwiak, obiecując, że przy najbliższym spotkaniu wypłaci mu „liścia wychowawczego”. „Jakim zerem trzeba być, żeby wykorzystywać śmierć i ludzką tragedię do wylewania swoich żali” – powiedział.

Influencerzy, którzy wcześniej pisali posty z hasztagiem #jazdazmuranami, składali kondolencje i wspominali wspólne chwile. Denis Załęcki, zawodnik freak fightów, który walczył na tej gali co Mateusz, wrzucił relację: „I jak hejterskie k****? Zadowolone? Ubliżanie, poniżanie to dla was dziś chleb powszedni. Brak słów. Ogromne wyrazy współczucia dla bliskich! Trzymaj się, Mateusz!”. Denis Załęcki na konferencjach bił ludzi, wyzywał ich, zastraszał i groził im.

„Myśl pozytywnie” – zaleca Anna Lewandowska. Łatwo myśleć pozytywnie, gdy ma się miliony na koncie

Równi i równiejsi hejterzy

Ludzie, którzy sami napędzają hejt i na nim zarabiają, nagle nawołują ludzi do niehejtowania. To zwykłe zabezpieczenie, „dupochron” – albo wycinanie potencjalnej konkurencji. Tylko włodarze i celebryci mogą zarabiać na hejcie, a hejt zwykłego człowieka jest be i śmiercionośny?

Hejt na konferencjach nie różni się niczym od tego, który wylewa się w komentarzach. Nie jest jakimś lepszym, bardziej prestiżowym hejtem, bo odbywa się na scenie. Jest tym bardziej niebezpieczny – normalizuje nienawiść. A gdy hejt jest znormalizowany, a wręcz urasta do rangi działania podziwianego – jak w przypadku Amadeusza Ferrariego czy Pawła Bomby, którzy biją czy grożą śmiercią, pobiciem lub gwałtem, dzięki czemu wyrastają na gwiazdy freak fightów – to ludzie będą go bezwzględnie używali.

Szkoda, że freakfightowi decydenci nie piętnują podobnych zachowań, wpływając na swoich zawodników, np. przez kary finansowe. To zawodnicy mają wpływ na miliony ludzi, którzy dzięki nim mogą uznawać hejt albo za wyraz zajebistości i pewności siebie, albo za wyraz bycia żałosnym krzywdzicielem. Na razie dominuje to pierwsze, a obecne frazesy to tylko fasada i ochrona przed podważeniem istoty biznesu wartego miliony złotych.

Staśko: Będę się bić w MMA, żeby pomóc ofiarom przemocy

Wysłuchajcie nas

Nie wiadomo, jak sobie radzić z emocjami w tak toksycznej przestrzeni. Dzieci na Robloxie przeżywają tę śmierć, urządzając mszę za duszę Murańskiego. Spotyka je za to hejt. Znajomi Mateusza z branży wrzucają zdjęcia z nim – reakcja jest podobna. Nie ma dobrego sposobu. Ja udostępniłam numery pomocowe, przez co spotkałam się z hejtem, że „żeruję” na tej tragedii. Z kolei Anna Maria Żukowska wypomniała mi, że nic o tym nie napisałam. Jako osoba, która pomagała mi zgłaszać hejty i widziała, z czym się mierzę i jak to przeżywam – może sama rozstrzygnie, czy to było ok.

Błagam, wysłuchajcie osób, które mówią o niebezpieczeństwach cyberprzemocy i zarabiania na niej. Wysłuchajcie Sebastiana Fabijańskiego, który mówi, że ściek hejtu doprowadza do śmierci. Wysłuchajcie mnie, gdy płaczę na streamie, że boję się wychodzić z domu po groźbach śmierci i masowej nagonce. Wysłuchajcie Agaty Fąk, która mówi, że przez nękanie w sieci miała myśli odebrania sobie życia. Wysłuchajcie Julii Pelc, która na waszych oczach próbowała odebrać sobie życie. Wysłuchajcie Adriana Polaka, który mówił, w jaki sposób włodarze zachęcają do agresywnych zachowań i porzucenia psychoterapii, bo ona uspokaja i stabilizuje człowieka, przez co staje się „nudny” i nie robi dymów. Wysłuchajcie Dawida Ozdoby, który opowiadał, jak hejt doprowadził go do depresji.

Od dwóch dni mam ataki paniki i wymiotuję. Nie chcę, by to było o mnie, dlatego wspominam o tym na końcu: to mogłam być ja. Mogłam być Mateuszem Murańskim. I nie tylko ja. Tak działa potężny, wszechogarniający system nowych mediów, w którym zyski, zasięgi, lajki są ważniejsi niż ludzie.

Błagam, zróbmy coś. Nie chcę następnej ofiary.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maja Staśko
Maja Staśko
Dziennikarka, aktywistka
Dziennikarka, scenarzystka, aktywistka. Współautorka książek „Gwałt to przecież komplement. Czym jest kultura gwałtu?”, „Gwałt polski” oraz „Hejt polski”. Na co dzień wspiera osoby po doświadczeniu przemocy. Obecnie pracuje nad książką o patoinfluencerach.
Zamknij